Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


poniedziałek, 19 października 2020

Nostalgia

Zaczynam tęsknić za tym co przedtem
Za długą nocą i szarym dniem
I staniem na przystanku gdy plucha
Utyskiwaniem na pogodę i niepogodę
Zżymaniem na polityków, urzędników
Gawędzeniem na ławce z nieznajomą
Czy lubi może kawę z pianką , czy bez
Bez masek, bez dystansu, bez strachu
Podawanie sobie rąk…
Lato minęło , wiosna, a teraz jesień
A my jak w letargu, w unikaniu
W ciągłym oczekiwaniu
Na cud. Nie- na cud
Chyba że do Boga
Też trzeba wypełnić jakiś kwit…

 

               zdjęcie - własne

 

 

 

niedziela, 18 października 2020

W kolejce

 Stał w namiocie, przed szpitalem, teraz takie prowizoryczne pojawiły się. Pandemia, cholera, a tu tłum. Przyjechał z Niemiec, musiał przejść badania jeszcze raz, był już na kwarantannie, ale jeszcze raz, kurwa mać wysłali go tutaj. Baby jakieś się drą, wiatr wieje, zimno , ręce zgrabiały, a papierzyska jeszcze trzeba wypełnić. Wpisał lewe dane, a kto to sprawdzi, zmyślił numer telefonu, podał stary adres matki. Potem niby patrzyli w dowód, ale kto to sprawdzał, czy się zgadza. Dowód też już na wymarciu, niebawem ma go zmienić. Przytupywał w miejscu. Miał lekkie pantofle. Wreszcie podszedł, sprawdzili mu temperaturę, kobitka popatrzyła w papiery, niby czytała, potem rzuciła do pudła i kazała mu się zbierać  do przychodni. Poszedł, tam znów jakiś cieć go spryskiwał śmierdzącym gównianym płynem. Szukał numeru gabinetu. Znalazł, siedziało trochę ludzi, niektórzy gawędzili, inni zamknęli się na wszelki kontakt, maska na pysk i zero rozmowy. Dojrzał na palcach jednej piękny pierścionek z brylancikiem. Ładne cacko, wziąłby za to ładną kasę. Kobieta zauważyła jego spojrzenie i zaraz założyła rękawiczki. Oparł głowę o ścianę i udawał, że śpi.

***

Dojechała taksówką pod szpital. Kierowca wydał jej resztę. Pomógł otworzyć drzwi. Stała i bezradnie rozglądała się wokół. Nie poznawała tego miejsca, pełno samochodów, ludzi, jakieś namioty. Szła powoli, kolano bolało ją niemiłosiernie i bark. Powoli doszła do przychodni , ale tu ją wycofał jakiś czerwony z gniewu człowiek wskazując ten biały namiot. Udała się zatem tam. Okulary zaparowały, założyła maskę. Miła kobieta z kolejki wszystko jej wyjaśniła, potem nawet z jeszcze jedną  zakrzyczały wszystkich, że ta pani powinna być obsłużona od razu. Ktoś coś pomrukiwał, ale młode zagłuszyły go. Pielęgniarka wzięła jej dokument, pomogła wypełnić, powiedziała gdzie ma iść. Znów ten zły spryskał jej ręce. Szła już w kierunku przychodni, dobrze znała to miejsce.  Siadła jak inni pod drzwiami. Miała czas, nie śpieszyła się… Pan doktor pewnie będzie ten sam, miły człowiek.

***

Obudził się, kolejka była mniejsza, zaraz wejdzie. Zauważył jakieś dwa krzesełka dalej starszą kobietę. Była chyba sama, torebka, pewnie portfel, bo te wiekowe nie mają kart. Patrzyła gdzieś przed siebie.  Wizyta zaliczona, dostał potwierdzenie, że nic mu nie dolega. Czekał aż wyjdzie ta starucha. Poszedł do wyjściowych drzwi. Szła trzymając się laski. Podbiegł do niej , usłużnie oferując pomoc. Uśmiechnęła się dziękując.

- Jak miło, jest pan tak uprzejmy.

- Podprowadzę. Gdzie trzeba?

- Do postoju..

- O, teraz to problem, tu zlikwidowali, ale ja chętnie podwiozę swoim.

Poszła z tym obcym człowiekiem. Był tak szarmancki. Wsiadła do samochodu obok, zapiął jej pasy.

Jechali, nawet nie zapytał o adres. Nic się nie odzywał. Nagle poczuła ogromny lęk. Wiedziała już, zrobiła coś potwornie głupiego. Wyjechali na obrzeża miasta. Ona już nic nie mówiła.

- Proszę , tylko nie zabijaj , mnie niewiele zostało już, zabierz to wszystko, masz mój portfel- powiedziała drżącym głosem

- Dawaj te pierścionki, zegarek, wisior też- rzucił krótko.

Otworzył drzwi, wypchnął ją. Wyrzucił laskę, niech tam stara gdzieś dokuśtyka. Włączył na full radio i wcisnął gaz.

Kobieta rozglądała się, usiłując rozeznać się, gdzie jest. Poprawiła okulary, na szczęście - całe. Szła powoli w kierunku miasta, może zaraz będzie jakiś przystanek MPK. Wiał zimny wiatr, zaraz będzie deszcz, a ona chyba zostawiała parasol u tego podłego człowieka… Uff. Przystanek. Siadła i nagle zaczęła się śmiać, bezgłośnie, a potem coraz głośniej. Wrony jej wtórowały.  Pierścionka najbardziej szkoda, a reszta.. Niech się zapcha tym ten podły człek. Śmiała się ze swojej głupoty i naiwności. Szarmancki złodziej. Dobre! Po chwili powoli wsiadła do pierwszego autobusu, nieważne gdzie, byle dalej , jak najdalej stąd.


zdjęcie- bank tapet




środa, 7 października 2020

Nie odpłynę


Nie odpłynę na Wyspy Szczęśliwe
Przynajmniej na razie
Choć chętnych do rejsu
Byłoby wielu
Teraz droga z oznakowaniem
Bez sensu i bez celu
Busola zwodzi i zawodzi
Bo ludzie maskują się
Nawet na ciepłych atolach
I w zimnych rejonach Pacyfiku
Szukam, szukam zatem w sobie
Zakątków Dobrej Nadziei.

zdjęcie- tapeciarnia