Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


środa, 10 sierpnia 2011

Sierpniowe anioły... 10 sierpnia




Była cicha sierpniowa noc. Ciszę przerywało cykanie świerszczy i poświstywanie lokomotywy. Na małej stacyjce zatrzymał się pociąg.
Po krótkiej chwili wagony znów zaczęły miarowo wystukiwać znany sobie rytm i wreszcie szybko znikły gnane oparami białego dymu i wieczornej mgły.
Kilka osób wysiadło na stacji. Wśród nich była młoda kobieta. Nie rozglądając się, szybko ruszyła w kierunku szosy. Nikt na nią chyba nie czekał, niosła, zdaje się, dosyć ciężką torbę. W całej postawie tej podróżniczki można było dostrzec jakieś przygnębienie. Dźwigała bagaż jakby nie czując , że jest ciężki. Było jej to chyba obojętne.
- Może pomóc? – zwrócił się z tym pytaniem młody człowiek, który także wysiadł na tej stacji.
- Ach, dziękuję- odpowiedziała wyrwana z zamyślenia kobieta.
Mężczyzna wziął z jej ręki bagaż i podrzucił go lekko jak piórko, zarzucając sobie na ramię.
- Pani tak sama?- zapytał. Noc już późna….
- Wie pan, nawet nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, czy jest późno czy wcześnie. Na co za późno i na co za wcześnie?- zapytała nagle jakby samą siebie.
- No, czy ja wiem- on nie bardzo wiedział, co ma odpowiedzieć.
Przez chwilę szli w milczeniu.
- Długą drogę ma pani jeszcze przed sobą? Bo ja przyjechałem do leśniczówki. Pani chyba idzie do wsi, prawda?
- Tak, do wsi. Jakoś tam może dotrę- trochę niejednoznacznie zabrzmiały jej słowa.
- Proszę się niczego nie obawiać, z mojej strony nie spotka panią nic złego. Obcy mężczyzna, las, noc. Na pani miejscu naprawdę można mieć pewne obawy- mężczyzna uspokajał ją , dostrzegając lęk w oczach.kobiety ..
- Mąż zazwyczaj po mnie wychodzi, ale dzisiaj po prostu nie mógł. Został sam z dziećmi-
nagle głos jej się załamał. Zaczęła płakać.Mężczyzna nie wiedział, jak się ma zachować. Na chwilę przystanęli. Ona oparła się o pobliskie drzewo, w końcu pod nim usiadła. Zaczęła szukać w torebce chusteczki.
- Proszę, niech powie, co się stało. To na pewno w jakiś sposób pani ulży- starał się ją uspokoić-.
- Zostawiłam chore dziecko w szpitalu- tu zaczęła histerycznie płakać. Płacz chwile nie dawał jej mówić. Po chwili wydusiła z siebie-
- Boże , dlaczego ja ją tam samą zostawiłam - pytała zrozpaczona.
- Niech pani mówi dalej- poprosił
- Lekarz dosłownie wygonił mnie , wręcz nakazał, żebym dziś zostawiła Dorotkę i pojechała do domu, że widzi jakąś poprawę , że jestem tam niepotrzebna.
- Może rzeczywiście lekarz ma rację. W końcu jest lekarzem. Przecież nie kazałby pani iść sobie, gdyby wiedział, że z dzieckiem jest naprawdę źle. – mężczyzna starał się mówić jasno i spokojnie.
– Sam dokładnie nie wiem, co tak naprawdę jest pani córeczce , ale w końcu w szpitalu są ludzie, którzy w jakiś sposób za nią odpowiedzialni. -mówił to dobitnie jakby chciał sam siebie przekonać o słuszności przedłożonych racji.
-Tak, tak. -Ona też podchwyciła tę myśl. -Tak , ona dziś się lepiej poczuła. Nie było już takiej temperatury. Lekarze cały czas mówią o zapaleniu opon mózgowych, że teraz jest przesilenie, że ma silny organizm i powinna to wszystko przetrzymać. – kobieta westchnęła - Po co ja panu to wszystko opowiadam? Każdy ma swoje problemy, na co mu jeszcze czyjeś nieszczęścia
.- Widzi pani, niosę tylko pani torbę. Czy przez to mnie ubędzie? Na pewno nie, zapewniam panią. A jeśli w jakiś sposób jest pani lżej, to mogę być tylko szczęśliwy z tego powodu. Pani przecież nie idzie sama przez ten las i dobrze jak czasem człowiek się wypłacze, nawet komuś obcemu....- zapewniał
- Z pana to jakiś anioł, nie człowiek- wyrwało się jej nagle.
Nic na to nie odpowiedział jakby nie zaskoczyły go te słowa.Szli przez chwilę w milczeniu. Polna droga przeszła w wyłożony kamieniami leśny dukt. Drzewa wcinały się gałęziami w rozgwieżdżone sierpniowe niebo. Księżyc w nowiu już dawno zaszedł. Z daleka zaczęły pobłyskiwać światła. Zbliżali się do wsi .
- Ja już teraz muszę skręcić do leśniczówki.-oznajmił. - Pani już ma blisko teraz do wsi.
- Tak, tak. To już niedaleko. Bardzo panu dziękuję za to wsparcie, i ta torba taka ciężka..
- Proszę być dobrej myśli. Lekarze wiedzą, co robią. Niech pani teraz idzie do domu, tam też czekają na panią dzieci i mąż.
On skręcił w ścieżkę prowadzą do leśniczówki. Kobieta powiedziała jeszcze raz niemal bezgłośnie- Dobranoc- po chwili pozostała sama na tych rozstajnych drogach. Nagle pomyślała , że w końcu nawet się sobie z tym człowiekiem nie przedstawili. Szli obok siebie całą drogę, nie znając swego imienia. Przecież to jakiś obcy , nigdy go tutaj nigdy nie widziałam- zastanawiała się - Może to ktoś z rodziny przyjechał do tych leśników.
Z zamyślenia wyrwało ją ujadanie psów. Wieś była już niedaleko, pobłyskiwały pojedyncze światełka. Jacyś młodzi ludzie biegli gdzieś jeszcze po nocy, byli rozbawieni.
W oknach jej domu też jeszcze świeciło się światło.Mąż czekał.
Opowiadali sobie , jak minął cały dzień. On zdawał relacje , co się działo w domu podczas jej nieobecności, ona zaś z przejęciem tego wysłuchując, wypytywała go o szczegóły . Potem , kiedy już wszystko zrelacjonowali, popatrzyli na siebie jakby chcieli szukać jedno u drugiego jakiegoś pocieszenia. Nie chcieli mówić głośno o tym ,czego się tak naprawdę obawiali -tego, że będą musieli pochować własne dziecko. Odpędzali tę myśl jak najdalej. Ona powiedziała mu o tym mężczyźnie, który był tak uprzejmy i pomógł jej nieść bagaż i tak ją pocieszał.
- Nie mam pojęcia, kto to taki. Nie wiem nawet, czy w tej leśniczówce ktoś w ogóle mieszka. Może teraz są jacyś letnicy. - zastanawiał się mąż.
- Połóż się spać, odpocznij- zwrócił się po chwili do żony - Przecież jutro, a właściwe dziś trzeba będzie pojechać do szpitala. Może ty dziś zostaniesz, a ja podyżuruję przy Dorotce? – zaproponował
- Sama nie wiem- westchnęła. Zajrzała jeszcze do dzieci. Spały spokojnie.
Usnęła,na godzinę lub dwie, ale nad ranem obudziła się. Nie mogła już zasnąć. Targał nią jakiś niepokój. Chciała wstać, ubrać się i pobiec tam do tego szpitala i wziąć na ręce to maleństwo.....
- Boże , dlaczego ja tam nie zostałam? Dlaczego , dlaczego ?- pytała samą siebie trwożliwie.
Patrzyła w okno, które zaczynało jaśnieć plamą słońca. Nagle usłyszała szybkie kroki na schodach. Ktoś pukał do drzwi. Mąż wstał i otworzył je, przez chwilę rozmawiał z kimś półgłosem. Nie wszedł od razu do pokoju jakby chciał coś odczekać.
Ona już wiedziała.... Wtuliła głowę w poduszkę i zaczęła głośno płakać , ale tak, by nie zbudzić pozostałych śpiących dzieci......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz