Z czasem zaczęły się natarczywe pytania syna, niby proste, ale brakowało ojcu konceptu na logiczną odpowiedź. Zazwyczaj zwracał się wówczas do żony, by zabrała syna lub kazał, by chłopiec sam wymyślił zabawę dla siebie i siostry. Cykał zegar, dzieci gaworzyły obok w pokoju. Ona słuchała radia. Potem wyszła do siebie , chwilę rozmawiała z matką. Szykowała dzieciom deser z owoców. On cały czas czytał lub drzemał w swoim fotelu. Czasem czymś podekscytowany komentował głośno. Zwracał się do niej z uwagami o jakichś politykach , ale ją to nie interesowało. Wydawała z siebie jakieś utarte zdania, monosylaby...
Stała nad zlewem, patrzyła w okno i przypominała sobie , jak wieczorami spacerowali po plaży, nie był zmęczony, zawsze zabierał ją na przejażdżkę, gdy wracał z pracy. Teraz nawet w weekendy trzeba bylo go wyciągać na popołudniową wycieczkę. Z kranu kapały krople, liście azalii drżały, zasłoniła firankę.
Drgnęła czując, jak kładzie na jej szyi rękę, muska wargami jej włosy. Ona błogo przymyka oczy.
Po chwili słyszy:
- Co zjemy na kolację?
Obraz- Edward Hooper, Room in New York