Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


czwartek, 27 czerwca 2019

Za oknem II


Patrzyła za okno, tak dumna ze swego ogrodu. Matka zmarła, część warzywnika uprawiała babcia. Ojciec nie miał na to czasu, jeździł o świcie do pracy, wracał zmęczony. Zjadał kolację- obiad, przeglądał wiadomości i zaraz zasypiał w fotelu.  Wstawał w środku nocy, gnał do siebie, słychać było człapanie z łazienki.  Mówił do niej .
- Zmykaj !  Sam zmykał  do swojego pokoju, skąd słychać było donośne chrapanie, cykał budzik tak głośno, że bez dzwonienia na pewno by go obudził.
Stała długo, nie zapalała światła w pokoju, by nie wabić owadów, komary były nad podziw spokojne.
Dzień był wyjątkowo gorący, upał niemal afrykański. Lubiła to, siadała  się w chłodnej altanie, czytała, przebierała się w sukienki mamy, oglądała jej zdjęcia.  Babcia przyszła późnym  popołudniem, nie mogła sobie odpuścić, by trochę nie pogderać- na bałagań, na chwasty w pietruszce narzekała , na wymięte sukienki matki.
- Babciu, po co w taki upał? Nie wolno ci wychodzić na taki skwar. Lekarz zabronił – troskliwie tłumaczyła.
- A co ty tam wiesz. A coś taka wystrojona? – pytała  babka , uśmiechając się ni to gderliwie , ni żartobliwie. Jednak z dumą  patrzyła na wnuczkę.  Boże, jaka ona robi się podobna do matki, ale i coś  z mojej mateńki ma. Widzę w niej i jedną , i drugą- rozczuliła się.
Chwilę pogwarzyły. Babcia zostawiła chłodnik. Trzeba było tylko dogotować jajka. Ale po co? Był i bez nich przepyszny.
Ojciec nie wracał, nic nie można było w tym upale robić, psy szukały chłodu, siedziała zatem dalej w altance ocienionej krzewem jaśminu i  forsycji  , słuchała muzyki.  Potem po zachodzie słońca położyła się w trawie, na niebie błyszczała pierwsza gwiazda. Wyszeptała marzenie. Psy szczekały, usłyszała samochód. Ojciec podjechał, szybko zjadł chłodnik, coś tam jeszcze pitrasił. Nie należał do rozmownych osób.
Weszła do siebie, oparła łokieć o parapet, patrzyła w tę feerię barw, kwitły wściekle słoneczniki ogrodowe, malwy pod płotem, wpełzały niemal na okno  powojniki, zakwitły też  te drobniutkie róże, mama je jeszcze sadziła. Wiele krzewów było jej dziełem.  Wraz z zanikającym słońcem wszystko nabierało nieziemskich barw.  Pełnia lata, upajała się tym. Podziwiała, trawa teraz malachitowa, ale i gdzieś pod krzewem berberysu pokrzywa. Niech tam sobie będzie. Jutro ja wyrwę- pomyślała. Tez ma prawo rosnąć. Jedne kwiaty wyrastały wysoko, były dumne , ale i te niepozorne, tuz przy ziemi, które tez rosły na ozdobę… Wszystko jest potrzebne- pomyślała. Nawet i  chwasty. Pola be z maków, bławatków?!
Dom spowijała cisza. Rozmyślała- Ogród jak nasze życie, czasem coś nas sparzy jak ta pokrzywa, a czasem musimy się namęczyć , by z ziarenka wyrósł jakiś ogrodowy kwiat. Podlewać , pielęgnować, by nie zmarniał.  A jakim ja jestem kwiatem? – pytała siebie.

                    obraz- LÁSZLÓ GULYÁS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz