Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


sobota, 29 sierpnia 2020

One ( fragment)

 


(...) Rankiem Anna szykowała się do pracy. Usłyszała pukanie i ku jej zdumieniu w drzwiach ujrzała rzadko widzianą osobę. Owszem, oczekiwała, że może młodsza siostra pierwsza się odezwie, może ją wesprze, ale myślała: jak zawsze ‒ próżne oczekiwanie. Już cisnęło się jej na usta pytanie, czy Zofię sprowadza jakiś interes. Ale ugryzła się w język.

‒ A, cześć, co tam? Dawno cię u mnie nie było.

‒ Tak jak i ciebie u nas ‒ stwierdziła uszczypliwie Zosia.

Anna pominęła ton głosu siostry. Nie działał już, już nie.

Pieszczotliwie wszyscy nazywali ją Zosią, jak małą dziewczynkę. Zawsze Annę to drażniło. Nie wiedziała sama, dlaczego między nimi była taka niechęć. Próbowała to nieraz zmienić, zapraszała siostrę z mężem i dziećmi. Ta jednak za każdym razem znajdowała wymówkę. W czasach szkolnych Anna miała swoje towarzystwo, Zosia swoje. Ignorowała wszelkie próby pojednania. Anna w końcu dała sobie spokój. Między nimi wyrósł wielki mur z niedomówień, tajemnic i niechęci.

Anna popatrzyła na nią bacznie. Ta pod wpływem spojrzenia wstała i zaczęła przechadzać się po pokoju.

‒ Tych obrazów sporo zebraliście ‒ stwierdziła.

‒ Słuchaj, o obrazach może innym razem pogadamy ‒ sprowadziła ją na ziemię Anna. ‒ Śpieszę się do pracy. Ty chyba też masz jakieś obowiązki, jest już dobrze po ósmej.

Nagle wstała, olśniło ją. Ona przyszła napawać się jej klęską! Bo wedle mniemania Zosi, Anna została pokonana przez jakieś tajemne siły.

W istocie, Zosia była nieco zaskoczona dobrym humorem Anny, tym, że starsza siostra wyglądała jak zawsze świetnie. Nie widziała nic z tego, o czym opowiadała matka. Chyba przesadzała z tym załamaniem nerwowym Anny. Zofia widziała Ankę w czasie śniadania wielkanocnego, ale prócz zdawkowych uwag, nie rozmawiały, zresztą sama pojechała zaraz do rodziców męża. Przyszła teraz, bo poprosiła ją o to matka.

‒ I co? Jesteś zawiedziona? – Anna czytała w jej myślach. ‒ Myślałaś, że zobaczysz tu pustą chałupę, mnie w stanie nędzy i rozpaczy. A tu takie rozczarowanie ‒ ironizowała. ‒ Pani dyrektor zawiedziona. Nie bój się, nie będę cię odwiedzać. Nie, nie porwę ci męża. Zresztą, zawsze na mnie leciał. ‒ Anna się zaśmiała. ‒ Nie w moim typie, nie obawiaj się – wyzłośliwiała się i dalej pastwiła nad Zosią: ‒ Leć, udowadniaj całemu światu, jaka to ty jesteś wspaniała, nie do pokonania, wiecznie „dygająca ucennica”… Odechciało mi się bawić z tobą w rywalizowanie już dawno temu, spódniczka już za ciasna.

Zosia patrzyła ze zdumieniem na siostrę. Wreszcie wydusiła z siebie:

‒ Nie poznaję cię. Jesteś wulgarna.

‒ Wulgarna? Szczera jestem! A znałaś mnie w ogóle? Idź teraz poskarż się tacie, jaka jestem niegrzeczna ‒ ponaglała Anna. ‒ Ja już idę do pracy. Pa! Zapraszam, jak masz ochotę, ale innym razem, jak naprawdę zechcesz szczerze ze mną pogadać, jak siostra, jak człowiek ‒ rzuciła, gdy tamta zamykała drzwi.

O Boże, jak dobrze, że mam to za sobą! ‒ pomyślała Anna. – Jej mina ‒ bezcenna. Może kiedyś wreszcie normalnie porozmawiamy. A, jeszcze buty dla Marty, chciała te srebrne sandałki na słupku ‒ mówiła już do siebie.

poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Sierpniowe anioły- raz jeszcze

 Też była ciepła noc i cykały świerszcze

W rocznicę śmierci mojej siostry bliźniaczki . Trochę z opowieści Mamy trochę mojej fantazji.. Na pewno całkiem wymyśloną postacią jest mężczyzna spotkany w drodze do domu.

Była cicha sierpniowa noc. Ciszę przerywało cykanie świerszczy i poświstywanie lokomotywy. Na małej stacyjce zatrzymał się pociąg Po krótkiej chwili wagony znów zaczęły miarowo wystukiwać znany sobie rytm i wreszcie szybko znikły gnane oparami białego dymu i mgły.
Kilka osób wysiadło na stacji. Wśród nich była młoda kobieta. Nie rozglądając się, szybko ruszyła w kierunku szosy. Nikt na nią chyba nie czekał, niosła ciężką torbę. W całej postawie podróżniczki można było dostrzec jakieś przygnębienie. Dźwigała bagaż jakby nie czując , że jest ciężki. Było jej to chyba obojętne. Szła przed siebie jak automat. ..
- Może pomóc? – zwrócił się młody człowiek, który także wysiadł na tej stacji.
- Ach, dziękuję- odpowiedziała wyrwana z zamyślenia kobieta.
Mężczyzna wziął z jej ręki bagaż i podrzucił go lekko jak piórko, zarzucając sobie na ramię.
- Pani tak sama?- zapytał. -Noc już późna….
- Wie pan, nawet nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, czy jest późno czy wcześnie. Na co za późno i na co za wcześnie?- zapytała nagle jakby samą siebie.
- No, czy ja wiem- on odrzekł dla podtrzymania rozmowy.
Ujrzał spadającą gwiazdę. Przez chwilę szli w milczeniu.
- Długą drogę ma pani jeszcze przed sobą? Bo ja przyjechałem do leśniczówki. Pani chyba idzie do wsi, prawda?
- Tak, do wsi. Jakoś tam może dotrę- trochę niejednoznacznie zabrzmiały jej słowa.
- Proszę się niczego nie obawiać, z mojej strony nie spotka panią nic złego. Obcy mężczyzna, las, noc. Na pani miejscu naprawdę można mieć pewne obawy- mężczyzna uspokajał ją , dostrzegając lęk w oczach.kobiety ..
- Mąż zazwyczaj po mnie wychodzi, ale dzisiaj po prostu nie mógł. Został sam z dziećmi..
I nagle głos jej się załamał. Zaczęła płakać. Na chwilę przystanęli. Ona oparła się o pobliskie drzewo, w końcu pod nim usiadła. Zaczęła szukać w torebce chusteczki.
- Proszę, niech pani powie, co się stało. To na pewno w jakiś sposób pani ulży- starał się ją uspokoić.
- Zostawiłam chore dziecko w szpitalu- tu zaczęła histerycznie płakać. Płacz chwilę nie dawał jej mówić. Po chwili wydusiła z siebie- Boże , dlaczego ja ją tam samą zostawiłam ? - pytała zrozpaczona.
- Niech pani mówi dalej- poprosił obcy.Jego oczy błyszczy metaliczne, w jego twarzy było jakieś ciepło dziwne ciepło.
- Lekarz dosłownie wygonił mnie , wręcz nakazał, żebym dziś zostawiła Dorotkę i pojechała do domu, że widzi jakąś poprawę , że jestem tam niepotrzebna,że...
- Może rzeczywiście lekarz ma rację. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu- mężczyzna starał się mówić jasno i spokojnie.
- Nie wiem, co tak naprawdę jest pani córeczce , ale w końcu w szpitalu są ludzie, którzy w jakiś sposób są za nią odpowiedzialni. -mówił to patrząc na niebo usiane gwiazdami.
-Tak, tak !-ona też podchwyciła tę myśl -Tak ,Dorotka dziś się lepiej poczuła. Nie było już takiej temperatury. Lekarze cały czas mówią o zapaleniu opon mózgowych, że teraz jest przesilenie, że ma silny organizm i powinna to wszystko przetrzymać. – kobieta westchnęła - Po co ja panu to wszystko opowiadam? Każdy ma swoje problemy, na co mu jeszcze czyjeś nieszczęścia.
- Widzi pani, niosę tylko torbę. Nie idzie pani sama przez ten las. Dobrze, jak czasem człowiek się wypłacze, wyżali , nawet komuś obcemu- zapewniał.
- Z pana to jakiś anioł, nie człowiek- wyrwało się jej nagle.
Nic na to nie odpowiedział jakby nie zaskoczyły go te słowa.Szli przez chwilę w milczeniu. Polna droga przeszła w wyłożoną kamieniami szosę. Drzewa wcinały się gałęziami w rozgwieżdżone sierpniowe niebo. Księżyc w nowiu już dawno zaszedł. Z daleka zaczęły pobłyskiwać światła Zbliżali się do wsi .
- Ja już teraz muszę skręcić do leśniczówki.-oznajmił. - Pani już ma blisko.
- Tak, tak. To już niedaleko. Bardzo panu dziękuję za to wsparcie, i ta torba taka ciężka.
- Proszę być dobrej myśli. Niech pani teraz idzie do domu, tam też czekają na panią dzieci i mąż.
Skręcił w ścieżkę prowadzą do leśniczówki. Kobieta powiedziała jeszcze raz niemal bezgłośnie: - Dobranoc. Po chwili pozostała sama na tych rozstajnych drogach. Nagle pomyślała , że w końcu nawet się sobie z tym człowiekiem nie przedstawili. Szli całą drogę nie znając swego imienia. Przecież to jakiś obcy , nigdy go tutaj nigdy nie widziałam- zastanawiała się - Może to ktoś z rodziny przyjechał do tych leśników?
Z zamyślenia wyrwało ją ujadanie psów. Wieś była już niedaleko, pobłyskiwały pojedyncze światełka. Jacyś młodzi ludzie biegli gdzieś jeszcze po nocy, słychać było ich śmiech.W oknach jej domu jeszcze świeciło się światło.Mąż wciąż czekał, już zagotował wodę w czajniku, zaparzył herbatę. Ona siadła, nawet nie miała siły zdjąć zdjąć z siebie swetra..Rozmawiali, żeby tylko odpędzić złe myśli.
Opowiadali , jak minął cały dzień. On zdawał relację , co się działo w domu podczas jej nieobecności, ona zaś z przejęciem tego wysłuchując, wypytywała go o szczegóły . Potem , kiedy już wszystko zrelacjonowali, popatrzyli na siebie jakby chcieli szukać jedno u drugiego jakiegoś pocieszenia. Nie chcieli mówić głośno o tym , czego się tak naprawdę obawiali -tego, że będą musieli pochować własne dziecko. Odpędzali tę myśl jak najdalej. Ona powiedziała mu o tym mężczyźnie, który był tak uprzejmy i pomógł jej nieść bagaż i tak ją pocieszał. Chociaż.. czy on mnie pocieszał- zastanowiła się.
- Nie mam pojęcia, kto to taki. Nie wiem nawet, czy w tej leśniczówce ktoś w ogóle mieszka. Może teraz są jacyś letnicy. - zastanawiał się mąż.
- Połóż się spać, odpocznij- zwrócił się po chwili do żony.
- Przecież jutro, a właściwe dziś trzeba będzie pojechać do szpitala. Może ty dziś zostaniesz, a ja podyżuruję przy Dorotce? – zaproponował.
- Sama nie wiem- westchnęła. Zajrzała jeszcze do dzieci. Spały spokojnie.
Usnęła,na godzinę lub dwie, ale nad ranem obudziła się. Nie mogła już zasnąć. Targał nią jakiś niepokój. Chciała wstać, ubrać się i pobiec tam do tego szpitala i wziąć na ręce to maleństwo.Jakiś ptak zatrzepotał skrzydłami o szybę. Aż poczuła niemiły dreszcz.
- Boże , dlaczego ja tam nie zostałam? Dlaczego , dlaczego ? pytała samą siebie trwożliwie.
Patrzyła w okno, które zaczynało jaśnieć plamą słońca. Nagle usłyszała szybkie kroki na schodach. Ktoś pukał do drzwi. Mąż wstał i otworzył je, przez chwilę rozmawiał z kimś półgłosem. Nie wszedł od razu do pokoju jakby chciał coś odczekać.
Ona już wiedziała. Wtuliła głowę w poduszkę i zaczęła głośno płakać , ale tak, by nie zbudzić pozostałych śpiących dzieci.....

2011


zdjęcie- galeria internetowa



środa, 5 sierpnia 2020

Sierpień

Jak ten czas leci.! Zaczęłam swoje opowieści o miesiącach we wrześniu ubiegłego roku. A tu już sierpień – jeszcze lato, czas żniw, zbiorów, zatem sierp- proste narzędzie używane podczas żniw. Nazwa miesiąca (według Brücknera; dawniej sirzpień) pochodzi właśnie od używanego w żniwach sierpa (por. cz. srpen, ukr. серпень / serpeń; chorw. srpanj ‛lipiec’). Inna nazwa to stojączka. Łacińska nazwa Augustus, zapożyczona przez większość języków europejskich, nadana została na cześć cesarza Oktawiana Augusta; przedtem miesiąc ten (początkowo 6. w kalendarzu) nazywał się Sextilis.
„Z pełnią lata wiązały się również tzw. zażynki, które przypadały na porę rozpoczęcia żniw. Rozpoczynano je, gdy ziarna były już odpowiednio twarde i słoma miała odpowiedni odcień. Często też rozpoczęcie prac było uzależnione od przepiórki, której śpiew był traktowany jako dobry znak. Żniwa były dla dawnych Słowian czasem szczególnym, gdyż od ich pomyślności zależało to, czy wyżywienia wystarczy na cały rok. Zwyczaje związane z tym szczególnym czasem mają dziś swą kontynuację w maryjnym świecie Matki Boskiej Zielnej, które przypada na 15 sierpnia.”
Sierpień tego roku nadal zdominowany wiadomościami o pandemii, pojawiają się znów obostrzenia, w wielu krajach przymus noszenia masek, dystansu… Dystansu. Oddalamy się , dystansujemy. Każdy rozmyśla, ile to potrwa.
W przysłowiach pojawia się wiele elementów związanych z czasem żniw- Jeśli w sierpniu dni jasne, będą stodoły ciasne., W sierpniu wielki zbytek idzie w pożytek. Zazwyczaj w naszej tradycji sierpień -miesiąc wzmiankowanych zbiorów, rolnicy także spoglądają w niebo, czy padać nie będzie, czy kłosy ciężkie i chleb z tego będzie? Czy może z kolei susza wszystkiego nie zniszczy, spali na wiór… Pamiętam jeszcze z dzieciństwa widok snopów ustawianych w tzw. kupki. Z babcią robiłam powrósła, a przynajmniej usiłowałam. Słychać było brzęk kos, ludzie odpoczywali w cieniu , gdzieś pod polną gruszą. Kobiety lub dzieci przynosiły coś do jedzenia, kompocik z jabłek w kaneczce. Smak zsiadłego mleka.. Potem zwózka z pola Jaka to była wyprawa! Majtanie nogami między prętami, a potem powrót na wozie ze snopami pełnymi ziarna. Były potem i żniwiarki, wreszcie kombajny.
Teraz też huczą, jadą wielkie maszyny, młode pokolenie nie wie, co to takiego kosa, sierp. Zapewne wielu nie wie, jak wygląda i do czego służyło.
Obfitował sierpień w naszej historii w wiele ważnych wydarzeń. W 1914 roku na dobre w sierpniu rozgorzał jeden z największych konfliktów- I wojna światowa.
15 sierpnia 1920 roku wojska polskie powstrzymały ofensywę wojsk Armii Czerwonej pod Warszawą. Wydarzenie nazwano „ cudem nad Wisłą”
W sierpniu 1939 z niepokojem obserwowano niemieckie statki wpływające do portu w Gdańsku. Okręt Schleswig- Holstein do Gdańska wszedł 25 sierpnia i zacumował przy nabrzeżu w Nowym Porcie, naprzeciw Westerplatte.
1 sierpnia 1944 r. wybuchło powstanie warszawskie- heroiczna walka mieszkańców stolicy z okupantem niemieckim, po drugiej stronie Wisły stały wojska sowieckie, patrząc na dymy i łunę nad osamotnionym miastem. Pomoc zachodnich państw sprowadziła się do pustych gestów. Wielu twierdzi, że powstanie było niepotrzebne, naraziło na śmierć tysiące ofiar. „Przeszli, przepadli”- jak pisał poeta K. K. Baczyński, który zginął 4 sierpnia… Hitler już w zasadzie pokonany rozkazał , by Warszawę zrównać z ziemią, by zniknęła unicestwiona. I jego podwładni wykonywali do końca rozkazy, jak gorliwie. 63 dni walki, nierównej , nieskutecznej, krwawej. „ Jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne obraz krwi, które czaszki białe toczy przez płonące łąki krwi…” – pisał w swej wizji koszmaru młody Baczyński.
Zakończyła się wojna , w maju 1945 fetowano zwycięstwo, ale Japonia do sierpnia nie poddawała się. Amerykanie 6 sierpnia zrzucili bombę atomową na Hiroszimę, a 9 sierpnia –na Nagasaki. Japonia pokonana podpisała wreszcie kapitulację. Do dziś skutki choroby popromiennej są odczuwane przez kolejne pokolenie.
W sierpniu 1980 roku w Polsce rozpoczęły się strajki robotnicze , tak naprawdę zapoczątkowane jeszcze w lipcu – w zakładach lotniczych w Świdniku, potem była Stocznia Gdańska, Szczecin. Dołączali się kolejni. Nastroje ludności nękanej złą sytuacją gospodarczą, brakiem podstawowych towarów i panoszącego się sowieckiego reżimu- doprowadziły do masowych wystąpień. Ludzie powiedzieli- dość! Po prostu – dość.. Dziś z perspektywy 40 lat oceniamy różnie tamte wydarzenia. Niektórzy sobie przypisując chwałę odbierają przywileje taki ikonom owych dni jak – Lech Wałęsa, Bogdan Borusewicz, Andrzej Gwiazda, Marian Jurczyk, Anna Walentynowicz… Władza wreszcie musiała ustąpić, podpisano tzw. umowy sierpniowe- 21 postulatów ogłoszonych przez Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Powstały Wolne Związki Zawodowe „ Solidarność”
Aż do grudnia 1981 mieliśmy złudzenie, ze wywalczyliśmy wolność. Teraz ją mamy, a czy potrafimy ją uszanować? Codziennie przekonuję się, że chyba nie dorośliśmy jako naród do tego. Umiemy jedynie walczyć, szanować Polskę wtedy , kiedy jej nie ma na mapie...
KW, 2020
źródła- Słownik etymologiczny A. Bruckner, slawoslaw.pl. wikipedia, kalendarium



zdjęcie - własne