Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


sobota, 17 czerwca 2023

Starsza kobieta przed sklepem

                  

W kamienicy na dole zlikwidowano kwiaciarnię. Pojawiła się tabliczka informująca o wynajmie lokalu. Niebawem nastąpiła metamorfoza, w miejscu kwiaciarni powstał sklep spożywczy, nie był nawet mały. Miał dość duże zaplecze i sporo miejsca wewnątrz. Szybko  lokal zaczął prosperować. W tej części miasta potrzebny był taki właśnie "spożywczak"- gdzie wpada się rano po chleb, mleko i najpotrzebniejsze rzeczy. Do sieciówki było daleko , a na osiedlu zawsze te małe sklepy się sprawdzają. Właścicielami byli młodzi ludzie, żyli w związku małżeńskim od trzech lat, czekali na pojawienie się potomstwa. Po paru miesiącach kilkaset metrów dalej powstał podobny sklep. Miejscowi nieco dziwili się, że ktoś porywa się na zakładanie lokalu  o podobnej ofercie w tak bliskiej odległości. Też założyli go młodzi ludzie, dostali kredyt, sklep był mniejszy, ale po drobnych przeróbkach okazał się być dość funkcjonalny. Zatem handel kwitł – i w jednym, i w drugim.

Pomiędzy i przed  kamieniczkami stały ławki, często gościli tam panowie posilając się mocnymi trunkami, ale była jedna ławka w cieniu starego orzecha, gdzie lubiła od wiosny do jesieni przesiadywać mieszkająca w pobliżu  sklepów starsza kobieta. Wszyscy okoliczni ją znali, głównie z widzenia, rozmawiała chętnie , przesiadywali  inni obok , nie czepiali się jej pijaczkowie, a nieraz potrafiła i ich ofuknąć , gdy jakiś próbował z nią wdawać się w dziwne dyskusje. Ona była zawsze promiennie uśmiechnięta, wiele wiedziała o wszystkich, miała dar wsłuchiwania się w czyjeś słowa, o sobie wiele nie mówiąc. Potrafiła pogłaskać jakieś maleństwo, pogaworzyła z dziećmi.

Obserwowała dwa nowe sklepy. Uprzejmie kłaniała się tym pierwszym i  drugim. Widziała, jak brzuch właścicielki (tej od wcześniej powstałego sklepu)  robi się coraz większy. Młoda kobieta wreszcie przestała przyjeżdżać  do pracy, mąż został sam. Nie mieli jeszcze możliwości, by kogoś zatrudnić.

Kobieta w cieniu drzewa pochylona niby nad gazetą , mrużyła oczy, by przyjrzeć się , kto zmierza i dokąd.  Rozpoznawała w lot klientów. Wykonywała charakterystyczny gest – ot, zwykłe wzruszenie ramion, skrzywienie ust, ni to poruszenie głową w jednym kierunku… Wszyscy widząc te kody dziwne odczytywali je w lot i pędzili do sklepu- tego mniejszego, który powstał niedawno , pomijali podobny, w którym na placu boju został sam właściciel, czasem pomagali mu teściowie. Człowiek się bardzo starał, dołączył kącik prasowy,  artykuły chemiczne. Wystawił przed sklepem spory szyld. Nic to nie dawało, znikali klienci, którzy początkowo tylko u niego zaopatrywali się. W końcu pojawiało się kilka osób w ciągu dnia, latem sytuację ratowały lody.

Kobieta na ławce czasem swym miłym głosem pytała go o żonę, czy już urodziła. Kazała pozdrowić. A on coraz cięższym krokiem zmierzał do swego sklepu. Przy ławce raz posłyszał rozmowę kilku osób rozprawiających z wysiadującą dziwną staruszką, że ten drugi sklep jest super, taki niewielki, a ile towaru i ponoć mają dostać koncesję, ma być alkohol.

- A ten, niby większy, a nie stać ich nawet na personel, oferta taka jak w tym małym, a nawet słabsza- perorowała jedna z klientek. -Tak, tak, ma pani rację- ktoś przytakiwał.

Któregoś dnia przyszedł do właściciela słabiej zarabiającego sklepu właściciel nieruchomości.

- Wie pan, widzę, że nie idzie panu tu ten interes…

Młody człowiek smutno opuścił  głowę.

- Nie pan , nie pan ostatni. Wiem, że to ciężko. Sam kiedyś prowadziłem sklep, teraz mam emeryturę, wynajmuję . Widzę , jak pan się szarpie. Panie, jak piwska tu nie będzie, handel się nie rozwinie. A tym obok przecież nie zabroni nikt, by zamknęli swój biznes. Sam nie rozumiem, dlaczego w tej klicie idzie im lepiej.

W odpowiedzi młody handlowiec wzruszył ramionami.

Pożegnali się, ustalili formę rozliczenia się, umówili na konkretny dzień. Właściciel  lokalu obiecał, że da znać, jak będzie wiedział, o jakiejś pracy.  Potem już ostatnie etapy sprzątania. Zakurzone półki wyczyszczone, półki… Wieczorem  opuszczający lokal padł w fotelu na zapleczu, już  rozmontował kamery , ale jeszcze zerknął na zapisy. Oglądał  od samego początku, chłodne oko zarejestrowało coś dziwnego. Mężczyzna patrzył z otwartymi ustami na kobietę – tę miłą babcię, jej  gesty, po których ludzie szybko kierowali się do konkurencji nieopodal. Oglądał minuta po minucie… Suka – pomyślał. Podła baba,  jaki w tym miała interes?! To ona nas zniszczyła! Już chciał wstać i pognać do niej, potrząsnąć tą miłą , uśmiechniętą jak laleczka kreaturą. Opanował się jednak. Pozamykał wszystko , złożył resztę rzeczy, które zamierzał  zabrać samochodem dostawczym.  Miał do kogo wracać, czekała żona i maleństwo. Poszukam pracy. Damy radę-pomyślał.

………………………………………

Minęło parę miesięcy. Do kobiety na ławce, która siedziała pod swoim ulubionym drzewem , podeszła właścicielka sklepu, który wciąż dobrze prosperował, a babcia robiła mu żywą reklamę.

- Proszę pani, mam przykrą wiadomość. Musimy wyciąć drzewo, mamy zresztą pozwolenie, ten lokal na dole będzie nasz , już przebijamy ścianę. Powstanie może bar. A  pani ławka stoi tu ta naprawdę bezprawnie. Będzie musiała pani znaleźć sobie jakieś inne miejsce, gdzieś bardziej w pobliżu pani kamienicy. To prawie o sąsiedzku.

Starsza kobieta patrzyła zaskoczona na trajkoczącą młodą osobę, która rzuciła jej na odchodne

- Żegnam, zapraszam do sklepu.

- Dziękuję- wymamrotała babcia. – Już się stąd zabieram. Wstała, uśmiech zniknął. Szła powoli i ociężale po schodach , które skrzypiały wtórując stukotowi laski.

Sklep opuszczony przez pechowych przedsiębiorców teraz stał się  w zakładem pogrzebowym, w którym można było zamawiać wyroby na ostatnie pożegnanie. Piękne gadżety, stroje. Kobieta mile obsługiwała klientów, podawała katalog, sprowadzała zamówione towary. Była duża oferta trumien. Interes się kręcił. A kobieta z laską nie miała już ławki, rzadko schodziła na dół.

Katarzyna Woś, czerwiec 2023

zdj. tapetus