Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


sobota, 29 czerwca 2019

Okno III



Była wesołą dziewczyną, ojciec  wcześnie odszedł, matka wychowywała trzy córki. Każda na swój sposób inna. Każda uzdolniona. Jedna maturę z matematyki napisała w ciągu pół godziny. Profesor widząc ją wychodzącą myślał, że to za pilną potrzebą, ale nie, na stole leżały rozwiązane wszystkie zadania. Najmłodsza chodziła od małego do szkoły muzycznej, potem konserwatorium, klasa skrzypiec. Orkiestra jednej ze znanych filharmonii.  I ta  średnia- też niezła z matematyki, w  zasadzie nauka nie była dla niej żadnym problem. Uwielbiała malować, ozdabiała pokój rysunkami, portretami, pejzażami. Zatem szkoła plastyczna – średnia, a potem studia. Gośka była wulkanem energii, nieraz przyprawiała matkę prawie o zawał. Po jednej z imprez i napyskowaniu dyrektorce jej kariera w plastyku wisiała na włosku. Ona i jej kumpela stały ze spuszczonymi głowami. Dyrektorka dała im ostatnią szansę. Matki zapewniały, że  już więcej się to nie powtórzy. Gośka miał już parsknąć, ale Anka trącała ją łokciem. Duszno było w gabinecie. Kazano im wyjść. Stały na korytarzu i opowiadały coś sobie , wciąż w szampańskim humorze.  Gośka jak zwykle usiadła okrakiem na parapecie okna. To było drugie piętro starej kamienicy.
- Uważaj!  Kiedyś spadniesz- ostrzegała Anka.
Wyszły mamuśki, już zadowolone, z lekka skrzywiona była jedynie matka Anki. Zabrała córkę  zaraz do domu, bo jeszcze fizyka była do poprawki…Gośka wsunęła jej w kurtkę  jakiś świstek. Podana była nań godzina i miejsce spotkania, to drugie można sobie było darować.  Miejsce – ulubiona kawiarnia. Anka miała nadzieję, że dotrze tam po reprymendzie matki. Udało się!  Spotkanie było, muzyka, jakiś gość zaproponował bibę u siebie. Poszli wszyscy.
Anka z rozczuleniem wspominała tamte chwile. Nieziemskie,  szczęśliwe, beztroskie. Niektórzy odrywali się od rzeczywistości na różne sposoby. Gośka nie miała ochoty na te eksperymenty, owszem alkohol, ale nic więcej. Znów siedziała na parapecie okna. W dole ludzie jeszcze łazili, to było centrum miasta, lato prawie, ciepła noc.
- Chodź, potańczysz- zachęcała Anka tuląc się do jakiegoś dryblasa. Ona miała zawsze powodzenie. Gośka pod płaszczykiem dobrego humoru, żartu kryła swoje cierpienie. Gosia- kumpela, nic ponadto.. Czuła,  że  nie jest atrakcyjna,  faceci  nie patrzą na nią jak na Ankę. Nikt jej nie zapraszał do tańca.  Odwracała głowę, patrzyła w niebo, szukała gwiazd.
Potem nadszedł czas rozstania.  Anka nie podjęła studiów, miała zamiar zdawać w przyszłym roku, Gośka dostała się na malarstwo – ASP w Warszawie.  Kontakty się urwały, pisały do siebie.
Pewnego dnia Anka otrzymała wiadomość od matki Gośki. Pogrzeb. Dnia…. Nie! Jak, jak to się stało?!
Gośka spadła z parapetu okna, w zasadzie zebrano jej szczątki  leżące na chodniku pod budynkiem akademika. Mówiła jak zawsze, że łowi gwiazdy.


 Zdjęcie- wordpress




piątek, 28 czerwca 2019

Polna droga

Poszłabym polną drogą
Jak kiedyś- noga za nogą 
Nigdzie się nie śpiesząc
Zrywać bukiety rumianków

Przysiadać na chwilę
I co chwilę patrzeć
Jak w trawie bujne życie
Kwitnie, ile ważnych spraw
Ma stado mrówek
I gdzie powędrował
Jakiś mały żuczek...

Jeszcze uwić wianek
Założyć jak koronę lata
Wrócić wieczorem
Z powrotem drogą
Noga za nogą
Bez pośpiechu, w uśmiechu
Położyć się w trawie 
Czekać na gwiazdy
I śnić...o polnej drodze
O strachu na jednej nodze
Bez strachu..Za pan brat 
Z latem, słońcem, deszczem...
Czy pójdę tą drogą choć raz 
Choć jeden raz jeszcze ?

Obraz- J. Chełmoński Droga w polu( pinakotekazascianek)

czwartek, 27 czerwca 2019

Za oknem II


Patrzyła za okno, tak dumna ze swego ogrodu. Matka zmarła, część warzywnika uprawiała babcia. Ojciec nie miał na to czasu, jeździł o świcie do pracy, wracał zmęczony. Zjadał kolację- obiad, przeglądał wiadomości i zaraz zasypiał w fotelu.  Wstawał w środku nocy, gnał do siebie, słychać było człapanie z łazienki.  Mówił do niej .
- Zmykaj !  Sam zmykał  do swojego pokoju, skąd słychać było donośne chrapanie, cykał budzik tak głośno, że bez dzwonienia na pewno by go obudził.
Stała długo, nie zapalała światła w pokoju, by nie wabić owadów, komary były nad podziw spokojne.
Dzień był wyjątkowo gorący, upał niemal afrykański. Lubiła to, siadała  się w chłodnej altanie, czytała, przebierała się w sukienki mamy, oglądała jej zdjęcia.  Babcia przyszła późnym  popołudniem, nie mogła sobie odpuścić, by trochę nie pogderać- na bałagań, na chwasty w pietruszce narzekała , na wymięte sukienki matki.
- Babciu, po co w taki upał? Nie wolno ci wychodzić na taki skwar. Lekarz zabronił – troskliwie tłumaczyła.
- A co ty tam wiesz. A coś taka wystrojona? – pytała  babka , uśmiechając się ni to gderliwie , ni żartobliwie. Jednak z dumą  patrzyła na wnuczkę.  Boże, jaka ona robi się podobna do matki, ale i coś  z mojej mateńki ma. Widzę w niej i jedną , i drugą- rozczuliła się.
Chwilę pogwarzyły. Babcia zostawiła chłodnik. Trzeba było tylko dogotować jajka. Ale po co? Był i bez nich przepyszny.
Ojciec nie wracał, nic nie można było w tym upale robić, psy szukały chłodu, siedziała zatem dalej w altance ocienionej krzewem jaśminu i  forsycji  , słuchała muzyki.  Potem po zachodzie słońca położyła się w trawie, na niebie błyszczała pierwsza gwiazda. Wyszeptała marzenie. Psy szczekały, usłyszała samochód. Ojciec podjechał, szybko zjadł chłodnik, coś tam jeszcze pitrasił. Nie należał do rozmownych osób.
Weszła do siebie, oparła łokieć o parapet, patrzyła w tę feerię barw, kwitły wściekle słoneczniki ogrodowe, malwy pod płotem, wpełzały niemal na okno  powojniki, zakwitły też  te drobniutkie róże, mama je jeszcze sadziła. Wiele krzewów było jej dziełem.  Wraz z zanikającym słońcem wszystko nabierało nieziemskich barw.  Pełnia lata, upajała się tym. Podziwiała, trawa teraz malachitowa, ale i gdzieś pod krzewem berberysu pokrzywa. Niech tam sobie będzie. Jutro ja wyrwę- pomyślała. Tez ma prawo rosnąć. Jedne kwiaty wyrastały wysoko, były dumne , ale i te niepozorne, tuz przy ziemi, które tez rosły na ozdobę… Wszystko jest potrzebne- pomyślała. Nawet i  chwasty. Pola be z maków, bławatków?!
Dom spowijała cisza. Rozmyślała- Ogród jak nasze życie, czasem coś nas sparzy jak ta pokrzywa, a czasem musimy się namęczyć , by z ziarenka wyrósł jakiś ogrodowy kwiat. Podlewać , pielęgnować, by nie zmarniał.  A jakim ja jestem kwiatem? – pytała siebie.

                    obraz- LÁSZLÓ GULYÁS

poniedziałek, 24 czerwca 2019

Za oknem


Wracała z pracy. Miała jeszcze wstąpić do sklepu. W domu nic na obiad. W końcu poszła na łatwiznę, wzięła w garmażerce pierogi. Psom zafundowała karmę i ich ulubione kosteczki. Siadła na przystanku, marcowe słońce leniwie przedzierało się przez chmury, po chwili oślepiło blaskiem. Wreszcie podjechał bus. Kierowca pośpiesznie wydawał bilety. I już zaraz wysiadła, szła noga za nogą, odkłoniła się sąsiadce. Wyjęła ze skrzynki na listy jakieś szpargały. Reklamy, rachunek za gaz. Siadła chwilę łapiąc oddech. Mucha skakała z radości, popiskiwała. To był codzienny rytuał
- Kto, kto? No, kto potrafi tak cieszyć się na mój widok? Tylko ty, Mucha, Mucha, no i Typek- gadała z sunią.
Potem trzeba było nakarmić Typa, czekał na podwórku. Nie był chyba głodny, bo w misce karma stała od rana. Psy biegały po znanych sobie rewirach. Przysiadła na ławce, przyglądała się ich bieganinie, radość nieco udzielała się jej. Po kwadransie wróciła do domu, ganek zostawiła otwarty, psy wpadły za nią jakby dopominając się towarzystwa, z wyrzutem Mucha patrzyła.
- Muszę zrobić obiad i mam masę papierkowej roboty- tłumaczyła się. Wyszła jednak na chwilę. Mucha zmęczona wróciła wreszcie do domu. Typ stróżował sam. To nie była jeszcze pora ,że można siadać na dworze lub na ganku, poleżeć na hamaku. Poza tym odkładana papierologia czekała, wisiała nad nią...
Syn wracał po południu ze szkoły, był na etapie buntu. Nic mu się nie podobało, negował wszelkie decyzje jej i męża. Czekała, kiedy to minie. Podobnie było z jego bratem. Adam też buntował się. Potem spokojnie dotrwał do matury, zdał na studia. Mieszkał w dalekim mieście, dzwonił często, dawał sobie radę. Była o niego spokojna. Młody też się wyciszy, ma inny charakter, ale wierzyła , że i on znajdzie swoją drogę.
Przygotowała naprędce obiad. Chciała mieć chwilę jeszcze dla siebie. Włączyła ulubiony kanał, ta sama komedia , która bawiła ją od lat. Serotoniny trzeba sobie zafundować. Jeszcze herbata i Mucha, i koc. Dzwonił telefon jak wściekły, po poszukiwaniach odebrała, mąż oznajmił. że wróci później, jakaś dodatkowa robota. Coś tłumaczył, ale zbyła go- OK, nie ma sprawy. Tak, dobrze się czuję. Młody wpadł, pogderał, zjadł pierogi i gdzieś pognał.Leżała, nie spała, patrzyła w ekran, przerzucała kanały- pogoda, politycy, film, kolejny, jakieś porady kulinarne...Mucha przywróciła ją do życia, wyszła z nią , postała na ganku, wpuściła Typa do piwnicy, by ogrzał się. Włączyła piec, kaloryfery chociaż na minimum.Sterta garów wołała, ale bez odzewu. Znów weszła pod koc, Mucha ogrzewała ją. Papiery...Oj, jutro wklepię te dane albo Młody może wróci, to szybko mu podyktuję. Znów zepchnęła na dalszy plan zaległą pracę. Nie miała ochoty na nic, nie czuła głodu, pragnienia. W oknie pojawiły się gwiazdy. Usłyszała samochód, Typ szczekał..Zasnęła.
2019r.KW







zdjęcie- pinger.pl

piątek, 21 czerwca 2019

Letnia burza


Zatrzepotał jaśmin w trwodze
Szpak na jednej nodze
Uwijał się jak w amoku
Zastukały krople w parapet
Smuga spowiła świat
Rozbłysło jak w dyskotece
Zahuczało, zagrało
Niebo rewią się popisując
Otumanił chmury wiatr
Uciekły hen , wysoko!

I po burzy, i po deszczu
Senny księżyc świeci
Jakieś banały gwiazdom
Kleci o deszczu i burzy..

zdjęcie- tapeciarnia

wtorek, 18 czerwca 2019

Zagubiony


Zagubił się obłok, wpłynął
Przez okno do mego pokoju!
Biały jak kreda ledwo 
Trzymał się ściany
A świat wokół pijany
Szczęściem lata
Nawet nie zauważył
Jak woal z nieba
Odpłynął…
Odpłynął.


The Lost, Photographize- żródło

niedziela, 9 czerwca 2019

Przyjaciele



Chodził po mieście z nosem przy ziemi , widać było, że nie zna tego miejsca. Obwąchiwał nieznany teren, znaczył w odpowiedni sposób. Miał piękną obrożę . Wracał wciąż w to miejsce, gdzie czuł ślady swego pana. Stał i czekał. Kładł się i czekał. Wstawał i czekał. Czas mijał.. Noce robiły się coraz chłodniejsze. Kładł się na murawie w parku, a rankiem chodził pod jeden ze sklepów, gdzie kobieta wyrzucała resztki jedzenia, mięsa. Budził zainteresowanie, nikt jednak nie chciał go wziąć ze sobą. Początkowo chodził za ludźmi, łasił się. Był jeszcze szczeniakiem, z czasem dostał parę kopnięć i przestał już tak ufać ludziom, szczególnie złośliwie były dzieci. Zapachy pana znikły , ale z przyzwyczajenia kładł się tam, gdzie go porzucono. Leżał na słońcu w stogu już opadających liści. Robił coraz chudszy. Wesołe oczy zaszły mgłą smutku, głowa stale opuszczona. Dobrze, że w pobliżu były te śmietniki, sklep mięsny z właścicielką o dobrym sercu. Zima była najgorsza. Z nieba sypało się coś białego. Wtedy pojawił się mały rudy kundel, ale dobrze rozeznany w okolicy. Razem chodzili w okolice , gdzie dziwne ściany, bo były cały czas ciepłe, zimą leżeli przy nich cały czas, jeden obok drugiego. Gdy tylko słońce zaczynało przygrzewać czuwali, opiekowali się sobą. Tworzyli zgrany tandem. Potem z czasem dołączył czarny jak węgiel wyżłowaty. Miał jednak mocną sierść i źle znosił upały. Rudy i Młody zaś źle znosili zimno.
-I co? – zdawały się pytać oczy Rudego. – Źle nam? Dajemy radę!
- Tak- wzdychał najmłodszy , wciąż myślący o swym panu. Wspominał swoje legowisko i przepyszną karmę…
Otoczenie zaakceptowało ich obecność, chodziły przybłędy jako tandem, a potem trójka przyjaciół. Psy znały już swoje rewiry, wiedziały , gdzie ich ktoś dobrze potraktuje, gdzie coś zjedzą, a gdzie z kolei mogą dobrze odpocząć, a skąd uciekać, gdzie pieprz rośnie. Najmniej Młody rozumiał, dlaczego ludzie atakują bez powodu. Rudy objaśniał. W końcu powtarzała jak zaklęcie:
- Kiedyś zrozumiesz, trzymaj się mnie, a ja ciebie…I nie wspominaj tego swego pana, nie jest tego wart.
Ktoś wspominał o błąkających się psach, że są służby, że trzeba zawiadomić.. Ktoś rzekł- A co one zrobią? Przyjdzie  ktoś albo nie, papierki spiszą. A ja wyjdę na nawiedzonego. Wolę im tu rzucić coś do żarcia. Przy kotłowni mają ciepło w zimie.
Wszyscy wokół zastanawiali się nad losem porzuconych, nikt jednak nie wziął żadnego z nich do siebie, nie dał imienia, nie przytulił…jak psa.




czwartek, 6 czerwca 2019

W oknie... Jak gołębie


Czekała pod drzwiami. Splatała i zaplatała dłonie. Słońce wpadało przez matowe szyby, na parapecie przysiadały gołębie. Okno nieco uchylone pokazywało , jak matka zajmuje się młodymi. Karmiła je , młode tuliły się. W tym uścisku było jednak coś nienaturalnego, a może naturalnego… Jedno z młodych było wypychane, gniazdo było już za ciasne. Pisklę takie nieporadne, jeszcze nie potrafiło latać. Krążył w pobliżu duży samiec. Gruchanie było wciąż natarczywe. Po chwili na parapecie na pokracznych nóżkach stało maleństwo. Czuło, że zbliża się coś przewidywalnego, dla niego tym bardziej . Samica wtuliła głowę niby licząc resztę potomstwa. Gołąbek kwilił, ale po paru minutach w oczekiwaniu na cud, spadł…Cud się nie zdarzył.
Kobieta wychyliła się przez okno, szukała z wysokiego piętra śladu pisklęcia. Majaczyła tylko mała plamka. Dzikie gołębie gruchały, latały jakby nic. Wtórowały im inne ptaki, ogarnięte wiosennym amokiem.
Kobieta zerwała się z krzesła, ujrzała męża, wyszedł z gabinetu . Trzymał w ręce jakiś plik dokumentów
- Co? Co się dzieje? Odpowiedz mi! - krzyczała za nim. Szedł nic nie mówiąc..



sobota, 1 czerwca 2019

Dzieci


Pójdę z Tobą polną drogą
Zerwiemy kwiaty
Wianki uplotę nieudolnie

Ty będziesz Mamo- królową
A na deser puchar
Czekolady z obłoku
Posypię brokatem 
Z płatków dzikiej róży 
I pyłkiem z gwiazd
Dzień taki pod powieką
Snów znów...
Odfrunął
Jestem 
Moje dziecko budzi mnie
Całusa jej ślę..
- Kocham !
- Kocham !
- Kocham!
Śmieję się i znów szlocham
Na szczęście!
Na szczęście...

zdjęcie-darmowetapety.pl