Zamiast wstępu
"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują
sobota, 23 stycznia 2021
Babci
czwartek, 14 stycznia 2021
Na wylocie(?)
Bardzo była z siebie zadowolona.
Uff. Wreszcie opuściła urząd. Pozamykała wszelkie ważne, pilne sprawy. Teraz
czekał ją urlop. Zaplanowany. Bilety kupione, zdjęcia hotelu oglądała w
folderze wspólnie z dziećmi po tysiąc razy. Znaleźli wiele stron w Internecie,
były opinie, filmy…Urzekało ją położenie budynku – jakby osadzony na wysokiej
skarpie, w cieniu palm. W dole morze, nad głową szmaragdowe niebo. Tam zawsze
jest ciepło. Nie chciała czekać do kwietnia, maja, wtedy już zjeżdża się wiele
osób. Teraz było najpewniej. Odpocznie, nacieszy się z radości dzieci. Jechała
patrząc na tłum biegnący po pasach. Już niebawem, już zaraz będzie w domu.
Wbiegła na schody, nie było nikogo. Córka jeszcze w szkole, a syna miał odebrać
z przedszkola mąż. Rozejrzała się po pokoju, właściwie wszystko było spakowane,
gotowe do drogi. Jeszcze raz upewniła się, czy wszystkie dokumenty są, dowody
szczepień. Zostały ostatnie drobne
zakupy. Egipt. Od dziecka marzyła o podróży w tamte rejony, ale zawsze coś
stawało na przeszkodzie. Najpierw – za drogie wycieczki, potem dzieci- za małe
na tak daleką podróż. I wreszcie udało jej się wyszukać ciekawą ofertę. Zadzwoniła,
potem poszli z mężem na spotkanie w biurze i właściwie po rozmowie z miłym pracownikiem
sfinalizowali zakup. Właściwie wszystko
organizowało biuro- przelot, hotel, były nawet w ofercie trzy trasy wycieczek
po Egipcie. To miało być dziesięć dni w ciepłym słońcu, w cieniu
piramid…Rozmarzyła się, aż stukot butów Mai obudził ją. Szykowała zaraz jakiś
obiad naprędce, zaraz przyjadą głodni mężczyźni…
Wszyscy wieczorem byli ogarnięci jakąś paniką , ale to była ta podsycona niepokojem o udany przelot, czy zdążą itp. Nie słuchali wiadomości. Cos kilka dni temu mówiono o jakimś szczepie dziwnej grypy, ale nie wsłuchiwała się. Jak kiedyś- ten sars, ptasia grypa, ciągle gdzieś w Azji, nie przywiązywała do nich uwagi. Z dołu dobiegł ją głos męża. Najpierw go zbywała, dzieci powinny już iść spać. Zeszła na dół. Siedział nad szklanką drinka.
Co on robi- zdziwiła się. Popatrzyła w ekran telewizora. Padały dziwne
informacje o szerzącej się w Europie dziwnej epidemii, spiker mówił, żeby najlepiej
teraz nigdzie nie podróżować. Dzieci miały mieć zawieszone zajęcia w szkołach.
Nie wszędzie, ale w regionach, gdzie pojawiły się pierwsze przypadki, już
wstrzymano zajęcia. Usiadła. Myślała, że to jakiś sen. Nalała sobie też toniku z czystą…Nic nie
mówili, patrzyli w ten migający ekran, jakiś przerażający obraz ludzi w
ogromnym szpitalu, widok płuc po zaatakowaniu wirusem. I słowa- Egipt zawiesił loty międzynarodowe, zamknął
hotele i restauracje…
Nigdzie nie pojedziemy… Teraz nie
będę narażać dzieci, siebie, męża. Na razie. Na razie. Może się uda… Później.
Później, minie.. Usnęli na kanapie , pod kocem. Obudził ich dzwonek telefonu.
Biuro informowało oficjalnie o zawieszeniu turnusu, pani po drugiej stronie zapewniała, że wycieczka
się odbędzie, na pewno, ale w innym terminie. Innym. Głos wznosił się , to znów
opadał. Mówiła, jakby nie wierząc w swoje słowa. Ona też nic nie widziała. Wygłaszała
wyuczoną formułkę Oni wiedzieli, że znów sen się nie spełni. Dzieci niech
jeszcze śpią , niech śnią, nie budźmy ich- obydwoje rozumieli się bez słow. Walizki
stały jak śmieszne atrapy.