Zamiast wstępu
"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują
czwartek, 19 sierpnia 2021
Chwytajmy lato
sobota, 7 sierpnia 2021
Letni wieczór
Przybiegł tu zaraz , gdy tylko
skończył pracę. Umawiali się wiele razy o stałej porze, ona czekała albo na
ganku swego domu, albo kręciła się w
pobliżu jego fabryki. W głowie miał
zapisany cały rozkład odjazdów i
przyjazdów pociągów. Planowali od dawna
, że on zwolni się , ona spakuje i cichcem wyjadą z tej parszywej dziury. On
miał znajomego w Los Angeles, na początek zaczepiliby się u niego. Potem jakoś
by poszło, młodzi są, dadzą radę. Szedł do niej taki swobodny, już nie będzie
gderał mu szef i wykorzystywał, oszukiwał przy opłacie. Chłopak poświstywał
sobie wesoło ostatni szlagier. Zobaczył ją
z daleka, biegł. Czekała, jak zawsze , ale jej mina nie wskazywała na
euforię.
- Ale o co chodzi?- pytał
zaskoczony. Próbował sobie wszystko
jakoś ułożyć w głowie. Na razie miał
mętlik.
Ona spuściła głowę, nic przez
chwilę nie mówiła.
W końcu wydusiła z siebie, że ona nie pojedzie. Nie, jeszcze nie teraz- uspokajała.
On był naprawdę rozgoryczony i
wściekły:
- A kiedy? W co ty ze mną grasz? Bawisz się ze mną w
ciuciubabkę, odchodzę z roboty, walizka
spakowana, bilety kupione. A ty – nie
jadę. Jak mała dziewczynka.
Ona cicho płakała, ale nie
tłumaczyła swojej nagle zmienionej decyzji.
- Już raz tak było, już gotowa,
jedziemy i to samo. Dobrze, że wtedy jeszcze z pracy się nie zwolniłem.
- Teraz z pracą nie ma problemu, znajdziesz inną-
zdołała wydusić ona.
- Wiem- odburknął. - Tylko ja na
pożegnanie nawkładałem szefowi. Nie przyjmie mnie. Znów muszę szukać gdzie
indziej.
- Znajdziesz..
- Wiesz co, mam dość tych twoich
wiecznych obietnic, mojego ganiania po dworcu, pakowania, szukania lokum u kumpli, już się ze mnie śmieją. Ty
masz z tego jakąś zabawę.
Ona nic nadal nie mówiła, stała jak zaczarowana. Patrzyła tylko, jak on awanturuje się. Ucichł, bo zza firanki ukazała się głowa jej
matki.
- A siedź tu z tą bandą
dzieciaków , podcieraj im tyłki, szoruj
podłogę. Gap się w okno. Plotkuj z
sąsiadką. Ja jadę sam. Już zdecydowałem. Bilet twój , co tam, niech stracę- machnął
ręką. Był rozżalony, wściekły, nawet na
nią nie spojrzał. Patrzył gdzieś daleko -w coraz ciemniejsze niebo nad miasteczkiem. Rzekł-
dobranoc. Nie było mowy o przytulaniu.
Nie oponowała, nawet nie
zatrzymywała go. Śmieszny był z tą wizją
wyjazdu. Wróci. Była pewna, że on jutro
znów przyjdzie wieczorem. Złość minie.
Dogada się jakoś z szefem. Patrzyła , jak odchodzi, coraz szybciej, aż znikł w
mroku. Słychać było tylko szelest kroków, coraz cichszy, cichszy… Tylko
świerszcze cykały.
Wyszła na ganek nazajutrz. Ustalona
pora. Czekała godzinę, nie przyszedł. I potem kolejnego dnia..
W miasteczku dowiedziała się od
jego kumpla z warsztatu, że wyjechał do Los Angeles. Znajomy chciał jej coś jeszcze powiedzieć, ale ona uciekła na drugą
stronę ulicy, nie chcąc już nic więcej słyszeć, połykała łzy. Łzy wściekłości na samą siebie, na niego, na
wszystko i wszystkich.
Nagle olśniło ją, że ona pojedzie
za nim do tego wielkiego miasta. Musi, koniecznie i to już jutro, tak, na pewno
jutro. A może pojutrze..
KW, 2019