
Była cicha sierpniowa noc. Ciszę przerywało cykanie świerszczy i poświstywanie lokomotywy. Na małej stacyjce zatrzymał się pociąg.
Po krótkiej chwili wagony znów zaczęły miarowo wystukiwać znany sobie rytm i wreszcie szybko znikły gnane oparami białego dymu i wieczornej mgły.
Kilka osób wysiadło na stacji. Wśród nich była młoda kobieta. Nie rozglądając się, szybko ruszyła w kierunku szosy. Nikt na nią chyba nie czekał, niosła, zdaje się, dosyć ciężką torbę. W całej postawie tej podróżniczki można było dostrzec jakieś przygnębienie. Dźwigała bagaż jakby nie czując , że jest ciężki. Było jej to chyba obojętne.
- Może pomóc? – zwrócił się z tym pytaniem młody człowiek, który także wysiadł na tej stacji.
- Ach, dziękuję- odpowiedziała wyrwana z zamyślenia kobieta.
Mężczyzna wziął z jej ręki bagaż i podrzucił go lekko jak piórko, zarzucając sobie na ramię.
- Pani tak sama?- zapytał. Noc już późna….
- Wie pan, nawet nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, czy jest późno czy wcześnie. Na co za późno i na co za wcześnie?- zapytała nagle jakby samą siebie.
- No, czy ja wiem- on nie bardzo wiedział, co ma odpowiedzieć.
Przez chwilę szli w milczeniu.
- Długą drogę ma pani jeszcze przed sobą? Bo ja przyjechałem do leśniczówki. Pani chyba idzie do wsi, prawda?
- Tak, do wsi. Jakoś tam może dotrę- trochę niejednoznacznie zabrzmiały jej słowa.
- Proszę się niczego nie obawiać, z mojej strony nie spotka panią nic złego. Obcy mężczyzna, las, noc. Na pani miejscu naprawdę można mieć pewne obawy- mężczyzna uspokajał ją , dostrzegając lęk w oczach.kobiety ..
- Mąż zazwyczaj po mnie wychodzi, ale dzisiaj po prostu nie mógł. Został sam z dziećmi-
nagle głos jej się załamał. Zaczęła płakać.Mężczyzna nie wiedział, jak się ma zachować. Na chwilę przystanęli. Ona oparła się o pobliskie drzewo, w końcu pod nim usiadła. Zaczęła szukać w torebce chusteczki.
- Proszę, niech powie, co się stało. To na pewno w jakiś sposób pani ulży- starał się ją uspokoić-.
- Zostawiłam chore dziecko w szpitalu- tu zaczęła histerycznie płakać. Płacz chwile nie dawał jej mówić. Po chwili wydusiła z siebie-
- Boże , dlaczego ja ją tam samą zostawiłam - pytała zrozpaczona.
- Niech pani mówi dalej- poprosił
- Lekarz dosłownie wygonił mnie , wręcz nakazał, żebym dziś zostawiła Dorotkę i pojechała do domu, że widzi jakąś poprawę , że jestem tam niepotrzebna.
- Może rzeczywiście lekarz ma rację. W końcu jest lekarzem. Przecież nie kazałby pani iść sobie, gdyby wiedział, że z dzieckiem jest naprawdę źle. – mężczyzna starał się mówić jasno i spokojnie.
– Sam dokładnie nie wiem, co tak naprawdę jest pani córeczce , ale w końcu w szpitalu są ludzie, którzy w jakiś sposób są za nią odpowiedzialni. -mówił to dobitnie jakby chciał sam siebie przekonać o słuszności przedłożonych racji.
-Tak, tak. -Ona też podchwyciła tę myśl. -Tak , ona dziś się lepiej poczuła. Nie było już takiej temperatury. Lekarze cały czas mówią o zapaleniu opon mózgowych, że teraz jest przesilenie, że ma silny organizm i powinna to wszystko przetrzymać. – kobieta westchnęła - Po co ja panu to wszystko opowiadam? Każdy ma swoje problemy, na co mu jeszcze czyjeś nieszczęścia
.- Widzi pani, niosę tylko pani torbę. Czy przez to mnie ubędzie? Na pewno nie, zapewniam panią. A jeśli w jakiś sposób jest pani lżej, to mogę być tylko szczęśliwy z tego powodu. Pani przecież nie idzie sama przez ten las i dobrze jak czasem człowiek się wypłacze, nawet komuś obcemu....- zapewniał
- Z pana to jakiś anioł, nie człowiek- wyrwało się jej nagle.
Nic na to nie odpowiedział jakby nie zaskoczyły go te słowa.Szli przez chwilę w milczeniu. Polna droga przeszła w wyłożony kamieniami leśny dukt. Drzewa wcinały się gałęziami w rozgwieżdżone sierpniowe niebo. Księżyc w nowiu już dawno zaszedł. Z daleka zaczęły pobłyskiwać światła. Zbliżali się do wsi .
- Ja już teraz muszę skręcić do leśniczówki.-oznajmił. - Pani już ma blisko teraz do wsi.
- Tak, tak. To już niedaleko. Bardzo panu dziękuję za to wsparcie, i ta torba taka ciężka..
- Proszę być dobrej myśli. Lekarze wiedzą, co robią. Niech pani teraz idzie do domu, tam też czekają na panią dzieci i mąż.
On skręcił w ścieżkę prowadzą do leśniczówki. Kobieta powiedziała jeszcze raz niemal bezgłośnie- Dobranoc- po chwili pozostała sama na tych rozstajnych drogach. Nagle pomyślała , że w końcu nawet się sobie z tym człowiekiem nie przedstawili. Szli obok siebie całą drogę, nie znając swego imienia. Przecież to jakiś obcy , nigdy go tutaj nigdy nie widziałam- zastanawiała się - Może to ktoś z rodziny przyjechał do tych leśników.
Z zamyślenia wyrwało ją ujadanie psów. Wieś była już niedaleko, pobłyskiwały pojedyncze światełka. Jacyś młodzi ludzie biegli gdzieś jeszcze po nocy, byli rozbawieni.
W oknach jej domu też jeszcze świeciło się światło.Mąż czekał.
Opowiadali sobie , jak minął cały dzień. On zdawał relacje , co się działo w domu podczas jej nieobecności, ona zaś z przejęciem tego wysłuchując, wypytywała go o szczegóły . Potem , kiedy już wszystko zrelacjonowali, popatrzyli na siebie jakby chcieli szukać jedno u drugiego jakiegoś pocieszenia. Nie chcieli mówić głośno o tym ,czego się tak naprawdę obawiali -tego, że będą musieli pochować własne dziecko. Odpędzali tę myśl jak najdalej. Ona powiedziała mu o tym mężczyźnie, który był tak uprzejmy i pomógł jej nieść bagaż i tak ją pocieszał.
- Nie mam pojęcia, kto to taki. Nie wiem nawet, czy w tej leśniczówce ktoś w ogóle mieszka. Może teraz są jacyś letnicy. - zastanawiał się mąż.
- Połóż się spać, odpocznij- zwrócił się po chwili do żony - Przecież jutro, a właściwe dziś trzeba będzie pojechać do szpitala. Może ty dziś zostaniesz, a ja podyżuruję przy Dorotce? – zaproponował
- Sama nie wiem- westchnęła. Zajrzała jeszcze do dzieci. Spały spokojnie.
Usnęła,na godzinę lub dwie, ale nad ranem obudziła się. Nie mogła już zasnąć. Targał nią jakiś niepokój. Chciała wstać, ubrać się i pobiec tam do tego szpitala i wziąć na ręce to maleństwo.....
- Boże , dlaczego ja tam nie zostałam? Dlaczego , dlaczego ?- pytała samą siebie trwożliwie.
Patrzyła w okno, które zaczynało jaśnieć plamą słońca. Nagle usłyszała szybkie kroki na schodach. Ktoś pukał do drzwi. Mąż wstał i otworzył je, przez chwilę rozmawiał z kimś półgłosem. Nie wszedł od razu do pokoju jakby chciał coś odczekać.
Ona już wiedziała.... Wtuliła głowę w poduszkę i zaczęła głośno płakać , ale tak, by nie zbudzić pozostałych śpiących dzieci......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz