Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


sobota, 16 listopada 2013

Dywagacje kobiety...Jedwabna apaszka



zdjęcie - własne


Jedwabna apaszka leżała w szufladzie w sąsiedztwie innych apaszek, chustek i szalików. Nie, nie puszyła się, że jest z prawdziwego jedwabiu, że właścicielka zapłaciła za nią sporą sumę. Była zakładana na szczególne okazje, by podkreślić kolor oczu i czasem dla poprawy nastroju.Często leżała w torebce właścicielki, w sąsiedztwie masy innych rzeczy albo wsuwano ją do głębokiej kieszeni płaszcza. Czasem po delikatnym praniu pani zawieszała ją na sznurku. Owiewał  ją ciepły wiatr, ogrzewało ją słońce-uwielbiała te chwile. Kiedy  podmuchy wiatru były mocne, właścicielka zabierała apaszkę i pospiesznie składała wsuwając w to samo miejsce.
Ten dzień zapowiadał się pogodnie, nic nie zapowiadało katastrofy. Apaszka w kieszeni płaszcza czekała w pogotowiu obok ściśniętych w folii chusteczek  higienicznych, które nieopatrznie   przyczyniły się do serii wypadków. Kobieta  wyciągnęła  chusteczkę , zapominając o zwiniętej w kieszeni apaszce. Porwał ją wiatr. Pofrunęła wysoko, oszołomiona lotem.Podziwiała z wysoka zieloną łąkę, kolorowe kwiaty, tuż obok sunęły po szosie samochody, dalej  mrugało oko stawu. Wiatr pędził ją dalej. Z dwojga złego lepiej , by spadła na szosę, prędzej zostałaby znaleziona. Uniesiona niefortunnym lotem pofrunęła daleko. Nagle zaczęła spadać, tuż pod nią błyskało światło w mętnej wodzie  stawu.

Wpadła do wody. Otoczyły ją jakieś koszmarne żyjątka, wbijały się w jej materię, zielona rzęsa  oblepiła ją zachłannie. Spadała coraz cięższa na dno stawu. Ile znosiła upokorzeń z powodu swoich kolorów. Z czasem pod wpływem brudnej wody i  oblepiającej mazi traciła bezpowrotnie barwę. Stawała się strzępem tkaniny, bez wyrazu,wzoru.Kijanki, żaby nie miały pojęcia, że jest z delikatnego jedwabiu, z cudownej przędzy delikatnej jak pajęcza sieć.... Czasem tylko własnie  pająki wodne współczuły jej, ale i  one tak naprawdę ignorowały jej cierpienie , było wszystkim obojętne,czy apaszka to jedwab czy zgrzebne płótno, Tu na dnie bajora to było doprawdy nieważne...Czasem zazdrościła wręcz foliowym torebkom, tyle  krążyło ich po stawie, One nigdy nie traciły koloru i były takie mocne! Co z tego, że sztuczne, miały za to dużo więcej siły od niej. Jak drwiły okrutnie  z jej pochodzenia, szydziły bezlitośnie szeleszcząc-mała jedwabna chusteczka, a teraz tylko ściereczka.....
Aż w końcu przygniótł ją kamień, wbił w dno stawu, unicestwił na zawsze, czuła że staje się jednością z materią dookoła- mułem, wodą, powietrzem. Dziwna sublimacja zawładnęła nią, spadła wreszcie w postaci kropel deszczu na ogród, w którym kwitły morwy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz