Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


środa, 31 sierpnia 2022

Weselnie. Potem cd.

Trwały chwile ciszy. Odkąd przyszła informacja, że Anka wyjechała, jest, żyje, wszystko wydawało się być normalne. A potem dyskusja zażarta wciąż trwała. Krzysiek przestał się pojawiać. Zresztą od paru dni prowadzili te jałowe dysputy, nagle obudził się w nich duch prawych rodziców i opiekunów. Zaczynali zrzucać wzajemnie na siebie winę.

- Po co tam łaziłeś na tę policję? – syczała z gniewu żona. – Wszyscy się teraz nas śmieją, jak panikujemy. I to, że nie wytrzeźwiałeś dobrze, że policja przyjęła to twoje zgłoszenie i miała ubaw. Dorosła baba wyszła z domu i po paru godzinach miałaby być porwana, chyba przez ufoludki- śmiała się ironicznie.
On patrzył na swoją ukochaną, jedyną i nie poznawał jej, a może docierało do niego, z kim żyje już ponad trzydzieści lat. Ta jego wymarzona, ta jego ukochana o cudownym imieniu- Maryla- pokazała mu jakieś inne oblicze. Pani Maryla Poleska.
- No, co się tak gapisz? – Ja tylko mam uchodzić za tę podłą? Ja? Tylko ja? – cedziła słowa.
- Maryla, ja wiem, że popełniłem mnóstwo błędów. Zdałem się na ciebie, wydawało mi się, że jako matka, kobieta lepiej ją rozumiesz. A teraz okazuje się, że nic o niej nie wiesz, wstydzisz się jej.
- A ty się nie wstydziłeś?- wydarła się. Biegała jak szalona po pokoju. – Wygadywanie twoje, esteto, jak to pięknie powinnyśmy wyglądać. Jak laleczki. Stroiłam się , potem Ankę zaczęłam męczyć.
Jeszcze w dzień wesela robiłeś uwagi do jej sukienki , do jej wieku.
Na te słowa Poleski się skulił. Pocierał dłonie. Stała przed nim niewypita kawa.
Nagle Maryla siadła. Oparła głowę o miękki fotel. – Taki wstyd. Afera na całe miasto- mówiła niemal bezgłośnie.
- Tylko to jest dla ciebie problemem, powodem do wstydu ?- pytał mąż- podrywając się na te słowa -Tylko to?- To jest ważne, jak inni sobie będą gadać. –Wstyd?! Tak, ja się wstydzę, że ją ośmieszałem, właśnie ten wygląd mnie całkowicie pochłonął. A ona cierpiała. Ta kobieta z jej pracy i Krzysiek dopiero mi to uświadomili. Nie jestem dobrym ojcem. Nie byłem nim, wiem teraz to dobrze. Może mi to Ania wybaczy. – Dla ciebie gadki bab najważniejsze . Nie usłyszałem, czy martwisz się , gdzie jest i co robi, czy nam wybaczy... Usiadł ciężko, wypił łyk zimnej kawy.
- O, patrzcie go, Ania, wybaczy, jaki czuły się nagle zrobił. - A ja jej nie wybaczę, że sobie pojechała, nie powiedziała nam ani słowa. Obcej babie nagle się spowiadała , a matce rodzonej nawet słowa! – Maryla wzięła paczkę z papierosami. – I do tej pory nawet nie zadzwoni. Podłość, podłość...
- Maryla, przestań palić.- Ja w tym dymie nie wytrzymam, idź na balkon chociaż.
- Sam sobie idź . – Ja swojej gęby nie pokażę długo. Nie dam tej bandzie plotkarek satysfakcji.
- Ale nikt nie plotkuje. I ja , i Krzyś mówimy, że Anka zrobiła nam żart. Jest na urlopie, wyjechała, ale wróci – zapewniał. Pytała ta - Ewka i sąsiedzi spod czwórki, nawet twoja była dyrektorka dzwoniła- wymieniał po kolei wszystkich zainteresowanych jej losem. – I twoja siostra chce cię odwiedzić, też nie odbierasz od niej telefonów.
Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Usta zaciśnięte, oczy patrzące gdzieś daleko, nieobecne.
- Tak, będzie mi siostrunia opowiadać, jak to cudownie młoda para wyglądała i jak wiją sobie gniazdko.- Gówno mnie to zresztą obchodzi- wzruszyła ramionami.
- Ale dlaczego tak mówisz? Ona też martwi się i o Ankę, o ciebie też, przecież- starał się ją przytulić, ale wyrwała mu się. Stała w oknie kuchni. Od paru dni nic nie gotowała, chodził do knajpy. Czasem coś Krzyś podrzucił.
Dobrze- pomyślał. Niech tu siedzi ta pozbawiona uczuć baba, niech siedzi. Ja tu nie wytrzymam. Zwariuję. Przeczesał włosy, wyszedł trzaskając drzwiami. Poleski zaczynał żałować, że jest już na emeryturze, jeszcze tydzień temu cieszył się, że będą z Marylą spędzać wolny czas. Mógł jeszcze pracować, ale w jego branży była możliwość odejścia na wcześniejszą, zatem skorzystał. Szkoda- myślał- wielka szkoda.
Ale przypomniał sobie o ogrodzie. Ma jeszcze ogród! Trzeba pojechać, przecież już sałata powinna być, pewnie wszystko zarosło, rzodkiewki pewnie przerosły, może ogórki kwitnąć zaczęły. Będzie miał co robić. Nic nie mówiąc, zamknął za sobą drzwi. Poszedł jeszcze do piwnicy, wziął parę sprzętów, nie był pewien, czy w altance zostawił gracę. Ubranie tam jakieś robocze tam jest. Odetchnął z ulgą. Kupił jeszcze parę sadzonek i nasion, coś na krety. Zajrzał do spożywczego. Jakiś chleb się przyda , konserwa, napój. Ktoś go poklepał po ramieniu- Witaj, Grzesiu! – to był kumpel z pracy. Pogadali o swoich planach ogrodowych. Uścisnęli sobie dłonie. Ruszył znajomą trasą, pogoda dopisała. Deszczu raczej nie będzie- myślał.
Altanka powitała go bałaganem. Grzędy zarosły, wziął się ochoczo do pracy. Siadł w fotelu pod gruszą, postawił wodę na kuchence, zaparzył kawę, nieco zwietrzałą. Uff, tego mu było trzeba. Spokoju, słońca, oddechu. Powoli zaczynał rozumieć Ankę. Wyjął odruchowo telefon. Ale nie wybrał do niej numeru, pogada z synem. Po chwili usłyszał Krzyśka. Gawędzili chwilę.
Do wieczora pracował , palił śmiecie, liście, patyki. Zebrała się tego cała sterta, czekała od miesiąca.
Uprzątniemy ten warzywnik, uprzątniemy nasze życie, uda się- myślał z nagłą radością.

pinterest- grafika

sobota, 20 sierpnia 2022

Poranny


Miłość może zaboleć
Może jak drzazga tkwić
I trudno ją wyjąć
Choć krwawi-całujesz
ranę nad ranem
gdy sny rozczochrane
Całujesz te kolce...
Bo kochasz
Bo chcesz
By została tylko
mała blizna...
Rojenia, marzenia
z życiem się mijają
Scenariusz powstaje inny
Nadzieja z naiwnością
w tle...

grafika- pinterest

czwartek, 18 sierpnia 2022

Weselnie. Potem cd


Anka stanęła wreszcie przed budynkiem kliniki. Budynek bardzo nowoczesny, ale swietnie wkomponowany w otoczenie. Przypominał niby góralskim stylem stare sanatoria, ale wokół wiele świateł, szkła. Otworzyła właśnie takie przeszklone wrota. Za kontuarem stała młoda dziewczyna w białym uniformie, wpatrywała się pilnie w ekran komputera. Na środku holu zieleń i kapiąca woda jak w strumieniu. Pod oknem w głębokim fotelu siedziała niemłoda kobieta , też mocno zaabsorbowana przeglądaniem jakichś dokumentów. Nagle dziewczę uśmiechnęło się szeroko witając mile i usłużnie potencjalną klientkę. Anka podała swoje dane, pracownica kliniki zagryzła wargi. Stukała w te klawisze.
- Już, już- uspokajała tęgą kobietę, która chyba była już u kresu wytrzymałości.
Po chwili Anka usłyszała jęki, przepraszanie, zapewnianie, że zaszła ogromna pomyłka.
- Jaka pomyłka? – ryknęła. –Po co tyle czasu i drogi zmarnowałam? – była wściekła i czuła, że dławi ją płacz. Oparła się o stolik obok.
- My próbowaliśmy się z panią skontaktować- dziewczyna też była bliska płaczu. Dzwoniliśmy, są też i nasze maile, o proszę, wciąż ponawiane. Pani nic nie odpisywała- tłumaczyła.
Nagle zauważyła , że coś z kobietą jest nie tak. Wybiegła zza biurka, chwyciła wodę i szklankę, pomogła Ance usiąść. Wzięła jej ciężką torbę. W końcu pojawił się ktoś z lekarzy przynaglony jakimś dziwnym hałasem z holu. Wymownym gestem odsunął Wiktorię- tak miała na imię pielęgniarka.
Zwrócił się do bladej jak ściana Anki:
- Proszę panią do mojego gabinetu, nie róbmy zamieszania. – Pani Wiktorio, proszę się uspokoić, ktoś dobija się w rejestracji, niech pani wraca do swoich obowiązków. Zawołał jeszcze jednego z pracowników, by pojawił się zaraz z wózkiem. Anka przewieziona została do gabinetu lekarza.
- Jak się pani czuje? Może zmierzymy ciśnienie. Ma pani podwyższone tętno, dotknął dłoni pacjentki , zauważył na czole kobiety krople potu. Cholera, jeszcze mi tu zejdzie. Był wściekły na Czarneckiego, że zostawił go z tym bałaganem samego. Urok letnich miesięcy. Urlopy, wyjazdy, a potem na mnie wszystko spada. Ta gówniateria nic nie potrafi, nawet baby przy wejściu obsłużyć- myślał mocno podenerwowany.
Anka ciężko oddychała. Ciśnienie było, o dziwo – niezbyt podwyższone. Przeglądał jej dokumentację medyczną. Sporo im przesłała skanów. Wyjęła z torby jeszcze ostatnie wyniki. Przejrzał i je.
- Leczy pani się ? Bierze jakieś leki od nadciśnienia? – pytał.
Anka potwierdziła- Tak, bierze od jakiegoś czasu lek. Tak, tak, tak! Wie, że to jest spowodowane jej otyłością i dlatego chyba tu się znalazła. Znów czuła, że zaczyna ją ten gość irytować. Przecież wiedzą o wszystkim, mają informacje , na co się leczy, ile to można wałkować?!
- Pani Aniu, dokumentacja zostaje i u nas- starał się , by jego głos brzmiał łagodnie. - Zrobimy kopie tych , które pani przywiozła. Poproszę jeszcze o chwilę cierpliwości. Wcisnął guzik na sekretarce. – Wiktoria , przyjdź na chwilę, proszę- uśmiechnął się do Anki. Skrzywiła się , co miało niby przypominać też uśmiech.
Weszła potulna dziewczyna z rejestracji, wzięła dokumenty do skanowania. Po chwili wróciła. Lekarz kompletował dokumenty, jakby chciał odciągnąć coś w czasie. To przecież nie moja pacjentka. Nic o niej nie wiem- rozmyślał.
- Zatem, hm. Tak, kontaktowaliśmy się z panią, wielokrotnie. Po prostu chcieliśmy poinformować, że operacja została przesunięta o dwa tygodnie. Jednak przez kilka dni była pani nieuchwytna. Wiem, nastawiła się pani psychicznie , że już zabieg się odbędzie, ale i nam -lekarzom, zdarzają się nieprzewidziane sytuacje. Kolega, który miał się dziś z panią spotkać, musiał nagle wyjechać parę dni temu, postara się być za tydzień- ściemniał na poczekaniu. -Możemy w ramach rekompensaty pokryć koszty podróży, pobytu np. w którymś z tutejszych hoteli lub pensjonatów. Dostanie pani pokój z pięknym widokiem, poczeka jeszcze te parę dni. Przy klinice nie mamy hotelu. Każde łózko zaś jest w tej chwili zajęte, między innymi i o tym informowaliśmy w mailach, by pani nie marnowała swego cennego czasu, niepotrzebnie wybierała się w podróż.
No, jaki czuły i troskliwy- myślała Anka. A niech to wszyscy diabli. Ja chyba mam pecha, ktoś mnie przeklął czy ki diabeł. Jak już się zdecydowałam, przyjechałam, to– guzik. Sama zresztą też wyłączyłam się, telefon do tej pory bez karty. Jak mogli się do mnie dodzwonić, zachowałam się naprawdę idiotycznie -musiała przyznać sama przed sobą.
- Poproszę o ten adres pensjonatu czy hotelu , jeśli można- przerwała słowotok lekarza. - Nie muszą państwo za mnie płacić- oznajmiła kategorycznie.
- Pani Wiktoria w rejestracji poda pani wszelkie dostępne adresy, zadzwoni po taksówkę. – Zatem, do zobaczenia- wstał i Anka też. Nie podała mu ręki. Ukłonił się, odprowadził ją do drzwi . Po chwili padł ciężko na fotel.
Wiktoria dzwoniła już do najbliższego z pensjonatów. Po chwili Anka ciągnąc za sobą walizkę wsiadła do taksówki. Proponowano jej, że zostanie podwieziona na wózku. Stanowczo odmówiła. Jeszcze usłyszała te wystudiowane słowa na pożegnanie:
- Miło nam było, zapraszamy do nas. Czekamy w przyszłym tygodniu.
Kierowca taksówki niezbyt rozmowny jechał znaną sobie trasą. Anka patrzyła za okno, tym razem bez entuzjazmu. Kołatały jej w głowie tysiące myśli. Droga biegła w dół serpentyną. Pejzaż nie absorbował Anki tym razem. Nie wiedziała już sama, czy ma tu zostać czy wracać do domu.
- Jesteśmy na miejscu, proszę pani- zwrócił się niebawem taksówkarz do swej smutnej pasażerki. Ta zajęta była swoim telefonem.


zdj. pinterest

wtorek, 16 sierpnia 2022

Mądra zasada



 "Zawsze przestrzegałam zasady, by nigdy nie spędzać nawet pięciu minut z ludźmi, którzy nie chcą być ze mną. Dobrze też pamiętam przestrogę mojej mamy, by nie przebywać z ludźmi, którzy psują nam charakter, wyzwalając naszą agresję. Takie znajomości są destrukcyjne, osłabiają, nic w zamian nie dając"

- Beata Tyszkiewicz



zdj.pinterest

sobota, 6 sierpnia 2022

***

 Księżyc jak kąsek mandarynki

Pławi się w jaśminie

Maliny sokiem spływają

słodkimi resztkami

Sławią lata uroki…

Trawy w kąpieli z rosy

Spłukują swe włosy

Czekając na róż świtu

I na te płomienne

Spojrzenia obłoków

Skradzione słońcu w słońcu.



piątek, 5 sierpnia 2022

Weselnie. Potem cd.

 

Krzysiek pojechał do pracy. Zadzwonił wcześniej do żony, że gdy  wróci , wszystko jej opowie. Ona też pognała do swoich zajęć. Obijał się w biurze, zleceń nie było dużo. Co jakiś czas odbierał telefony , pisał jakiś dokument , ważny dość, bo zawierać miał kluczowe wytyczne dla  od nowego klienta.  Szef przejrzał pismo.

-Krzychu, idź do domu, prześpij się i napisz coś bardziej sensownego . Coś nietęgo wyglądasz.

Krzysiek opowiedział pokrótce  o problemach z ostatnich paru dni. Szef był wyrozumiałym człowiekiem. Wymagał, ale miał ludzkie odruchy.

- Idź, napisz to. A potem popatrz w kadrach, jak masz możliwość,  weź urlop. Ja cię potrzebuję tu przytomnego. I dzięki, że nie ściemniasz, nie kombinujesz z jakimś zwolnieniem lewym.

Krzysiek zabrał swoje rzeczy, zgrał dokument na swój laptop. Zapakował dokumenty do teczki i powoli ruszył schodami w dół do samochodu.  Zadzwonił do Ilony, ona nie mogła nawet chwilę pogadać. Dobiegały odgłosy wrzeszczących dzieci.  Ruszył zatem  do domu.

Zasłonił żaluzje, padł na łózko. Ale sen nie przychodził. Jakieś koszmary go nawiedzały. Zerwał się, złapał telefon , zadzwonił do Anki…Ale tam , jak zwykle to samo. Odczytał któryś raz z kolei jej ostatni sms, oglądał selfie siostry.  Pocieszał się, że jest , że nic się jej nie stało. Dobijało go, że nic wcześniej nie zauważał. Nic nie wzbudzało w jej zachowaniu podejrzeń. Ona wydawała się być taka stała, pewna, niezmienna. Częściej on zwierzał jej się ze swoich problemów, ostatnio wciąż, że chce mieć dziecko, a Ilona to wciąż odkłada. Roztkliwiał się nad sobą, nie widząc, jak  Anka cierpi. Było mu wstyd, gdy od szefowej siostry  usłyszał tyle rzeczy. Słuchał i jakby to była opowieść o jakiejś nieznanej mu  osobie. Kempinska chyba była  po pięćdziesiątce, w końcu obca,  a lepiej orientowała się w problemach Anki- niż on , ojciec i matka. Jakie to upokorzenie, wstyd. Słuchał ze spuszczoną głową spokojnego, rzeczowego głosu Kempińskiej.

- Ania jest bardzo kompetentną osobą , pracuje tu już ponad sześć lat, nie brała urlopów , jakieś dwa , trzy dni- góra. Sama ją namawiałam, by gdzieś wyjechała, odpoczęła od pracy, ale ona mówiła wciąż , że tu czuje się najlepiej. Z oddaniem wykonywała obowiązki. W końcu normalnie ją zmusiłam, by ten zaległy z kilku lat urlop wzięła. Ze znajomą znalazłyśmy jej dobrego terapeutę, broniła się, ale w końcu poszła. Nie wiem, ile razy tam się pojawiła. Jest dorosłą osobą. Prosiła, by nic nie mówić waszym rodzicom. Mamę znam, czasem widuję ją w sklepie na osiedlu. Zresztą to małe miasto, wszyscy się tu znają. Anka zaklinała, by nic nie mówić, więc nie mówiłam. A dziś  ta policja, poszukiwanie jej. Powiedziałam o jej wyjeździe i przedstawiłam oficjalne pismo o urlopie, potwierdzone Ani podpisem. Rzucili to swoje- „w kontakcie”  i poszli.  Nie mogę panu zdradzić , gdzie przebywa obecnie. Jedynie tyle, że to dobra klinika, no i w Polsce. Policja też wam nic więcej nie powie.

-Wiem- wtrącił Krzysiek. Ustalili jej miejsce pobytu, ma prawo do prywatności. Sprawa umorzona, bo nie ma sprawy- tyle usłyszałem- uśmiechnął się z ironią.

- Nie kontaktowała się z panem?- pytała zatroskana Kempińska.

- Raz zadzwoniła, sms, zdjęcie…

- Musicie być wyrozumiali, dajcie jej czas- perswadowała. Zapanowało drętwe milczenie. Krzysiek podziękował kierowniczce działu personalnego, gdzie pracowała  Anka.

- Proszę być dobrej myśli. Ania to rozsądna osoba- na odchodne rzuciła jeszcze raz Kempińska.

Pokiwał głową, ukłonił się i schodził do wyjścia.

Anka, Aniu, co ty wymyśliłaś? Co robisz, dlaczego nawet ze mną , Iloną nie pogadałaś?- pytał szukając w myślach odpowiedzi.  Uspokoiło go, że nic złego się z siostrą  nie dzieje, ale poczuł się jako brat odrzucony, odsunięty na margines. Dlaczego nawet mi nie zaufałaś? Wolałaś obcej babie opowiadać o swoich problemach? Szedł jak automat.  Ktoś rzucił mu – Cześć! Odpowiedział, ale nawet nie wiedział , kogo minął na placu przed jednym z ważniejszych zakładów pracy w tym mieście. Kiedyś tu była prawie fabryka , produkowali chyba jakieś urządzenia czy części  maszyn rolniczych. Ktoś mówił, że swego czasu coś i dla wojska. Teraz wiele sprywatyzowano, jakieś sklepy z wszelkiej maści wytworami. Nie było ich ukochanej lodziarni. Spojrzał jeszcze w okna biura, gdzie pracowała Anka. Kempińska stała, wydawało mu się, że pomachała mu.  Nie wstąpił do rodziców, pojechał prosto do domu. Nie czuł się na siłach, by słuchać dywagacji matki.

Leżał wciąż bez ruchu , torba z laptopem stała pod stołem. Spał po powrocie z godzinę,  a czuł się wyczerpany. Jeszcze jutro stary łeb mu zmyje, że nie napisał tego dokumentu. Wróci Ilona, zjemy obiad. Pogadamy, pogadamy…i napisze to wreszcie.  W końcu usnął.