Kobieta patrzyła na pokój , nie napawał ją entuzjazmem kurz na meblach, wizja remontu, który wciąż odsuwała w czasie. Trzeba niedługo ubrać choinkę. Przypomniała sobie wigilię u Babci. Prosty wiejski dom, kuchnia, pod fajerkami ogień.Ciepło biło od kafli i to ciepło w sercu... Na stole kompot z suszu, placki drożdżowe, kapusta z grzybami.Było prosto, zgrzebnie, wchodził kolejny gość, wszyscy się jakoś mieścili. Kolędy wuj śpiewał tenorem.
Dzieci zjadały wszystko,co słodkie, w krótkim czasie na choince nie było ani jednego cukierka.
Po śmierci Babci już nie było tych wigilii. Ona była łącznikiem serc, dla Niej wszyscy porzucali wszystko i przyjeżdżali , nieraz w zamieć albo pluchę. Potem każdy z rodzeństwa organizował swoje święta.Rodzina rozrastała się, przybywali ludzie, odchodzili.
Wigilie , kolejne wigilie. Mama, tak , jeszcze dopóki Ona żyła , był ten czar wieczerzy, dorosły człowiek czuł się dzieckiem.
Kobieta zrobiła już najważniejsze zakupy. Jednej z sióstr nie będzie na wigilii u ojca. Druga siostra zaproponowała podział obowiązkowa- ja kupię to, a ty to. W sumie dobrze, że jest jeszcze jakaś więź- pomyślała kobieta. Rodzina zza oceanu,ostatnio coraz rzadziej przyjeżdżała do kraju. Kobieta cieszyła się, że ma dom , męża, córkę.
Patrzyła na swoje rodzeństwo i czuła jakiś lodowaty wiatr. Jakby puzzle rozsypały się, układanka nie dawała się ułożyć, brakowało elementów, a doszły też z innych kompletów, zupełnie niepasujące. Powstawał jakiś dziwny obraz, karykaturalny i nie ten jak na powierzchni pudełka.Kolej rzeczy, kolej rzeczy..

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz