Patrzyła za okno, tak dumna ze swego ogrodu. Matka zmarła, część warzywnika uprawiała babcia. Ojciec nie miał na to czasu, jeździł o świcie do pracy, wracał zmęczony. Zjadał kolację- obiad, przeglądał wiadomości i zaraz zasypiał w fotelu. Wstawał w środku nocy, gnał do siebie, słychać było człapanie z łazienki. Mówił do niej .
- Zmykaj ! Sam zmykał do swojego pokoju, skąd słychać było donośne chrapanie, cykał budzik tak głośno, że bez dzwonienia na pewno by go obudził.
Stała długo, nie zapalała światła w pokoju, by nie wabić owadów, komary były nad podziw spokojne.
Dzień był wyjątkowo gorący, upał niemal afrykański. Lubiła to, siadała się w chłodnej altanie, czytała, przebierała się w sukienki mamy, oglądała jej zdjęcia. Babcia przyszła późnym popołudniem, nie mogła sobie odpuścić, by trochę nie pogderać- na bałagań, na chwasty w pietruszce narzekała , na wymięte sukienki matki.
- Babciu, po co w taki upał? Nie wolno ci wychodzić na taki skwar. Lekarz zabronił – troskliwie tłumaczyła.
- A co ty tam wiesz. A coś taka wystrojona? – pytała babka , uśmiechając się ni to gderliwie , ni żartobliwie. Jednak z dumą patrzyła na wnuczkę. Boże, jaka ona robi się podobna do matki, ale i coś z mojej mateńki ma. Widzę w niej i jedną , i drugą- rozczuliła się.
Chwilę pogwarzyły. Babcia zostawiła chłodnik. Trzeba było tylko dogotować jajka. Ale po co? Był i bez nich przepyszny.
Ojciec nie wracał, nic nie można było w tym upale robić, psy szukały chłodu, siedziała zatem dalej w altance ocienionej krzewem jaśminu i forsycji , słuchała muzyki. Potem po zachodzie słońca położyła się w trawie, na niebie błyszczała pierwsza gwiazda. Wyszeptała marzenie. Psy szczekały, usłyszała samochód. Ojciec podjechał, szybko zjadł chłodnik, coś tam jeszcze pitrasił. Nie należał do rozmownych osób.
Weszła do siebie, oparła łokieć o parapet, patrzyła w tę feerię barw, kwitły wściekle słoneczniki ogrodowe, malwy pod płotem, wpełzały niemal na okno powojniki, zakwitły też te drobniutkie róże, mama je jeszcze sadziła. Wiele krzewów było jej dziełem. Wraz z zanikającym słońcem wszystko nabierało nieziemskich barw. Pełnia lata, upajała się tym. Podziwiała, trawa teraz malachitowa, ale i gdzieś pod krzewem berberysu pokrzywa. Niech tam sobie będzie. Jutro ja wyrwę- pomyślała. Tez ma prawo rosnąć. Jedne kwiaty wyrastały wysoko, były dumne , ale i te niepozorne, tuz przy ziemi, które tez rosły na ozdobę… Wszystko jest potrzebne- pomyślała. Nawet i chwasty. Pola be z maków, bławatków?!
Dom spowijała cisza. Rozmyślała- Ogród jak nasze życie, czasem coś nas sparzy jak ta pokrzywa, a czasem musimy się namęczyć , by z ziarenka wyrósł jakiś ogrodowy kwiat. Podlewać , pielęgnować, by nie zmarniał. A jakim ja jestem kwiatem? – pytała siebie.
obraz- LÁSZLÓ GULYÁS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz