Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


poniedziałek, 27 lutego 2023

Wesel- nie...

Mijały kolejne dni. Grzegorz wysłał do Maryli sms- a z pytaniem, co słychać. Otrzymał zdawkową odpowiedź. Sam siebie nie potrafił zrozumieć, nie wiedział, dlaczego nagle zabrakło mu odwagi, by najnormalniej w świecie porozmawiać z własną żoną. Potem ten telefon od Krzyśka, dziwne uwagi syna, który cedził słowa, mówił jak obcy człowiek.

Grzesiek stołował się czasem u swojej bratowej. Jednak jej ciągłe pytania o Ankę, Marylę zaczęły go irytować. Krzysiek po powrocie z wczasów w ogóle do niego nie zajrzał. Poleski patrzył kolejny wieczór tępo w ekran telewizora, a tam ktoś kogoś zabijał, trwały gonitwy samochodów. Grzesiek nic z tego nie rozumiał. Był zmęczony. Na stole rzędem stały już pełne słoje ogórków. Dał sam radę, pomagał co roku Maryli w kiszeniu, marynowaniu. Miał wprawę. Teraz trzeba było je wynieść już do piwnicy. Obrodziły w tym roku dobrze, podarował sąsiadce, bratowej też. Miał zamiar podjechać jeszcze do matki, ale one i jego siostra miały swoich sporo. Jednak susza dawała się we znaki, w końcu pędy zaczęły obsychać, liście zżółkły. Podlewał, ale potrzebny był dobry deszcz. Zasnął w fotelu, obudził go odgłos samochodów, ludzie ruszali do pracy. Świt był już pełen słońca. Lipiec dobiegał końca. Za dwa dni imieniny Anki.
Golenie, mycie, śniadanie. Potem zakupy, pogawędka z sąsiadem. Wreszcie wziął się za wytaszczenie kilku skrzynek do piwnicy. Coś go ciągnęło na działkę. Ruszył około południa w znajomym kierunku. Po drodze wstąpił do ulubionego sklepu, wziął wino, wędlinę, pieczywo. Miał zamiar przenocować tam. Szedł coraz szybciej. Mógł podjechać samochodem. Ale to w końcu blisko. Mijał ludzi, niektóre kobiety patrzyły na niego chłodno, nie zwracał uwagi. Kłaniał się, jak zwykle. Znajomy, który tak zawsze chętnie z nim gadał, teraz zatrzymał się na chwilę, patrzył w ziemię dywagując o suszy. Po kilku zdawkowych zdaniach Grzesiek ruszył do siebie.
Jacy wszyscy zniesmaczeni, oj , jacy święci, jacy moralni, niejeden i niejedna dorabiali rogi swoim połówkom, a teraz będą mnie traktować jak potępieńca. Już wydali sąd- irytował się Grzegorz.
Altanka powitała go chłodem, sprzątnął resztki ze stołu. Zauważył apaszkę. Wziął ją do rąk. Wtulił się w nią , czuł ten zapach. Boże, ja oszalałem- myślał. Siadł na ławce w cieniu. Chciał ochłonąć. Przysnął. Po jakimś czasie usłyszał, że w sąsiedztwie ktoś jest. Wstał, niby rozglądał się po swoim ogródku. . Widział za ogrodzeniem znajomą kolorową sukienkę…To ona. Był już przy krzewach porzeczek. Zaraz obok ogrodzenie i ona zajęta chyba plewieniem. Przerywała buraczki. Ocierała czoło. Patrzył, jak klęczy na ziemi, pochylona, zajęta pracą, nie zorientowała się, że ktoś ją obserwuje. Jej dekolt bezkarnie przykuwał oczy, chciał już być obok niej. Przeszedł dalej, zerwał kilka owoców malin. Były słodkie. Zauważyła go. Wstała, otrzepała sukienkę. Nic nie mówili. Szła za nim posłusznie. Weszli w cień, zaplątani w liściach winorośli, z dala od ludzkich spojrzeń. Jadła te słodkie maliny, a sok obficie spływał. Pocałował ją , nie oponowała. Przywarli do siebie jak para zakochanych nastolatków. Weszli do altanki. Nie myśleli o niczym. Chcieli być tylko tu i teraz. Razem.
Zastał ich wieczór. Grzegorz wyjął wino.
- Napijesz się? – Nie mam tylko lampek, jakieś szklanki są i korkociąg.
Potem siedzieli na huśtawce, patrzyli w niebo.
- Powiedz, co my robimy? -Grzegorz, jak ja się z tym strasznie czuję. Nie wiem, jak spojrzę w twarz twojej córce. Boże, co Ania powiedziałaby na to… Jak mi wstyd.
- Weź wino. Nie piliśmy jeszcze bruderszaftu- Grzesiek podał jej szklankę . Unikał odpowiedzi na pytanie dotyczące córki.
- Grzegorz!- podniósł szklankę.
- Marzena!
Grzesiek ją objął. Pocałunek był znów namiętny. Kempińska miała w głowie chaos. Mętlik myśli, ale zaraz jakieś znów otrzeźwienie ją poruszyło. Wstała, siadła przy altance, Grzegorz podbiegł. Ona płakała.
- Ja wiem, że to , co nas spotkało nie jest ani twoją, ani moją winą. Nie potrafię chyba już myśleć o tobie , że jesteś tylko szefową córki, sąsiadką z działek. Nie potrafię siebie okłamywać. Nie chcę romansów, spotkań w konspiracji, chcę być z tobą! Nie potrafię inaczej. Nie chcę nikogo okłamywać. Wiem, że zdradzam żonę, ale chyba wszystko się wypaliło. Ona od lat w zasadzie jest jakby obok mnie, udajemy przed sobą… I rutyna– Ot, z przyzwyczajenia, na pokaz udawaliśmy cudowną parę. Nie wiem, kiedy to zaczynało wygasać. Chyba wyjazd Anki przelał czarę goryczy. Wydawało mi się, że nic już mnie w życiu nie spotka, nie trafi jak nagły strzał. To jest silniejsze ode mnie, Marzena. Ale ty, jesteś młodsza. Może jestem dla ciebie za stary, śmieszny -spuścił głowę i zamilkł.
Ona długo nic nie odpowiadała.
- Wiek nie ma znaczenia. Ja mam przeszło 50 lat. Jestem wdową , nie szukałam nikogo. Chodziłam tylko na cmentarz, kładłam kwiaty na grobie męża. Kochałam go bardzo. Ale odszedł za szybko. Cierpiał, czasem myślałam, że śmierć okrutna zabrała mi go , ale była dla niego na swój sposób wybawieniem. Musiałam sama zająć się dziećmi, pracą. Taki kierat. Praca, dom, praca. Co w tej mieścinie można było robić? Czasem do rodziny się pojechało, koleżanki mnie raczej nie zapraszały. Tylko kontakty zawodowe. No mama, ona mi dużo pomogła. Córka czasem przyjedzie lub ja do niej. Syn daleko… Jestem wciąż sama. Nawet przywykłam już do tego.
- Co my zrobimy, Grzesiu?- oparła głowę na jego ramieniu. – Co zrobimy? – Musimy się zastanowić. Zawsze ktoś będzie skrzywdzony.
- Nie martw się- głaskał ją po włosach. – Idziesz do pracy?
- Nie, jutro nie,  w zasadzie dziś sobota- weekend mamy, Grzegorz. – Jaka praca?
- To śpijmy dziś tu.
Poszła za nim, dopili resztę wina. Potem usnęli obok siebie na prowizorycznym łóżku. Dawno nie przytulała się tak do kogoś, nie czuła tego ciepła. Było błogo.
A w pensjonacie Alicji też wszyscy spali. Maryla jedynie leżała z otwartymi oczami. Słyszała lekkie pochrapywanie Anki. Nie chciała jej obudzić. To była kolejna noc nieprzespana, Maryla wciąż rozmyślała, co się dzieje z Grześkiem, a ten nie dzwonił, napisał tylko dwa sms- y, Krzyś dzwonił , ale jakiś zdenerwowany był. Dlaczego? Boże, najgorsza jest niepewność… On chyba mnie zdradza.
zdj. własne


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz