Ruszył bus, Maryla machała jeszcze przez okno córce i
Alinie. Z ciężkim sercem żegnała się z Anką. Ich relacje poprawiły się, ale
czuła, że więzi między nimi nie zostaną
nigdy już odbudowane. Nie chciała się w to
zagłębiać, nie zadawać sobie dodatkowego bólu. Coś schrzaniła, ale
jeszcze są szanse na poprawę tego, co nieco udało jej się wyprostować..
Na pewno uda nam się nadrobić stracone lata- pocieszała się. Słyszała
rozmowy Anki z Aliną o pensjonacie. Anka przy Sokołowskiej była nie tą osoba,
jaką matka znała do tej pory. Nie wtrącała się do ich rozmów o wspólnych
planach inwestycji, udawała, że nie nic
o tym nie wie... One starały się być dyskretne.
Bus piął się raz w górę, to znów zjeżdżał w dół
serpentynami. Przysnęła chwilę, nagle zajrzała do torebki, szukała telefonu, a
ten był rozładowany. Dotrę do domu, zaraz podładuję, Ania prosiła, by jej dać
znać, że dojechałam- pomyślała. Znów
usnęła. Widziała przed oczami rodzinny stary dom, a potem pensjonat Aliny i
swoją matkę, która wyciągała do niej rękę, ale ona nie mogła jej schwycić.
-Już, już- podawała , ale nagle dłoń opadała.
Męczące zjawy, potem znów-
jakieś wesele, oni z Grześkiem
tańczą przytuleni. Obudziła się, jej ręka była zaciśnięta na uchwycie fotela,
aż rozbolały ją wszystkie palce. Ledwo nimi poruszała. Oprzytomniała patrząc za
okno. Zaraz będzie na miejscu! Jak
szybko pędzi ten bus- dziwiła się.
Przespała prawie całą drogę. Minęło może pół godziny i wysiadła na
przystanku. Szła do domu, mijając znajome osoby. Komuś skinęła głową, pod
blokiem w cieniu wielkiego orzecha siedziały sąsiadki. Patrzyły na nią jakoś
dziwnie. Ni to ze współczuciem, ni z dezaprobatą. Kiedyś by się zatrzymała,
pogawędziła , ale teraz szybko przebiegła chodnikiem do swojej klatki, by je
minąć.
Drzwi i klucz,
którego szukała nerwowo w torebce. Już, już. Weszła. Dopadła do łazienki,
obmyła twarz zimną wodą, patrzyła na swoje rozmazane oblicze. Zmierzwione
włosy. – Boże, jak ja wyglądam- Jak stara baba, którą facet zostawił dla
młodszej, po prostu. A jak mogę wyglądać…Co ja będę sama tu robić? Anka pewnie
nie wróci. Ja stara, chora, niepotrzebna. Po co te przysięgi, śluby, a potem
wszystko jest nic nie warte, rozsypuje się
jak domek z kart. - Owszem, miałam zły humor po tym wyjeździe Anki, może
za bardzo go atakowałam, ale żeby zaraz szukać pocieszenia u innej… Jeszcze na
weselu bawił się ze mną, podziwiał mój strój…- tak, westchnęła- on to pewnie
robił przez grzeczność… Grzeczny i nagle
dobry tatuś. Po jaką cholerę tam przyjechał, zepsuł mój pobyt, zepsuł Anki
imieniny. Alina , Janek musieli jeszcze tego wysłuchiwać…
Powoli zmyła resztki makijażu , ściągnęła włosy w kok.
Bolało ją ramię. To samo, co zwykle. Rozejrzała się po półkach-nie było pędzla do golenia, maszynki, ulubionej
wody i balsamu Grześka. Wisiał tylko szlafrok. W pokoju , gdzie mieli wspólną
garderobę, drzwi szafy były otwarte, nie
było na wieszakach koszul, z pólek zniknęło sporo rzeczy. Rzucała tymi
wieszakami po podłodze. Jeden pękł.
Zebrała wszystkie pozostałe rzeczy męża z garderoby i wpakowała
do worka plastikowego, postawiła pod drzwiami, podobnie zrobiła z resztą
kosmetyków, miała nawet ochotę wyrzucić je do kosza. Tam właściwie było ich
miejsce. Papierami i zdjęciami nie miała ochoty się zajmować tego wieczoru.
Jeszcze podczas podróży tliła się w niej jakaś dziwna
nadzieja, że on wróci, że zastanie go w domu, że będzie przepraszał... Gdzieś
tam w sercu na dnie żarzyła się
irracjonalnie mrzonka. Teraz już nie miała żadnych złudzeń.
W lodówce pustki, zaparzyła sobie herbatę , miała jeszcze
jakieś kanapki z podróży, nic w zasadzie nie jadła. Nie miała ochoty teraz
wychodzić. – No może jutro , jak…- No- jak co?- pytała samą siebie- Jak?
Usuniesz ludzi z ulicy, wypędzisz
sąsiadów? Mają sobie pójść, zniknąć? A
co oni mi są winni? Baby sobie pogadają i tyle. Ja mam problem, to moje życie.
Ja muszę się z tym uporać, a ludzie- też mają swoje sprawy, ja w nie się nie wtykam. – To on powinien się
wstydzić , nie ja. Uciekł jak tchórz, nawet nie zostawił kartki, paru
słów, nawet na to nie było go stać-
rozmyślała. Na ścianie wisiało ich
zdjęcie sprzed paru lat. Oprawił je , tak mu się wtedy podobało. Chyba Krzyś
ich fotografował. Stali przytuleni, w
tle kwitnący bez. Uśmiechnięci, rozbawieni. Podeszła do tego idyllicznego
obrazka, zdjęła go. Wyjęła zdjęcie z ramy. Rama ładna- przyda się- pomyślała.
Zdjęcie podarła na stertę drobnych kawałków. – Nic, nie ma nic…NIC!- łzy znów
napłynęły. Wyła jak dzikie zwierzę wciskając się w rozrzucone części garderoby-
te, których zapomniała wrzucić do worka. Robiły za tłumik jej uczuć. Ciężko
wstała, znalazła torebkę, podłączyła
telefon do ładowarki. Zaraz napisała krótkiego sms-a do Anki. Padła na fotel,
patrzyła w telewizor, leciał jakiś głupi serial. Zza okna słychać było odgłosy
wieczoru. Usnęła zmęczona podróżą, wrażeniami, łzy zaschły pod powiekami. Spała
twardo, nie dobudził jej nawet dźwięk telefonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz