Rano Alina nawet nie zauważyła, gdy Anka weszła do kuchni. Biegała szukając
jeszcze jakiegoś dokumentu. Anka spokojnie nastawiła kawę. Po chwili sączyła ją.
- Pani Alino, czego pani szuka?
- No, teczki z tą papierologią –utyskiwała Sokołowska.
- No, przecież leży tu na szafce przy oknie. Wczoraj ją pani
przeglądała jeszcze.
- No, tak, tak, Jezu, czemu ja się tak denerwuję? – sama
dziwiła się Alina.
- No nie wiem.
- Ja przecież nie muszą tego wynajmować, kupować, idę tylko
na rozmowę. – To znaczy idziemy- poprawiła się.
- Jak coś nam nie będzie pasować, nie podpisujemy żadnych
umów, pani Alino. – To tylko rozmowa. To pani chce pomóc znajomej po prostu.
Karuś posłusznie położył się w fotelu. Zawsze tak czynił,
wiedząc, że pani gdzieś się wybiera.
- Idziemy, chodź , Aniu !- Ten nasz facet na pięterku ma
swoje klucze. Zresztą, na pewno nie zejdzie nam się tam długo.
Hol w pensjonacie powitał ich miłym chodem.
- O, mają klimatyzację pomyślała Anka. Okna wychodziły na
parking, w tle widok gór i jeziora.
Nikt ich nie witał, w
wykuszu stał stolik, dwa fotele. Nie było recepcji. W głębi korytarza leżał
miękki dywan, widoczne były też drzwi do
kilku pokojów. Kręte schody prowadziły na górę. Zajrzały do gabinetu, gdzie
przeważnie przesiadywała znajoma Aliny. Zastały jednak jej brata, który
poderwał się z fotela przy biurku, zaraz poprosił je, by siadły obok przy większym stole, młoda
dziewczyna weszła z kawą. Zaraz wpadł zziajany młody człowiek.
- Witam drogie panie, nie mamy co czekać dalej. Przejdźmy do
meritum. Mnie bardzo zależy na czasie, mam jeszcze dziś jakoś szybko dotrzeć do
Warszawy. Przedstawiam pana Michała- to mój zaufany człowiek, notariusz,
obeznany w temacie. Adam Ostrowski, a to pan Michał Wójcik- rzucił. Podanie rąk i wszyscy zasiedli przy
stole.
- Panie Michale, proszę o naświetlenie sprawy. – Wszystkim
nam zależy na szybkim i sprawnym ustaleniu zasad najmu i sporządzeniu
dokumentów. Ostrowski popędzał młodego notariusza, w zasadzie pomijał niektóre
strony dokumentu, te o obowiązkach wynikających z nadzoru budynku
– To, oczywiste, że pani Alina jest zorientowana w tych
kwestiach- rzekł. Wszelkie udogodnienia
względem gości, regulamin dotyczący ich
pobytu również prędko odczytał. Doszło
do kwestii opłaty za wynajem.
- Siostra to już z panią pokrótce ustalała. Zatem wszystko
wiemy. Ona ma zamiar tu jeszcze wrócić- żachnął się. – Ja najchętniej bym to
sprzedał. Ale ona się uparła, jest współwłaścicielem, więc muszę liczyć się z jej zdaniem.
Obeszli pensjonat , kilka pokoi było zajętych. Weszli do wolnego- mile
urządzony. Przytulny. W wyposażeniu
czajnik, telewizor, łazienka. Pokoje dwuosobowe, jednoosobowe i z dostawką.
Większych nie przewidziano. W zasadzie bardzo czysto, wszędzie widoczne tablice
informujące zgodne z wytycznymi BHP.
- Siostra ma stałych sprawdzonych gości, jest dostęp do
internetu, parking też dość obszerny. Nie ma zwierząt. To dodatkowy kłopot.
- A ostatnio raczej atut-
wtrąciła cicho Alina.
- OK, ale może zobaczyć pani po miesiącu, jaki syf trzeba
sprzątać. – Ja jedynie ostrzegam.
Jakiś niemiły ten Ostrowski, zupełne przeciwieństwo siostry-
myślała Alina.
On jakby czytając w jej myślach rzekł: - Ja nie lubię tego miejsca. – Niemile
wspominam przyjazd tu, mękę rodziców, by doprowadzić ruinę do stanu
użytkowania. Zosia tu się już urodziła,
niewiele pamięta. To piękne miejsce, ale w tę ziemię wsiąkło za dużo krwi…
Zamilkł i nie podejmował już tego wątku, chwilę zamyślił się. Potem wrócił do
omawiania uzgodnień.
- Zatem, mogą panie już działać. Do końca tygodnia Michał tu
zostanie, by jeszcze pewne sprawy ogarnąć. Ja się żegnam. Zatem , jeśli coś –
to do Michała proszę . Miło mi, żegnam.
Szybko złożył podpis pod umową- w dwóch wersjach.
- Gdyby Michał czegoś tu się jeszcze dopatrzył lub wy, to
dajcie znać. No, żeby wszystko było jak należy.
Wyszedł, a w zasadzie popędził, za nim ta młoda dziewczyna
podająca im wcześniej kawę.
- Proszę pozdrowić Zosię- krzyknęła za nim Alina. Ale on
chyba już nie słyszał. Auto ruszyło z piskiem opon.
Michał miał zostać do końca tygodnia. One też musiały mieć
czas na wciągnięcie się w zarządzanie tym budynkiem, załatwić pozostałe sprawy
urzędowe. Alina jednak nie odpuściła:
- Zapraszamy
wieczorem do nas na kolację, to zaraz obok- już nakreślała młodemu
prawnikowi plan dojścia do swego domu.
- Dziękuję, chętnie skorzystam- uśmiechnął się Michał znad
biurka zarzuconego segregatorami. Odsunął laptop. Wstał, ukłonił się otwierając
im drzwi.
- Zatem czekamy, a jutro już ja postaram się tu być z moją
wspólniczką. Zresztą pogadamy przy kolacji.
- Do zobaczenia!
Anka słuchała trajkoczącej Aliny, szła półprzytomna, Boże, ja tu jestem , zarządzam pensjonatem. Mam jakieś
umowy podpisane. Gdyby ktoś mi to powiedział miesiąc temu, stwierdziłabym , że
ma chyba nierówno pod sufitem. Zaraz też poczuła lęk- to przecież też
odpowiedzialność, ludzie, różni, przyjezdni, obcy… Urzędy, dokumenty…Ale mam
Alinę, ona daje mi siłę, jest pan Janek. Jak się nie uda, jest właściciel – ale
może uda się. Uda, nie uda, uda, nie uda…
- Uda się- powiedziała głośno.
- Co? -No czemu ma się nie udać? Będzie dobrze.–
przekonywała Alina jakby czytała w myślach Anki.
Już słyszały głośne szczekanie Karusia.
Po południu pojawił się Michał. Już bez marynarki, w lużnej
koszuli, dżinsach. Gawędzili na
tarasie, wiał ciepły wiatr. Alina
wymknęła się do pensjonatu, zostawiła ich. Anka miała takie zahipnotyzowane
oczy. Michał pogryzał mięso opiekane na ruszcie. Chwalił ciasto ze śliwkami.
Współtowarzyszka opowiadała mu o ostatniej wyprawie na Wetlinę. On był
zainteresowany możliwością żeglowania po jeziorze. Widział kilka łodzi w małej
przystani. Pytał o możliwość wypożyczenia jakiejś łajby , Ania coś odpowiadała,
cichła rozmowa, patrzyli nad horyzont, powoli zbliżał się zmrok. Niebo stapiało
się z górami jakby chciały stać się jednością.
Alina zaś witała wracających gości do pensjonatu. Chciała poznać ludzi, którzy upodobali sobie
to miejsce. Nie chciała zawieść Zofii.
- Będzie dobrze, będzie dobrze- przekonywała się, promiennie
uśmiechnęła się widząc Basię wkraczającą z kubłem. Ta z typowym dla siebie zacięciem zapytała:
- To jak, moja nowa szefowa, dużo dziś mam roboty?
- Pewnie tak jak zwykle. No,
popatrz jakie los płata figle.
- A tak, jeszcze tydzień temu Zosia planowała, że zrobi tu
kuchnię. A za parę godzin trzeba było dzwonić na pogotowie. Jakieś protezy w
kolanie ma mieć. Zawsze narzekała na te nogi. Trochę nie dbała o to. I serducho
jej dokuczało.
- Muszę do niej zadzwonić, ona zaraz mnie przecież
alarmowała, by zając się pensjonatem. - zamyśliła się Alina.
- Ale chyba niech
dzisiaj pani nie dzwoni. Ten jej
brat mówił, że już znalazł najlepszych specjalistów, powieźli ją aż do
Warszawy. Może już dziś tę operację jej zrobili. Ostrowski to nerwus jest, ale widać, że
bardzo kocha i dba o siostrę. Często tu nie przyjeżdżał, ale zawsze dzwonił,
gadali z godzinę.
- Na pewno fajnie
będzie nam się współpracować, postaram się dobrze zastąpić Zosię. Na pewno tu wróci- zapewniała Alina.
- No, to ja oblecę co trzeba, a jutro przychodzę jeszcze przed południem.
Cieszę się, że będziemy tu razem , bałam się, że Ostrowski to sprzeda. Ja mam
pracę w klinice, ale tu też zawsze parę
groszy dorobię.
Basia poszła do swoich porządków. Alina oglądała szafę z pościelą, obchodziła kąty, zapoznawała się
z całym zapleczem.
Czyli jutro zaczynamy z Anką wspólne zarządzanie…Prawnik
jakoś nie wraca do swoich dokumentów, chyba smakuje mu kolacja w towarzystwie
Ani- pomyślała uśmiechając się do siebie Alina.
zdj. pinterest
KONIEC