Obudził ją ranek ptasim świergotem. Zarzucila na siebie szlafrok, podeszla do drzwi tarasu.. Chlod poranka zaskoczył ją, przymknęla okno. Parzyla na ogród, ktory budzil się tez, mgielka zieleni na krzewach przypominala welony, azalia kwitla różkowo odcinajac się od ostrego blęlitu nieba.Dom spał, męża nie widziala już tydzień, wyjechał w służbowych sprawach. Mial wrócic po popludniu. Nagle jakby dopiero obudzona ze snu przypominala sobie poprzedni dzien. Jawa mieszala się ze snem. Zaprosila tyle osob, w korytarzu wisialy jeszcze czyjes niezabrane szale, na podlodze stały kieliszki z resztkami szampana. Tak dopracowala to przyjęcie! Służba, kuchnia spisały się na medal. Co zatem wprawilo ją w ten nastrój? Czemu czuła jakis niesmak? Tyle razy zdążyła poznać, jak zakłamani, zadufani są w sobie ci ludzie, czemu łudzila,się, że kolejne przyjęcie odmieni cokolwiek. Oczarowani- będą jej wdzięczni, pochwalą...Wręcz odwrotnie, im lepiej i okazale prezentowały się te spotkania, tym większą odczuwała ze strony gości wrogość. Żadnych , nawet udawanych komplementów. Mąż już kiedys powiedzial jej ,ze jest chyba masochistką, oznajmił jej ,że nie będzie z tą bandą obłudnikow zasiadał do stolu.
Jedynie nauczycielka dzieci chwalila jej kreacje, dobór muzyki i menu. Tak, przyszli, zjedli obiad, posluchali muzyki i poszli. Mają mnie za pustą babę, która dzięki nazwisku męża chce robic karierę, usluje wejsc na ICH salony- rozmyślał. Oparła głowę o szybę, kosy dzwięczały radośnie.
Tak, to był ostatni taki obiad, nie będzie juz nikogo zapraszać.I nie chce juz być zapraszana! Poczuła przez chwilę smutek. Kropla rosy wisiala na lisciach magnolii.Odeszła od okna, zadzwonila po służącą. Ta wpadla zaraz szczebiocąc, śmiejąc się z kapeluszy dwóch pan . Opowiadala, jak niektórzy wtaczali się do samochodow, ledwo stojąc na nogach.
- Wie, pani, to bylo udane przyjęcie ! - zawyrokowala nie patrząc nawet na swoją pracodawczynię.
Udane przyjęcie- co za ironia -pomyslala pani.
 |
Zcjęcie- K. Hutton |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz