Znów poczekalnia. Kolejka przy rejestracji, nawet spora grupka się zebrała. Przy gabinetach już z numerkami i przydzieleni na określoną godzinę oczekiwali pacjenci sami lub z opiekunami. Tu przyjmował reumatolog, neurolog, ale i lekarz rodzinny. Młoda dziewczyna , chyba z babcią czy matką wkroczyła z impetem, tupot ciężkich glanów i echo rozmowy słychać było już z końca korytarza. Przywitała się entuzjastycznie z oczekującymi. Ci dość niemrawo coś mruknęli pod nosem. Ta kazała podopiecznej usiąść i czekać, sama po krótkiej wymianie informacji stanęła w ogonku. Jedna z kobiet przypatrywała się dziewczynie. Wymieniły uśmiechy. Gawędziły chwilę, póki kolejka jeszcze stała w miejscu. Znów ktoś wyszedł z gabinetu, doktor też wybiegł , coś jeszcze ustalał z pacjentką na korytarzu. Panie w okienku znane były ze swej dziwnie pojętej obowiązkowości. Trzymały się ściśle określonych reguł, nie dawały czasem dojść do słowa pacjentowi, gdy ten usiłował coś wytłumaczyć. Powtarzały jak automaty swoje wyuczone formułki…Nadgorliwość jest czasem gorsza od faszyzmu- jak ktoś tam kiedyś powiedział. Tu ta zasada też miała zastosowanie. Lekarz wrócił, poprosił kolejną osobę. Kolejka drgnęła. Znów czekanie. Stukot klawiszy komputera. Na regale stały kwiaty, można było z okna podziwiać panoramę miasta, daleko rozciągały się osiedla. Przychodnia była w starej części miasta, dość wysoko i malowniczo położonej.
Nagle przy okienku pojawił się
starszy pan. Stukał lekko laską w posadzkę, miał na sobie cienki płaszcz, zdjął
go powoli. Ktoś usłużnie pomógł mu i powiesił ubranie na wieszaku. Starszy człowiek
uśmiechnął się kiwając głową w podziękowaniu. Szukał czegoś w kieszeniach
marynarki. Chyba okularów. Nie wyglądał najlepiej . Ciężko oddychał, na skroni
widać było strużki potu. Ocierał je małą kraciastą chusteczką. Wszyscy w
poczekalni ustępowali mu miejsca, proponowali , by usiadł. Wzbudzał ten
człowiek przypływ uczuć- jakiś magnetyzm połączony z litością, tkliwością,
współczuciem.
Ile biedny musiał się namęczyć ,
by ten garnitur doprowadzić do ładu. Widać było na nim zagniecenia, stare plamy,
jakieś wiszące nitki. Mimo to można było przypuszczać, ze staruszek musiał
chyba niegdyś bardzo dbać o wygląd. I na pewno był bardzo przystojny. Nagle
wszyscy ożywili się , zaczęli z nim rozmawiać.
- Jak pan tu przyjechał? –
zapytała kobieta rozmawiająca wcześniej z młodą od glanów. – Sam? Jest ktoś z
panem?
- Nie, jestem sam . Żona nie
żyje. Kuzynka nie mogła, jest w pracy-
odrzekł cicho.
- Sam?! Sam pan przejechał? – z niedowierzaniem wykrzyknęła kobieta. Już cisnęło jej się na usta, by powiedzieć, że on ledwo stoi! Jak miał siłę dotrzeć tutaj, bo jeszcze wymienił nazwę dzielnicy odległej dość.
- Wziąłem taksówkę. – No nagle
jakoś źle się poczułem, a pogotowie teraz by pewnie nie chciało przyjechać. Kazaliby
mi iść do przychodni, a wieczorem na SOR…A mi tak jakoś duszno dzisiaj.
- Jezu drogi, żeby człowiek w
takim wieku musiał tłuc się po mieście taksówkami, żeby lekarz nie mógł
przyjechać do niego. Po co pracować, odkładać te cholerne składki, a potem stać
w ogonku- słychać było zewsząd głosy dezaprobaty dla tego , co oferuje się
seniorom.
- Proszę niech pan podejdzie bez
kolejki- ktoś kolejny zwrócił się do staruszka.
Wszyscy usłużnie cofnęli się
przepuszczając go.
- Słucham?- rzuciła rejestratorka.
- Dzień dobry, ja chciałbym
zapisać się, jeśli można do lekarza , może być ten pan doktor, do którego
zazwyczaj przychodzę- cicho wyrzucał z siebie słowa starzec.
- Proszę mówić głośniej. Do kogo
pan chce?- dopytywała się niemile swoim monotonnym głosem rejestratorka.
- Ja już zapomniałem tego nazwiska
lekarza.
- Proszę podać swój pesel , imię
i nazwisko!
Mężczyzna podał kobiecie dowód.
Ta szukała czegoś zawzięcie , by po chwili oznajmić:
- Nie ma dziś doktora B.- Nie mogę pana na dziś umówić ani zapisać na wizytę. Wszyscy mają komplet
pacjentów. – Proszę przyjść za tydzień. Doktor B. już będzie , powinien być.
Kobieta zerwała się z
krzesła. Zaraz obok niej stanęła dziewczyna w glanach, pojawił się też chyba jej chłopak. Podtrzymywał
staruszka. Nie pozwolili mu odejść, bo już gotowy był ruszyć do wyjścia w swoim płaszczyku.
- O, nie! Moja pani- wykrzyknęła
młoda w stronę okienka. – Widzicie ludzie , jak tu traktuje się starszego
człowieka? – Ile odłożył już na składką do ZUS-u ? Całe życie pewnie tyrał i
teraz też musi dokładać. A jak oczekuje pomocy, odprawia się go z kwitkiem. –
Nie, nie spławi go pani. – Swojego ojca tak by pani potraktowała?
Na te słowa obsługująca rejestrację pokryła się rumieńcem. Miotała się , jakby szukała ucieczki.
Tłum był przy okienku coraz większy. Nagle w gronie ludzi – też chorych, oczekujących na swoje wizyty odezwała ogromna doza buntu. Tak, buntu wobec opieszałości i bezduszności.
- Proszę dobrze raz jeszcze
sprawdzić, czy ten człowiek nie może tu w tym wielkim budynku znaleźć lekarza,
no proszę.
Rejestratorka nerwowo mrugała oczami, podniosła słuchawkę
telefonu. Po chwili zwróciła się do całej ciżby ludzi:
- Pani doktor J. przyjmie pana.
- O, jednak, czyli jest ktoś, kto może przyjąć tego człowieka, któremu parę minut temu kazała iść do domu i przyjść tu za tydzień- ironizowała młoda patrząc ironicznie na rejestratorkę. Miała ochotę już podnieść palec w odpowiednim geście, ale powstrzymała się.
Ktoś rzucił cicho pod nosem:- Ta,
może za tydzień już by go nie było na tym świecie…
Dziewczyna w glanach i jej
chłopak prowadzili starszego człowieka do gabinetu, który, jak się okazało był
zaraz w pobliżu rejestracji. Drzwi otworzyła przyjmująca tam doktor J. Jak się okazało, nie
miała żadnego pacjenta, siedziała zatem , nie wiedząc, że trwa zażarta walka o
wizytę.
- Proszę- odezwała się do
staruszka eskortowanego przez młodych.
Ci wrócili na swoje miejsce.
Wszyscy odetchnęli. Kolejka znów ustawiła się w porządku.
Rejestratorka usłyszała jeszcze
parę kąśliwych słów. A młodzi uhonorowani zostali słowami podziwu.
- Wspaniała młodzież , a tak się
nieraz na nią narzeka- podsumowała jedna z oczekujących. – Brawo dla was!
Nie wiadomo, jak dalej potoczyły się losy pana w wymiętym garniturze. Najważniejsze, że ktoś go tego dnia zbadał, może trafił do szpitala, a może po prostu dostał właściwe leki i diagnozę. Może wreszcie otrzymał pomoc. Może .W tej poczekalni...Cały ten świat to jedna wielka poczekalnia, tylko do czego ona jest?- filozoficznie zapytała siebie kobieta dzielnie wspierająca akcję młodych. - Na co my tu czekamy?
grafika- moneypl