Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


piątek, 31 marca 2023

Wielkanoc

 

Księżyc  do pełni zmierza

Do wielkiej nocy

Oświeci nas swym udawanym  światłem

czy też skryje się  w szarudze  chmur?

Chyba ptaki wiedzą lepiej

Co się święci …

Wysiadają jaja , z namaszczeniem

złożone w  gniazdach, niebawem

usłyszą okrzyk pisklęcia

On najszczerzej wykrzyczy

- Alleluja!

Wykluje się radość

Nieopierzona, ale  szczera.

Bez sztucznej koloryzacji

 

 

zdj. pinterest

 

czwartek, 23 marca 2023

Wesel-nie. Potem. cd.


Ruszył bus, Maryla machała jeszcze przez okno córce i Alinie. Z ciężkim sercem żegnała się z Anką. Ich relacje poprawiły się, ale czuła, że   więzi między nimi nie zostaną nigdy już odbudowane. Nie chciała się w to  zagłębiać, nie zadawać sobie dodatkowego bólu. Coś schrzaniła, ale jeszcze są szanse na poprawę tego, co nieco udało jej się  wyprostować..  Na pewno uda nam się nadrobić stracone lata- pocieszała się. Słyszała rozmowy Anki z Aliną o pensjonacie. Anka przy Sokołowskiej była nie tą osoba, jaką matka znała do tej pory. Nie wtrącała się do ich rozmów o wspólnych planach inwestycji,  udawała, że nie nic o tym nie wie... One starały się być dyskretne.

Bus piął się raz w górę, to znów zjeżdżał w dół serpentynami. Przysnęła chwilę, nagle zajrzała do torebki, szukała telefonu, a ten był rozładowany. Dotrę do domu, zaraz podładuję, Ania prosiła, by jej dać znać, że dojechałam- pomyślała.  Znów usnęła. Widziała przed oczami rodzinny stary dom, a potem pensjonat Aliny i swoją matkę, która wyciągała do niej rękę, ale ona nie mogła jej schwycić. -Już, już- podawała , ale nagle dłoń opadała.

Męczące zjawy, potem znów-  jakieś wesele,   oni z Grześkiem tańczą przytuleni. Obudziła się, jej ręka była zaciśnięta na uchwycie fotela, aż rozbolały ją wszystkie palce. Ledwo nimi poruszała. Oprzytomniała patrząc za okno. Zaraz będzie na miejscu!   Jak szybko pędzi ten bus- dziwiła się.  Przespała prawie całą drogę. Minęło może pół godziny i wysiadła na przystanku. Szła do domu, mijając znajome osoby. Komuś skinęła głową, pod blokiem w cieniu wielkiego orzecha siedziały sąsiadki. Patrzyły na nią jakoś dziwnie. Ni to ze współczuciem, ni z dezaprobatą. Kiedyś by się zatrzymała, pogawędziła , ale teraz szybko przebiegła chodnikiem do swojej klatki, by je minąć.

Drzwi i  klucz, którego szukała nerwowo w torebce. Już, już. Weszła. Dopadła do łazienki, obmyła twarz zimną wodą, patrzyła na swoje rozmazane oblicze. Zmierzwione włosy. – Boże, jak ja wyglądam- Jak stara baba, którą facet zostawił dla młodszej, po prostu. A jak mogę wyglądać…Co ja będę sama tu robić? Anka pewnie nie wróci. Ja stara, chora, niepotrzebna. Po co te przysięgi, śluby, a potem wszystko jest nic nie warte, rozsypuje się  jak domek z kart. - Owszem, miałam zły humor po tym wyjeździe Anki, może za bardzo go atakowałam, ale żeby zaraz szukać pocieszenia u innej… Jeszcze na weselu bawił się ze mną, podziwiał mój strój…- tak, westchnęła- on to pewnie robił przez grzeczność… Grzeczny i  nagle dobry tatuś. Po jaką cholerę tam przyjechał, zepsuł mój pobyt, zepsuł Anki imieniny. Alina , Janek musieli jeszcze tego wysłuchiwać…

Powoli zmyła resztki makijażu , ściągnęła włosy w kok. Bolało ją ramię. To samo, co zwykle. Rozejrzała się po półkach-nie  było pędzla do golenia, maszynki, ulubionej wody i balsamu Grześka. Wisiał tylko szlafrok. W pokoju , gdzie mieli wspólną garderobę, drzwi szafy  były otwarte, nie było na wieszakach koszul, z pólek zniknęło sporo rzeczy. Rzucała tymi wieszakami po podłodze. Jeden pękł.

Zebrała wszystkie pozostałe rzeczy męża z garderoby i wpakowała do worka plastikowego, postawiła pod drzwiami, podobnie zrobiła z resztą kosmetyków, miała nawet ochotę wyrzucić je do kosza. Tam właściwie było ich miejsce. Papierami i zdjęciami nie miała ochoty się zajmować tego wieczoru.

Jeszcze podczas podróży tliła się w niej jakaś dziwna nadzieja, że on wróci, że zastanie go w domu, że będzie przepraszał... Gdzieś tam w sercu na dnie żarzyła się  irracjonalnie mrzonka. Teraz już nie miała żadnych złudzeń.

W lodówce pustki, zaparzyła sobie herbatę , miała jeszcze jakieś kanapki z podróży, nic w zasadzie nie jadła. Nie miała ochoty teraz wychodzić. – No może jutro , jak…- No- jak co?- pytała samą siebie- Jak? Usuniesz ludzi z ulicy,  wypędzisz sąsiadów?  Mają sobie pójść, zniknąć? A co oni mi są winni? Baby sobie pogadają i tyle. Ja mam problem, to moje życie. Ja muszę się z tym uporać, a ludzie- też mają swoje sprawy,  ja w nie się nie wtykam. – To on powinien się wstydzić , nie ja. Uciekł jak tchórz, nawet nie zostawił kartki, paru słów,  nawet na to nie było go stać- rozmyślała.   Na ścianie wisiało ich zdjęcie sprzed paru lat. Oprawił je , tak mu się wtedy podobało. Chyba Krzyś ich fotografował.  Stali przytuleni, w tle kwitnący bez. Uśmiechnięci, rozbawieni. Podeszła do tego idyllicznego obrazka, zdjęła go. Wyjęła zdjęcie z ramy. Rama ładna- przyda się- pomyślała. Zdjęcie podarła na stertę drobnych kawałków. – Nic, nie ma nic…NIC!- łzy znów napłynęły. Wyła jak dzikie zwierzę wciskając się w rozrzucone części garderoby- te, których zapomniała wrzucić do worka. Robiły za tłumik jej uczuć. Ciężko wstała, znalazła torebkę,  podłączyła telefon do ładowarki. Zaraz napisała krótkiego sms-a do Anki. Padła na fotel, patrzyła w telewizor, leciał jakiś głupi serial. Zza okna słychać było odgłosy wieczoru. Usnęła zmęczona podróżą, wrażeniami, łzy zaschły pod powiekami. Spała twardo, nie dobudził jej nawet dźwięk telefonu.


zdj. pinterest

wtorek, 21 marca 2023

Marcowo

 

Wieje wiatr, czy przyniesie burzę?

Grzeje się w skrawkach słońca

marcowy kot i ten na leszczynie

Brzozy pochylone nasłuchują

kropel rosy przy  akordzie kosa

Przy poświstywaniu wiatru

jeszcze zimnego, zimowego...

Trawy coraz bujniejsze, zieleńsze

Przełamują lody i w niebo patrzą ufnie

-Sfrunie wiosna niebawem

No, gruchnie!

Twierdzą poufnie  w poszumie...



obraz- pinterest


 

 

piątek, 17 marca 2023

Wesel-nie. Potem cd.

Alina chciała zagadnąć Ankę o te ich wspólne plany. Dziewczyna w wielu rozmowach proponowała swej gospodyni, że przejrzy dokumenty, plany działki,. Zapewniała, że pojadą do urzędu gminy, do wydziału geodezji. Anka miała nadzieję, że jako współzarządzająca pensjonatem , będzie mogła z racji wieku ubiegać się o dotacje finansowe. Dopytywała Alinę , czy ma znajomego architekta, nadzorcę budowlanego…Pytała o telefony, że może trzeba do kogoś z dawnych znajomych zadzwonić. Dom Aliny znajdował się w granicach uzdrowiska, zatem rozbudowa domu nie powinna być problemem. Tak sobie dyskutowały. Ale potem urwały się rozmowy, bo przyjazd Maryli wszystko wywrócił do góry nogami. Alina widząc matkę i córkę, nie miała odwagi narzucać się ze swoimi projektami. Chciała, by miały czas dla siebie. Poczekam, poczekam- myślała.

Tego dnia od rana czuła , że coś wisi w powietrzu. Znów. Nie miała jednak ochoty cokolwiek robić. Wpadła na chwilę sąsiadka, szukała liści lub patyków z wiśni, miała jeszcze resztkę ogórków.
Alina wskazała jej w sadzie starą wiśnię, Mirka szybko zerwała kilka gałązek i dziękując pobiegła do swoich zajęć. Zaraz pojawiła się i Anka. Tuż za nią powoli szła Maryla, która zaraz wymknęła się do pokoju, zostawiając Ankę z Aliną. Nieoczekiwanie dziewczyna sama zaczęła temat rozbudowy pensjonatu. Anka zapewniała, że cały czas o ty pamięta.
- To nie wracasz z mamą ?
- Chyba nie, jeszcze nie teraz. Ona ma zamiar wyjechać jutro, poszła się pakować, kupiłyśmy bilet na bus. Odprowadzę ją, potem muszę tam pojechać, żeby wszystko uporządkować. Mama jedzie po południu, więc my możemy pojutrze udać się do urzędu gminy. Rozejrzymy się w sytuacji, tak wstępnie - OK?
- Dobra, a ja zadzwonię do tego znajomego nadzorcy budowlanego, mam nadzieję, że jeszcze działa, a może kogoś mi poleci- oznajmiła Maryla.
- Mamy czas, spokojnie- Anka z przymkniętymi oczami odpoczywała, Karuś leżał na jej kolanach.
-Mama się trochę uspokoiła, wyciszyła. Bałam się początkowo pozwolić , by sama wracała, ale mówi wciąż , że nie jest małym dzieckiem itp. Ona zawsze była osobą bardzo poukładaną, miała swoje zdanie, nie dawała sobie , jak to mawiają, w kaszę dmuchać. Jednak pierwszy raz zobaczyłam ją w takiej rozsypce, ten mój wyjazd chyba nie dobił jej tak jak zachowanie ojca. Która kobieta zniosłaby coś takiego? To ogromne upokorzenie, spotykasz swojego faceta z inną, w dodatku moją szefową. Mam naprawdę z tym problem. Bo nic nie mam do Kempińskiej, w pracy była naprawdę w porządku wobec mnie, czasem z wieloma problemami do niej się zwracałam. To matkę musiało jeszcze bardziej zaboleć. Ciężko mi z tym. Nie wiem, czy w ogóle podołam temu.
- Teraz na pewno nie zaczynaj z nią o swojej szefowej. Już mamie wystarczy. Czas uleczy. Wszystko jakoś się poukłada. –Sokołowska brzmiała przekonująco.
Matka siedziała w pokoju , torba właściwie była już spakowana. Maryla podekscytowana mówiła, że dostała wiadomość od Krzyśka, ale ten był bardzo tajemniczy. – Co za niespodzianka może być? Nie mam pojęcia! Aniu, coś wiesz?
- Ja nic nie wiem, nie gadałam z nim od wyjazdu ojca. Dziś tylko sms napisałam , że wyjeżdżasz. Dowiesz się na miejscu, na pewno czeka z jakąś miłą wiadomością, bo nie nazywałby tego niespodzianką.
- Tak, Krzyś chce mnie pewnie jakoś pocieszyć. – znów głos Maryli zabrzmiał płaczliwie.
- Mamo, no coś ty, nie płaczemy, jesteśmy dzielne kobiety. Krzysiek , jak mówi coś, to można mu ufać.
Zapadł wieczór. Ktoś krzątał  się w kuchni. Potem słychać było poszczekiwanie psa.
Alina siedziała przy ławie na podwórku, gawędziła z Janem.
- Chodźcie, dziewczyny, dziś ostatni wieczór razem. Jasio przyniósł piwsko, mamy jakieś jeszcze kabanosy ?
Anka pobiegła do kuchni, wkrótce kolacja pod gołym niebem trwała na dobre. Ćmy fruwały nad żarówką przy drzwiach.
Alina zawołała Ankę, by na chwilę przyszła do jej pokoju, miała te dokumenty. Ale w zasadzie to był pretekst, by Maryla pogadała sobie z Jankiem. Wypili już trochę piwa. Jakoś dobrze im się gawędziło.
Przeszli na „ty”. Lepiej się rozmawia , bez tych pań, panów. Jan widział ,że kobieta jest w kiepskim stanie. Niby się śmiała z opowieści Aliny, ale oczy miała smutne. Oj , smutne. Był świadkiem wizyty jej męża. No, cóż można w takiej sytuacji powiedzieć.
- Wiesz, mnie też ktoś kiedyś zostawił. O ile może być to dla ciebie jakieś pocieszenie. Nawet Alinie o tym nie mówiłem, ale ty mnie zrozumiesz, bo ja wiem, jak czuje się człowiek odrzucony, kopnięty jak niepotrzebny grat. Ignorowała moje uczucia, śmiała się, drwiła, prawie na moich oczach zabawiała się z innymi. Znosiłem to, dość długo. Uporczywie trzymałem się jak jakiś heros. Ją miałem za boginię. Miała wszystko. Chciałem jej zapewnić komfortowe życie Dlaczego tu uciekłem? Ano dlatego, żeby nie widzieć mojej byłej z jej nowym fagasem. Utrudniała mi kontakty z córką. W zasadzie nie mam ich do dziś. Poddałem się. Moje dziecko..- głos mu się załamał.
- Spokojnie, Jasiu, mów, jeśli to sprawia ci ulgę- wsparła go Maryla. Była poruszona, że ten człowiek mówi tak ładnie. Udaje tylko takiego dzikusa, ale to nie był dzikus. On chyba siedział kiedyś za biurkiem…- myślała.
- I uciekłem jak najdalej. Kiedyś mój ojciec tu budował zaporę. Przypomniałem sobie o Bieszczadach, zaraz po jakimś czasie zjechali Sokołowscy. Polubiliśmy się. Potem on się szybko zawinął, a ja pomagam Alinie. Ona mnie. Imałem się różnych zajęć, z czasem było mi obojętne, jak żyję, co jem. Nieraz woda zamarzała mi w wiadrze. Nieraz szedłem w największą zawieruchę. Czy szukałem spokoju? Nie, ja szukałem śmierci. Zdziczałem, stałem się jak ten wilk, który najlepiej czuje się w głuszy oddalonej kilometry od siedzib ludzkich Nie miałem ochoty nawet i rozmawiać z kimkolwiek. Alina i jej mąż pomogli mi jakoś to przetrwać. Cudowni ludzie. Pomogli i z mieszkaniem. Ja do wszystkiego straciłem chęć, nic nie sprawiało radości. Tylko te spotkania tutaj, czasem pogawędki z drwalami. Tu wielu przyjeżdża, by uciec, czasem przed samym sobą…
- No, chyba i alkohol też ci pomaga? – zapytała cicho Maryla.
- Oj, wiesz, szybko wpada się w ciąg, jak chcesz zapomnieć o czymś, jak chcesz, by nie bolało- podparł czoło , trąc je pięścią. – Alina pomogła przy emeryturze, wzięła te papiery, które jej pokazałem, coś tam przeliczyła, kasa jakaś jest. Złożyliśmy wniosek.
- Ale chyba nie wszystkie dokumenty jej pokazałeś? – Mam rację?
Kiwał głową potakująco:
- Mnie to wystarcza. Mam dach nad głową, niczego mi nie brakuje.
- Nie masz racji, Janek, masz prawo do godnego życia. Nie musisz jechać tam, gdzie nie masz ochoty być, wszystko można załatwić teraz innymi sposobami.
- No, ale świadectwo pracy muszę brać z miejsca, w którym nie chciałbym się pokazywać. Zatem żadne internety mnie nie zastąpią. Do kadr za mnie nie pójdą.
- Nie wiem, ja pracowałam w jednym miejscu, ale to niesprawiedliwe, że forsa ci przepada. Pomyśl nad tym. Pogadaj z moją córką, ona pracowała trochę w kadrach. Może trzeba prawnika...
Urwali rozmowę, bo nagle wbiegły z korytarza Alina z Anką.
- A co to za pogawędki? – czemu towarzystwo nie idzie spać? – żartowała Anka.
- I Jan , jaki nagle towarzyski się zrobił, Maryla go zaczarowała chyba- wtórowała Alina.
- Już, już , idę. – Jan wstał , ukłonił się, jak dżentelmen machnął Marylę w mankiet.
Odszedł powoli , dziewczyny się wygłupiały, Maryla je ofuknęła, żeby nie robiły sobie żartów.
- Chłop przeszedł swoje- skwitowała.
- Ano, przeszedł.- Alina gestem zaprosiła do domu Ankę i Marylę.
- Czas spać.

 

zdj. własne

piątek, 10 marca 2023

Klucz



Widziałam dziś klucz dzikich gęsi
W pełnym rynsztunku, spokojnie
bez zakłóceń w locie, dostojnie
Sunęły w swoje strony…
A my trzepoczemy się
Jak w zamkniętych klatkach
W dodatku- biedne my nieloty...
Dzikie gęsi lecą w zgodnym rytmie
Klucz? Może otworzą nim wiosnę
Może otworzą serca, umysły i zmysły
Może otworzą nam oczy
Na naszą namaszczoną pychą
Zwykłą ludzką głupotę.


zdj. pinterest


środa, 1 marca 2023

Wesel-nie....cd.

Anka widziała, że Alina i matka coś kombinują, szykują jej jakieś przyjęcie imieninowe. Ona tak w zasadzie, nie obchodziła tego święta, były urodziny. Znajomi coś wstawiali na fejsie, były telefony, maile czasem…

Jan już skończył zwózkę drzewa, Alina zamówiła też węgiel , mieli na dniach dostarczyć. Upał trochę zelżał. Odjechał jeden z turystów, stołował się na mieście. Cichy, spokojny , widać, że przyjechał naładować akumulatory. Z Krakowa chyba był.
Przy furtce pojawił się mężczyzna z lekką torbą, niewiele w niej chyba miał. Alina wpuściła go na podwórko. Krótka rozmowa wszystko wyjaśniła. To był mąż Maryli. Trzymał kwiaty, nawet dwa bukiety. Poczuł się niezręcznie , bo wypadało mieć i dla gospodyni kwiaty.
- Niech pan poczeka, one zaraz przyjdą. Mają zrobić jakieś drobne zakupy.
- Nie, niech pani się mną nie przejmuje, ja tu na dworze poczekam , odetchnę chwilę.
Rozpiął koszulę, było duszno. Chyba jakaś burza się zbiera- myślał. Denerwował się. Sam nie wiedział, jak ma się zachować i wobec córki, i żony…Wyjął małą torebkę, z prezentem, widniało logo znanej firmy jubilerskiej.
Alina z okna kątem oka obserwowała go, czuła, że ta wizyta będzie burzliwa, gromy wisiały nad górami, ale wraz z pojawianiem się Maryli dojdą dodatkowe- coś przeczuwała. Usłyszała znajome głosy. Już zbliżały się do wejścia. Grzegorz wstał. Maryla znieruchomiała. Anka podbiegła do ojca, przywitała go bardzo czule. Poleski nieporadnie wręczył córce prezent. Drżącymi rękami zapiął Ance wisiorek. Dziewczyna pobiegła do mieszkania, zobaczyć się w lustrze. Po chwili się pojawiła.
Siedzieli już na tarasie, przy ulubionej długiej ławie.
Maryla w milczeniu poszła do kuchni. Pomagała Alinie nakładać przygotowane dania. Upiekły kurczaka, Poleska dokupiła jeszcze warzywa i sosy do sałatek. No i wino.
Ustawiały na stole talerze, szklanki… Alina pośpieszała sprawę, bo Maryli jakoś to opornie szło. Anka nie do końca zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, w jakiej znajdowali się rodzice. Wiedziała o przypuszczeniach , ale próbowała je na razie od siebie odsunąć. Cieszyła się z wizyty jak małe dziecko. Zmieniła sukienkę, Grzesiek w duchu przyznał, że naprawdę pobyt tu pomógł córce pozbyć się zbędnych kilogramów, jej twarz promieniała, Anka chyba zmieniła fryzurę, nie chowała swoich pięknych oczu za długą grzywką. Zawsze widział w nich ogromne podobieństwo do własnej matki.
Alina zarządziła- Wznosimy toast za Anię! Pomyślności z okazji imienin!
Wszyscy wychylili kieliszki z szampanem. Maryla krzywiła się jakby piła cykutę.
Pobiegła do kuchni, wniosła półmisek z kurczakiem, były ziemniaki, warzywa…
Po pierwszych kęsach, Anka poprosiła ojca, by otworzył wino.
- A teraz toast za panią Alinę- moje wsparcie , mojego bieszczadzkiego anioła! – krzyczała radośnie tuląc się do gospodyni. Robili sobie wspólne zdjęcia.
Grzegorz, Maryla wespół z Anką klaskali na cześć Aliny, a ta ponaglała ich , by zjadali dobrego kurczaka.
- To z przepisu mamy -dumnie oznajmiła Anka- Tato pewnie poznaje te przyprawy?
Grzegorz pokiwał głową, że tak, że owszem.
-Mamy jeszcze deser. Tak jak zażyczyła sobie Ania- bez cukru, same owoce, ciastka tylko dla chętnych- informowała Alina.
Uczta trwała. Maryla niepostrzeżenie wymknęła się do kuchni. Anka pytała ojca o podróż. Celowo omijała temat pracy, by nie padło nazwisko Kempińskiej. Dopytywała o Ilonę i Krzyśka. Zerkała w kierunku kuchni, czekała na matkę, miała przynieść owoce.
Maryla siedziała nad tacą z owocami. Trzymała się za głowę, ciężko oddychała .
- Co ci jest?- Alina podeszła. – Co się dzieje? – Źle się czujesz?
- Po co on przyjechał?- pytała Maryla mając ochotę rzucić tacą o ścianę, ale co jej winne ściana i taca.
- Jest coś z wami nie tak? – Alina czuła , że gubi się w tych relacjach rodziny Anki. Myślała, że rodzice przejęci losem córki nagle się pojawili, że to może jakieś pojednanie. Ale było jakieś drugie dno. Dobrze wcześniej czuła, że zbiera się burza dosłownie i w przenośni.
- Alina, proszę, idź zanieś te owoce, ja nastawię wodę . Zrobię kawę, herbatę. Muszę ochłonąć, daj mi chwilę.
Alina o nic już nie pytając wyszła na taras. Skrzypnęła furtka. Janek z koszem czereśni przygonił , by też złożyć życzenia Ance.
- Jasiu, jaki ty jesteś elegancki!- Alina komplementowała gościa. No, trochę doprowadził się do ładu. Czysta koszula i włosy przystrzyżone- pomyślała.
Mężczyźni przywitali się. Alina przedstawiła ich sobie. Jan ciężko zasiadł i , by nie absorbować swą osobą nikogo, zajął się kurczakiem. A czereśnie , które przyniósł, były cudowne w smaku i kolorze. Anka zrobiła sobie z dwóch par kolczyk- jak kiedyś w dzieciństwie.
Po chwili pojawiła się Alina z tacą . Parowały filiżanki z kawą i herbatą. Grzegorz wolał zimny sok. Mało mówił, podobnie jak Maryla. Siedzieli z dala od siebie. Ona się jakby uspokoiła, też zaczęła delektować się czereśniami od Jana. Grzegorz czul się w tym gronie ludzi jak nieproszony gość. Bo rzeczywiście był nieproszony.
Potem wszyscy uciekli do kuchni, bo rozpętała się burza.
- To było do przewidzenia, ale deszcz jest bardzo potrzebny- rzeczowo stwierdził Jan. - Na tarasie trochę rzeczy zostało.
- Wszystko jest pod dachem, nic się nie stanie paru talerzom- skwitowała Alina. – Potem posprzątamy.
Deszcz bębnił o szyby, Jan i Alina pobiegli pozamykać wszelkie okna, drzwi. Wiatr nie był silny, ale w górach pogoda potrafiła robić niezłe figle.
- Zaraz to wszystko się uspokoi, zobaczycie - zawyrokowała Alina.
- My na chwilę musimy was opuścić- Maryla i Grzegorz wyszli do pokoju Anki.
- Po co przyjechałeś?! Z powodu Anki? – Nie, nie wierzę w te bajki. Mów, o co chodzi i nie zawracajmy sobie głowy. Przejdzie deszcz i wrócisz do siebie albo znajdziesz jakiś hotel, albo ja stąd wyjadę.
- Czy możesz mnie spokojnie wysłuchać?
- Nie , nie mam ochoty.
- Maryla między nami nic już nie ma. Ty mnie nie kochasz, a ja potrzebuję odrobiny ciepła, powiedz kiedy byłaś ze mną tak naprawdę?
- No, tak tylko łóżko i seks – To jest najważniejsze- żachnęła się Maryla.
- Nie, nie łózko, nie bądź trywialna. Chciałem nieraz odrobinę czułości, nic więcej . - Siedział , patrzył w bok, miał przymknięte oczy. Chciało mu się płakać.
- Gdy was zobaczyłam w tych krzakach , zebrało mi się na wymioty. Przekreśliłeś wszystko. Nasze najpiękniejsze lata, chwile , bo były takie, nie przeczę…Obróciłeś w popiół. Mam dzieci, może będą wnuki. Idź , układaj sobie życie.
- Maryla…- zaczął. Podszedł do niej, chciał ją wziąć za rękę, ale zaczęła go szarpać, waliła pięściami, w końcu uderzyła w twarz. Po chwili ochłonęła.
- Idź już, idź stąd! – wyprowadź się do tej swojej wymarzonej!
Anka wpadła do pokoju.
- Mamo, co się dzieje? – Tato, a ty gdzie się wybierasz?
Grzegorz założył wiatrówkę, wziął swój bagaż. Pożegnał jeszcze się z Aliną i Janem, oni o nic nie pytali. Sokołowska zaproponowała mu zamówienie taksówki.
- Gdzie pan będzie łaził po deszczu, zaraz coś podjedzie.
Po chwili samochód czekał na podjeździe. Anka pobiegła za ojcem. Wsiadł, czule ją pogładził na pożegnanie.
- Aniu, ja za wszystko przepraszam, nie chciałem nikogo skrzywdzić. Wybacz mi.
- Zadzwoń, jak dojedziesz do domu- prosiła Anka. – Dzięki, że przyjechałeś, ale nie wiem , czy to był dobry pomysł, przykro mi.
Nic nie odpowiedział. Po chwili odjechał.
Maryla patrzyła za oddalającym się samochodem. Łzy spływały jej po policzkach. Łzy za oknem wtórowały.

Grzegorz dotarł do domu dość szybko. Zaraz po przyjeździe zgodnie z obietnicą zadzwonił do Anki, Nie chciał, by się dodatkowo denerwowała.  Wszedł do mieszkania, zostawił bagaż, wziął szybki prysznic. Czuł się niezręcznie  u siebie. Każda rzecz , drobiazg- od filiżanki w kuchni po kosmetyki w łazience przypominały mu Marylę. Bolało, bardzo to bolało, widział jej łzy, ale tęsknił za Marzeną. Zdążył zadzwonić do niej już zaraz po przyjeździe. – Przyjdź  proszę, tęsknię- prosiła.

Złapał marynarkę, zamknął drzwi i pobiegł w kierunku osiedla Marzeny. Czekała na niego ze śniadaniem, kawa wabiła już na schodach. Przytulili się jakby nie widzieli się od roku. Kawa stygła. Oni zachłannie gładził szyję Marzeny, chłonął jej zapach. Leżeli już w pięknej pościeli,  poznawali każdy zakątek swego ciała. Tu im nikt nie przeszkadzał.

Krzysiek wiedział , że ojciec przyjechał, Anka pisała. Zajrzał po pracy do domu  rodziców, ale ojca nie zastał.

- Romeo od siedmiu boleści- skwitował widząc niezły bałagan w łazience, pędzel po goleniu zaschnięty. Ojciec taki pedant, a jak mu się śpieszyło- Krzysztof był zaskoczony. Wydawało mu się, że zakochać się można tylko w młodym wieku. Ale mylił się. Nawet facet po sześćdziesiątce  może zachowywać się jak dwudziestolatek.- Jeszcze niedawno w altance rozwodził się nad trudnym charakterem kobiet. A sam taki numer wywinął. Chyba trzeba będzie to przełknąć i się z tym pogodzić- rozmyślał. Gorzej będzie z matką. O nią się martwił Krzysiek najbardziej.  Otrzeźwił go dźwięk telefonu. Ilona krzyczała jak szalona- Krzyś, mam pozytywny wynik testu! – Robiłam już dwa razy! To nie może być pomyłka! Wracaj, czekam, czekam –rozłączyła się.

Krzysiek pognał do samochodu, z piskiem opon ruszył przed siebie.

K. Woś, luty 2023 r. zdj. pinterest