Była wesołą dziewczyną, ojciec wcześnie odszedł, matka wychowywała trzy
córki. Każda na swój sposób inna. Każda uzdolniona. Jedna maturę z matematyki
napisała w ciągu pół godziny. Profesor widząc ją wychodzącą myślał, że to za
pilną potrzebą, ale nie, na stole leżały rozwiązane wszystkie zadania.
Najmłodsza chodziła od małego do szkoły muzycznej, potem konserwatorium, klasa
skrzypiec. Orkiestra jednej ze znanych filharmonii. I ta średnia- też niezła z matematyki, w zasadzie nauka nie była dla niej żadnym
problem. Uwielbiała malować, ozdabiała pokój rysunkami, portretami, pejzażami.
Zatem szkoła plastyczna – średnia, a potem studia. Gośka była wulkanem energii,
nieraz przyprawiała matkę prawie o zawał. Po jednej z imprez i napyskowaniu
dyrektorce jej kariera w plastyku wisiała na włosku. Ona i jej kumpela stały ze
spuszczonymi głowami. Dyrektorka dała im ostatnią szansę. Matki zapewniały, że już więcej się to nie powtórzy. Gośka miał już
parsknąć, ale Anka trącała ją łokciem. Duszno było w gabinecie. Kazano im
wyjść. Stały na korytarzu i opowiadały coś sobie , wciąż w szampańskim
humorze. Gośka jak zwykle usiadła
okrakiem na parapecie okna. To było drugie piętro starej kamienicy.
- Uważaj! Kiedyś
spadniesz- ostrzegała Anka.
Wyszły mamuśki, już zadowolone, z lekka skrzywiona była
jedynie matka Anki. Zabrała córkę zaraz
do domu, bo jeszcze fizyka była do poprawki…Gośka wsunęła jej w kurtkę jakiś świstek. Podana była nań godzina i miejsce
spotkania, to drugie można sobie było darować.
Miejsce – ulubiona kawiarnia. Anka miała nadzieję, że dotrze tam po
reprymendzie matki. Udało się! Spotkanie
było, muzyka, jakiś gość zaproponował bibę u siebie. Poszli wszyscy.
Anka z rozczuleniem wspominała tamte chwile. Nieziemskie, szczęśliwe, beztroskie. Niektórzy odrywali się
od rzeczywistości na różne sposoby. Gośka nie miała ochoty na te eksperymenty,
owszem alkohol, ale nic więcej. Znów siedziała na parapecie okna. W dole ludzie
jeszcze łazili, to było centrum miasta, lato prawie, ciepła noc.
- Chodź, potańczysz- zachęcała Anka tuląc się do jakiegoś
dryblasa. Ona miała zawsze powodzenie. Gośka pod płaszczykiem dobrego humoru,
żartu kryła swoje cierpienie. Gosia- kumpela, nic ponadto.. Czuła, że nie
jest atrakcyjna, faceci nie patrzą na nią jak na Ankę. Nikt jej nie
zapraszał do tańca. Odwracała głowę,
patrzyła w niebo, szukała gwiazd.
Potem nadszedł czas rozstania. Anka nie podjęła studiów, miała zamiar zdawać
w przyszłym roku, Gośka dostała się na malarstwo – ASP w Warszawie. Kontakty się urwały, pisały do siebie.
Pewnego dnia Anka otrzymała wiadomość od matki Gośki.
Pogrzeb. Dnia…. Nie! Jak, jak to się stało?!
Gośka spadła z parapetu okna, w zasadzie zebrano jej
szczątki leżące na chodniku pod
budynkiem akademika. Mówiła jak zawsze, że łowi gwiazdy.