Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


niedziela, 2 lutego 2025

Poczekalnia

Znów poczekalnia. Kolejka przy rejestracji, nawet spora grupka się zebrała. Przy gabinetach już z numerkami i przydzieleni na określoną godzinę oczekiwali pacjenci sami lub z opiekunami. Tu przyjmował reumatolog, neurolog, ale i lekarz rodzinny. Młoda dziewczyna , chyba z babcią czy matką  wkroczyła z impetem, tupot ciężkich glanów i echo rozmowy słychać było już z końca  korytarza. Przywitała się entuzjastycznie z oczekującymi. Ci dość niemrawo coś mruknęli pod nosem. Ta kazała podopiecznej usiąść i czekać, sama po krótkiej wymianie informacji stanęła w ogonku. Jedna z kobiet przypatrywała się dziewczynie. Wymieniły uśmiechy. Gawędziły chwilę, póki kolejka jeszcze stała w miejscu. Znów ktoś wyszedł z gabinetu, doktor też wybiegł , coś jeszcze ustalał z pacjentką na korytarzu. Panie w okienku znane były ze swej dziwnie pojętej obowiązkowości. Trzymały się ściśle określonych reguł, nie dawały czasem dojść do słowa pacjentowi, gdy ten usiłował coś wytłumaczyć. Powtarzały jak automaty swoje wyuczone formułki…Nadgorliwość jest czasem gorsza od faszyzmu- jak ktoś tam kiedyś powiedział. Tu ta zasada też miała zastosowanie. Lekarz wrócił, poprosił kolejną osobę. Kolejka drgnęła. Znów czekanie. Stukot klawiszy komputera. Na regale stały kwiaty, można było  z okna podziwiać panoramę miasta, daleko rozciągały się osiedla. Przychodnia była w starej części miasta, dość wysoko i malowniczo położonej.

Nagle przy okienku pojawił się starszy pan. Stukał lekko laską w posadzkę, miał na sobie cienki płaszcz, zdjął go powoli. Ktoś usłużnie pomógł mu i  powiesił ubranie na wieszaku. Starszy człowiek uśmiechnął się kiwając głową w podziękowaniu. Szukał czegoś w kieszeniach marynarki. Chyba okularów. Nie wyglądał najlepiej . Ciężko oddychał, na skroni widać było strużki potu. Ocierał je małą kraciastą chusteczką. Wszyscy w poczekalni ustępowali mu miejsca, proponowali , by usiadł. Wzbudzał ten człowiek przypływ uczuć- jakiś magnetyzm połączony z litością, tkliwością, współczuciem.

Ile biedny musiał się namęczyć , by ten garnitur doprowadzić do ładu. Widać było na nim zagniecenia, stare plamy, jakieś wiszące nitki. Mimo to można było przypuszczać, ze staruszek musiał chyba niegdyś bardzo dbać o wygląd. I na pewno był bardzo przystojny. Nagle wszyscy ożywili się , zaczęli z nim rozmawiać.

- Jak pan tu przyjechał? – zapytała kobieta rozmawiająca wcześniej z młodą od glanów. – Sam? Jest ktoś z panem?

- Nie, jestem sam . Żona nie żyje.  Kuzynka nie mogła, jest w pracy- odrzekł cicho.

- Sam?! Sam pan przejechał? – z niedowierzaniem wykrzyknęła kobieta. Już cisnęło jej się na usta, by powiedzieć, że on ledwo stoi! Jak miał siłę dotrzeć tutaj, bo jeszcze wymienił nazwę  dzielnicy odległej dość. 

- Wziąłem taksówkę. – No nagle jakoś źle się poczułem, a pogotowie teraz by pewnie nie chciało przyjechać. Kazaliby mi iść do przychodni, a wieczorem na SOR…A mi tak jakoś duszno dzisiaj.

- Jezu drogi, żeby człowiek w takim wieku musiał tłuc się po mieście taksówkami, żeby lekarz nie mógł przyjechać do niego. Po co pracować, odkładać te cholerne składki, a potem stać w ogonku- słychać było zewsząd głosy dezaprobaty dla tego , co oferuje się seniorom.

- Proszę niech pan podejdzie bez kolejki- ktoś kolejny zwrócił się do staruszka.

Wszyscy usłużnie cofnęli się przepuszczając go.

- Słucham?- rzuciła rejestratorka.

- Dzień dobry, ja chciałbym zapisać się, jeśli można do lekarza , może być ten pan doktor, do którego zazwyczaj przychodzę- cicho wyrzucał z siebie słowa starzec.

- Proszę mówić głośniej. Do kogo pan chce?- dopytywała się niemile swoim monotonnym głosem rejestratorka.

- Ja już zapomniałem tego nazwiska lekarza.

- Proszę podać swój pesel , imię i nazwisko!

Mężczyzna podał kobiecie dowód. Ta szukała czegoś zawzięcie , by po chwili oznajmić:

- Nie ma dziś doktora B.-  Nie mogę pana na dziś umówić  ani zapisać na wizytę. Wszyscy mają komplet pacjentów. – Proszę przyjść za tydzień. Doktor B. już będzie , powinien być.

Kobieta zerwała się z krzesła. Zaraz obok niej stanęła dziewczyna w glanach,  pojawił się też chyba jej chłopak. Podtrzymywał staruszka. Nie pozwolili mu odejść, bo już gotowy był ruszyć do wyjścia  w swoim płaszczyku.

- O, nie! Moja pani- wykrzyknęła młoda w stronę okienka. – Widzicie ludzie , jak tu traktuje się starszego człowieka? – Ile odłożył już na składką do ZUS-u ? Całe życie pewnie tyrał i teraz też musi dokładać. A jak oczekuje pomocy, odprawia się go z kwitkiem. – Nie, nie spławi go pani. – Swojego ojca tak by pani potraktowała?

Na te słowa obsługująca rejestrację pokryła się rumieńcem. Miotała się , jakby szukała ucieczki.

Tłum był przy okienku coraz większy. Nagle w gronie ludzi – też chorych, oczekujących na swoje wizyty odezwała ogromna doza buntu. Tak, buntu wobec opieszałości i bezduszności.

- Proszę dobrze raz jeszcze sprawdzić, czy ten człowiek nie może tu w tym wielkim budynku znaleźć lekarza, no proszę.

Rejestratorka  nerwowo mrugała oczami, podniosła słuchawkę telefonu. Po chwili zwróciła się do całej ciżby ludzi:

- Pani doktor J. przyjmie pana.

- O, jednak, czyli jest ktoś, kto może przyjąć tego człowieka, któremu parę minut temu kazała iść do domu i przyjść tu za tydzień- ironizowała młoda patrząc ironicznie na rejestratorkę. Miała ochotę już podnieść palec w odpowiednim geście, ale powstrzymała się.

Ktoś rzucił cicho pod nosem:- Ta, może za tydzień już by go nie było na tym świecie…

Dziewczyna w glanach i jej chłopak prowadzili starszego człowieka do gabinetu, który, jak się okazało był zaraz w pobliżu rejestracji. Drzwi otworzyła przyjmująca tam doktor J. Jak się okazało, nie miała żadnego pacjenta, siedziała zatem , nie wiedząc, że trwa zażarta walka o wizytę.

- Proszę- odezwała się do staruszka eskortowanego przez młodych.

Ci wrócili na swoje miejsce. Wszyscy odetchnęli. Kolejka znów ustawiła się w porządku.

Rejestratorka usłyszała jeszcze parę kąśliwych słów. A młodzi uhonorowani zostali słowami podziwu.

- Wspaniała młodzież , a tak się nieraz na nią narzeka- podsumowała  jedna z oczekujących. – Brawo dla was!

Nie wiadomo, jak dalej potoczyły się losy pana w wymiętym garniturze. Najważniejsze, że ktoś go tego dnia zbadał, może  trafił do szpitala, a może po prostu dostał właściwe leki i diagnozę. Może wreszcie otrzymał pomoc. Może .W tej poczekalni...Cały ten świat to jedna wielka poczekalnia, tylko do czego ona jest?- filozoficznie zapytała siebie  kobieta dzielnie wspierająca akcję młodych. - Na co my tu czekamy? 


grafika- moneypl