Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


poniedziałek, 7 listopada 2022

Weselnie. Potem, cd.


 Krzysiek pojawił się na działce. Ojciec siedział na werandzie . Palił papierosa, puszczał kłęby dymu.

- Co, ty tak delektujesz się tą fajką?- krzyknął Krzysiek.
Ojciec poderwał się , zszedł powoli , otworzył bramkę, zapraszał gestem syna, by napawał się ogrodem, zielenią, Zaczynały kwitnąć róże i jaśmin, nad wszystkim unosił się stary głóg. Purpurowy kolor kwiatów zawsze urzekał.
Łazili po alejkach, rabatkach, w tunelu ojciec miał już ogórki. Te gruntowe jeszcze nie kwitły.
- Co tam? – pytał Grzegorz patrząc na syna z lekkim zaniepokojeniem. Krzyś zawsze rozgadany, nie kwapił się do rozmowy. Coś tam jedynie stęknął.
- Masz jakieś piwo?- zapytał ojca.
- Powinno być- Grzegorz rzucił się do altanki, były ze dwie puszki.
- Ale ciepłe, takie będziesz pił? – A samochód? No przecież prowadzisz…
- Oj, to zostawię. Jutro zabiorę- rzucił Krzysiek.
- OK.
Popijali piwo, ojciec znalazł kawałek kiełbasy, zagryzali rzodkiewką.
- Może kawy ci zrobić, herbaty?- pytał Poleski chcąc rozładować czające się napięcie.
- Mam w samochodzie jakieś zakupy- nagle olśniło Krzyśka. Poleciał do samochodu, przyszedł po kwadransie , objuczony jak wielbłąd.
- Gdzie ty byłeś tak długo?- Już myślałem, że nawiałeś do Ilony.
- Oj, wziąłem zakupy i napatoczył się ten Zdzisiek , co wiecznie naoliwiony, chciał na piwo, dałem mu parę groszy i przyniósł całą zgrzewkę. Dałem mu butelkę za to.
- No, dobra. Ale zakupów to wszystkich nie wyjmuj. Chyba że może cos się zepsuć, postaw ten samochód w cieniu, nagrzeje się , będzie jak w piekarniku.
Krzysiek przyniósł wędlinę, masło, chleb.
- Co ty wesele jakieś robisz?- zapytał z ironią Grzegorz.
- Ta, wesele…- Weź nie żartuj, tato.
- No, to na smutki…Chluśniem, bo uśniem…-Gadaj, synu, co ci leży na wątrobie , bo widzę, że raczej nie tryskasz energią.
Milczenie znów przerywane było dywagacjami o lecie, zbiorach, suszy. Dochodziły odgłosy z innych części ogródków działkowych. Ludzie zjeżdżali, weekend przecież. Zaraz doszła woń grillowanej kiełbasy, piszczały dzieci.
- Oj, tu będzie niezła biba wieczorem. – No, co tam , Krzysiu?
- Tato, czy wy planowaliście nasze przyjście na świat?
- No, w sumie – ty to byłeś wypadkiem przy pracy- parsknął ojciec.
- Co?- Krzysiek był zdumiony.
-Oj , wiesz my też byliśmy młodzi, coś tam też chcieliśmy z tego życia zagarnąć. Na tamte czasy możliwości nie było za wiele. Ale jak cieszyliśmy się z nadejścia i ciebie, i Ani- ścisnął dłoń syna.
I to mieszkanie – klita, a my mieliśmy to prawie za pałac. I kochaliśmy się bardzo. Czasem były kłótnie, Maryla jest niezła żyleta, no i jak się uprze, zresztą sam wiesz. Ale gadajmy o tobie.
- Ilona nie chce dziecka! – Ukrywała przede mną swoje obawy, coś chrzani o chorobie w rodzinie. Ktoś miał Zespół Downa… No, żesz- No, tak mnie wnerwiła tym , że tyle mnie oszukiwała. Co ma do naszych decyzji choroba jakiegoś tam kuzyna.. Mam żal, ogromny, że grała przede mną. – I brała prochy cały czas. Na co liczyła? – wydusił wreszcie z siebie.
Ojciec chwilę milczał. Zapalił znów, rozlał piwo. Gryzł sałatę. Potarł czoło.
- Za babą czasem nie trafisz.- Uwierz mi , na rzęsach nieraz stajesz, udowadniasz coś, a ta swoje. Przecież matkę szanowałem całe życie, żadnych skoków w bok, czciłem jak królową. Anka poszła w kąt jak niepotrzebna zabawka. Teraz boli mnie to i wstyd mi. A Maryla wciąż odwraca kota ogonem i wmawia mi, że to przeze mnie katowała córkę strojami i dietami. – A ja tylko tak sobie gadałem , jak to facet- że chcę mieć ładne dziewczyny. Taka gadka szmatka, a ona brała to na poważnie. – Widzisz, nawet ta sytuacja pokazuje, że żyjesz z kimś, śpisz w jednym łóżku, jesz z jednego talerza, a w pewnej chwili okazuje się, że go nie znasz, że coś przed sobą graliśmy, nie dopowiadaliśmy do końca. – A wszyscy nas podziwiali, jaka z nas udana , zżyta para. -A szczerość? - Czasem lepiej nic nie mówić, przemilczeć. – Czasem można za dużo niepotrzebnie powiedzieć. – Chować pod dywan też się nie da pewnych spraw, upchać , bo wcześniej czy później wylezą i wtedy- ratujcie wszyscy święci…Jakaś równowaga potrzebna. Tylko teraz do mnie to doszło, po całej tej sytuacji z pryśnięciem Anki. Miłości tylko udawać nie można, synu, tego się nie da….To zbrodnia największa.
- Ja Ilonę kocham, bardzo. Znamy się prawie od przedszkola. Ona jest dla mnie wszystkim..
- Wiem, Krzysiu, wiem.. Przejdzie ci ten gniew. Może ona naprawdę miała pietra przed tym zajściem w ciążę, może nadal ma. Może ktoś jej nagadał jakichś głupot. – Porozmawiaj z nią, tak na spokojnie, bez wściekania się, jeszcze dacie radę, młodzi jesteście. – Będzie dobrze. - Wnuka nam dacie, na pewno, na pewno – ojciec już powoli się zmywał na swoje legowisko. Wcześniej buszował pod jaśminem.
Krzysiek zadzwonił do Ilony. Powiedział, że zostaje na noc u ojca. Potem i do matki też wybrał numer, bo ojciec padł. Spał jak niemowlę na starej kanapie.
Krzysiek siedział na ganku, patrzył w gwiazdy. Był piękny wieczór, jakaś muzyka leciała zza krzewów. Pomyślał, że fajnie by im się tu leżało z Iloną pod tym letnim niebem. Komary nie cięły. Pachniał jaśmin.
zdj. pinterest











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz