Maryla uchyliła okno, włączyła wiatrak. Było gorąco jak w piekle. Ich okna wychodziły na południe i wschód. Teraz wycięli jeszcze kilka starych drzew. Zawsze dawały trochę cienia. Zaszyła się więc w sypialni, gdzie były rolety. Nie chciało jej się nic gotować, Grzesiek siedział całe dnie na działce. Nawet nie chciało jej się myśleć o jakimkolwiek obiedzie i staniu nad garami. Wieczorem może coś przełknę- pomyślała. Minęła pokój Anki. Rzadko tu zaglądała. Nawet teraz, gdy córki nie było. Wzięła znów ten stary album ze zdjęciami. Przeglądała go ostatnio dość często. Patrzyła na utrwalone jeszcze na starych kliszach sytuacje. Nowe fotografie miała w telefonie. Na nie też zerkała często.
Przedszkole. Ania miała tu chyba ponad trzy latka, siedziała na kolanach Mikołaja i miała bardzo wykrzywioną buzię, bała się tego strasznego pana, choć wręczał prezenty. Szybko przybiegła wtedy do niej. Maryla ją przytulała. W końcu łzy obeschły. Grzesiek też coś tłumaczył dziecku, które nie rozumiało nic z tego, że Mikołaj jest wspaniały , bo daje prezenty dla grzecznych dzieci, a dla złych rózgi. Maryla dobrze pamiętała ten wieczór w przedszkolu, bo poczuła się nagle jakoś źle, zakręciło jej się w głowie, pobiegła do toalety, zebrało jej się na wymioty. Zamknęła za sobą kabinę, ktoś szarpał za drzwi.
Maryla wyjęczała: - Zajęte, nie widzi pani. Zastukały obcasy.
No, tak. Wiadome było, co to znaczy. Wracała na salę. Wcale nie czuła wtedy radości. Była nawet zła. Znów, cholera, te pieluchy, butelki, odciąganie pokarmu, nocniki i inne rozkosze… Ale teraz w ten upalny dzień , gdy to wspominała, wydawało się rozkoszną, piękną chwilą.
Wracali potem z mężem i Anią, dziecko marudziło, mąż wziął córkę na ręce. Zaczął sypać drobny śnieg.
Maryla postanowiła, że nic na razie nie będzie nic gadać Grześkowi, zaraz poleci i pół miasta będzie wiedziało, że czekają na kolejne dziecko.
Ania miała balową sukienkę, zjadła przez całe popołudnie hekatomby czekolady, ciastek. Maryla spokojnie obcierała buzię małej, potem włożyła ją do wanny. Mała taplała się , bawiła ulubionymi zabawkami. W końcu Maryla zakomenderowała koniec kąpieli, nie obyło się bez krzyków. Grzesiek jeszcze gderał.
- To, weź raz do cholery ty się zajmij kąpielami, usypianiem! Czy ja jestem tylko rodzicem? – Co jaśnie pan zmęczony? - Filmik sobie obejrzeć chce, a tu matka Polka i dzieciak przeszkadza?!- wydarła się.
- Co taka wściekła jesteś? Poszłaś sama do łazienki. Nic nie mówiłaś, że potrzebujesz pomocy. Całą drogę powrotną nawet słowem też się nie odzywałaś.
- Trudno się domyślić, że też mogę być zmęczona.
- Przestań już, połóż dziecko spać, bo to nie czas na kłótnie.
Trzasnęła drzwiami, postarała się ochłonąć. Ania wciśnięta w kąt, patrzyła na nią z wielka bojaźnią w oczach.
- Cemu ty mamo, płaces?
- Nie, nie płaczę, Aniu, chodź, coś ci mama poczyta- Dziewczynka posłusznie przysunęła się matki. Maryla czytała kolejny raz bajkę o Kopciuszku, mocno skracała wersję. Ania usnęła, też mocno zmęczona. Tyle wrażeń. Ssała palec. Nie znosiła smoczków, wyrzucała je albo bawiła się nimi. Teraz już smoczki już były dla prawie czterolatki niepotrzebne, za to nawyk ssania palca został. Maryla pogłaskała swój brzuch.
A ty, maleństwo, jakie będziesz? – Też będziesz ssał palec? I kim jesteś? – chłopak czy dziewczyna? Mógłby być chłopak, byłaby para.
Grzesiek zajrzał do pokoju, zastał ją pogrążoną w rozmyślaniu.
- Czemu tu siedzisz? Ania śpi. Chodź , zrobiłem herbatę. Fajny film leci- Grzegorz widział , że humory minęły. Po cichu wymknęli się z pokoju.
Maryla patrzyła na to zdjęcie z Mikołajem od dłuższego czasu. Jak dokładnie pamiętała tamten wieczór. Chciałaby z pomocą jakichś czarów odtworzyć cudowny film i pokazać go Ani. Pokazać, że też była dla niej czuła, że czytała jej bajki, bawiła się, Ania tak wesoło się śmiała podczas tych kąpieli czy wspólnych wypraw do piaskownicy, na plac zabaw, do sklepu. Boże, przecież kochałam i kocham ją jak i Krzysia, tylko inaczej. Anka pamięta jedynie te złe sytuacje, na pozostałych zdjęciach jest już tylko uśmiechnięta twarz syna, Ania jakby w cieniu, z roku na rok coraz większa, grubsza i coraz bardziej smutna. – Dlaczego nie pamięta tych miłych chwil? Dlaczego ja tego nie widziałam? Czy mnie zaćmiło zupełnie? Moja matka podobnie wychowywała swoje stadko, nas było czworo. Ona jednak faworyzowała najstarszego syna. Jak to bolało nieraz, gdy jemu dostawał się pierwszy naleśnik. Jemu zawsze najładniejszy sweter i szalik na drutach.
Dlaczego, dlaczego popełniamy taki sam błąd? Dlaczego powielamy to? Czy tyle czasu musiało minąć, tyle wody w rzece popłynąć, żebym w końcu zrozumiała swój ogromny błąd. Wiele spraw nie da się cofnąć, nie da załatwić – ot, jednym słowem…Nie da się. Ale może jakieś lody da się przełamać.
Napiszę do niej, Krzyś ma z nią kontakt. Ma na pewno adres. Ja na tym komputerze się nie rozeznaję, piszą te maile, Krzysiek mi pokazywał, ale nic nie potrafię. Nawet na tym fejsie ich też . Poszukam tylko jakiś papier. Jezu, kiedy ja pisałam list? Ale był jakiś blok i zeszyt z kartkami w formacie A- 4. Jeszcze koperty, ale to na poczcie już kupię- planowała. Zasiadła do stołu . Zaczynała kilka razy, trzy kartki wylądowały na podłodze.
W końcu popłynęły słowa. Oczy ocierała co chwilę. „ Aniu! Postanowiłam do Ciebie napisać. Nie dzwonisz, nie chcesz ze mną kontaktu. Chcę to uszanować, ale muszę Ci wiele spraw wyjaśnić…”