Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


wtorek, 25 kwietnia 2023

***


Boże, ja chcę wierzyć bezgranicznie…

Patrzę na groby i krzyże cmentarne

Piękne mogiły z marmuru

I przy drodze stary  świątek.

Boję się , że gdzieś znikasz!

Coraz trudniej mi Ciebie odnaleźć

W obrazach wojny, krwi

W Sodomie i Gomorze

W wyprawach krzyżowych

W słowach pełnych nienawiści

wzywających Ciebie!

Na ryngrafach , na sztandarach

powiewa krzyż wiodąc do rzezi…

Patrzę kolejny raz na wielkie oczy

Dzieci idących do komór gazowych

lub leżących pod murem granicy

Granicy…Granicy- czego?

Gdzie jesteś , dobry Boże?

Bo podszepty  szatańskie docierają

Lotem na ten ziemski padół.

Czy jak Hiob wytrwam?

zdj. pinterest


czwartek, 20 kwietnia 2023

Dywagacje kobiety dojrzałej. Święta


  Kobieta czuła wyczerpanie- typowe dla przedświątecznej krzątaniny. Choć tego roku nie wykonywała jakichś gruntownych porządków. Ogarnęła wzrokiem pokój. Wytarła jeszcze raz półkę i kapiące kropelki wody z kwiatka. Żyrandol błyszczał bielą. Do pionu postawił ją dochodzący zapach pieczonego ciasta. Sprawdziła, już było gotowe. Po chwili je wyjęła , posypała cukrem pudrem, wyniosła do zimnego korytarza, tam w folii już stała wielkanocna babka. W lodówce wędlina czekała na pokrojenie, zastygła galareta trzęsła się jakby i ona obawiała się swego wejścia na stół. Kobieta zajrzała do pokoju męża, on po pracy w ogrodzie spał. Wyszła, bo wiedziała, że należy mu się odpoczynek.
Wieczór już zapadał , chłodny. To przedwiośnie, ten piękny czas- nadziei, oczekiwania. Śnieg jeszcze czasem powitał Wielkanoc bielą, czasem temperatura osiągała powyżej 20 stopni. W tym klimacie wszystko jest możliwe- myślała kobieta- Nic mnie nie zaskoczy w kwestii pogody.
Nie miała pomocy w kuchni. Syn – przyjechał ze swojego dalekiego miasta, przerwa na uczelni nie była za długa. Odkurzył jedynie swój pokój, siedział z nosem w telefonie. Co jakiś czas usiłował podkradać coś z ciasta. Był wciąż wielkim łasuchem.
  Nie oczekiwała wielu gości. Miała być mama, trzeba ją teraz zawozić do kościoła, potem koniecznie wspólne śniadanie. Brat wraz z rozrastającą się rodziną szykował się na śniadanie w swoim gronie. Obiecywał wizytę po południu. Matka chciała też być u syna. Po śniadaniu , po odpoczynku -obiecywał, że pojawią się z żoną. Wypiją kawę, pojedzą ciasta, a potem mama wyprawi się do nich. W poniedziałek miała się pojawić znajoma ze studiów, nieraz przyjeżdżała z mężem, bezdzietni, nie mieli rodzeństwa. Z reguły pojawiali się na krótko, bo też opiekowali się starszymi, schorowanymi rodzicami.
Kobieta raz jeszcze zerknęła na stół, już nakryty białym obrusem, przygotowała sztućce, zastawę. Mąż zadbał o dobrą wodę mineralną, wędlinę , pieczywo. Stał koszyczek z przygotowanymi wiktuałami. Nie, nie robiła już pisanek, tylko jajka pomalowane w cebuli. A kiedyś, ile z mamą robiły kraszanek, malowanek. Z koleżanką gnały z koszyczkami, chwaląc się, jakie piękne ich wyroby, rękodzieła. Teraz ograniczała wszystko do minimum. Święta mają być ważne, a nie te ozdoby, palmy, kreacje, fryzury. Zobojętniała na to. Pragnęła spokoju, wytchnienia, jakiejś błogiej beztroski, a to ostatnie było rzadkie i niełatwe w dziwnych czasach, jakie nastały.
Zapatrzyła się w płomień forsycji, która połyskiwała na tle pochmurnego granatowego nieba. Jak ten krzew się rozrósł, ile gałęzi przybyło świerkowi obok- dziwiła się kobieta. - A jak z roku na rok jest nas coraz mniej przy tym stole- skonstatowała. Ktoś tam ich zapraszał, z bliższej i dalszej rodziny, ale nie było nic ustalone. Nie chciała iść tam, gdzie czuła , że jest nieproszonym gościem, że psuje komuś klimat i całą koncepcję dnia, przyjęcia. Mąż mówił, że jest przewrażliwiona, ale ona wiedziała swoje. Forsycja ma coraz więcej kwiatów, świerk gałęzi, a moje życie robi się jak ten stół- pokryty coraz większym obrusem, ale wielu ludzi wokół niego mniej i mniej. Niektórzy odeszli na zawsze , a inni nie pojawiają, się, po prostu…Dzieci dorastają, zakładają rodziny.  Czas biegnie, wszystko się zmienia. Pocieszyła się, że może syn zapewni niebawem gwar większy , może on zapełni ten dom ludźmi.
Zatem- Alleluja! Wtórowało jej pochrapywanie z drugiego pokoju i odgłos telefonu syna.

zdj. własne


poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Wesel-nie

 

Anka szła ociężale w kierunku znanego jej budynku, całe lata tu spędziła. Nie wiedziała , jak ma się zachować wobec Kempińskiej, układała sobie w głowie cały plan rozmowy. Po chwili znów zmieniała koncepcję, nawet pomyślała, że mogła załatwić wszystko telefonicznie. Ale to idiotyczne- co ja wymyślam. Pewnie jakieś podpisy, papierlogia. Weszła już do budynku, portier witał ją wylewnie, komplementy swoje prawił. Anka stanęła wreszcie przed drzwiami swego pokoju. Kempińska słysząc jej głos, dosłownie uciekła drugimi drzwiami. Przy biurku siedziała młoda stażystka, chyba jakieś praktyki zaliczała, a może już zatrudniona na miejsce starszej poprzedniczki, Ance wydawało się ,  że  pomyliła pokoje. Kempińska zawsze tu siedziała, rzadko przebywała w swoim gabinecie. Dziewczyna jednak zapewniała Ankę , że niczego nikt nie pomylił.

- A czy zastałam  panią Kempińską?

- Tak, ale musiała na chwilkę wyjść, zaraz tu będzie- ze spuszczonymi oczami miotała się dziewczyna.

- Może przyjdę później? Może potrwa dłużej  nieobecność pani Marzeny? – dopytywała się Anka.

Kempińska patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Przemywała twarz zimną wodą. Nie, nie mogę zachowywać się jak głupia baba, nie mogę jej tam zostawić teraz, nawarzyłam piwa, muszę je wypić…- myślała gorączkowo. Czuła, że twarz ja pali. Ogarnęła się jednak, tym bardziej, że jakieś dwie kobiety weszły do toalety. Ruszyła szybko  do pokoju, stażystka poderwała się.

- O, właśnie, pani Marzena jest już!- nowa asystentka wykrzykiwała radośnie.

- Chodź, Aniu, pójdziemy do mojego gabinetu- rzekła cicho Kempińska.

Anka szła za szefową, ta proponowała kawę, ciastka.

Kempińska wykonywała masę niedorzecznych gestów, coś wciąż poprawiała na biurku.

- Jak pobyt w Bieszczadach?- pytała chaotycznie. – Ślicznie wglądasz. Chyba klimat ci tam służy.

- Owszem udany pobyt i klimat- sucho odpowiedziała Anka.

- Pogoda dopisuje? – Kempińska usilnie chciała podtrzymać rozmowę.

- Tak. Pani Marzeno, dopisuje. - Ja chcę dowiedzieć się ,czy mój urlop już kończy się, czy mogę go przedłużyć?

- Aniu, byłam w kadrach parę dni temu, zresztą sama wiesz, ile urlopu miałaś do wykorzystania, masz chyba jeszcze jakieś dwa tygodnie. – A potem już powrót do pracy.

Kempińska już uspokojona wskazała , by Anka usiadła.

- Dobrze, już porozmawiajmy o urlopie, o powrocie do pracy.

- No, właśnie. Ja w związku z tym, ja, ja.. chyba będę musiała zrezygnować z pracy tutaj- Anka jakoś źle się czuła wygłaszając te słowa, jąkała się.

Kempińska poderwała się, podeszła do okna, po chwili znów usiadła.  Zapytała w końcu ze  łzami w oczach:

- To przeze mnie? – Powiedz, nienawidzisz mnie... Nawet tobie zniszczyłam życie…Zakryła twarz rękami, trzęsła się od płaczu. Nie mogła się opanować.

Anka podeszła do niej, objęła, pozwoliła się kobiecie wypłakać.

- No, już , dobrze, nie mieszajmy tych spraw.- Proszę. To dla mnie też trudne. Nie chcę pani oceniać. Ale moja matka też płacze. – Jak ja mam się w tym odnaleźć?  -Proszę , porozmawiajmy o pracy. Pani Marzeno, ja po prostu tam mam zamiar wspólnie ze swoją nową znajomą założyć pensjonat. Musimy wziąć kredyt.

- Ale jak weźmiesz kredyt, kiedy masz zamiar odejść stąd? – Tam znajdziesz pracę w pełnym wymiarze? – Jaki bank da ci pieniądze?- dociekała Kempińska słuchając słów Anki jakby ta mówiła o locie w kosmos.

-  Można jeszcze dostać kredyt  pod hipotekę domu , pani Alina- moja wspólniczka  właśnie myśli o czymś takim, to będzie tylko rozbudowa. Ma dojść kilka pomieszczeń, remont budynku, a nie budowa nowego. – Są też formy dofinansowania w ramach projektu, ja ze względu na wiek, spełniałabym warunki. Tylko ten dom musiałby być i moją własnością.

- Słuchaj, ja jeszcze proponuję ci przemyśleć to. Masz dwa tygodnie, wymówienie możesz złożyć zawsze. Tam możesz dojechać w każdym dogodnym dla ciebie czasie. – Ja nie będę ci się naprzykrzać swą osobą. Poznasz bliżej Agnieszkę, wprowadzisz ją w to wszystko- spokojnie przedstawiała swoje wywody szefowa.

- Dobrze, pomyślę- zapewniła ją Anka i wstała szybko, chcąc się pożegnać.  Nie wspomniała nic o ojcu. Wychodząc uśmiechnęła się  do stażystki.

Może mi wystarczy ten czas...- myślała. Poczuła ogromną ulgę opuszczając gabinet.  Ulica zalana słońcem. – Uff- chyba sobie pozwolę na lody. Szła do domu delektując się ulubionymi malinowymi. 

W domu zastał ją rwetes,  hałas. Matka radośnie wykrzykiwała:

- Jak się cieszę, o Boże, to wspaniała wiadomość!

Krzysiek dopadł do Anki, wycałował, obracał siostrę  jak w tańcu szalonym!

- Co się dzieje? – Odbiło wam?- Anka nic nie rozumiała w tym chaosie.

- Będziesz ciocią, a ja babcią ! – Aniu, Krzyś przyniósł cudowną nowinę. – Wasz tatuś niech żałuje, że nie dowiedział się jeszcze!

- Mamo, daj spokój. On  też będzie w końcu dziadkiem, czy tobie się to podoba,  czy nie. – Brachu, gratuluję, naprawdę , jestem szczęśliwa, że wam się udało- przytuliła Krzyśka- Anka bardzo wzruszona szczęściem brata też otarła łzy.  Oby wszystko się powiodło- myślała.

- Ilona tu przyjedzie zaraz po pracy! – Krzysiek nalewał bąbelki do kieliszków. – Lekarz robił USG, to już prawie drugi miesiąc. Jest wszystko w porządku. Miejmy nadzieję , że wszystko uda się!

Matka była uszczęśliwiona, jak ona  potrzebowała tego. Zatem przełknie bez problemu wiadomość o moich planach- myślała Anka, popijając szampana. Wymknęła się do swego pokoju, wybrała numer do Aliny.

- Pani Alino, będę jutro lub pojutrze.

- Cieszę się, tym bardziej , że mam dla ciebie wspaniałą niespodziankę- głos wspólniczki brzmiał tajemniczo.

- Ale co? Co ? Proszę nie trzymać mnie w niepewności.

- Aniu, to  nie na telefon, będziesz, zobaczysz. –Pa, czekam!

- Pa!

zdj. własne


sobota, 1 kwietnia 2023

Wesel-nie, cd.

 Anka po wyjeździe matki miała dziwne poczucie winy. Wydawało się jej, że nie przyjęła gości jak należy , nie okazała radości. Z drugiej strony- była zaskoczona wizytą, potem tym nagłym pojawieniem się i ojca. Znów wywrócili mi mój porządek, znów oni, oni, oni… - buntowała się. Gniew brał górę. Alina widziała, jak już w zasadzie jej współlokatorka miota się. Nie chciała zajmować w tej kwestii żadnego stanowiska. Uważała, że to są zbyt osobiste, intymne sprawy, włażenie w nie z butami- nie , nie potrafiła tego zrobić. Chyba , że Anka sama przyjdzie po poradę. Były w gminie, potem ten nadzorca budowlany, który już miał jakiś układ z kimś od projektu. Dom Aliny miał być tylko rozbudową, zatem opłaty nie będą wielkie- uspokajał. W dokumentach był zatem jakiś wstępny porządek. Teraz kasa, Anka zadeklarowała swój wkład. Jako młoda osoba mogła z banku dostać na dogodnych warunkach kredyt. Proponowali dopłaty za ekologiczne ogrzewanie budynku etc. Zatem trzeb było jeszcze dopełnić trochę formalności, w tym i u prawnika. Alina zawsze korzystała z tego samego biura notarialnego. Ludzie tam nie byli drodzy, dobrze objaśniali, doradzali. Na razie jednak Ania musiała uporządkować swoje sprawy, pakowała torbę podróżną, musiała podjąć jakąś decyzję w sprawie pracy. Chyba na razie weźmie na ile się da urlop, a potem bezpłatny, potem poszuka coś w pobliżu – a jak trzeba będzie- to dojazd do Sanoka. Brała pod uwagę założenie własnej firmy- może najpierw biura rachunkowego, ale w tylu pensjonatach, sanatoriach znajdzie się jakaś praca, zanim rozkręcą biznes z Aliną- rozmyślała. Mały pokój na poddaszu znów był wynajęty. Od wiosny do jesieni Alina miała niezły zastrzyk finansowy w sumie, nawet przy takich możliwościach, jakie posiadał budynek. Anka zaproponowała, że może spać w kuchni. Jest wygodna kanapa, a jej pokój można jeszcze wynająć. Ale Alina nie chciała o tym słyszeć.

Anka powoli dopijała kawę, jeszcze ostatnie uzgodnienia, Alina odprowadziła ją na przystanek, przeszły się powoli. Potem już pożegnanie, Anka patrzyła, jak postać Aliny robi się coraz mniejsza, w końcu znika za zakrętem.
--------------------------------------------------------------------------
Maryla nie odbierała telefonu, pisała jedynie krótkie sms-y, miała kontakt ze światem. Krzysiek by w pracy. Chciał bardzo z nią porozmawiać, ale na razie musiała się doprowadzić do ładu. Nie chciała , by syn ją widział w takim stanie. Napisała, by wstąpił przed powrotem do domu. Po ciężkiej nocy, nagle wstąpiły w nią żywotne siły. Słońce, szum liści za oknem, gaworzenie dzieci- zerwała się. Sama siebie nie poznawała. Łzy jak katharsis zmyły trochę bólu z duszy i serca. Żal zapiekły został gdzieś na dnie. Ale dość!- Ja nie mam zamiaru ukrywać swoich racji i praw. Nie będę się przed nikim ukrywać jak przestępca, on powinien stąd wyjechać i się wstydzić. On , ale nie ja! Ja mam mieć obawy , czy iść do sklepu lub na skwer? Dobre sobie… A do banku, do siostry… No szkoda, przez czyjeś amory moje życie ma rozbić się na tysiąc kawałków? -Nie, niedoczekanie- rozmyślała i gadała sama ze sobą. – Jak on mógł tyle lat mnie oszukiwać, zapewniać o uczuciach, a tam nic nie było! Mnie zarzucał oziębłość, a sam perfidnie szukał nowych podniet i atrakcji. Mnie zarzucał zaniedbanie Anki, a co on jako ojciec zrobił? Nic! Nie potrafił powiedzieć dziecku dobrego słowa, a ja dałam się tam ogłupić, tak omotać tymi gadkami o szmatkach, dietkach i innych duperelach. Jakie to powierzchowne, sztuczne, nieszczere- tyle lat! – Już zaczynała się rozklejać…Ale do pionu postawił ją dzwonek do drzwi. Listonosz przyniósł jakieś decyzje od ubezpieczyciela. Na pytanie o męża, Maryla wskazała adres Kempińskiej. Mężczyzna patrzył na nią z rozdziawionymi ustami . – No , co tak się pan dziwi? Tam mój mąż teraz mieszka. Zapewne niebawem oficjalnie zmieni adres. I zamknęła drzwi. Jeszcze zerknęła na siebie w lustrze.- Dość tych dresów, dziś piękna sukienka, może fryzjer. Doprowadzam się do ładu, przynajmniej moja skorupa niech będzie piękna, nienaruszona. Nie , nie dam nikomu satysfakcji, by się nade mną użalał. A gadać i tak będą…To najmniejszy problem. Zaczęła kompletować ubiór, szukała jednej z ulubionych sukienek. natknęła się na tę z wesela siostrzenicy
, całkiem o nim zapomniała. Wydawało się, że minęły wieki...
W tym czasie Grzegorz urządzał się u Marzeny. Chciał wrócić do domu, zabrać resztę swoich rzeczy, ale Kempińska go powstrzymała: - Uspokój się, szlafrok kupisz sobie nowy, jakieś kapcie mam, a kosmetyki to też rzeczy do nabycia. To tylko rzeczy. Daj na razie spokój. Żona wróciła, potrzebuje czasu , ty też…Uspokój się.
- Może masz rację- Jesteś kochana i mądra. – przytulił jej jasną głowę do piersi.
- Tak, wiem, ale muszę ja- kochana , mądra iść do pracy- stanowczo oznajmiła. – Urlop się skończył.
- Ja przygotuję coś do obiadu, może przejdę się na działkę.
- Przynieś coś z warzyw. – Pa!
- Pa!
Wyszedł na plac przed blokiem, dopędził go zdyszany listonosz.
- Panie Grzegorzu, bo tu mam polecony mam, żona mnie tu odesłała.
Grzesiek skrzywił się, podpisał blankiet, ukłonił się i ruszył w kierunku działek. Zły był jak cholera.
Napisał sms-a do córki, ale nie odpisała, Krzysiek nie odzywał się już od ponad tygodnia.
--------------------------------------------------------------------------------------
Anka dojeżdżała do miasta. Już wysiadła. Szła w kierunku domu, dosłownie minęli się z ojcem. Maryla witała ją jak jakąś królową. Anka skonstatowała, że matka nieco wyszła z dołka.
- Opowiadaj, co tam słychać, jak Alina, ma jakiegoś gościa? – dopytywała się matka. –Miałam pójść do sklepu, coś kupić, nie mam nic do kawy.
- Nie kuś mnie żadnym ciasteczkiem, czekoladką. Obiad chętnie jakiś zjem, ale mamy czas. Chcę pójść do biura, to i owo wyjaśnić z Kempińską.
- I będziesz z nią gadać?- Z tą wredną babą.. Nie używaj , proszę jej nazwiska w mojej obecności.
- A mam inne wyjście?- To moja szefowa..- w sumie Anka nie miała ochoty na rozmowę z przełożoną, ale innej rady nie było. Chora sytuacja...
- To, idź załatw jak najszybciej, ja zrobię obiad.
Anka wyszła, zabrała dokumenty. Droga do biura była dla niej jakimś koszmarem. Chciała mieć to jednak za sobą.

zdj. pinterest