Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


czwartek, 1 lipca 2021

Matka i córka


Czekałam w przychodni, razem ze mą parę osób. Niektórzy w maskach, inni już bez. Czas wlókł się niemiłosiernie. Naprzeciwko mnie siedziała kobieta, mogła mieć około 40 lat. Może mniej. Była bardzo elegancka, torebka znanej firmy, buty też. Wszystko przemyślane – począwszy od fryzury, skończywszy na wspomnianych szpilkach. Kobieta nerwowo obracała palcami. Zagadnęła mnie nagle z irytacją: - Ile można siedzieć u lekarza i ględzić? Każdy tu czeka, jeszcze dwie osoby przede mną . Nikt nie szanuje czasu i ludzi. Nikt nie przychodzi dla przyjemności! – krzyczała prawie. Ktoś westchnął, jakaś kobieta pogderała coś pod nosem. Niewiele jednak było odzewu na słowa zdenerwowanej kobiety. Chyba wszyscy znali zwyczaje tej przychodni. Każdy cierpliwie czekał na swoją kolejkę. Zwróciłam się jedynie ja do niej, by nie denerwowała się, że nic to nie da. Powoli zaczęła sączyć słowa. Jej głos z wysokich tonów nagle opadł. Mówiła spokojnie, niemal monotonnie. - Ja nie jestem chora. Nerwy chyba mi puszczają. Najpierw ta diagnoza, potem lockdown, trudność w ustaleniu wizyty. Ile czekałam! Telefoniczne porady- znów irytowała się. - Pewnie ktoś z pani bliskich jest chory? – zapytałam. - Tak, mama. Guz, nieuleczalny, nie możliwości operowania- opuściła głowę. Zapadła chwilowa cisza, dość niezręczna. Przedstawiłam się, dowiedziałam się, że pani Basia mieszka na jednym z dużych osiedli. Takie blokowisko. Dwa pokoje. Zabrała matkę do siebie. Chciała szukać pomocy, gdzie to było możliwe. Wydzwanianie, znajomi, porady, różne diagnozy, badania, w końcu szpital i wyrok… Mamie pozostało niewiele życia. - Ma chwile , że mówi do mnie jak małe dziecko, niczego nie rozumie. Trzeba ją karmić, ubierać. W zasadzie leży cały czas. Ona!- upaprana jedzeniem, w brudnej koszuli, którą trzeba zmienić. Ona! – w pampersach. A taka była z niej elegantka, ciuchy w szafie ułożone według kolorów, odprasowane. Potrafiła często przy wszystkich mnie złajać za małą plamkę na spódnicy. Nienawidziłam jej za to. Długo trwała między nami jakaś dziwna niechęć, nie odwiedzałam jej. Ojciec niewiele miał do powiedzenia. Jego praca związana była z ciągłymi wyjazdami. Pewnego dnia odszedł od nas, nagle. Ale przynajmniej się nie męczył. Słuchałam kobiety, która potrzebowała się wygadać. - I wie pani, ona ma od czasu do czasu takie powroty świadomości. Wspaniale nam się wtedy rozmawia. Tak jakbyśmy chciały nadrobić zaległości. Ja nigdy jej się nie zwierzałam. Bałam się jej krytyki. Była despotyczna. Dbała o mnie, o dom, o ojca. Ale to było takie zimne, wszystko wedle ustaleń. Może wyniosła to z domu. Jej matka, a moja babcia też była bardzo poukładana. A teraz w chwilach jej „ powrotów” – mamy tyle sobie do opowiedzenia. Dowiaduję się o jej pierwszych sympatiach, o tym, jak poznała ojca. Ja też opowiadam jej o swoich sprawach, o pracy. Teraz jestem na urlopie, ze względu na nią wzięłam zaległy. A jak będzie trzeba- przedłużę. Zresztą teraz sporo pracy on- line. Jednak nie mam siły gapić się w te tabelki, coś uzupełniać. Słuchałam pani Basi , nic nie wspominała o mężu, a ja nie chciałam być wścibska. Ona dalej zwierzała się: - Mamy jeszcze trochę czasu, musimy nadrobić zaległe lata milczenia, wzajemnej niechęci. Wczoraj powiedziała mi, że bardzo mnie kocha. Pierwszy raz powiedziała mi to wprost. Poryczałam się. A ona za chwilę patrzyła gdzieś daleko tępym wzrokiem. Zaraz usnęła jak niemowlę. Czasem czuję się jakbym była jej matką... Czeszę ją, układam włosy, by ładnie wyglądała. W tych dobrych chwilach zakładam jej ulubione bluzki, robimy makijaż, oglądamy zdjęcia… - Z kim zostaje, jak musi pani wyjść?- zapytałam. - No , właśnie. Mogę liczyć na sąsiadkę. Czasem zagląda pielęgniarka. Bywa też masażysta. Nie wiem tylko, co mojej matce te zabiegi dadzą- wydęła usta. - Ja jestem szczęśliwa , że odnalazłam kochającą matkę. Taki paradoks. Ona umiera, a ja się cieszę, że odzyskałam matkę, którą niebawem stracę. Pogłaskałam jej dłoń, po chwili usłyszała swoje nazwisko, ruszyła do gabinetu profesora. Wyszła dość szybko. Rzuciła mi tylko ozięble- do widzenia! Dumna, wyniosła szła długim korytarzem. Pochyliła się na moment. Szukała w torebce czegoś. Oparta o ścianę patrzyła w przeszklone drzwi. Wrzuciła do kosza chusteczkę i wyszła. Spojrzałam w okno- wśród gałęzi świerku synogarlica siedziała w gnieździe, pilnując młodych…


KW, 2021,zdj. pinterest

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz