Znam ją od dawna. Przez parę lat chodziłyśmy do tej samej klasy w szkole podstawowej. Tak naprawdę nigdy nie byłyśmy serdecznymi przyjaciółkami, co ja mówię, koleżanki z klasy ot i tyle….
Ona nie odzywała się prawie do nikogo, była bardzo nieśmiała, jakaś zablokowana- jakby powiedział dziś młody człowiek. Wcale się nie zastanawiam , dlaczego tak zachowywała się, nie, to nie jest analiza „po latach”. Dobrze wiem, dlaczego Basia była taka właśnie….
Jej zablokowanie miało przyczyny bardzo prozaiczne. Dziewczyna miała kompleksy z powodu swego wyglądu. Nie należała do klasowych piękności. Nie, wręcz przeciwnie. Jej aparycja- to był główny powód okrutnego traktowania ją przez kochanych kolegów. Śmiali się z jej zeza, wystających zębów, za długich rąk, które jakby plątały się , do tego dochodził skrzeczący głos. Może właśnie z powodu tej dziwnej barwy głosu mało się odzywała. Basia starała się zachowywać cichutko, nie chcąc na siebie zwracać uwagi prześladowców i pozostałych, by nie wybuchały znów salwy ironicznego śmiechu.
Dzieci są okrutne. Im nie przychodzi do głowy, że koleżanka może mieć problemy zdrowotne, że to wina rodziców, że dziecko jest zaniedbane, nie nosi okularów, nie chodzi do okulisty, ortopedy, ortodonty.. Basia powinna odwiedzać wówczas niejednego specjalistę.
Bywały chwile, w których można było zauważyć inną Basię- potrafiła żartować, przeważnie z dziewczynami, do których miała cień zaufania. Potrafiła brać udział w każdej rozmowie, choć zwykle przysłuchiwała się, co koleżanki paplą.
Pamiętam moment, że nie wytrzymałam, i powiedziałam klasowym cwaniakom , co o ty myślę, że tak nie można… Popatrzyli na mnie jak na wariatkę, nie było to przyjazne spojrzenie… Potem od nich oberwałam, dokuczyli mi też. Wychowawca ?– ktoś zapyta- on był ostatnia osobą, która czymkolwiek wiedziała, co się dzieje w tej klasie.
Odwiedziłam Baśkę, parę razy zaniosłam jej lekcje, kiedy była chora. Zaskoczyło mnie wówczas, jak odnosi się do niej jej mama. Była bardzo oschła i miała pretensje prawie do Basi, że jest taka, a nie inna….
Po ukończeniu szkoły podstawowej nasze drogi się całkiem rozeszły, ona skończyła chyba jakąś szkołę zawodową. Potem wyszła za mąż. No właśnie. Wyszła za mąż, pewnie myślała, że odczaruje w ten sposób wszystkie swoje problemy. Pojawiły się dzieci. Z tego, co wiem, jej luby nigdy prawie nie trzeźwiał.
Jeden z synów zachorował, poważnie zachorował, był w piątej albo w szóstej klasie. Zaczęły się wizyty, specjaliści postawili diagnozę- białaczka. Gdzieś na jesieni, gdy miał już zostać uczniem gimnazjum- zmarł. Ojciec nawet nie przyszedł na pogrzeb- był zamroczony alkoholem. To był też chory człowiek…
A Basia musiała to wszystko udźwignąć, niewiele miała pomocy ze strony męża. Obcy ludzie więcej okazali jej serca i wsparcia.
I ilekroć pomyślę o Basi, trafia mnie. Jestem wściekła, że ludzki los jest tak głupi …
I wściekam się, ilekroć usłyszę bzdury typu- jutro będzie lepiej, każdy nosi szczęście w sobie, każdy ma, na co zasługuje, albo jutro będzie lepiej…. Ble, ble, ble.
Zastanawia mnie jednak wciąż to , dlaczego wobec niektórych osób los jest tak niesprawiedliwy, okrutny?
Zamiast wstępu
"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/
Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz