Przędzę swój kilim
Nie czekam na Odysa
Nie jestem jak Penelopa
Nie muszę oszukiwać
Siebie i zgrai...
Kilim tkany z szarych
nitek codzienności
I wplatam weń sny
Chwile radości
Złotem jaśnieją
Aż śmieje się moja
Dusza zmęczona
jakaś, coś jej doskwiera...
Ale staję przy krosnach
Palce jakieś słabsze
I oczy przybladłe
Ale trzeba skończyć dzieło
bo nie zostawię tak
Nie mogę !
Słońce promieni
Podrzuci i księżyc też
i gwiazdy wspomogą
I uśmiech Twój
Kilim mój powstaje
Moje pogmatwane nitki
Skłębione
W jedno zebrane.
zdjęcie- galeria internetowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz