Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


czwartek, 13 czerwca 2024

Mam psa





Cieszyła się tego dnia, gdy otrzymała decyzję o możliwości odejścia na wcześniejszą emeryturę. Spoglądała za siebie, widząc budynek, do którego zmierzała przez większość swego dorosłego życia. Chciała już stamtąd uciec. Gnało ją jeszcze coś- poczucie wciąż nasilającej się niechęci do wykonywanych zajęć. Nie, to nie było to samo miejsce , gdy przyszła tu po studiach- pełna zapału, wigoru, optymizmu. A potem, kiedy już nabrała pewnej wprawy, umiała już wiele, inni szukali u niej porady. Czuła wtedy, że jest we właściwym miejscu, wypełniała obowiązki z ogromną satysfakcją. Ze strony koleżanek, kolegów, przełożonych też szła ta dobra energia. Czuła się spełniona. Pomińmy rodzaj wykonywanej przez bohaterkę pracy. Rozmyślała jedynie nad tym- już teraz po latach – że człowieka można zniszczyć- na wszelkie sposoby. Nic nie może wiecznie trwać- jak w piosence. No i przyszła ogromna zmiana – reforma, nowy pryncypał. Nowe zasady, nowe porządki lub raczej nieporządki. Niby wszelkie zajęcia te same, ale… Jedni głośno wyrażali swoją dezaprobatę, inni zaś już z góry przewidując , czym może to skończyć się, nie wygłaszali niewygodnych haseł- dopasowywali się jak kameleony do tła. I nagle – też nowe obce twarze, nowe dziwne relacje, poszeptywanie po kątach, jakieś kliki, grupki, ludzie ucinali rozmowy na forum. Z dnia na dzień czuła, że patrzy na nią oko niby wielkiego brata, współgrające z nagle mało rozmownymi koleżankami. Pytała się ich naiwnie, co się dzieje, ale nie mogła usłyszeć sensownej odpowiedzi. Myślała, że śni jakiś zły sen, że to jakaś chwilowe zawirowanie. Jednak dzień po dniu sen i koszmar stawał się jawą. Od szefa słyszała na forum i w jego gabinecie, że wszystko, co ona robi- jest złe, nie do przyjęcia, wskazywał jakieś słupki, mówił o normach. Jeden słowotok, ale nic konstruktywnego. Zaczęła głośno i bez ogródek domagać się fachowej oceny, nie bełkotu. Znała swoje obowiązki i wiedziała, że ten człowiek nie ma żadnej fachowej wiedzy. Nie omieszkała dać mu tego do zrozumienia. Była więc reprymenda i nawet upomnienie na piśmie. Nikt wtedy nie wsparł jej, wszyscy unikali jej spojrzenia, opuszczali miejsce, gdzie zbierali się na kawę podczas przerw w pracy. Czuła się jak trędowata. Schodziła z niej energia jakby ktoś przekłuł piękny balon wielką , ostrą szpilką. Trwała w marazmie kilka lat, poszła do sądu. Pyrrusowe zwycięstwo, bo było zwycięstwo. Ale nadal zimne spojrzenia tych ludzi odmienionych jakby ktoś ich zaczarował. Dawni znajomi uciekli wcześniej na emeryturę, część znalazła pracę, gdzie indziej. Zastanawiała się po latach , po co tkwiła w tym chorym układzie. Kiedy już postanowiła odejść, zaczęły się zmiany , niby na lepsze. Jednak pozostał ten ciągnący się za nią dziwny klimat , opinia zszargana–To ta, co tam się po sądach włóczyła, to ta, a to ta- chyba trochę stuknięta. Inne dawne znajome osoby zapewniać ją zaczęły o swej lojalności, że co tam one znaczyły, że też bały się utraty pracy- wysłuchiwała niby przeprosin. -Tak, tak-rozumiem was- mówiła siląc się na zrozumienie. Przylgnęło do niej miano osoby trudnej we współpracy, prowokatorki. Słuchała, rozmawiała, ale niesmak został. Jej dziadek by podsumował, że gówno zostało…albo mleko się rozlało. Zebrała wszelkie dokumenty i czując się wolna jak ptak, pożegnała się z pracą. Wolna. Pierwsze miesiące wydawały jej się długim urlopem, nie narzekała. Pomagała matce. Ta już w podeszłym wieku radziła sobie nawet dobrze, pojawiały się tylko czasem drobne kłopoty z nogą. Pomagała przy wizytach u lekarza. Pamięć jednak matce nie szwankowała. Starsza pani miała więcej towarzystwa niż jej córka. Prowadziła aktywny tryb życia. Był jeszcze brat. Mieszkał w sąsiedniej miejscowości, zatem matka chętnie wyjeżdżała nieraz do niego, do wnuków, prawnuków.
A ona- ta niby wolna jak ptak, nagle poczuła, że zamknęła się w klatce swoich czterech ścian, w klatce swoich wspomnień, rojeń i myśli. Otoczona wokół jakimiś młodymi ludźmi słuchającymi ryczącej muzyki. Szczególnie w weekendy nie dawało się wytrzymać, ale nikt nie reagował. Nikomu to nie przeszkadzało. Ona też postanowiła już nie podejmować kolejnej walki.
Czasem zadzwoniła kuzynka, czasem koleżanka z pracy- w zasadzie jedyna z całej dawnej grupy. Potem i ona coraz rzadziej się odzywała. Ludzie ze studiów gdzieś w świecie rozsiani. Mąż, który odszedł do innej, nie utrzymywał z nią kontaktu. Nie miała nawet o to do niego pretensji. Nie była wzorową żoną. Krótko trwał ich związek, żyła wówczas pracą. A teraz stała przed lustrem, patrzyła na swoje zmarszczki , na zapadające się usta, blaknące oczy. Wolna? Ja jestem wolna? Gdzie teraz wyjadę? Mogłam to dużo wcześniej zrobić. Polecieć na drugą półkulę A teraz za późno na takie plany Co ze sobą zrobię?- pytała samą siebie. Sanatorium? Babcie pląsające na parkiecie. Już to widziała. Towarzyszył jej tylko wiernie pies, który chyba najbardziej cieszył się ze stałej obecności pani. Oglądała swoje ubrania- niektóre bardzo eleganckie. Dla kogo i z jakiej okazji miałaby się w nie ubrać? Dalsza rodzina nigdy jakoś jej nie zapraszała, częściej matkę i brata. Zaczynała popadać w jakieś depresyjne nastroje . Nie miała ochoty na nic. Próbowała uczestniczyć w zajęciach pewnej grupy, poznała ich na znanym portalu. Nawet spotkali kilka razy, chciała więcej się wkraść w łaski tego towarzystwa, ale powoli i stamtąd ją usuwano. Jej propozycje początkowo przyjmowane z entuzjazmem, nagle odrzucano, nikt nie reagował, nie wstawiał komentarza, a spotkanie w realu stawało się powoli nierealne. Chciała rozwijać swoją pasję, ale samotnie trudno było to wykonywać. Oni wyjeżdżali, wstawiali fotki, podziwiali swoje prace. Jej prac nie zamieszczano, administrator wiecznie czegoś się czepiał. W końcu nic nie zostawiała tam. Znów odrzucenie. Znów izolacja. Ale – dlaczego? Pewnie jakieś odpryski przeszłości , może ktoś ją skojarzył z aferą niegdyś zakończoną w sądzie. Świat jest mały. A środowisko też zawężone, na pewno nieraz w plotkach , dyskusjach pojawiała się jej osoba i ta afera. No, tak. Walczyła, wygrała, jak ten w opowiadaniu Hemingwaya. Wygrał. I co? Wrócił z gnatem ryby, poturbowany. Zwycięzca- tylko jakim kosztem? Pisała coś tam na swoim profilu, ale zauważyła, że teraz więcej się ogląda niż czyta. Obrazki częściej były obsypywane polubieniem.
Powoli zaczynała przyzwyczajać się do samotnej wolności. Brała nieraz dodatkowe prace- zlecenia, takie dorabianie do emerytury, ale z czasem i to ją przestało interesować. Matka , kobieta po osiemdziesiątce- mówiła jej wciąż- no, rób coś, rób… Idź, nie siedź tu, jedź …
Tak, pojedzie sama z psem w miejsce , gdzie można go zabrać. Tylko tam. Znajomi , którzy oferowali wspólny wyjazd, oznajmili, że z ważnych powodów muszą zrezygnować. Tak, tak- potakiwała ze zrozumieniem. Inna koleżanka znów twierdziła , że będzie miał gości, że zjedzie rodzina…Tak, każdy ma swoje życie, swoje plany. Nie brano pod uwagę jej osoby , a tym bardziej psa. Samotna, zdziwaczała, bez rodziny, gadająca coraz częściej z psem. Tylko z nim.
zdj. własne