Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


czwartek, 29 marca 2018

Wizyta


Poranek był rześki, ale ciepły. Wstała już o szóstej rano. Od pewnego czasu nie potrzebowała tyle snu, jak niegdyś.  Obudził ją śpiew ptaków, a po chwili elektryzująca myśl i  od razu zerwała się na równe nogi. Przybiegł  jeszcze pies, dała mu szybko jeść, ten merdał radośnie, cieszył się, bo widziała ,że pani jest uradowana. Od chwili , gdy otrzymała telegram, że Julia przyjedzie z narzeczonym  ,żyła jak w amoku. Poprosiła sąsiada, by ją podrzucił do miasteczka, zrobiła zakupy w supermarkecie. Musi upiec to ciasto, które tak Julia uwielbia. Nie może zapomnieć o sałatce z kurczaka. Przeglądała kilkakrotnie  listę zakupów. Ekspedientka zagadnęła:
- Dawno u nas pani nie było, chyba jacyś goście się szykują?
- O, tak, goście- przytaknęła skwapliwie, dumna przy tym.
Zapłaciła, szybko poszła w kierunku parkingu, nie chciała, by Stev czekał , miał swoją robotę na farmie.  Wręczyła mu jako podziękę zgrzewkę piwa. On się zaczął sumitować, ale w końcu rzucił paczkę na tylne siedzenie. Ruszyli.  Za parę minut byli przed jej domem.
- Ile to już , jak mąż zmarł?- zapytał?- chyba tak z grzeczności.  Nie przepadał za nim , wspominał  sąsiada jako człowieka bardzo zarozumiałego, z którym trudno było nawiązać kontakt.
- Wiesz, że to już dziesięć lat minęło, July miała 15 lat- westchnęła – Boże, jak ten czas leci!
Poszedł jeszcze z nią , postawił zakupy na schodach ganku. Pożegnali się szybko i odjechał.
Cały dzień gotowała, sprzątała, popatrzyła jeszcze na ogród.  Był zaniedbany, nie miała siły do kosiarki, trawnik przypominał jeden busz.  W południe wszystko było już gotowe. Stół w jadalni nakryty, w piekarniku pieczeń,  ciasto też już wystygło. Biegała do ganku patrząc w kierunku drogi. Za każdym razem, gdy usłyszała szum  samochodu,  stawała w oknie.
Odganiała natrętne muchy. Minęła piętnasta,  było późne popołudnie.
Nagle zobaczyła niebieski samochód, jechał szybko, tumany kurzu wzbijały się . Pies zaczął szczekać donośnie.  Zajechali  z piskiem opon na podwórku. Wyszła z kuchni  szybko zdejmując fartuch.
Z samochodu wysiadła Julu, poznała ją od razu, była  też jakaś kobieta i mężczyzna. July nic nie wspominała, ze ktoś jeszcze będzie… Wszyscy śmiali się, pokazywali sobie dom , machali do niej.  Ci obcy  jej ludzie chyba byli pijani…Kierowca też wysiadł, do niego przytuliła się Julia.
- Cześć , mamuśka!- Julia krzyczała  nienaturalnie głośno.
- Cześć , kochanie- bezgłośnie odpowiedziała  matka, powoli schodząc ze stopni ganku.





 Obraz - E. Hopper, Cape Code Morning




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz