Od jesieni znów lekcje on- line. Wstaję rano, a czasem jak mi się nie chce, otwieram Internet, wchodzę na dziennik , żeby mieć obecność. Dzisiaj nic mi się nie chce. Właściwie to nie tylko dzisiaj. Matka ciągle przypomina mi o tym, że niebawem koniec roku, że trzeba poprawić stopnie. Ale co to za lekcje… Na początku mieliśmy nawet radochę , że przedłużyły się ferie. Teraz mam dość tych ferii. Dość! Dość! Dość! Spotykamy się czasem w realu, naszą małą grupą, maski na gębie. Pojechałam z koleżanką - ot, tak się przejść po mieście, po sklepach. Przyczepili się jacyś strażnicy. A kupiłyśmy kebab, siadłyśmy na ławce, było w miarę ciepło. A ci z tymi maskami wyskakują. Jak można jeść w maskach? Knajpy zamknięte, tylko na wynos. No, to nawiałyśmy stamtąd. Połknęłam tego kebaba. Połaziłyśmy jeszcze w parku, poszłyśmy do drogerii. Czasem umawiamy się na spacer, łazimy bez celu, ale dobrze, że możemy ze sobą pogadać. Z niektórymi siedzę na czacie, długo gadamy. Ojciec mędzi, żebym skończyła z tym gapieniem się w telefon. A on nie rozumie, ile te pogaduchy dla mnie znaczą. To moja łączność ze światem, z ludźmi. Z chłopakiem zerwałam, bo mieszka za daleko, już nawet o tym zapomniałam…Mój dziadzio pamięta czasy wojny i mówi, że wtedy ludzie mogli się chociaż do siebie przytulić, podać sobie rękę, a my tylko- żółwika. Maski, maski, maski. Ludzie odsuwają się od siebie. Święta też były inne. Nie spotkaliśmy się jak zawsze- wszyscy. Tylko z dziadkiem. Potem pojechał do cioci . Przyjął już dwie dawki szczepionki. A oni przechorowali covid, więc gadaliśmy z przez kamerkę..
Kiedy ostatni raz widzieliśmy się wszyscy w realu z klasą ?
Jak to dawno to było… Właściwie nie zdążyliśmy się poznać. Najpierw wiosenny
lockdown, potem ten. Dlaczego? Oczy mnie bolą od gapienia się w ekran. Słucham
muzyki, ciągle coś jem. Potem się ważę i znów próbuję schudnąć. Może niedługo
zrobi się ciepło, wreszcie. Może w wakacje ta pandemia odpuści i pojedziemy z
dziewczynami nad morze, tak sobie zaplanowałyśmy. Nie mogę już słuchać tych
wiadomości, w tv lecą ciągle. Matka panikuje, słupki w górę. Pewnie do wakacji
posiedzimy w domu. Jestem już chyba
jakimś przedmiotem, rzeczą, leżę jak
skamieniała, nawet nie patrzę na siebie w lustrze. Kupuję coś w necie jakiś ciuch przeważnie. Wtedy przymierzam. Makijaż robię z nudów- od
czasu do czasu. Sukienki wiszą. Nowa kurtka, byłam w niej parę razy. Mam
pretensję do losu, Boga- dlaczego nas to spotkało? Dlaczego mam takiego pecha?
Tyle zaplanowałam i nic z tego nie wyszło. Wycieczka z klasą odwołana. Maturzyści
nie mają studniówki, chyba i tego balu majowego też nie będzie. Q-va.. Może to
niebawem się skończy, może skończy… Muszę przygotować się do matematyki, zaraz
otwieram kompa, mogę być pytana. Pytana-
on- line. Wkurzam się też – on- line…
( źródło - www.niezłasztuka)