Zamiast wstępu
"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/
Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują
niedziela, 25 lutego 2018
Podróż
Zeszła ze stopnia pociągu, Staszek wziął największe bagaże, ona niosła na plecach swój tobołek. Mijali ich ludzie, tłumy całe. Wszyscy szybko biegali. Dziwiła się- po co ten pośpiech. Gdzie oni tak pędzą? Już podczas podróży obserwowała obce miasta, gdzie ludzie mówili tym twardym językiem. Pociąg zatrzymywał się na stacjach, tam też wszyscy biegali.Jeden drugiego potrącał, popychał, tragarze nosili walizki. Strojne panie szły w pięknych kapeluszach.
Staszek prztulał ją, mało odzywali się. Jeszcze dopóki jechali w przedziale Polacy, rozmawiali z pasażerami. Mężczyźni dawali sobie jakieś rady, opowiadali, skąd jadą. Jedna para była bardzo miła, wsiadła w Poznaniu. Obydwoje dobrze znali niemiecki. Jednak wysiedli wcześniej. Szkoda, czuła się przy nich raźniej. Oni ze Staszkiem uciekli, wzięli ślub w jakimś obcym mieście, nikt z rodziny nie mógł być. Ojciec Staszka nie chciał słyszeć o ich ślubie. Ona dla jego syna? Gdy usłyszał o planach syna, powiedzial ,żeby się wynosił. No, to wynieśli się. Jedyną nadzieją był brat Stasia, mieszkał w Monachium, napisał im , by przyjechali. Bez namysłu i z pomocą jej matki kupili bilety, wyrobili dokumenty. W nocy cichcem opuścili wieś. Matka zrobiła nad głową córki znak krzyża.
-A odezwij się- prosiła córkę. Daj znak jakiś, że żyjesz. Wtuliła się jeszcze w ramiona matki i podążyła za ukochanym. I ruszyli w nieznane.
A jak brat Staszka nie przyjdzie? Zapomni? Co zrobią? Gdzie pójdą? - łzy napływały jej do oczu.
Mąż wypatrzył wolną ławkę, położyła głowę na swoim "dorobku życia" -w chuście mamy. Jeszcze czuła ją w tym kawałku sukna.
- Oni zaraz przyjdą, pociąg był przed czasem - uspokajał ją Staszek.
Szum, gwar, zmęczenie zmogły ją, usnęła. Śniła, że idzie drogą do domu, robi wianki, szumi woda we młynie...Słychać śpiew ptaķów , potem nagle wspólnie z matką wyrabiały ciasto. Czuła zapach chleba. O jak błogo..
Nagle jakieś szarpnięcie obudziło ją. Staszek stał nad nią, ponaglał, by wstawała. Wołał ktoś w obcym języku, mąż denerwował się- chodź, no chodź!
2018
Autor zdjęcia - nieznany, opublikowane na jednej ze stron poświęconym starym fotografiom
wtorek, 20 lutego 2018
Historia Łajzy
Przyszła na świat w starej szopie. Matka przywlokła się tu, czując zbilżający się poród.
Maleństwa piszczały jeszcze - pies i dwie suczki. Dorwały się do nabrzmiałych sutek, piły chciwie. Suka te swoje maleństwa lizała, tuliły się do matki.Wieczór był chłodny, wczesna wiosna, za drzwiami szopy coś stukało, szumiał wiatr.
Na drugi dzień przeniosła małe w pysku do budy, tak żeby nikt nie zauważył. Gospodarz jednak czujny dopadł do niej. Wymachiwał, wydawał z siebie te straszne dźwięki, kopnął sukę, a małe jedno wziął ze sobą , nigdy już więcej nie zobaczyli siostry. Wieczorem przyniósł w misce resztkę zupy. Znów powtarzał te dziwne dźwięki. Suka zjadła wszystko do czysta, potem wygrzebała z ziemi zakopane kiedyś kości, posiliła się. Potomstwo głodne ssało ją wciąż. Powoli dorastały... Brat był najlepiej traktowany przez pana. Nawet czasem pogłaskal go, dawał kąski. Mówil do niego Burek. A do niej jak do matki- suko.I bił bez powodu. Kiedyś wieczorem, jak podrosła, wymknęła się za ogrodzenie , pobiegła przed siebie-w pole, czuła nowe zapachy, węszyła, wykopała jakąś kość.Burek został gdzieś w tyle.
Gospodarz mieszkał w pobliżu lasu, do wsi było daleko. Bała się tam wyprawiać, matka też rzadko szła w tamtym kierunku. Kiedyś wymknęła się i długo nie wracała.
Pewnego dnia młoda suka usłyszała rankiem jęk matki, pobiegła, ta leżala na ziemi, przy stodole, oczy miała zalane krwią. Burek lizał rodzicielkę, obydwoje stali nad nią, ona jęczała. W końcu zamilkła. Gospodarz wziął łopatę , wrzucił zwłoki ich ukochanej mamy do worka. Poszedł z nim gdzieś. Ich zamknął w szopie. Mruczał, że dość tych suk...
Wrócił, Burka zawołał do siebie. Suczkę przywiązał krótkim łańcuchem do haka przy wejściu do szopy. W szyję wrzynał jej się ostry łańcuch. Był krótki. Mogła zrobić parę kroków.
Przyszła jesień, szarugi, deszcz, chowała się szopie, ale przenikliwy chłód wdzierał się każdą szczeliną. Burek miał ciepłą budę, dostawał częściej jedzenie. A zima na szczęście była łagodna.
Z dnia na dzień robilo się cieplej. Grzała się w słońcu, Burek biegał...Zaczynała go nienawidzić.
To było w maju, poczuła się dziwnie. Miała nieprzepartą ochotę uciec, Burek ją obwąchiwał, przychodził wciąż do niej. Gospodarz to zauważył, złapał łopatę i zaczął okładać ją po głowie, poczuła sily ból w oku. Nagle jakims cudem łańcuch spadł z szyi rzuciła się na oprawcę, ten dalej bił ją, ale przerażony uciekł do domu. Wybiegła. Gnała przed siebie, jakiś instynkt kierował ją w kierunku wsi. W pysku miala znalezioną dawno kość. Odganiano ją od domostw. W końcu czuła, że słabnie. Położyła się na trawniku obok jakiegoś domu. Było jej obojętne, co się z nią stanie.
Nagle poczuła , że ktoś ją głaszcze, odruchowo chciała uciekać...Nie wierzyła ludziom. A to była kobieta, mówila inaczej jak gospodarz. Czyjeś ręce opatrywały jej rany, dostała jedzenie.
- Biedactwo . Jak ludzie mogą tak postępować? - pytała pani .
Suczka czuła błogość, polizała po rękach swoją panią. Wreszcie znalazła dom.
Maleństwa piszczały jeszcze - pies i dwie suczki. Dorwały się do nabrzmiałych sutek, piły chciwie. Suka te swoje maleństwa lizała, tuliły się do matki.Wieczór był chłodny, wczesna wiosna, za drzwiami szopy coś stukało, szumiał wiatr.
Na drugi dzień przeniosła małe w pysku do budy, tak żeby nikt nie zauważył. Gospodarz jednak czujny dopadł do niej. Wymachiwał, wydawał z siebie te straszne dźwięki, kopnął sukę, a małe jedno wziął ze sobą , nigdy już więcej nie zobaczyli siostry. Wieczorem przyniósł w misce resztkę zupy. Znów powtarzał te dziwne dźwięki. Suka zjadła wszystko do czysta, potem wygrzebała z ziemi zakopane kiedyś kości, posiliła się. Potomstwo głodne ssało ją wciąż. Powoli dorastały... Brat był najlepiej traktowany przez pana. Nawet czasem pogłaskal go, dawał kąski. Mówil do niego Burek. A do niej jak do matki- suko.I bił bez powodu. Kiedyś wieczorem, jak podrosła, wymknęła się za ogrodzenie , pobiegła przed siebie-w pole, czuła nowe zapachy, węszyła, wykopała jakąś kość.Burek został gdzieś w tyle.
Gospodarz mieszkał w pobliżu lasu, do wsi było daleko. Bała się tam wyprawiać, matka też rzadko szła w tamtym kierunku. Kiedyś wymknęła się i długo nie wracała.
Pewnego dnia młoda suka usłyszała rankiem jęk matki, pobiegła, ta leżala na ziemi, przy stodole, oczy miała zalane krwią. Burek lizał rodzicielkę, obydwoje stali nad nią, ona jęczała. W końcu zamilkła. Gospodarz wziął łopatę , wrzucił zwłoki ich ukochanej mamy do worka. Poszedł z nim gdzieś. Ich zamknął w szopie. Mruczał, że dość tych suk...
Wrócił, Burka zawołał do siebie. Suczkę przywiązał krótkim łańcuchem do haka przy wejściu do szopy. W szyję wrzynał jej się ostry łańcuch. Był krótki. Mogła zrobić parę kroków.
Przyszła jesień, szarugi, deszcz, chowała się szopie, ale przenikliwy chłód wdzierał się każdą szczeliną. Burek miał ciepłą budę, dostawał częściej jedzenie. A zima na szczęście była łagodna.
Z dnia na dzień robilo się cieplej. Grzała się w słońcu, Burek biegał...Zaczynała go nienawidzić.
To było w maju, poczuła się dziwnie. Miała nieprzepartą ochotę uciec, Burek ją obwąchiwał, przychodził wciąż do niej. Gospodarz to zauważył, złapał łopatę i zaczął okładać ją po głowie, poczuła sily ból w oku. Nagle jakims cudem łańcuch spadł z szyi rzuciła się na oprawcę, ten dalej bił ją, ale przerażony uciekł do domu. Wybiegła. Gnała przed siebie, jakiś instynkt kierował ją w kierunku wsi. W pysku miala znalezioną dawno kość. Odganiano ją od domostw. W końcu czuła, że słabnie. Położyła się na trawniku obok jakiegoś domu. Było jej obojętne, co się z nią stanie.
Nagle poczuła , że ktoś ją głaszcze, odruchowo chciała uciekać...Nie wierzyła ludziom. A to była kobieta, mówila inaczej jak gospodarz. Czyjeś ręce opatrywały jej rany, dostała jedzenie.
- Biedactwo . Jak ludzie mogą tak postępować? - pytała pani .
Suczka czuła błogość, polizała po rękach swoją panią. Wreszcie znalazła dom.
Łajza - domowe archiwum
sobota, 17 lutego 2018
Samotność tłumu
Z tomiku Marzenia w depozycie...jakos przypomniałam sobie.
Jest taka samotność
Buty stukają po chodniku
Ramię w ramię idziemy
Nic o sobie nie wiemy
I nie chcemy wiedzieć.
Podajesz mi rękę
By skasować twój bilet
W kasowniku..
Chyba ...2005 lub wcześniej..
Zdjęcie - galeria internetowa
wtorek, 13 lutego 2018
Raj
Jest gdzieś w odległej niszy
Raj gdzie nikt nie słyszy
Jęków, płaczu , bólu krzyku
Gdzie kwiatów bez liku.
Anielski głos ciszy wtóruje
Nikt nikogo wrogo nie opluje
Nie wyzywa drugiego nie znając,
Obelgą i jadem suto szastając.
Jest takie miejsce, jest taki kraj?
Na mapie serc ot- skrawek, skraj...
Odłamek lądu utraconego
Hen, hen gdzieś zagubionego.
Od samych nizin, z samego dna
Ziemi i wyżyn - aż do nieba!
Wśród tego wielkiego chaosu
Szukajmy serc naszych głosu.
Aż zabrzmi jeden rajski chór
Raz może w mol , ale i w dur.
2018
Zdjęcie- tapeciarnia
sobota, 10 lutego 2018
Imieniny
Uciekła od stołu. Kopnęła krzesło, za drzwiami doleciały ją krzyki, jazgot ciotki, babcia jedynie nic nie odzywała się. Rodzice mieli zasznurowane usta, matka zbladła. Dziadek w ogóle nie zwrócił uwagi na manifestacyjne wyjscie wnuczki. Trzymał na kolanach jednego z wnuków. Głaskał jasne włosy chłopca, wsuwał mu w kieszeń 10 zł...A pozostali dostali po 5 zł "z rybakiem" !
Biegła w swoje ulubione miejsce, łzy spływały po policzkach. Muszka zaraz była obok , lizała po rękach. Pogłaskala kochaną psinę.Moja kochana, zawsze jest przy mnie, prawdziwy przyjaciel. Muszka poleżała chwilę i pognala dalej. Miała jakieś swoje sprawy. Ogon tylko wystawał ponad łodygi i liście. Dziewczynka położyła się wśród mleczy, chabrów. Trawa była nieco ostra. Słońce tego dnia grzało, lecz nie za mocno, czasem chowało się za chmurami, które sunęły jak statki. Jeden obłok miał kształt wydętego żagla. Łzy obeschły, wytarła nos, postanowiła jednak ,ze nie wróci jeszcze. Niech się pomartwią! - buntowała się targana ogromnym poczuciem niesprawiedliwości. Jak nie znosiła tego dziadka, tego wnusia. Zaraz będzie się chwalił swoją dychą i opowiadał, ile zebrał i co sobie kupi. Może nawet czołg, niewiele ją to obchodziło.
Mama mówiła, żeby złożyć dziadziowi życzenia, być grzeczną, przywitać się ze wszystkimi. Grzeczna, grzeczna- przedrzeźniala w myślach mamę. Wiedziala,że ona ją najlepiej rozumie, babcia też .Tato na pewno będzie miał jakieś pretensje. -Jak ty się zachowujesz?! Ale i on nie lubił u swojego ojca wyraźnego faworyzowania wnuka.
Muszka przybiegła znów, zziajana.Leżala obok z wywalonym jęzorem. Nagle zerwała się, miala już ruszyć do ataku, ale to był ktoś swój.
- Tu jesteś! Mogłam się domyślić od razu, ale Mucha mnie tu doprowadziła. Mama siadla obok, gryzła źdźbło trawy, chwilę nic nie mówila.
- Dlaczego on taki jest?!- córka prawie krzyczała targana emocjami.
Matka wzruszyła ramionami.
- Dziecko, przecież go znasz. Nie przeżywaj tak, nie krzycz. Przytuliła córkę.- Na pocieszenie mam jeszcze dwie krówki. Obiadu nie zjadlaś.
Podała rękę małej, poprawiła jej włosy, obciągnęła wymiętą spódniczkę. Kokarda z włosow gdzieś przepadła. Już darowała sobie sakramentalne- jak ty wyglądasz...
- Chodź, pożegnamy się i jedziemy do domu- zaproponowała.
Słowa matki, słodycz krówek, ujadanie Muchy, żagle na niebie...zadziałały jak balsam. Poszła za mamą.
Zdjęcie-D.Lange, galeria internetowa
środa, 7 lutego 2018
Gromniczna....
https://m.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,4535,2-lutego-ofiarowanie-panskie-mb-gromnicznej.html
niedziela, 4 lutego 2018
Razem
Szli ze sklepu, mijali te same domy. Na pamięć znali drogę, każdy zmurszały kamień, pęknięcie w murze kamienicy obok. Nie rozmawiali, on trzymał ją za rękę. Miała problemy z tym nieszczęsnym biodrem, nawet po operacji. Hm, kiedy już byla ta operacja- usiłował sobie przypomnieć.
Zakupy robili zawsze w tym samym sklepie, wstępowali do piekarni po ulubione rogaliki. Zaraz siądą przed domem, ona zaparzy herbatę i swoje ziółka. On może wypije kawę, bo ciśnienie ma za niskie. Nakarmią psy, kota. W krzewie forsycji kosy mają gniazdo, trzeba dopilnować, by kocur się tam nie dostał. Ukłonili się znajomej pani z banku, myła okno. Zauważyła ich.Machając z daleka pozdrowiła miłą parę staruszków. Poszli dalej, ona przerwała pracę przypatrując się parze. Jak muszą być w sobie zakochani, nawet jeszcze teraz- pomyślała. W miasteczku wszyscy ich znali. On kiedyś był urzędnikiem, ona pracowała w recepcji przychodni. Przyjmowała głównie mamy z dziećmi, była tak wyrozumiała, cierpliwa, nieraz usokajała niejedno zapłakane maleństwo. Mieli jednego syna, wyjechał na studia, potem za granicę. Przyjeżdżał rzadko, przeważnie latem lub na Boże Narodzenie. Raz był z całą rodziną. Ponoć się rozwiódł - ktoś tam opowiadał. Pewnie tęsknią za synem- pomyślala kobieta i wróciła do przerwanej czynności.
Oni dotarli do domu, kos śpiewał. Jedli rogaliki, pili ziółka. Starsza pani patrzyła na zdjęcie syna, wnuczki. Właściwie nie znała jej. Sporadyczne rozmowy i wizyty. Westchnęła, wytarła kurz z ramki. Zapytała męża, co chce na kolację . Nie odpowiadał. Spał, a obok kot. Pokuśtykała do kuchni, włączyla radio. Słońce cienie kładło na mury, wschodził księżyc , topole jak na warcie stały wzdłuż rzeki. Boże , dziękuję Ci za kolejny przeżyty dzień, dziękuję- pomyślała starsza pani.
2017 r.
Autor zdjęcia- nieznany, galeria internetowam
Subskrybuj:
Posty (Atom)