Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


czwartek, 30 grudnia 2010

Wspomnienie Wigilii



zdjęcie: www. darmowe tapety.

W dzieciństwie Święta Bożego Narodzenia były czymś najważniejszym, czekało się na nie niemal cały rok. Kiedy w kalendarzu pojawiał się grudzień, przychodził zaraz Święty Mikołaj. W naszym wydaniu- była to córka sąsiadki przebrana w ogromny kożuch….
Maluchy wierzyły święcie, że to Mikołaj, chociaż głos miał dość dziwny, i ten kożuch jakiś też wydawał się znajomy. .. Ale jaka ogromna była siła wiary w tym momencie!
Potem już tylko niecałe trzy tygodnie i ………………….. Święta. Święta, Święta!
Czasy były takie, że stanie w kolejkach, kupowanie jakichś przysmaków trwało nieraz dość długo. Mama była w tym mistrzynią. Oprócz kartkowych zakupów, zawsze coś wykombinowała dodatkowo. Ja z kolei potrafiłam wcześniej wyniuchać jakąś torbę z cukierkami. Wspólnie z koleżanką czyściłyśmy te zapasy skutecznie, tak że do świąt zostawały marne resztki… Miałyśmy też rzut na zapasy w piwnicy, a szczególnie mamine korniszony w occie.
Ubieranie choinki był rytuałem, w którym uczestniczyłyśmy wszystkie trzy- ja i moje dwie siostry, głównym celebrującym był ojciec. Podawałyśmy mu bombki, świecidełka, które starannie zawieszał na drzewku. Największe przeboje były ze światełkami, które zazwyczaj wysiadały, i ….często nie świeciły albo w bardzo okrojonym wydaniu. Tato siedział często przy stole, omotany kabelkami, żaróweczkami, usiłując coś z nich sklecić…

W trakcie strojenia choinki dochodziło często miedzy nami do kłótni, każda miała inną wizję wystroju. Ja z racji wieku najczęściej obrywałam i słyszałam, że nic nie wiem… Bombki się tłukły, łańcuchy plątały. W końcu ojciec opanowując sprawę luminacji, przywracał nas do porządku. Ja zawieszałam na końcu z tatą „angielskie włosy”- tak je wtedy nazywałam i wszyscy mieli ubaw. Mama w kuchni rozpaczała, że nie da rady Z TYM WSZYSTKIM!
Dawała sobie jednak radę i to wyśmienicie, my z czasem pomagałyśmy mamie coraz więcej.
Kiedyś przyszła taka wigilia, że nie mogła zrobić już nic, moja starsza siostra musiała przejąć wszystkie mamy obowiązki… ale to później, nie trzeba teraz o tym mówić.

Tak naprawdę we wczesnym dzieciństwie wigilii nie spędzaliśmy w domu, ale w domu rodziców mojego taty. Zjeżdżali się tam wszyscy, bracia, siostry ojca. Z czasem rodzina się rozrastała, że dość spora kuchnia babci nie mogła wszystkich pomieścić! A ile trzeba było się nagimnastykować, żeby ze wszystkimi połamać się opłatkiem. Ile było zabawy, ile radości! Nie było telewizji, komputerów, wszyscy siedzieli przy jednym stole, ale na pewno nikt się nie nudził. Jeden ze szwagrów ojca zawsze intonował śpiew …i zaczynał się wieczór kolęd.
Były i dyskusje - ale my, dzieci, nie brałyśmy w tych dysputach udziału… Były ważniejsze sprawy- palenie zimnych ogni czy zabawa w chowanego… Kompot z suszonych owoców wypijaliśmy jednym duszkiem i zawsze mieliśmy do babci pretensje, czemu go zrobiła tak mało…. Nie było go wcale mało, ale nasze możliwości dość spore.
Dorośli wybierali się jeszcze na pasterkę, do kościoła trzeba było przejść spory kawał drogi. Jako dziecko zawsze byłam na dla nich pełna podziwu, jak chce im się wstawać od stołu i wychodzić na tę zimną , nieraz mroźną , śnieżną noc..
Mijały lata, zabrakło dziadków, a w szczególności Babci-tego kochanego człowieka, i już nie było takich wigilii. Każdy już w swoim domu celebrował święta. Jego rodzina się też już rozrastała- zwykła kolej rzeczy, przybywało dzieci, wnuków….
Siadam do stołu wigilijnego, jest ze mną moja rodzina- mąż, dziecko, mój Tato, przyjeżdżają siostry z rodziną, w sklepie można kupić wszystko od uszek do barszczu po prezentacje multimedialne o zwyczajach świątecznych na Grenlandii… Są prezenty pod choinką… Jako dziecko pamiętam, wcale nie kojarzyłam świąt z prezentami, były jakieś słodycze, szalik czy książka. Jakoś jednak wcale tego nie oczekiwałam …i nie ja jedna mam podobne odczucia.
Chyba te święta zapamiętane z dzieciństwa mają swój czar przez to właśnie, że przeżywaliśmy je jako dziecko. Te przeżycia są najszczersze, najpiękniejsze, i powinniśmy je celebrować w pamięci jak najdłużej

Wigilia

Już się pierwsza gwiazda zapala

Już czas siadać do stołu

Pies się łasi jakoś nieswojo

Może powie nam

parę mądrych słów.

Obrus przyciąga oczy

śnieżną bielą

A choinka piękniejsza

od tej zeszłorocznej.

Wszystkiego, wszystkiego najlepszego....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz