Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


poniedziałek, 8 kwietnia 2024

Pod Białym Aniołem

Otacza mnie tłum ludzi. Odwracam się i trzymam mocno blaszany stary kubek. Czekam, bo jestem głodny. Za chwilę chyba odgryzę sobie rękę, przełykam ślinę . Zamykam oczy przypominając sobie  naszą piękną kuchnię, gdzie błyszczały porcelanowe kubki, a Mary codziennie parzyła przepyszną kawę. Potem chwilę słuchaliśmy radia i szliśmy do swoich zajęć.  Z czasem coraz rzadziej nasłuchiwaliśmy audycji,  bo wieści szły coraz gorsze. I sprzedałem radio, i kredens, naczynia. Poszło wszystko pod młotek-zostawiłem tylko  jednego konia i wóz. Załadowaliśmy z Mary i dziećmi , co jeszcze dało się załadować. Ziemia też sprzedana. W trakcie podróży- takiej Bóg wie gdzie, pochowałem żonę i dwoje dzieci. Postawiłem krzyż naprędce zbity z dwóch desek, usypałem wokół kamienie. Nie wiem, czy teraz bym odnalazł tę mogiłę. I to wszystko spadło na mnie i moją rodzinę w ciągu jednego roku i paru miesięcy. Chciałem sobie strzelić w łeb, ale nie miałem już nawet jednej kuli. Dotarłem tu, wielkie  miasto, San Francisco i ogrom ludzi, tak samo wygłodniałych jak ja. Stoję przed jadłodajnią , która niby ma coś wspólnego z aniołem i to białym. Jakby anioł miałby być zielony. Ten tu to chyba już zszarzały mocno. Widzę czasem z daleka wyfiokowane damy, bogatych gości, niektórych kryzys omija. Patrzą na człowieka jakby był z innej planety, jakby był śmieciem, gównem. Ja już nie mam łez. Ja jestem jak ten kubek, który trzymam w garści i czekam na jakąś strawę. Kubek- poobijany, chropawy, z wgniecionym bokiem, ale na szczęście niedziurawy. Słucham pojękiwania współtowarzyszy, jedni plotą takie rzeczy, że słuchać się nie chce, inni płaczą, inni się modlą, są i tacy, którzy wciąż Bogu złorzeczą. Inni chcą znowu wojny. Ja nie wdaję się w dyskusje, chcę tego ciepłego kubka strawy, ręce nim ogrzeję,  może uda się coś zarobić, mam zaklepane miejsce u jednego pucybuta, a potem spanie w przytułku. Ja tu czekam, czekam…Jakaś baba chodzi i robi zdjęcia. Opuściłem głowę odruchowo , przykryłem twarz kapeluszem. Nie chcę, by ktoś mnie fotografował. A zresztą, kolejka coraz krótsza, zaraz podejdę i dostanę strawę. Ja nie chcę już tu przychodzić, przecież mogę stać jak ten gość przed hotelem, drzwi otwierać, chcę zarobić parę dolarów, położyć się do czystego łóżka, wypić kawę z pięknej porcelanowej filiżanki. Może moje anioły czuwają nade mną. Mary, moje dzieci, aniołki drogie…może mnie wesprą. Idę po zupę.

inspirowane fotografią , lata wielkiego kryzysu, domena publiczna- źródło




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz