eselnie. Potem. cd.
Na podwórku tuż przy ścianie szopy urzędował Dzikus, już zwiózł Alinie drewno, układał je wedle jakiejś swojej zasady, ważne było nasłonecznienie, ale też nie mogło być za mocne, ważny i przewiew, a także brak wilgoci. Drewno miało zadaszenie. Mężczyzna powoli i cierpliwie układał pocięte klocki. Niektóre jeszcze przycinał, zbierał się stos kory, gałęzi- potem też przydatnych. Lądowały w koszach lub pudełkach, zimą jak znalazł na rozpałkę. Alina zamówiła też już węgiel. Nie miała jeszcze pieca na gaz, to zdecydowanie był za duży wydatek.
- Alina, ja całą zimę tylko drewnem opalam swoją kozę. A i moja klita nieduża, co mi tam więcej trzeba.
- Janek, weźmiesz sobie węgla , jak zawsze ode mnie- zapewniała Alina.- W największe mrozy samym drzewem nie opalisz tej swoje klity.
I tak było od lat. Dzikus, czyli Janek- za pomoc przy drewnie, brał nieraz od Aliny węgiel, choć się mitygował, że nie, że tamto i owo, ale w końcu ustępował, kiedy mrozy trzaskające były.
Pomagali sobie nawzajem. Nigdy nie czuli wobec siebie porywów namiętności. Każde przeszło swoje. Byli jak kumple. Jan unikał rozmowy o rodzinie. Alina wiedziała o żonie, ale czy żyła , co się z nią teraz działo- nie było mowy o tym. Nieraz korciło ją, by zapytać, ale po jednej próbie, Janek się wkurzył, zabrał się i poszedł , nie było go z tydzień. Przyszedł, jakby nigdy nic. Gawędzili o tym i owym, pomijając niewygodny temat. Nie miał długo stałej pracy, a to przy drwalach był, potem wysiadał mu kręgosłup, więc imał się dowózki węgla, węgla drzewnego też, bo wypalali tu.
Alina kiedyś tam przejrzała jego dokumenty, podzwoniła tu i ówdzie. Jak się okazało miał wymagane przepracowane lata. Dostał emeryturę, cieszył się jak dziecko. Krezusem nie był. Dużo na piwsko szło. Dorabiał do emerytury. I jakoś tam z dnia na dzień się żyło.
- Janek, zostaw to, chodź zjesz coś!- wołała Alina. -Umyj ręce i chodź do kuchni. – Nie zginie ci to drzewo.
Zajęci obiadem, nie usłyszeli, że ktoś dobija się do drzwi. Anka poszła gdzieś na te swoje wędrówki. To nie ona...
- Kto tam?- wreszcie Alina się zorientowała, że w sieni stoi jakaś kobieta z torbą. Karuś się zerwał, ale nawet nie zaszczekał.
- Słucham, w czym mogę pomóc?- zapytała Sokołowska sądząc , że to jakaś szukająca pokoju turystka.
- Przepraszam, ja nie wiem, czy dobrze trafiłam. Ale mam podany adres tu do pani, ponoć wynajmuje pani pokój Ani, Annie Poleskiej.- Przepraszam, nie przedstawiłam się – Maryla Poleska , mama Ani- podała rękę Maryli.
Janek wychylił się zza stołu, zaintrygowany rozmową.
- Proszę niech pani wejdzie, Ania powinna zaraz tu być. – Sokołowska była z lekka zdenerwowana. Jednak szybko wrócił uśmiech. Zaproponowała Maryli, by mogła skorzystać z łazienki, odświeżyć się po podróży. Dała jej ręcznik. Pokazała pokój Anki.
- Nie, ja nie będę pani robić kłopotu, po prostu po podróży człowiek jest z lekka zmęczony. Maryla ledwo stała na nogach, marzyła, by zdjąć buty.
Zimna woda popłynęła z kranu, o jak dobrze! Zaczesała do tyłu włosy. Chętnie weszłaby cała pod ten zimny prysznic. Ale wysunęła się szybko, lekkie orzeźwienie pomogło. Zmieniła bluzkę. Torba została na korytarzu, nie weszła do pokoju córki.
Szła powoli w kierunku kuchni, stamtąd dochodziły odgłosy rozmowy. Weszła kłaniając się mężczyźnie, który szybko opuścił pomieszczenie.
- Idę do swoich zajęć. – miło mi było- zwrócił się do Maryli.
Poleska przysiadła na krześle przy wejściu jakby bojąc się narzucać się swoją osobą. – Boże , co ja tutaj robię- myślała.
Sokołowska zaprosiła ją do stołu. Chłodnik z botwinki był przepyszny.
Dwie kobiety siedziały naprzeciw siebie. Początkowo cisza była nieznośna. Alina czuła, że wizyta jest czymś trudnym dla matki Ani. Poleska w końcu zaczęła opowiadać o podróży, o pięknych okolicach. Nie pytała słowem o córkę, a Sokołowska też nie podejmowała tego tematu. Wiedziała, że powrót Anki jest jakimś ważnym wyznacznikiem i celem podróży Poleskiej…
Sokołowska powiedziała tylko- Niech się pani nie denerwuje. – Dogadacie się, ja wiem o problemach Ani. - uprzedziła pytanie Maryli i jej zaskoczenie – Ale to wasze sprawy, wy tu w spokoju na pewno odnajdziecie się na nowo…
Maryla ukryła twarz w dłoniach. Znów te łzy.
Sokołowska postawiła wodę , szukała ładnej filiżanki. Celowo tworzyła nastrój spokoju i lekkiego luzu.
- Kawy czy herbaty się napijemy? Pani Marylo, hm?
- Poproszę kawę- Poleska wydusiła z siebie. Po chwili zajadała się plackiem z owocami.
Skrzypnęła furtka, słychać było stukot butów na ścieżce. Jeszcze Dzikus coś piłował.
Już weszła, już …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz