Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


sobota, 27 lipca 2019

Żywioły



Jestem wodą, ogniem
Ziemią, powietrzem !
Tętnią żywioły
Pulsem, rytmem
Serca, co przewierca
Mnie na wylot
Są pod stopami
I ponad głową.

Jestem pyłem
Zarazem skałą!
To ulotną , to stałą
Blaski i cienie
Noc i zaraz świt
Rozpala ognie.

Wsparta na wydmie
Szukam latawca
Uleciał w obłoki
A fale rozbite
O twarde skały
Grzęznę w piachu...

Jestem żywiołem!
KW, 2019

zdjęcie- własne

środa, 24 lipca 2019

Westerplatte się broni

Westerplatte się broni
Szumią sosny 
I wysokie brzozy
W białym rynsztunku

Nad twierdzy ruiną
Świadka klęski 
Świadka triumfu...
Pomnik stoi dumny!
Westerplatte się broni...
Przed słowem, co godzi
W pamięć poległych
Co walczyli ku chwale...
Teraz żołnierzyki chcą
Zawłaszczyć pamięcią
W tryby historii wcisnąć
Jad gadzinówki..

Westerplatte znów się broni!




zdjęcia własne

piątek, 12 lipca 2019

Późną nocą




Wyszłam późną nocą
Wiatr ucichł jakby
Nie chciał budzić gwiazd
Liczył je i okrywał
Wystrzępionym kocem
Z chmur. A księżyc
Jak cząstka mandarynki
Zawisł nad zachodem
Wtulał się w liście 
Jaśminu nad ogrodem.
Soczyście rosa spłynęła
Noc ziewnęła, jakaś
Zjawa przemknęła
Ukoił mnie senny sen
Księżyca, a lunatyk
Też poszedł spać...
KW, 2019


zdjęcie- tapeciarnia

poniedziałek, 8 lipca 2019

Lato na urlopie


Tak mi smutno, tak smutno
Bo długo Cię nie widzę
Drogie lato...Za oknem 

Chmury jesienne, czarne
A słońce jakieś marne
Promienie wysyła, gaśnie
Jak żarówka bez prądu...
Albo ciemnym kloszem
Okryte, spowite smugą.

Pytam poważnie lata
- Na jak długo ten urlop 
W samym środku lata?

zdjęcie - własne

niedziela, 7 lipca 2019

Okno V

Siedziała w ulubionej kafejce. Piła pierwszą tego dnia kawę, . Nie śpieszyła się rano , leniwie sączyło się światło przez żaluzje w sypialni. Ubierała się , szukała tej nowej jasnej sukienki, zapowiadał się upał. Upięła włosy. Jeszcze makijaż. Miała być przed jedenastą , potem może obiad, jeśli Jean zdąży dojechać z biura. Zamówiła kawę, zjadła rogalika, tylko jednego, uważała ostatnio, by nie przytyć. Suknia ślubna już uszyta, zatem musi trzymać formę. Kawa wystygła, ale popijała ją powoli. W oknie pojawiła się twarz młodego mężczyzny, miał przemiły uśmiech. Pracował chyba przy malowaniu elewacji , kapelusz na głowie był mocno zdeformowany. Z ruchu warg odczytała dziwne pytanie- Dlaczego jesteś sama? Wzruszyła ramionami w odpowiedzi. No , Jean spóźniał się, spojrzała na zegarek. Chłopak za oknem miał chyba jakąś przerwę w pracy. Pomyślała nawet, by go zaprosić do stolika. Po chwili sama siebie strofowała, że chyba postradała zmysły. On miał kawę, w termosie,właśnie kurzył papierosa, gawędzili dalej na migi. Ukazał się znów ten jego przepiękny uśmiech. Był zniewalający. Jean tak rzadko się uśmiechał. No, wtedy, gdy byli sami i gdy nie był pochłonięty tym swoim ważnym stażem w kancelarii znanego radcy. Czuła, ze kobieta siedząca obok patrzy na nią z wyraźną niechęcią, zdegustowana -jakby chciała powiedzieć:
- Co, ty wyczyniasz , jak ci nie wstyd mizdrzyć się do jakiegoś oberwańca?
Spojrzała znów za okno, uśmiech znikł, znikł chłopak pracujący po drugiej stronie. Był dopiero, przed chwilą, niemal obok, na wyciągnięcie ręki. Oddzielała ich tylko tafla matowej szyby… Jakiś chłód ją przeniknął. Po chwili usłyszał znajomy głos:
- Kochanie, przepraszam, ale te obowiązki. Jeszcze jakiś bałwan z drabiną zastawił mi miejsce na parkingu. Ale już odjechał…
Powtórzyła jak echo- Odjechał…
Jean spojrzał na swą narzeczoną zaskoczony, była jakaś nieprzytomna czy zaspana.
- Idziemy na obiad! Tu podają przecież tylko kawę i ciasto.
Wyszli przed kafejkę. Obejrzała się jeszcze w stronę parkingu. Ani śladu po chłopcu, drabinie. Ściana budynku pomalowana była w środkowej części. Jaśniała jak uśmiech.
Jean otworzył jej drzwi samochodu i odjechali. 


Zdjęcie z oficjalnej strony Rodney`a Smitha 

środa, 3 lipca 2019

Przy oknie IV, Zmęczona


Była po prostu zmęczona.Wszystkim. Zasłoniła ciężkie kotary, bo słońce już wkradało się od zachodniej strony domu. Niebawem wróci mąż, też zmęczony. Teściowa utyskując zejdzie stukając laską. Tak obwieści kolację  i swą władzę w tym domu.
Położyła głowę na stole. Przysypiała, coś majaczyło jej się, jakies wspomnienie , plaża, ciepły morski powiew. Krzyk mew. Obudziła się słysząc  koguty za oknem. Ada, służąca zerknęła, z cicha rzucając:
- Już kwadrans po czwartej, proszę pani.
Podniosła głowę machając rękę ni to w geście rezygnacji, ni odpędzania się.
Lubiła Adę,miła dziewczyna, była u nich od niedawna.  Rozmawialy wiele. Bo pani nie miala z kim rozmawiać. Dziewczyna w lot zrozumiala, że kobieta  potrzebuje się wygadać, tylko nie ma komu. Nieraz rozmowy przeciągały się, a czasem Ada wzywana była do kuchni lub po prostu chwytała ją drzemka. Codzienna bieganina i momotonny głos pani działały usypiająco.
Kobieta czuła zażenowanie widząc, jak dziewczę  śpi. Odprawiała ją udając oburzenie, a tamta przepraszała wciąż dygając.
Zegar wydzwaniał jak alarm piątą po południu. Pana nadal nie było.
Dziewczynki pojechały do kuzyna, tam miały zostać do końca sierpnia. To już były dorosłe panny, mąż wciąż wspominał, że czas je wydać.
Patrzyła w swe odbicie w lustrze, wokół ust robiły się bruzdy, oczy już jakby zapadły się. Kruczo-czarne włosy nad uszami i czołem spowijała  siwizna jak lekki dym.
Nie korespondowała już z koleżankami z dawnej pensji. Zapomniala niektórych imion. Szkoda jej było najbardziej Wiktorii, ale ona wyjechała aż do Argentyny, przyszły ze dwa listy...
Jak wspaniale prezentowały się na ostatniej wspólnej fotografii, kwitły magnolie , pachniał bez. One wszystkie piękne, młode, pełne nadziei, ciekawe tego, co niesie przyszłość.
Przyjechał pan, stukot laski. Ada zajrzała zapraszając na kolację.
- Mam potworną migrenę, może później coś zjem - zbyła ją i resztę towarzystwa przy stole.
Chyba ta migrena będzie mi się coraz częściej zdarzać- pomyślała.
Nie czekała na męża, coraz rzadziej tu zaglądał...Raz przyłapała go, jak daje klapsa Adzie.
Stukot laski obwieścił koniec kolacji. Potem cisza i znów warkot samochodu. Znów  pojechał do miasta, oczywiście w "ważnych sprawach".
Ada dopytywała się przez drzwi,czy przynieść coś z kolacji, pani nie chciała nic.
Nie odsuwając firan przemknęła się, by wziąć kąpiel, po chwili padła na łóżko. Zasnęła myśląc, czy jutro coś zmieni się. Snuła jakieś plany, płakała i usnęła znów z jakiegos powodu zadowolona.



Obraz - R. Casus