Anka widziała, że Alina i matka coś kombinują, szykują jej jakieś przyjęcie imieninowe. Ona tak w zasadzie, nie obchodziła tego święta, były urodziny. Znajomi coś wstawiali na fejsie, były telefony, maile czasem…
Jan już skończył zwózkę drzewa, Alina zamówiła też węgiel , mieli na dniach dostarczyć. Upał trochę zelżał. Odjechał jeden z turystów, stołował się na mieście. Cichy, spokojny , widać, że przyjechał naładować akumulatory. Z Krakowa chyba był.
Przy furtce pojawił się mężczyzna z lekką torbą, niewiele w niej chyba miał. Alina wpuściła go na podwórko. Krótka rozmowa wszystko wyjaśniła. To był mąż Maryli. Trzymał kwiaty, nawet dwa bukiety. Poczuł się niezręcznie , bo wypadało mieć i dla gospodyni kwiaty.
- Niech pan poczeka, one zaraz przyjdą. Mają zrobić jakieś drobne zakupy.
- Nie, niech pani się mną nie przejmuje, ja tu na dworze poczekam , odetchnę chwilę.
Rozpiął koszulę, było duszno. Chyba jakaś burza się zbiera- myślał. Denerwował się. Sam nie wiedział, jak ma się zachować i wobec córki, i żony…Wyjął małą torebkę, z prezentem, widniało logo znanej firmy jubilerskiej.
Alina z okna kątem oka obserwowała go, czuła, że ta wizyta będzie burzliwa, gromy wisiały nad górami, ale wraz z pojawianiem się Maryli dojdą dodatkowe- coś przeczuwała. Usłyszała znajome głosy. Już zbliżały się do wejścia. Grzegorz wstał. Maryla znieruchomiała. Anka podbiegła do ojca, przywitała go bardzo czule. Poleski nieporadnie wręczył córce prezent. Drżącymi rękami zapiął Ance wisiorek. Dziewczyna pobiegła do mieszkania, zobaczyć się w lustrze. Po chwili się pojawiła.
Siedzieli już na tarasie, przy ulubionej długiej ławie.
Maryla w milczeniu poszła do kuchni. Pomagała Alinie nakładać przygotowane dania. Upiekły kurczaka, Poleska dokupiła jeszcze warzywa i sosy do sałatek. No i wino.
Ustawiały na stole talerze, szklanki… Alina pośpieszała sprawę, bo Maryli jakoś to opornie szło. Anka nie do końca zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, w jakiej znajdowali się rodzice. Wiedziała o przypuszczeniach , ale próbowała je na razie od siebie odsunąć. Cieszyła się z wizyty jak małe dziecko. Zmieniła sukienkę, Grzesiek w duchu przyznał, że naprawdę pobyt tu pomógł córce pozbyć się zbędnych kilogramów, jej twarz promieniała, Anka chyba zmieniła fryzurę, nie chowała swoich pięknych oczu za długą grzywką. Zawsze widział w nich ogromne podobieństwo do własnej matki.
Alina zarządziła- Wznosimy toast za Anię! Pomyślności z okazji imienin!
Wszyscy wychylili kieliszki z szampanem. Maryla krzywiła się jakby piła cykutę.
Pobiegła do kuchni, wniosła półmisek z kurczakiem, były ziemniaki, warzywa…
Po pierwszych kęsach, Anka poprosiła ojca, by otworzył wino.
- A teraz toast za panią Alinę- moje wsparcie , mojego bieszczadzkiego anioła! – krzyczała radośnie tuląc się do gospodyni. Robili sobie wspólne zdjęcia.
Grzegorz, Maryla wespół z Anką klaskali na cześć Aliny, a ta ponaglała ich , by zjadali dobrego kurczaka.
- To z przepisu mamy -dumnie oznajmiła Anka- Tato pewnie poznaje te przyprawy?
Grzegorz pokiwał głową, że tak, że owszem.
-Mamy jeszcze deser. Tak jak zażyczyła sobie Ania- bez cukru, same owoce, ciastka tylko dla chętnych- informowała Alina.
Uczta trwała. Maryla niepostrzeżenie wymknęła się do kuchni. Anka pytała ojca o podróż. Celowo omijała temat pracy, by nie padło nazwisko Kempińskiej. Dopytywała o Ilonę i Krzyśka. Zerkała w kierunku kuchni, czekała na matkę, miała przynieść owoce.
Maryla siedziała nad tacą z owocami. Trzymała się za głowę, ciężko oddychała .
- Co ci jest?- Alina podeszła. – Co się dzieje? – Źle się czujesz?
- Po co on przyjechał?- pytała Maryla mając ochotę rzucić tacą o ścianę, ale co jej winne ściana i taca.
- Jest coś z wami nie tak? – Alina czuła , że gubi się w tych relacjach rodziny Anki. Myślała, że rodzice przejęci losem córki nagle się pojawili, że to może jakieś pojednanie. Ale było jakieś drugie dno. Dobrze wcześniej czuła, że zbiera się burza dosłownie i w przenośni.
- Alina, proszę, idź zanieś te owoce, ja nastawię wodę . Zrobię kawę, herbatę. Muszę ochłonąć, daj mi chwilę.
Alina o nic już nie pytając wyszła na taras. Skrzypnęła furtka. Janek z koszem czereśni przygonił , by też złożyć życzenia Ance.
- Jasiu, jaki ty jesteś elegancki!- Alina komplementowała gościa. No, trochę doprowadził się do ładu. Czysta koszula i włosy przystrzyżone- pomyślała.
Mężczyźni przywitali się. Alina przedstawiła ich sobie. Jan ciężko zasiadł i , by nie absorbować swą osobą nikogo, zajął się kurczakiem. A czereśnie , które przyniósł, były cudowne w smaku i kolorze. Anka zrobiła sobie z dwóch par kolczyk- jak kiedyś w dzieciństwie.
Po chwili pojawiła się Alina z tacą . Parowały filiżanki z kawą i herbatą. Grzegorz wolał zimny sok. Mało mówił, podobnie jak Maryla. Siedzieli z dala od siebie. Ona się jakby uspokoiła, też zaczęła delektować się czereśniami od Jana. Grzegorz czul się w tym gronie ludzi jak nieproszony gość. Bo rzeczywiście był nieproszony.
Potem wszyscy uciekli do kuchni, bo rozpętała się burza.
- To było do przewidzenia, ale deszcz jest bardzo potrzebny- rzeczowo stwierdził Jan. - Na tarasie trochę rzeczy zostało.
- Wszystko jest pod dachem, nic się nie stanie paru talerzom- skwitowała Alina. – Potem posprzątamy.
Deszcz bębnił o szyby, Jan i Alina pobiegli pozamykać wszelkie okna, drzwi. Wiatr nie był silny, ale w górach pogoda potrafiła robić niezłe figle.
- Zaraz to wszystko się uspokoi, zobaczycie - zawyrokowała Alina.
- My na chwilę musimy was opuścić- Maryla i Grzegorz wyszli do pokoju Anki.
- Po co przyjechałeś?! Z powodu Anki? – Nie, nie wierzę w te bajki. Mów, o co chodzi i nie zawracajmy sobie głowy. Przejdzie deszcz i wrócisz do siebie albo znajdziesz jakiś hotel, albo ja stąd wyjadę.
- Czy możesz mnie spokojnie wysłuchać?
- Nie , nie mam ochoty.
- Maryla między nami nic już nie ma. Ty mnie nie kochasz, a ja potrzebuję odrobiny ciepła, powiedz kiedy byłaś ze mną tak naprawdę?
- No, tak tylko łóżko i seks – To jest najważniejsze- żachnęła się Maryla.
- Nie, nie łózko, nie bądź trywialna. Chciałem nieraz odrobinę czułości, nic więcej . - Siedział , patrzył w bok, miał przymknięte oczy. Chciało mu się płakać.
- Gdy was zobaczyłam w tych krzakach , zebrało mi się na wymioty. Przekreśliłeś wszystko. Nasze najpiękniejsze lata, chwile , bo były takie, nie przeczę…Obróciłeś w popiół. Mam dzieci, może będą wnuki. Idź , układaj sobie życie.
- Maryla…- zaczął. Podszedł do niej, chciał ją wziąć za rękę, ale zaczęła go szarpać, waliła pięściami, w końcu uderzyła w twarz. Po chwili ochłonęła.
- Idź już, idź stąd! – wyprowadź się do tej swojej wymarzonej!
Anka wpadła do pokoju.
- Mamo, co się dzieje? – Tato, a ty gdzie się wybierasz?
Grzegorz założył wiatrówkę, wziął swój bagaż. Pożegnał jeszcze się z Aliną i Janem, oni o nic nie pytali. Sokołowska zaproponowała mu zamówienie taksówki.
- Gdzie pan będzie łaził po deszczu, zaraz coś podjedzie.
Po chwili samochód czekał na podjeździe. Anka pobiegła za ojcem. Wsiadł, czule ją pogładził na pożegnanie.
- Aniu, ja za wszystko przepraszam, nie chciałem nikogo skrzywdzić. Wybacz mi.
- Zadzwoń, jak dojedziesz do domu- prosiła Anka. – Dzięki, że przyjechałeś, ale nie wiem , czy to był dobry pomysł, przykro mi.
Nic nie odpowiedział. Po chwili odjechał.
Maryla patrzyła za oddalającym się samochodem. Łzy spływały jej po policzkach. Łzy za oknem wtórowały.
Grzegorz dotarł do domu dość szybko. Zaraz po przyjeździe
zgodnie z obietnicą zadzwonił do Anki, Nie chciał, by się dodatkowo
denerwowała. Wszedł do mieszkania, zostawił
bagaż, wziął szybki prysznic. Czuł się niezręcznie u siebie. Każda rzecz , drobiazg- od filiżanki
w kuchni po kosmetyki w łazience przypominały mu Marylę. Bolało, bardzo to
bolało, widział jej łzy, ale tęsknił za Marzeną. Zdążył zadzwonić do niej już zaraz
po przyjeździe. – Przyjdź proszę,
tęsknię- prosiła.
Złapał marynarkę, zamknął drzwi i pobiegł w kierunku osiedla
Marzeny. Czekała na niego ze śniadaniem, kawa wabiła już na schodach.
Przytulili się jakby nie widzieli się od roku. Kawa stygła. Oni zachłannie gładził
szyję Marzeny, chłonął jej zapach. Leżeli już w pięknej pościeli, poznawali każdy zakątek swego ciała. Tu im
nikt nie przeszkadzał.
Krzysiek wiedział , że ojciec przyjechał, Anka pisała.
Zajrzał po pracy do domu rodziców, ale
ojca nie zastał.
- Romeo od siedmiu boleści- skwitował widząc niezły bałagan
w łazience, pędzel po goleniu zaschnięty. Ojciec taki pedant, a jak mu się
śpieszyło- Krzysztof był zaskoczony. Wydawało mu się, że zakochać się można
tylko w młodym wieku. Ale mylił się. Nawet facet po sześćdziesiątce może zachowywać się jak dwudziestolatek.-
Jeszcze niedawno w altance rozwodził się nad trudnym charakterem kobiet. A sam
taki numer wywinął. Chyba trzeba będzie to przełknąć i się z tym pogodzić-
rozmyślał. Gorzej będzie z matką. O nią się martwił Krzysiek najbardziej. Otrzeźwił go dźwięk telefonu. Ilona krzyczała
jak szalona- Krzyś, mam pozytywny wynik testu! – Robiłam już dwa razy! To nie
może być pomyłka! Wracaj, czekam, czekam –rozłączyła się.
Krzysiek pognał do samochodu, z piskiem opon ruszył przed
siebie.
K. Woś, luty 2023 r. zdj. pinterest