Już od roku patrzę na ulicę, niby taką samą jak niegdyś. Ale od jesieni fryzjer raz otwarty, raz zamknięty, knajpa też. Ale w pobliskim małym sklepie, który od świtu do nocy otwarty- pijaczkowie schodzą się, jak się schodzili. Ja jestem w swoim mieszkaniu od ponad 20 lat zamknięta. Tak, zamknęłam się sama na świat, który mnie mierzi. Odeszłam na emeryturę , jak tylko osiągnęłam wiek. Nie było czułych pożegnań. Jakieś jedynie kwiaty od szefa, związki coś tam sprezentowały. Maszkaron stoi i teraz się kurzy. Zamówiłam tort, zjedli, wypili , wtedy jeszcze można było po lampce wypić. Spakowałam swoje rzeczy, część wyrzuciłam, opróżniłam szafkę. Koleżanki, hm , tam nie było wiele kobiet. Zakład produkcyjny, skład budowlany i małe biuro, w którym wydawałam dokumenty kierowcom, skierowania, ponaglenia etc. Nic ciekawego. Wtedy jeszcze komputerów nie było. A jak zaczynałam pracę, to w ruch szły liczydła i stukałam długo na maszynie. Matka wciąż utyskiwała- masz tylu facetów wokół i nie potrafisz sobie męża znaleźć. I tak dzień w dzień. Jak zmarł ojciec, tym bardziej nasiliło się jej marudzenie. Potem przyszła choroba. Musiałam prosto z pracy pędzić do domu, matkę trzeba było nakarmić, z czasem robiła się jak małe dziecko. I nawet gdybym chciała kogoś poznać i do siebie zaprosić , nie było jak , nie było gdzie. Potem gdy pochowałam matkę i byłam już stara, gdzie tam myśleć o ślubie. Koleżanka z liceum czasem mnie odwiedzała, czasem zaglądali razem z jej mężem, potem z dziećmi. Zapraszali do siebie , mieszkali nieopodal. Mogłam wsiąść w autobus i być tam w ciągu kwadransa, ale nie chciało mi się, nie czułam się tam dobrze, do pasji doprowadzały mnie te ich próby swatania mnie z jakimś kolejnym ich cudownym kolegą. W końcu dali spokój widząc moje zniecierpliwienie. Potem ich wizyty ograniczyły się do sporadycznych. Natknęliśmy się nieraz w sklepie, aptece, u lekarza. Słyszałam nieraz za plecami- ta dziwaczka, ten cudak. Jeszcze w sklepie zawsze się wykłócam o źle wyliczony rachunek, nie tak wydaną resztę. A te młode – to jakieś głupie, a może i sprytne, cwane. To zamknięcie z powodu pandemii- wcale mnie nie rusza. Święta. I tak sama je spędzam – od lat. Był kot, ale zdechł. Pochowałam go pod śliwką. Mam jeszcze jedno miejsce, gdzie czuję się swobodnie-to działka, tzw. pracownicza. Obsiałam teraz sporo kwiatami, ale mam i warzywnik. Czekam, kiedy będę mogła tam się wreszcie przejść i popracować. No, z sąsiadami tam muszę dobrze żyć, bo chłop przytnie gałęzie, czasem podrzuci jakiś nawóz. Czasem mu zapłacę, a czasem mówię, by sobie zerwał owoce, bo ja wszystkich nie zjem. A wiosna jakaś późna tego roku ,wciąż zimno. W Wielkanoc nie poszłam do kościoła, obejrzałam mszę w telewizji. Po świętach mam iść na drugie szczepienie. Maskę kupiłam w aptece , taką nie z tych jednorazowych. Porządną. Nie lubię tłumów, a w przychodni było tyle osób, spędzili nas jak bydło. Z powrotem wzięłam taksówkę. Lockdown, jaki lockdown? Inni rozpaczają, liczą, pokazują słupki jakieś w telewizji. Mnie to naprawdę nie obchodzi. Nie wychodzę i tak. Nikt do mnie nie przychodził i nie przychodzi. Czasem ktoś z administracji, listonosz, a też nawet i ich rzadko widać. Schodzę tylko do tego sklepu , gdzie pijaczków zawsze sporo, a tam mydło i powidło. Chleb, masło, jakiś proszek do prania. Zajrzę nieraz do apteki, do doktorki zadzwonię, dają numer recepty i ja podaję pani magister. I raz w miesiącu trzeba do banku po emeryturę, opłaty zrobić. Nic mi nie trzeba więcej , nic…Słyszę , jak za ścianą młodzi się kłócą, dzieci się drą, bo siedzą teraz w domu, do szkoły nie chodzą. Wszyscy z dawnych lokatorów powyprowadzali się albo powymierali. Ja teraz siedzę i przeglądam stare zdjęcia- swoje, matki, ojca, ich ślubne. Jakieś babki, ciotki. Pewnie niedługo do nich dołączę, skończy się mój lockdown.
Zamiast wstępu
"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/
Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz