Mamo, byłaś kiedyś w Bieszczadach ? – Anka zagadnęła matkę, która siedziała obok jakaś zatopiona w myślach.
- Co, co? Co mówiłaś?- Maryla zorientowała się , że córka do niej mówi. Odfrunęła na chwilę. Rozmyślała o tym , co dzieje się w domu. Obiecywała sobie, że tu już nie będzie zawracać sobie głowy ogórkami, ogródkami, swymi podejrzeniami…Jednak wciąż miała przed oczami tamtych dwoje w gęstwinie przy altance. Nie wiedziała , czy ma o tym mówić coś Ance, czy zachować to dla siebie. Przecież miały obie odpocząć. Przegadały już niejedną noc, Alina nieraz im towarzyszyła. Maryla poznała i sąsiadki. Kobiety lubiły gości, latem było ich sporo, ale one lubiły te opowieści z innego świata. Opowiadały o swoich problemach. Martwiły się już , co będzie zimą.
Alina uświadamiała zdziwionej Maryli, jakim innym rytmem żyją tu miejscowi.
- Tak, tu w lipcu myśli się o zimie, nieraz bywa, że śnieg mamy we wrześniu. Czasem jest lżej. A nieraz bywamy odcięci od świata. - To jedyna zmiana, że lepsze drogi, dużo uzdrowisk mamy w pobliżu, ludzie zjeżdżają w środku zimy też , narciarze, więc dbałość o przejazd jest większa, ale im wyżej- lepiej nie myśleć, co się dzieje jak zasypie.
Podczas jednego ze spacerów natknęły się na znajomą Anki, koleżankę ze studiów, dziewczyny nie mogły się nagadać. Jaki ten świat mały…
Anka odzyskała jakąś radość, matka nie widziała jej dawno tak rozśmianej, zadowolonej.
- Wiesz, mamo, ja chwilami się zastanawiam, czy w ogóle tu nie zostać. Pomagałabym Alinie prowadzić pensjonat. Może coś zainwestowałabym , nawet o tym rozmawiałyśmy. Zadzwoniłam do Kempińskiej. Nie robi mi żadnych problemów, jeszcze mam czas do połowy sierpnia. Muszę się zastanowić.
Na dźwięk nazwiska przełożonej córki Poleska zaczęła się dziwnie zachowywać. Anka głośno snuła swe rozważania. Po chwili jednak zwróciła uwagę na dziwny wyraz twarzy matki.
- Mamo, co się dzieje?- poczuła niepokój. - Mamo?- przynaglała.
Maryla wstała od stolika. Anka zapłaciła za kawę. Pobiegła za matką, ta szła gdzieś w kierunku zalewu, chyba nie zastanawiała się dobrze, dokąd idzie.
- Mamo, przestań, siądź tu na ławce, ja nie będę za tobą ganiać!
- Siadły na ławce. Maryla wtuliła się w ramię Anki. Płakała bezgłośnie. Anka dała jej chusteczkę.
- Ojciec mnie chyba zdradza. Zaklina się , że to moje urojenia, ale to nie są urojenia- Maryla z trudem łapała powietrze.
- Wcale mnie to nie dziwi. Zawsze go o to podejrzewałam. Te babeczki- laleczki w jego wydaniu… Męczył i ciebie, i mnie… A ty na rencie, w zasadzie mogłaś pójść gdzieś do pracy, dorabiać sobie.
- Myślałam o tym, uwierz mi. – Ale w domu miałam i tak sporo roboty, a i z wami masa obowiązków, byliście jeszcze mali. Niewiele pamiętacie z tego mojego wypadku. Owszem, nie mogę powiedzieć nic złego o Grześku. Bardzo mnie wtedy wspierał. Woził na zabiegi. Na szczęście, nie było tak poważne to złamanie, parę kręgów się nadwyrężyło. Pomogły masaże. Nie chciałam żadnych operacji. Wiem, jak nieraz się kończą. Rękę nosiłam trochę w gipsie. Wszystko się zrosło. Czasem ta kość łokciowa mnie boli. No, zleciałam bezwładnie na podłogę z małego podestu, na szczęście- małego. A jak byłam ze dwa razy w sanatorium, to wy z Krzysiem uwielbialiście wyjazdy do babci albo ona przyjeżdżała. Nie chciałam dać wam odczuć, że dzieje się coś złego.
- Wiesz, że mało pamiętam… Ance zrobiło się głupio, że nie zainteresowała się wcześniej tym etapem w życiu matki.
- Jeśli tak nas nie znosiłaś, to dlaczego wróciłaś do tej dziury ?- zapytała Maryla znów czując tę nieprzepartą nutę goryczy , bólu i żalu.
- Mamo, nie wiem, nie wiem, dlaczego. Wtedy jakoś szybko pojawiła się ta praca, zresztą sama mnie namawiałaś. Miałam dyplom w kieszeni. Były chwile, że żałowałam powrotu, że mogłam zostać gdzieś tam wielkim mieście, ludzie wyjeżdżali za pracą na Zachód, otwarte granice. A ja wolałam to wspólne zamieszkanie z wami, żyć w miejscu, gdzie wszyscy mnie już znali. Nie mogłam tylko uciec przed samą sobą . Wy tego nie ułatwialiście mi.
- A ty wyolbrzymiałaś swoje problemy. Każda nasza uwaga była traktowana jak atak. Ja w pewnej chwili bałam się o cokolwiek spytać. Albo dostawałaś furii, albo się zamykałaś w sobie. Z pracy wracałaś jedynie zadowolona. - Maryla przygryzła wargę. Przestała płakać.
- Kempińska dużo mi pomagała, wprowadziła we wszystko dobra szefowa, potem zainteresowała się , co robię popołudniami. Zapraszała do siebie.. Czasem przyjeżdżał ktoś z jej rodziny- Anka się zwierzała.
Maryla wstała nagle.
- Idziemy gdzieś na obiad czy wracamy do Aliny?
- Ale dlaczego mamy już wracać? – Dlaczego dziwnie reagujesz, gdy wspominam tę Kempińską?
- Skąd miałaś podejrzenia, że ojciec mnie zdradza?
- Oj, mamo, to tak trudno mi o tym mówić. – Może to też jakieś urojenia- Anka wymigiwała się od odpowiedzi.
-Ale powiedz!- Bo ja go podejrzewam o romans z twoją cudowną panią Kempińską.
- Co? Co ty mówisz?- Anka zaskoczona nie wiedziała, jak zareagować na te słowa.
- To nic ci Krzysiek nie mówił, dzwonił do mnie wczoraj bardzo zdenerwowany. Wrócili z Iloną. On już poszedł do pracy, wpadł do ojca. Byli na działce i tam, a zresztą…- Maryla mówiła chaotycznie. Twój brat też ma podobne obawy, jak ja… Tato chyba chce zacząć coś nowego. Odprowadził mnie na dworzec, kazał cię ucałować, prosił o telefon. Taki uczynny.. Boże, ja mam obawy, że to nie jest przelotny romans.
Szły wciąż bez celu, trafiły na jakąś oznakowaną trasę, mijały ludzi. Do wieczora było sporo czasu. Nie poszły na obiad. Pochłonęła je rozmowa.
Anka poczuła, że powoli jej problemy schodzą na drugi plan, a wyjazd do spa przelał czarę goryczy. Coś zaczęło pękać, rodzina się sypie…
- Mamo, może to przeze mnie? – Przez ten mój wypad ? – Gdyby nie to, nie byłoby waszych kłótni, wyjazdów…
-Nie, dziecko, nie obwiniaj się. Ty winna? Może nam pomogłaś zobaczyć, że udawaliśmy kogoś innego, że graliśmy przed sobą. Oszukiwaliśmy się. I dalej pewnie by to trwało. Dobrze, że tu jesteś, nie dałaś sobie wycinać tego żołądka. Powinnaś pójść jeszcze do dobrego terapeuty. Tu czujesz się dobrze. Widzę to i jestem wdzięczna Bogu, losowi i jak tam zwał- wszelkim mocom, że zdecydowałaś się na to.
- No, ale wygląda, że terapia powinna objąć całą naszą rodzinę- orzekła Anka.
- Może i tak, może trzeba siąść na jakiejś wspólnej sesji i pogadać. Ale wybacz, ja jeszcze się do tego nie nadaję. Od przyjazdu rozmawiałam dwa razy z ojcem, najpierw poinformowałam, że dojechałam, a potem on dzwonił, zresztą chwilę gadałaś i ty.
Zaterkotał telefon, Alina dopytywała się, kiedy wrócą. Czeka z kolacją.