Siedziała na dworcu, nerwowo patrzyła na zegar, wskazówki przesuwały się powoli. Na wyświetlaczu nadal nie pojawiała się informacja o odjeździe pociągu. Z megafonu popłynął chropowaty automatyczny głos oznajmiający o opóźnieniu osobowego do Warszawy, ale o Rzeszowie- ani słowa.
Wyjęła telefon, włożyła kartę, po krótkim zastanowieniu wpisała tekst wiadomości. To był sms do Krzyśka. Wyobrażała sobie, jak się denerwuje i martwi, a reszta zapewne robi jedną wielką hecę. Musiała ich uspokoić. Może policję już zaalarmowali. "Krzysiu, ja wzięłam urlop. Dowiesz się wszystkiego od mojej szefowej, idź tam jutro. Odezwę się do Ciebie." I poszło… Wyjęła znów kartę z telefonu, dobrze ją schowała do portfela. Nadjechał wreszcie pociąg do Rzeszowa, siadła w swoim przedziale, było pustawo. Na kolejnej stacji znów był tłum, no niedziela, powroty, wyjazdy - lato, trwał sezon. Konduktor przejrzał bilety. Kobieta siedząca obok wciąż dopytywała się , jaka to stacja. Anka wstała, wyszła na korytarz, było jej duszno. Szedł znów konduktor, zagadnęła go o jakieś inne miejsce , może być w I klasie. Mężczyzna podał jej małą walizkę, poszła za nim. Dopłaciła należną kwotę. Przedział był pusty. Zasłoniła firanki. Nikt na nią nie patrzył, nie oceniał, nie taksował wzrokiem…Za oknem piękne niebo. Powoli wyłaniały się górzyste tereny, łagodne zielona zbocza. Stukot pociągu uspakajał , trochę się zdrzemnęła. Coś jej się przyśniło, z kimś rozmawiała, kłóciła się chyba. dziwne twarze, wesele i ona tańczyła z ojcem. Ktoś szarpał ją. Ocknęła się. Konduktor dość rzeczowo oznajmiał, że to koniec kursu, czas wysiadać.
- To Rzeszów Główny , proszę pani, proszę wysiąść.
Wygramoliła się z przedziału, przepraszając obsługę, ciągnęła za sobą walizkę, torba z telefonem i dokumentami była przewieszona mocno, wszystko było na miejscu.
Peron zalany słońcem, siadła na jednej z ławek, usiłowała się dobudzić. Rozglądała się wokół. Obce dla niej miejsce. Nigdy tu nie była. Poczuła wilczy głód. Przełknęła ślinę, jakiś dzieciak zajadał lody, matka obok niego posilała się kanapką.
Chłopak pytał matę bezceremonialnie- Cemu ta pani jest taka gruba?
- Cicho, przestań- matka strofowała go patrząc z politowaniem na młodą otyłą kobietę.
Anka nie słyszała dokładnie ich rozmowy . Jeszcze czuła senność, nie miała ochoty wstawać, a z drugiej strony irytował ją upływ czasu, to siedzenie obok obcych ludzi. W końcu wstała, ruszyła przed siebie, wyszła tunelem przed plac dworca.
Chodziła bez celu, nagle natknęła się na jakiś bar. Siadła na zewnątrz, podeszła kelnerka, Anka poprosiła o małą porcję kurczaka i surówkę oraz dużą kawę. Było nawet smaczne. Zapłaciła i wyszła. Ktoś wskazał jej przystanek busów, siadła na końcu, jechała w kierunku Sanoka. Kierowca mówił, że mogą tam być za jakąś godzinę. Wiedziała , że jest tam zbiór dzieł Beksińskiego, chciała go od dawna zobaczyć. Bieszczady odkrywały swe uroki. Patrzyła urzeczona na ten bajkowy pejzaż, dzikie niemal miejsca, gdzieniegdzie jakieś osady, pojedyncze domy. Lasy, wzgórza, w tle łagodne zbocza. Niebo bezchmurne. Droga wiła się jak wstążka. Trochę podrzucało ją na tym tylnym siedzeniu. Wreszcie dotarli. Zabrała z bagażnika walizkę. Zapytała o muzeum. Wskazano jej kierunek. Okazały wyremontowany budynek zamku prezentował się wspaniale. Zostawiła w portierni swój bagaż, poszła do toalety, przemyła twarz, zmieniła szybko bluzkę, tę przepoconą wrzuciła do kosza.
Nasycała oczy cudownymi zbiorami. Była ekspozycja ikon, a potem na piętrze – uczta. Ponumerowane przez artystę dzieła. Krążyła po kolejnych salach, były i nagrania, zbiór kaset…
Spojrzała na zegarek, było już późne popołudnie. Zapytała jedną z pań z obsługi, czy jest tu możliwość skorzystania z internetu, może wi-fi. W końcu wyjęła smartfon, weszła na pocztę i napisała długi mail do brata. Jeszcze raz potwierdziła szefowej , że nie będzie jej od poniedziałku, zgodnie z ustaleniami. Odczytała sms od Krzyśka- potwierdził, że wszystko przekazał rodzicom, policja ma zaprzestać jej poszukiwań. Mają jedynie dla pewności i zgodnie z procedurami zgłosić się do jej przełożonych. Ale to rutynowe działanie. Prosił Ankę, by zadzwoniła. Obiecała, że zadzwoni. Niech cierpliwie poczeka. Zrobiła sobie zdjęcie i wysłała mu, by go uspokoić. Nie mógł nic odczytać, gdzie wykonała swoją focię. W tle była jakaś szara ściana budynku. Poczuła się bardzo zmęczona, choć sporo spała w pociągu. Miała przecież za sobą cały dzień, a wcześniej weselną sobotę, potem szybkie pakowanie się.
Siedziała na ławce. Nie miała żadnego planu. Może najpierw hotel. Musi wziąć prysznic, przespać się. Zatem hotel. A potem, potem ten adres , ma go gdzieś- klinika, w której czyni się cuda…