Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


piątek, 17 marca 2023

Wesel-nie. Potem cd.

Alina chciała zagadnąć Ankę o te ich wspólne plany. Dziewczyna w wielu rozmowach proponowała swej gospodyni, że przejrzy dokumenty, plany działki,. Zapewniała, że pojadą do urzędu gminy, do wydziału geodezji. Anka miała nadzieję, że jako współzarządzająca pensjonatem , będzie mogła z racji wieku ubiegać się o dotacje finansowe. Dopytywała Alinę , czy ma znajomego architekta, nadzorcę budowlanego…Pytała o telefony, że może trzeba do kogoś z dawnych znajomych zadzwonić. Dom Aliny znajdował się w granicach uzdrowiska, zatem rozbudowa domu nie powinna być problemem. Tak sobie dyskutowały. Ale potem urwały się rozmowy, bo przyjazd Maryli wszystko wywrócił do góry nogami. Alina widząc matkę i córkę, nie miała odwagi narzucać się ze swoimi projektami. Chciała, by miały czas dla siebie. Poczekam, poczekam- myślała.

Tego dnia od rana czuła , że coś wisi w powietrzu. Znów. Nie miała jednak ochoty cokolwiek robić. Wpadła na chwilę sąsiadka, szukała liści lub patyków z wiśni, miała jeszcze resztkę ogórków.
Alina wskazała jej w sadzie starą wiśnię, Mirka szybko zerwała kilka gałązek i dziękując pobiegła do swoich zajęć. Zaraz pojawiła się i Anka. Tuż za nią powoli szła Maryla, która zaraz wymknęła się do pokoju, zostawiając Ankę z Aliną. Nieoczekiwanie dziewczyna sama zaczęła temat rozbudowy pensjonatu. Anka zapewniała, że cały czas o ty pamięta.
- To nie wracasz z mamą ?
- Chyba nie, jeszcze nie teraz. Ona ma zamiar wyjechać jutro, poszła się pakować, kupiłyśmy bilet na bus. Odprowadzę ją, potem muszę tam pojechać, żeby wszystko uporządkować. Mama jedzie po południu, więc my możemy pojutrze udać się do urzędu gminy. Rozejrzymy się w sytuacji, tak wstępnie - OK?
- Dobra, a ja zadzwonię do tego znajomego nadzorcy budowlanego, mam nadzieję, że jeszcze działa, a może kogoś mi poleci- oznajmiła Maryla.
- Mamy czas, spokojnie- Anka z przymkniętymi oczami odpoczywała, Karuś leżał na jej kolanach.
-Mama się trochę uspokoiła, wyciszyła. Bałam się początkowo pozwolić , by sama wracała, ale mówi wciąż , że nie jest małym dzieckiem itp. Ona zawsze była osobą bardzo poukładaną, miała swoje zdanie, nie dawała sobie , jak to mawiają, w kaszę dmuchać. Jednak pierwszy raz zobaczyłam ją w takiej rozsypce, ten mój wyjazd chyba nie dobił jej tak jak zachowanie ojca. Która kobieta zniosłaby coś takiego? To ogromne upokorzenie, spotykasz swojego faceta z inną, w dodatku moją szefową. Mam naprawdę z tym problem. Bo nic nie mam do Kempińskiej, w pracy była naprawdę w porządku wobec mnie, czasem z wieloma problemami do niej się zwracałam. To matkę musiało jeszcze bardziej zaboleć. Ciężko mi z tym. Nie wiem, czy w ogóle podołam temu.
- Teraz na pewno nie zaczynaj z nią o swojej szefowej. Już mamie wystarczy. Czas uleczy. Wszystko jakoś się poukłada. –Sokołowska brzmiała przekonująco.
Matka siedziała w pokoju , torba właściwie była już spakowana. Maryla podekscytowana mówiła, że dostała wiadomość od Krzyśka, ale ten był bardzo tajemniczy. – Co za niespodzianka może być? Nie mam pojęcia! Aniu, coś wiesz?
- Ja nic nie wiem, nie gadałam z nim od wyjazdu ojca. Dziś tylko sms napisałam , że wyjeżdżasz. Dowiesz się na miejscu, na pewno czeka z jakąś miłą wiadomością, bo nie nazywałby tego niespodzianką.
- Tak, Krzyś chce mnie pewnie jakoś pocieszyć. – znów głos Maryli zabrzmiał płaczliwie.
- Mamo, no coś ty, nie płaczemy, jesteśmy dzielne kobiety. Krzysiek , jak mówi coś, to można mu ufać.
Zapadł wieczór. Ktoś krzątał  się w kuchni. Potem słychać było poszczekiwanie psa.
Alina siedziała przy ławie na podwórku, gawędziła z Janem.
- Chodźcie, dziewczyny, dziś ostatni wieczór razem. Jasio przyniósł piwsko, mamy jakieś jeszcze kabanosy ?
Anka pobiegła do kuchni, wkrótce kolacja pod gołym niebem trwała na dobre. Ćmy fruwały nad żarówką przy drzwiach.
Alina zawołała Ankę, by na chwilę przyszła do jej pokoju, miała te dokumenty. Ale w zasadzie to był pretekst, by Maryla pogadała sobie z Jankiem. Wypili już trochę piwa. Jakoś dobrze im się gawędziło.
Przeszli na „ty”. Lepiej się rozmawia , bez tych pań, panów. Jan widział ,że kobieta jest w kiepskim stanie. Niby się śmiała z opowieści Aliny, ale oczy miała smutne. Oj , smutne. Był świadkiem wizyty jej męża. No, cóż można w takiej sytuacji powiedzieć.
- Wiesz, mnie też ktoś kiedyś zostawił. O ile może być to dla ciebie jakieś pocieszenie. Nawet Alinie o tym nie mówiłem, ale ty mnie zrozumiesz, bo ja wiem, jak czuje się człowiek odrzucony, kopnięty jak niepotrzebny grat. Ignorowała moje uczucia, śmiała się, drwiła, prawie na moich oczach zabawiała się z innymi. Znosiłem to, dość długo. Uporczywie trzymałem się jak jakiś heros. Ją miałem za boginię. Miała wszystko. Chciałem jej zapewnić komfortowe życie Dlaczego tu uciekłem? Ano dlatego, żeby nie widzieć mojej byłej z jej nowym fagasem. Utrudniała mi kontakty z córką. W zasadzie nie mam ich do dziś. Poddałem się. Moje dziecko..- głos mu się załamał.
- Spokojnie, Jasiu, mów, jeśli to sprawia ci ulgę- wsparła go Maryla. Była poruszona, że ten człowiek mówi tak ładnie. Udaje tylko takiego dzikusa, ale to nie był dzikus. On chyba siedział kiedyś za biurkiem…- myślała.
- I uciekłem jak najdalej. Kiedyś mój ojciec tu budował zaporę. Przypomniałem sobie o Bieszczadach, zaraz po jakimś czasie zjechali Sokołowscy. Polubiliśmy się. Potem on się szybko zawinął, a ja pomagam Alinie. Ona mnie. Imałem się różnych zajęć, z czasem było mi obojętne, jak żyję, co jem. Nieraz woda zamarzała mi w wiadrze. Nieraz szedłem w największą zawieruchę. Czy szukałem spokoju? Nie, ja szukałem śmierci. Zdziczałem, stałem się jak ten wilk, który najlepiej czuje się w głuszy oddalonej kilometry od siedzib ludzkich Nie miałem ochoty nawet i rozmawiać z kimkolwiek. Alina i jej mąż pomogli mi jakoś to przetrwać. Cudowni ludzie. Pomogli i z mieszkaniem. Ja do wszystkiego straciłem chęć, nic nie sprawiało radości. Tylko te spotkania tutaj, czasem pogawędki z drwalami. Tu wielu przyjeżdża, by uciec, czasem przed samym sobą…
- No, chyba i alkohol też ci pomaga? – zapytała cicho Maryla.
- Oj, wiesz, szybko wpada się w ciąg, jak chcesz zapomnieć o czymś, jak chcesz, by nie bolało- podparł czoło , trąc je pięścią. – Alina pomogła przy emeryturze, wzięła te papiery, które jej pokazałem, coś tam przeliczyła, kasa jakaś jest. Złożyliśmy wniosek.
- Ale chyba nie wszystkie dokumenty jej pokazałeś? – Mam rację?
Kiwał głową potakująco:
- Mnie to wystarcza. Mam dach nad głową, niczego mi nie brakuje.
- Nie masz racji, Janek, masz prawo do godnego życia. Nie musisz jechać tam, gdzie nie masz ochoty być, wszystko można załatwić teraz innymi sposobami.
- No, ale świadectwo pracy muszę brać z miejsca, w którym nie chciałbym się pokazywać. Zatem żadne internety mnie nie zastąpią. Do kadr za mnie nie pójdą.
- Nie wiem, ja pracowałam w jednym miejscu, ale to niesprawiedliwe, że forsa ci przepada. Pomyśl nad tym. Pogadaj z moją córką, ona pracowała trochę w kadrach. Może trzeba prawnika...
Urwali rozmowę, bo nagle wbiegły z korytarza Alina z Anką.
- A co to za pogawędki? – czemu towarzystwo nie idzie spać? – żartowała Anka.
- I Jan , jaki nagle towarzyski się zrobił, Maryla go zaczarowała chyba- wtórowała Alina.
- Już, już , idę. – Jan wstał , ukłonił się, jak dżentelmen machnął Marylę w mankiet.
Odszedł powoli , dziewczyny się wygłupiały, Maryla je ofuknęła, żeby nie robiły sobie żartów.
- Chłop przeszedł swoje- skwitowała.
- Ano, przeszedł.- Alina gestem zaprosiła do domu Ankę i Marylę.
- Czas spać.

 

zdj. własne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz