Wiódł zwyczajne życie. Tak mu się zdawało. Rodzice już dawno pomarli. Z bratem nie utrzymywał kontaktów. Ktoś mu ostatnio przy barze napomknął,ze widział Edgara w Marsylii, jakaś kobieta zapewniała ,że na pewno wyjechał do Kanady. A niewiele go to obchodziło.
Mieszkał w małym mieszkaniu, okno wychodziło na ślepą ścianę, ale czynsz był niski. Z emerytury jakoś się utrzymywał. Oszczędzał na lekarzach. Sąsiadka gderała nieraz, że ten jego kaszel to nic dobrego. Wieczorem wracał zawiany do swej mansardy, padał na łóżko. Rano karmił gołębie, potem szedł na dół, pił kawę w bistro. Patrzył na ulicę, ktoś się przysiadł, czasem jakiś stary znajomy. Czy żałował czegoś? Może jedynie tamtych oczu dobrych, które tak ufnie w niego patrzyły, tamtych dłoni ciepłych, gdy gładziły mu włosy...Już sam teraz nie pamiętał, dlaczego ją zostawił. Był na wojnie, potem na statku. Miał tylko jej zdjęcie. Nosił je zawsze przy sobie. Jej oczy na fotografii też już zszarzały i wyblakły. Wyszła za mąż, długo czekała na niego. Potem już nikogo nie szukał, tylko jakieś przygodne znajomości.
Wieczór był chłodny, jesień się panoszyła...Czas do domu, gdzie nikt nie czeka.
2018
zdjęcie- galeria internetowa