Śpiewała stary szlagier, dla poprawy nastroju. Córka
patrzyła na nią jak na wariatkę.
- Mamo, coś ci jest? - Wzięło cię na śpiewanie?
- A dlaczego dziwne, że sobie śpiewam. Serotonina, endorfiny
– poczytaj sobie. To jest nam bardzo potrzebne , szczególnie teraz, w ten durny
czas. Masz telefon – to sobie wygoogluj.
Dziecko posłuchało, poczytało i rzekło:
- A śpiewaj sobie, mnie tam w sumie to nie przeszkadza.
Przeglądała kanał muzyczny, szukała hitów z napisami.
Nagle zadzwonił telefon. Chyba ktoś się do mnie dobija.
Ściszyła muzykę. Brat. O tej porze.
Dziwne.
- No, co tam? – co bracie wielki słychać?
- A co ma być słychać? – odpowiedział pytaniem.
Wzruszyła ramionami, dała znać młodej, że kroi się jakiś
durny dialog. Starała się samą siebie nie upominać, by się nie dać sprowokować.
Nie dać się!
- Słuchaj, a ty byłaś u ojca dzisiaj? – pytał tak ni w pięć
, ni w dziesięć. Widział dobrze, że była poprzedniego dnia wieczorem. Zagajał, krążył…
- Zbyniu, weź zacznij temat, bo za chwilę szlag mnie trafi.
O co ci chodzi?
- O, już jakoś nerwowo- podkręcał - sprawiało mu chyba to
przyjemność, by wprowadzić siostrę z równowagi
już na samym wstępie. – Dlaczego
twoja córka nie odwiedza dziadka? – Co ma do roboty? Siedzi na tym zdalnym i
mogłaby czasem do niego zajrzeć.
- A twoje dzieci kiedy ostatnio tam były? – zripostowała.
- Były, były. Są, kiedy mogą- dalej brnął w ten swój wygodny rewir. Same też chorowały, były
na kwarantannie. Poza tym teraz pracują,
nie mogą. – Jagoda też jeszcze się źle czuje.
-Biedactwa, nie mogą- ironicznie się zaśmiała. - Weronika
też się sporo musi uczyć, czeka ją sesja. – Poza tym dlaczego ty mnie
rozliczasz? – głos jej już zdradzał
zdenerwowanie, do którego tylko ten człowiek mógł ją zawsze doprowadzić.
Dlaczego on mnie tak nienawidzi? Od dzieciństwa – wiecznie prześladował, bił, a
potem latał do starych i bajdurzył swoje wersje. Ona jeszcze obrywała. Przed
jej koleżankami zgrywał czułego lowelasa. Żadna nie wierzyła, że to taki wredny
typ. Słyszała od nich- oj, coś chyba ty go nie lubisz… Ręce opadały. Zawsze
śmiał jej się w nos. Zawsze cieszyły go jej przegrane, porażki. Czasem myślała,
że to psychopata. Ale dla swojej Jagódki
był czuły , niemal całował ją w stopy, a dzieci ubóstwiał. Po śmierci matki, jedynej osoby , która trochę potrafiła go złajać, poczuł się jak
bonzo, tym bardziej, że ojciec wierzył w
niego też jak wyrocznię.
Odsunęła na chwilę od siebie słuchawkę. Córka widząc, że
jest wnerwiona, pokazywała , żeby się
rozłączyła. Ale nie mogła. No, nie mogła.
- Ale czego ode mnie oczekujesz?
- Żebyś pojechała dziś do ojca.
- Byłam wczoraj, poza
tym tato ma zostawiony obiad. Na dwa dni mu starczy.
- Ale on potrzebuje , żeby ktoś z nim był po prostu! –
zaczynał swój ton władcy.
- Marek wróci i podjedziemy, wiesz, że ja nie mam prawa
jazdy, a teraz nie ma tak sporo busów.
- I jak zwykle to ja będę musiał jechać?!- ryczał.
- Jak -ty? ! Mówię przecież, ze Marek mnie podrzuci. No,
kurwa! – Nie słyszysz , co mówię?!
- Proszę nie tym tonem i nie rzucaj mi tu mięsem, znalazła
się kulturalna osoba, intelektualistka. Chcę koronkę zaraz odmówić, potrzebuję
się wyciszyć…A ta mi tu przeklina.
- To po co ty do mnie święty dzwonisz? Odmawiaj te koronki.
- Wiesz, nie dam się obrażać! -A twoja córka mogłaby
zadzwonić do Jagody lub pogadać z Alą lub Wiolą. Nigdy nie dzwoni.
- A kiedy one do nas dzwoniły? Kiedy mnie odwiedziły? – była
u kresu wytrzymałości.
- I to ma być rodzina? Jaki ty dajesz córce przykład? –
bełkotał. Po chwili się rozłączył.
Znów uleciał dobry humor. Endorfiny , serotonina…Znów czuła tak, jakby powietrze ktoś z niej spuścił… W takich chwilach miała ochotę walnąć tym telefonem o ścianę. Znów zapunktował. Znów czuła się winna, znów myślała, że może rzeczywiście powinna była rano pojechać do ojca. Ale przecież tam dziś będę. Pewnie tego toksyka, ktoś wnerwił w pracy i wyżywa się na niej- jak zawsze. Może Jagódka go opieprzyła z rana.. Endorfiny, endorfiny i poczucie winy...
zdj. własne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz