Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


wtorek, 23 maja 2023

Dopóki

 

Dopóki tlą się jeszcze resztki nadziei

Dopóki głupi żart mnie rozweseli

Dopóki jakieś małe mam marzenie

Jakieś  plany i mrzonki

budzą mnie między nocą i świtem

I patrzę na niebo z zachwytem

W to kobaltowe, błękitne i  szare

jakbym pierwszy raz je ujrzała

To tli się nadzieja mała

Tli… jak resztka słońca

Przy zachodzie…


zdj. własne

 

poniedziałek, 15 maja 2023

Wesel- nie cd.

 

Rano Alina nawet nie zauważyła,  gdy Anka weszła do kuchni. Biegała szukając jeszcze jakiegoś dokumentu. Anka spokojnie nastawiła kawę.  Po chwili sączyła ją.

- Pani Alino, czego pani szuka?

- No, teczki z tą papierologią –utyskiwała Sokołowska.

- No, przecież leży tu na szafce przy oknie. Wczoraj ją pani przeglądała jeszcze.

- No, tak, tak, Jezu, czemu ja się tak denerwuję? – sama dziwiła się Alina.

- No nie wiem.

- Ja przecież nie muszą tego wynajmować, kupować, idę tylko na rozmowę. – To znaczy idziemy- poprawiła się.

- Jak coś nam nie będzie pasować, nie podpisujemy żadnych umów, pani Alino. – To tylko rozmowa. To pani chce pomóc znajomej po prostu.

Karuś posłusznie położył się w fotelu. Zawsze tak czynił, wiedząc, że pani gdzieś się wybiera.

- Idziemy, chodź , Aniu !- Ten nasz facet na pięterku ma swoje klucze. Zresztą, na pewno nie zejdzie nam się tam długo.

Hol w pensjonacie powitał ich miłym chodem.

- O, mają klimatyzację pomyślała Anka. Okna wychodziły na parking, w tle widok gór i jeziora.

Nikt ich nie witał,  w wykuszu stał stolik, dwa fotele. Nie było recepcji. W głębi korytarza leżał miękki dywan, widoczne były też  drzwi do kilku pokojów. Kręte schody prowadziły na górę. Zajrzały do gabinetu, gdzie przeważnie przesiadywała znajoma Aliny. Zastały jednak jej brata, który poderwał się z fotela przy biurku, zaraz poprosił  je, by siadły obok przy większym stole, młoda dziewczyna weszła z kawą. Zaraz wpadł zziajany młody człowiek.

- Witam drogie panie, nie mamy co czekać dalej. Przejdźmy do meritum. Mnie bardzo zależy na czasie, mam jeszcze dziś jakoś szybko dotrzeć do Warszawy. Przedstawiam pana Michała- to mój zaufany człowiek, notariusz, obeznany w temacie. Adam Ostrowski, a to pan Michał Wójcik-  rzucił. Podanie rąk i wszyscy zasiedli przy stole.

- Panie Michale, proszę o naświetlenie sprawy. – Wszystkim nam zależy na szybkim i sprawnym ustaleniu zasad najmu i sporządzeniu dokumentów. Ostrowski popędzał młodego notariusza, w zasadzie pomijał niektóre strony dokumentu, te o obowiązkach wynikających z nadzoru  budynku

– To, oczywiste, że pani Alina jest zorientowana w tych kwestiach- rzekł.  Wszelkie udogodnienia względem gości, regulamin dotyczący  ich pobytu również prędko odczytał.  Doszło do kwestii opłaty za wynajem.

- Siostra to już z panią pokrótce ustalała. Zatem wszystko wiemy. Ona ma zamiar tu jeszcze wrócić- żachnął się. – Ja najchętniej bym to sprzedał. Ale ona się uparła, jest współwłaścicielem, więc  muszę liczyć się z jej zdaniem.

Obeszli pensjonat , kilka pokoi  było zajętych. Weszli do wolnego- mile urządzony. Przytulny.  W wyposażeniu czajnik, telewizor, łazienka. Pokoje dwuosobowe, jednoosobowe i z dostawką. Większych nie przewidziano. W zasadzie bardzo czysto, wszędzie widoczne tablice informujące zgodne z wytycznymi BHP.

- Siostra ma stałych sprawdzonych gości, jest dostęp do internetu, parking też dość obszerny. Nie ma zwierząt.  To dodatkowy kłopot.

- A ostatnio raczej atut-  wtrąciła cicho Alina.

- OK, ale może zobaczyć pani po miesiącu, jaki syf trzeba sprzątać. – Ja jedynie ostrzegam.

Jakiś niemiły ten Ostrowski, zupełne przeciwieństwo siostry- myślała Alina. 

On jakby czytając w jej myślach rzekł: -  Ja nie lubię tego miejsca. – Niemile wspominam przyjazd tu, mękę rodziców, by doprowadzić ruinę do stanu użytkowania. Zosia  tu się już urodziła, niewiele pamięta. To piękne miejsce, ale w tę ziemię wsiąkło za dużo krwi… Zamilkł i nie podejmował już tego wątku, chwilę zamyślił się. Potem wrócił do omawiania uzgodnień.

- Zatem, mogą panie już działać. Do końca tygodnia Michał tu zostanie, by jeszcze pewne sprawy ogarnąć. Ja się żegnam. Zatem , jeśli coś – to do Michała proszę . Miło mi, żegnam. 

Szybko złożył podpis pod umową- w dwóch wersjach.

- Gdyby Michał czegoś tu się jeszcze dopatrzył lub wy, to dajcie znać. No, żeby wszystko było jak należy.

Wyszedł, a w zasadzie popędził, za nim ta młoda dziewczyna podająca im wcześniej kawę.

- Proszę pozdrowić Zosię- krzyknęła za nim Alina. Ale on chyba już nie słyszał. Auto ruszyło z piskiem opon.

Michał miał zostać do końca tygodnia. One też musiały mieć czas na wciągnięcie się w zarządzanie tym budynkiem, załatwić pozostałe sprawy urzędowe. Alina jednak nie odpuściła:

- Zapraszamy  wieczorem do nas na kolację, to zaraz obok- już nakreślała młodemu prawnikowi plan dojścia do swego domu.

- Dziękuję, chętnie skorzystam- uśmiechnął się Michał znad biurka zarzuconego segregatorami. Odsunął laptop. Wstał, ukłonił się otwierając im drzwi.

- Zatem czekamy, a jutro już ja postaram się tu być z moją wspólniczką. Zresztą pogadamy przy kolacji.

- Do zobaczenia!

Anka słuchała trajkoczącej Aliny, szła  półprzytomna, Boże, ja tu  jestem , zarządzam pensjonatem. Mam jakieś umowy podpisane. Gdyby ktoś mi to powiedział miesiąc temu, stwierdziłabym , że ma chyba nierówno pod sufitem. Zaraz też poczuła lęk- to przecież też odpowiedzialność, ludzie, różni, przyjezdni, obcy… Urzędy, dokumenty…Ale mam Alinę, ona daje mi siłę, jest pan Janek. Jak się nie uda, jest właściciel – ale może uda się. Uda, nie uda, uda, nie uda…

- Uda się- powiedziała głośno.

- Co? -No czemu ma się nie udać? Będzie dobrze.– przekonywała Alina jakby czytała w myślach Anki.

Już słyszały głośne szczekanie Karusia.

Po południu pojawił się Michał. Już bez marynarki, w lużnej koszuli, dżinsach.  Gawędzili na tarasie,  wiał ciepły wiatr. Alina wymknęła się do pensjonatu, zostawiła ich. Anka miała takie zahipnotyzowane oczy. Michał pogryzał mięso opiekane na ruszcie. Chwalił ciasto ze śliwkami. Współtowarzyszka opowiadała mu o ostatniej wyprawie na Wetlinę. On był zainteresowany możliwością żeglowania po jeziorze. Widział kilka łodzi w małej przystani. Pytał o możliwość wypożyczenia jakiejś łajby , Ania coś odpowiadała, cichła rozmowa, patrzyli nad horyzont, powoli zbliżał się zmrok. Niebo stapiało się z górami jakby chciały stać się jednością.

Alina zaś witała wracających gości do pensjonatu.  Chciała poznać ludzi, którzy upodobali sobie to miejsce. Nie chciała zawieść Zofii.

- Będzie dobrze, będzie dobrze- przekonywała się, promiennie uśmiechnęła się widząc Basię wkraczającą z kubłem. Ta z   typowym dla siebie zacięciem zapytała:

- To jak, moja nowa szefowa, dużo dziś mam roboty?

- Pewnie tak jak zwykle. No,  popatrz jakie los płata figle.

- A tak, jeszcze tydzień temu Zosia planowała, że zrobi tu kuchnię. A za parę godzin trzeba było dzwonić na pogotowie. Jakieś protezy w kolanie ma mieć. Zawsze narzekała na te nogi. Trochę nie dbała o to. I serducho jej dokuczało.

- Muszę do niej zadzwonić, ona zaraz mnie przecież alarmowała, by zając się pensjonatem. - zamyśliła się Alina.

- Ale chyba niech  dzisiaj pani nie dzwoni.  Ten jej brat mówił, że już znalazł najlepszych specjalistów, powieźli ją aż do Warszawy. Może już dziś tę operację jej zrobili.  Ostrowski to nerwus jest, ale widać, że bardzo kocha i dba o siostrę. Często tu nie przyjeżdżał, ale zawsze dzwonił, gadali z godzinę.

- Na pewno fajnie  będzie nam się współpracować, postaram się dobrze zastąpić  Zosię. Na pewno tu wróci- zapewniała Alina.

- No, to ja oblecę co trzeba,  a jutro przychodzę jeszcze przed południem. Cieszę się, że będziemy tu razem , bałam się, że Ostrowski to sprzeda. Ja mam pracę w klinice, ale tu też  zawsze parę groszy dorobię.

Basia poszła do swoich porządków. Alina oglądała szafę  z pościelą, obchodziła kąty, zapoznawała się z całym zapleczem.

Czyli jutro zaczynamy z Anką wspólne zarządzanie…Prawnik jakoś nie wraca do swoich dokumentów, chyba smakuje mu kolacja w towarzystwie Ani- pomyślała uśmiechając się do siebie Alina.




zdj. pinterest

KONIEC

niedziela, 7 maja 2023

Wesel- nie, cd.


 Anka przemierzała już dobrze znaną trasę. Nawet nie patrzyła za okno. Widoki piękne, pola powoli zaczynały pustoszeć, lato dudniło kombajnami. Opuściła dom, gdy już wszyscy się pojawili- Ilona, której j rodzice wpadli też na chwilę, matka pognała po jakieś ciasto, sączyli szampana i wino. Anka patrzyła na brata, cieszyła się jego szczęściem. Gratulowała im już obojgu. Ilona była nieco przytłoczona tym nadmiarem gratulacji. Zarządziła, by na razie jeszcze poczekać.

-Szampana , owszem można pić, ale gdy dzieciak pojawi się  na świecie , wtedy dopiero będzie można cieszyć się , a teraz musimy czekać i mieć nadzieję, ze wszystko będzie OK- dobitnie oznajmiła.

- No, masz , rację , córciu.  Masz rację- poparła Ilonę jej matka. Trzeba dmuchać na zimne, jak to mówią.

Krzysiek gładził włosy Ilony, coś jej szeptał. Po godzinie w domu została  Anka z matką, impreza się skończyła. Posprzątały wszystko, jeden kieliszek po winie huknął o kafelki w kuchni.

- To na szczęście- matka skwitowała.

- Mamo, ja jutro muszę rano wyjechać, tam zostawiłam Alinę ze wszystkim samą.

- No, tak, tak… Ja jutro pojadę do Krzysia, dzwonił ojciec, ma tu przyjść, przejrzeć swoje rzeczy. Nie chcę przy tym być. Niech zabierze już wszystko.

Zapadła ciężka cisza.  Anka czuła , że popełnia jakiś błąd. Jedzie sobie, zostawia matkę samą. Znów wracało to poczucie winy. Biła się z myślami.  Ale to nie ja do cholery się rozwodzę, nie ja szukam przygód z innymi. Czemu czuję się winna? – sama przywołała się do porządku.

Poleska też  rozwiała wątpliwości córki. Podśpiewując sobie, szukała starych zdjęć, gdy jej dzieci  były małe, wciąż komentowała kolejną fotografię. Podekscytowana już widziała te śpioszki, czapeczki. Roztkliwiała się.  Oby tylko wszystko się udało- myślała z rozrzewnieniem. Rankiem czule pożegnała się z Anką obiecując, że nie będzie już wdawać się w dyskusje z ojcem, pojedzie do Krzyśka.

- Mamo, dajcie sobie trochę czasu. Niech on się też  pozbiera, dosłownie i w przenośni. Byłaś z nim tyle lat, znasz go. On nie jest tak wrednym facetem, ma swoje wady. Ale ciebie przecież bardzo kochał, zawsze wydawało mi się, że on bardziej był zaangażowany niż ty.

- Może masz rację. Może był zaangażowany, ale teraz znalazł inny obiekt uczuć. Powiedz mi, czemu tak łatwo to  mu przyszło…

- Ja na pewno na to ci nie odpowiem. Nie wiem… – Dobra, chodźmy. Zaraz on  tu będzie. Zaczniecie kłótnię.

W drodze na dworzec zadzwoniła do ojca. Czuła , że powinna. Nie widziała się z nim od czasu jego wizyty u Aliny. Dotknęła szyi, łańcuszek był. Moja więź z ojcem- pomyślała. O ciąży Ilony ojciec już wiedział, Krzysiek z nim rozmawiał. 

Miała trochę cięższą torbę, wzięła dwa grube swetry,  jeszcze jedne buty, nie wiadomo, co mnie tam może czekać. Pogoda w sierpniu może już być nie tak ładna jak w  minionym miesiącu.

Z nutą goryczy zauważyła, że jej wyjazd w zasadzie nie zmienia nic w układach rodzinnych. Każdy zajęty własnymi sprawami. Jak zniknę  w swoim odludziu, nie zaważy to na losach matki, ojca, Krzyśka i całej reszty…Do czego im jestem potrzebna.?  Jedyna dobra rzecz – to naprawienie relacji z matką- spokojnie już dywagowała, przymknęła oczy, trochę drzemała.

Coraz bardziej tęskniła za domem Aliny, za ścieżką prowadzącą na jej ulubiony szlak,  tęskniła za widokiem z okna, za zapachem  liści i tlącego się świerkowego  drewna. Chciała już widzieć snujące się opary nad łagodnymi zboczami, zielonymi wzgórzami- jak ze starej piosenki…

Wreszcie, gnała w górę do drogi, skrzypnęła furtka. Alina machała z okna. Zaraz wybiegła.

Anka zdyszana popijała podany przez Sokołowską sok z malin z kawałkami lodu. Alina odgrzewała obiad.. Postawiła talerz przed Anką talerz zupy. Patrzyła, jak ta z przyjemnością zajada smaczną pomidorówkę.

- Aniu…

- Słucham.

- Nie, może zjedz, ja nastawię wodę, może zrobię herbatę, bo na kawę to chyba już za późno.

- Nie, ja chętnie wypiję kawę.

Sokołowska wiedziała, że Anka niecierpliwie czeka na informacje, których Alina nie zdradziła jaj telefonicznie.

- Aniu, bo słuchaj- zaczęła bez ceregieli Alina. – Tu obok jest ten dom, podobnie jak ja wynajmuje gospodarz pokoje, ale …gospodarza w zasadzie tu nie ma, jest jego siostra, ona jest sporo starsza ode mnie. Była tu parę dni temu. Dowiedziała się, że mam zamiar coś rozbudowywać. Wiesz, w takiej małej osadzie wieści szybko się rozchodzą. Ona ma poważne problemy zdrowotne, musi mieć operację,  wysiadają jej kolana, potrzebne jakieś protezy, zatem praca w pensjonacie odpada. Brat szuka więc kogoś , by prowadził ten pensjonat. Zdał się na siostrę, by to był wedle niej ktoś zaufany. Inaczej – wszystko pójdzie na sprzedaż. A tam pracuje ktoś przy sprzątaniu, pokoi jest więcej , nie to co u nas.  Proponuje, bym ja z tobą wzięła się za zarządzanie tym pensjonatem. Ty musiałabyś zobaczyć , jak wygląda to od strony prawnej, no  trzeba jakąś umowę sporządzić. No , jak z kosztami.  Umówiłam się z nimi na jutro. Czas nagli, są tam goście, a i  ten brat ma się pojawić. Wydaje mi się, że to lepsze dla nas, byłby czas na uporządkowanie u mnie bałaganu. Na Janka też możemy liczyć. Ekipę do remontu by miał.

- OK, to nawet dobre by było. – Pani Alino, to nawet dobra sprawa. Spadło nam z nieba. – Anka zadumała się. – Jakie los płata figle. – No, tak, ale  umowa ważna, koszty , rozliczenie tego, no i  czy my finansowo na tym wyjdziemy dobrze…Czy robimy jedynie za nadzorców, czy za gospodarzy?  Trzeba to wszystko dogadać.

- Jutro się zorientujemy, jesteśmy umówione. – Aniu, myślę, że to dla nas dobra propozycja.

Sokołowska widziała, że Anka jest zmęczona. Jeszcze chwilę pogadały o wizycie Anki w domu.

- Jak mama się trzyma?

- Daje radę, wraca powoli do swego rytmu, choć na pewno sprawa rozwodowa ich czeka. Na stare  lata takie sobie zrobili rewolucje! Ale może jak pojawi się wnuk…Może to trochę oderwie matkę od złych emocji.

- No, coś ty! Naprawdę?- Na pewno to jej pomoże. Doda jej sił, będzie mieć zajęcie. 

Gawędziły jeszcze , ale noc zapadła, kot przemknął pod domem, Karuś szczeknął dla zasady. Z daleka dochodziły głosy zabawy, muzyka.

- Tu chyba jest moje miejsce- powiedziała cicho Anka. Patrzyła w niebo ciemniejące, gwiazdy mrugały. Jakie inne to niebo tu jest. No, inne- pomyślała