Maryla poczuła nagły skurcz , starała się opanować. Słyszała
kroki , rozmowę Anki z tym mężczyzną. Sokołowska nie patrzyła na gościa, nie
chciała Maryli wpędzać w zakłopotanie.
Czuła się niezręcznie, bo Anka trochę opowiedziała o swojej relacji z matką.
Nie chciała obcej kobiety oceniać, Boże uchowaj…Ja, która wiem najmniej o
wychowywaniu dzieci, nie powinnam bawić się w eksperta- myślała. Pomagała kiedyś sąsiadkom, potem siostrze,
bywali ludzie z dziećmi, wynajmowali pokoje. Ale nie dane jej było mierzyć się
z rolą matki, latać do lekarza , gdy ospa lub inne świnki… Ale nie mogła
cieszyć się z zaplatania włosów swej królewny, nie oglądała świadectw, nie
prowadziła za rękę do przedszkola… Postawiła gwałtownie kubek na szafce, by
odpędzić natarczywe myśli.
Maryla z opuszczoną głową nadal jak skamieniała siedziała
nad filiżanką kawy. Nawet nie usłyszała, gdy Alina oznajmiła jej, że wychodzi.
Sokołowska wpadła w drzwiach na Ankę, ta widząc dziwnie
zmienioną twarz gospodyni, poczuła, że dzieje się coś dziwnego. Alina tylko
skinęła jej głową wskazując ręką
kuchnię.
Anka stanęła w drzwiach jak wryta.
- Mamo!- wydusiła z siebie.
Nawet nie pytała – skąd, jak i dlaczego… Tym bardziej że
Maryla siedziała nic nie mówiąc. Po chwili wstała.
- Mam odejść? – Nie chcesz mnie tu? – Przepraszam, że bez
uprzedzenia tu wparowałam, zaraz sobie pójdę- mówiła chaotycznie.
Anka słuchała tego oszołomiona. Maryla rozglądała się, gdzie
jest jej torba.
Nagle skowyt wydarł jej się z piersi, siadła ciężko na
środku kuchni. Próbowała wstać przytrzymując się blatu szafki.
- Mamo, proszę, nie – Anka pomogła podnieść się matce.
- Nic sobie nie połamałaś? – Nic ci nie jest?
Nagle Maryla przytuliła córkę, całowała jej twarz, włosy,
ręce, głaskała po policzkach.
Anka nieprzywykła do takich czułości, miała wrażenie, że
uczestniczy w dziwnym rytuale, ale po chwili i jej łzy napłynęły do oczu. To
były łzy radości i łzy frustracji, łzy z zabliźnionych i świeżych ran też.
- Czy trzeba uciekać na drugi kraniec Polski, by po latach
poczuć się kochaną przez własną matkę?- zapytała już z dozą uszczypliwości.
Wiele słów cisnęło się na usta.
Maryla nie chciała jednak teraz rozdrapywać ran, tyle jej
wyjaśniła w liście. Nie chciała już tłumaczyć się.
- Wiesz, że popełniłam błąd, niewybaczalny. Ale może mi
wybaczysz, choć w części. Może uda nam się odbudować jakieś normalne relacje.
- Mamo, mamo…Ot, tak, pstryk, już wszystko się odwróci,
zawsze – u ciebie –łatwo i prosto- pstryk..
- No, to co mam zrobić, abyś mi wybaczyła?
- Ja ci już wybaczyłam, ale pewnych rzeczy nie da się
cofnąć, wymazać, zapomnieć…
- Wiem, ale może coś odbudować na tych ruinach?, Aniu…
- Na pewno.
Stanęły obok siebie, Anka objęła ramieniem kruchą i jakby
skurczoną matkę. Widziała w jej oczach ogromny smutek.
- Zostaniesz tu na jakiś czas? – Będziemy mieć czas na
rozmowy i wyjaśnienia. Pogadam z Aliną. Na pewno się zgodzi, żebyś spała w moim
pokoju.
- To jakaś dobra kobieta- Maryla wzruszona słuchała każdego
słowa córki jakby ta była jakąś królową.
- Służy ci, Aniu pobyt tu. Wreszcie się uśmiechasz. I widzę
cię w sukience.
- Mamo, proszę, nie zaczynaj jak ojciec- Anka westchnęła.
- OK, mówię po prostu
szczerze, bez tamtych opowieści o laleczkach.
- Dobra, chodźmy do Aliny, pogadamy i z Janem. Musimy coś
zorganizować w sprawie twego noclegu.
- Chodźmy- Maryla wyszła na duże podwórko, pełne słońca, które cudownie oświetlało dalekie
wzgórza, szumiały sosny. Boże, jak tu
pięknie…