Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


niedziela, 9 czerwca 2019

Przyjaciele



Chodził po mieście z nosem przy ziemi , widać było, że nie zna tego miejsca. Obwąchiwał nieznany teren, znaczył w odpowiedni sposób. Miał piękną obrożę . Wracał wciąż w to miejsce, gdzie czuł ślady swego pana. Stał i czekał. Kładł się i czekał. Wstawał i czekał. Czas mijał.. Noce robiły się coraz chłodniejsze. Kładł się na murawie w parku, a rankiem chodził pod jeden ze sklepów, gdzie kobieta wyrzucała resztki jedzenia, mięsa. Budził zainteresowanie, nikt jednak nie chciał go wziąć ze sobą. Początkowo chodził za ludźmi, łasił się. Był jeszcze szczeniakiem, z czasem dostał parę kopnięć i przestał już tak ufać ludziom, szczególnie złośliwie były dzieci. Zapachy pana znikły , ale z przyzwyczajenia kładł się tam, gdzie go porzucono. Leżał na słońcu w stogu już opadających liści. Robił coraz chudszy. Wesołe oczy zaszły mgłą smutku, głowa stale opuszczona. Dobrze, że w pobliżu były te śmietniki, sklep mięsny z właścicielką o dobrym sercu. Zima była najgorsza. Z nieba sypało się coś białego. Wtedy pojawił się mały rudy kundel, ale dobrze rozeznany w okolicy. Razem chodzili w okolice , gdzie dziwne ściany, bo były cały czas ciepłe, zimą leżeli przy nich cały czas, jeden obok drugiego. Gdy tylko słońce zaczynało przygrzewać czuwali, opiekowali się sobą. Tworzyli zgrany tandem. Potem z czasem dołączył czarny jak węgiel wyżłowaty. Miał jednak mocną sierść i źle znosił upały. Rudy i Młody zaś źle znosili zimno.
-I co? – zdawały się pytać oczy Rudego. – Źle nam? Dajemy radę!
- Tak- wzdychał najmłodszy , wciąż myślący o swym panu. Wspominał swoje legowisko i przepyszną karmę…
Otoczenie zaakceptowało ich obecność, chodziły przybłędy jako tandem, a potem trójka przyjaciół. Psy znały już swoje rewiry, wiedziały , gdzie ich ktoś dobrze potraktuje, gdzie coś zjedzą, a gdzie z kolei mogą dobrze odpocząć, a skąd uciekać, gdzie pieprz rośnie. Najmniej Młody rozumiał, dlaczego ludzie atakują bez powodu. Rudy objaśniał. W końcu powtarzała jak zaklęcie:
- Kiedyś zrozumiesz, trzymaj się mnie, a ja ciebie…I nie wspominaj tego swego pana, nie jest tego wart.
Ktoś wspominał o błąkających się psach, że są służby, że trzeba zawiadomić.. Ktoś rzekł- A co one zrobią? Przyjdzie  ktoś albo nie, papierki spiszą. A ja wyjdę na nawiedzonego. Wolę im tu rzucić coś do żarcia. Przy kotłowni mają ciepło w zimie.
Wszyscy wokół zastanawiali się nad losem porzuconych, nikt jednak nie wziął żadnego z nich do siebie, nie dał imienia, nie przytulił…jak psa.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz