Trwały chwile ciszy. Odkąd przyszła informacja, że Anka wyjechała, jest, żyje, wszystko wydawało się być normalne. A potem dyskusja zażarta wciąż trwała. Krzysiek przestał się pojawiać. Zresztą od paru dni prowadzili te jałowe dysputy, nagle obudził się w nich duch prawych rodziców i opiekunów. Zaczynali zrzucać wzajemnie na siebie winę.
- Po co tam łaziłeś na tę policję? – syczała z gniewu żona. – Wszyscy się teraz nas śmieją, jak panikujemy. I to, że nie wytrzeźwiałeś dobrze, że policja przyjęła to twoje zgłoszenie i miała ubaw. Dorosła baba wyszła z domu i po paru godzinach miałaby być porwana, chyba przez ufoludki- śmiała się ironicznie.On patrzył na swoją ukochaną, jedyną i nie poznawał jej, a może docierało do niego, z kim żyje już ponad trzydzieści lat. Ta jego wymarzona, ta jego ukochana o cudownym imieniu- Maryla- pokazała mu jakieś inne oblicze. Pani Maryla Poleska.
- No, co się tak gapisz? – Ja tylko mam uchodzić za tę podłą? Ja? Tylko ja? – cedziła słowa.
- Maryla, ja wiem, że popełniłem mnóstwo błędów. Zdałem się na ciebie, wydawało mi się, że jako matka, kobieta lepiej ją rozumiesz. A teraz okazuje się, że nic o niej nie wiesz, wstydzisz się jej.
- A ty się nie wstydziłeś?- wydarła się. Biegała jak szalona po pokoju. – Wygadywanie twoje, esteto, jak to pięknie powinnyśmy wyglądać. Jak laleczki. Stroiłam się , potem Ankę zaczęłam męczyć.
Jeszcze w dzień wesela robiłeś uwagi do jej sukienki , do jej wieku.
Na te słowa Poleski się skulił. Pocierał dłonie. Stała przed nim niewypita kawa.
Nagle Maryla siadła. Oparła głowę o miękki fotel. – Taki wstyd. Afera na całe miasto- mówiła niemal bezgłośnie.
- Tylko to jest dla ciebie problemem, powodem do wstydu ?- pytał mąż- podrywając się na te słowa -Tylko to?- To jest ważne, jak inni sobie będą gadać. –Wstyd?! Tak, ja się wstydzę, że ją ośmieszałem, właśnie ten wygląd mnie całkowicie pochłonął. A ona cierpiała. Ta kobieta z jej pracy i Krzysiek dopiero mi to uświadomili. Nie jestem dobrym ojcem. Nie byłem nim, wiem teraz to dobrze. Może mi to Ania wybaczy. – Dla ciebie gadki bab najważniejsze . Nie usłyszałem, czy martwisz się , gdzie jest i co robi, czy nam wybaczy... Usiadł ciężko, wypił łyk zimnej kawy.
- O, patrzcie go, Ania, wybaczy, jaki czuły się nagle zrobił. - A ja jej nie wybaczę, że sobie pojechała, nie powiedziała nam ani słowa. Obcej babie nagle się spowiadała , a matce rodzonej nawet słowa! – Maryla wzięła paczkę z papierosami. – I do tej pory nawet nie zadzwoni. Podłość, podłość...
- Maryla, przestań palić.- Ja w tym dymie nie wytrzymam, idź na balkon chociaż.
- Sam sobie idź . – Ja swojej gęby nie pokażę długo. Nie dam tej bandzie plotkarek satysfakcji.
- Ale nikt nie plotkuje. I ja , i Krzyś mówimy, że Anka zrobiła nam żart. Jest na urlopie, wyjechała, ale wróci – zapewniał. Pytała ta - Ewka i sąsiedzi spod czwórki, nawet twoja była dyrektorka dzwoniła- wymieniał po kolei wszystkich zainteresowanych jej losem. – I twoja siostra chce cię odwiedzić, też nie odbierasz od niej telefonów.
Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Usta zaciśnięte, oczy patrzące gdzieś daleko, nieobecne.
- Tak, będzie mi siostrunia opowiadać, jak to cudownie młoda para wyglądała i jak wiją sobie gniazdko.- Gówno mnie to zresztą obchodzi- wzruszyła ramionami.
- Ale dlaczego tak mówisz? Ona też martwi się i o Ankę, o ciebie też, przecież- starał się ją przytulić, ale wyrwała mu się. Stała w oknie kuchni. Od paru dni nic nie gotowała, chodził do knajpy. Czasem coś Krzyś podrzucił.
Dobrze- pomyślał. Niech tu siedzi ta pozbawiona uczuć baba, niech siedzi. Ja tu nie wytrzymam. Zwariuję. Przeczesał włosy, wyszedł trzaskając drzwiami. Poleski zaczynał żałować, że jest już na emeryturze, jeszcze tydzień temu cieszył się, że będą z Marylą spędzać wolny czas. Mógł jeszcze pracować, ale w jego branży była możliwość odejścia na wcześniejszą, zatem skorzystał. Szkoda- myślał- wielka szkoda.
Ale przypomniał sobie o ogrodzie. Ma jeszcze ogród! Trzeba pojechać, przecież już sałata powinna być, pewnie wszystko zarosło, rzodkiewki pewnie przerosły, może ogórki kwitnąć zaczęły. Będzie miał co robić. Nic nie mówiąc, zamknął za sobą drzwi. Poszedł jeszcze do piwnicy, wziął parę sprzętów, nie był pewien, czy w altance zostawił gracę. Ubranie tam jakieś robocze tam jest. Odetchnął z ulgą. Kupił jeszcze parę sadzonek i nasion, coś na krety. Zajrzał do spożywczego. Jakiś chleb się przyda , konserwa, napój. Ktoś go poklepał po ramieniu- Witaj, Grzesiu! – to był kumpel z pracy. Pogadali o swoich planach ogrodowych. Uścisnęli sobie dłonie. Ruszył znajomą trasą, pogoda dopisała. Deszczu raczej nie będzie- myślał.
Altanka powitała go bałaganem. Grzędy zarosły, wziął się ochoczo do pracy. Siadł w fotelu pod gruszą, postawił wodę na kuchence, zaparzył kawę, nieco zwietrzałą. Uff, tego mu było trzeba. Spokoju, słońca, oddechu. Powoli zaczynał rozumieć Ankę. Wyjął odruchowo telefon. Ale nie wybrał do niej numeru, pogada z synem. Po chwili usłyszał Krzyśka. Gawędzili chwilę.
Do wieczora pracował , palił śmiecie, liście, patyki. Zebrała się tego cała sterta, czekała od miesiąca.
Uprzątniemy ten warzywnik, uprzątniemy nasze życie, uda się- myślał z nagłą radością.