Zamiast wstępu
"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują
sobota, 30 grudnia 2023
wtorek, 5 grudnia 2023
Na bocznicy
piątek, 3 listopada 2023
czwartek, 2 listopada 2023
Śpieszmy się
Za życia wręczajmy sobie kwiaty, uśmiechajmy się do siebie, odwiedzajmy, śpiewajmy przy ognisku, które nas ogrzewa. Czas ucieka, a nam go wciąż brakuje. -No, miałem być, miałem się spotkać- wciąż słyszymy lub sami to wygłaszamy. Bo można się już nie spotkać. A jeśli nie mamy ochoty składać wizyty komuś, to dajmy mu spokój , nie właźmy w czyjeś życie z butami, nie ustalajmy komuś , jak ma żyć, chyba, że szuka porady i wsparcia. Więcej zrozumienia i empatii! I nie spotykajmy się tylko na pogrzebach i przy grobach, bo jest tyle innych okazji. Śpieszmy , śpieszmy żyć i kochać innych- jak pisał Twardowski - bo potem będzie za późno. Potem tylko znicze, wiązanki- czasem w nadmiarze...Jakby się chciało coś nadrobić, ale już się nie da!
wtorek, 24 października 2023
Dotyk
Dotyk – nasze pierwsze zetknięcie
ze światem – pierwsze wtulenie się w matkę, jej łono, potem w ramiona położnej,
wreszcie matczyne ręce -o, ten dotyk czuły, połączenie ciała i duszy. Podczas zabaw- chwytamy czyjąś
dłoń, wymachujemy, wspólnie układamy cząstki puzzli. Wsuwamy w dłoń koleżanki
ulubione ciastko. I z czasem pojawia
inny, też miły dotyk dający
poczucie bliskości, wraz z nim
przeszywający dreszcz i ogarnia nas błogość. Dotykamy się – podając
rękę, idziemy z kimś trzymając się za
ręce. Odgarniamy włosy z czoła dziecku dłonią. Dotykamy się, muskamy,
głaszczemy, tulimy, kołyszemy, by ukoić czyjś ból. Nie ma zbyt wielu określeń w naszym języku na
określenie miłego dotyku. Dziwne.
Dotykamy własnego ciała, czasem czymś zaniepokojeni, liczymy
zmarszczki…Nakładamy kosmetyk, maść, robimy makijaż, muskamy policzek
pędzelkiem. Mężczyzna goli twarz- pierwszy
niemiły zabieg zapewne. Dotyk –
dla osoby pozbawionej wzroku ważny kanał informacji. Coś jest chropawe,
śliskie, cienkie, ostre…, o coś się można wesprzeć, a to, czego nasze ciało
stara się unikać .Bywa trudne do uchwycenia.
I jest dotyk połączony z bólem-
pierwszy kuksaniec od kolegi podczas przerwy , podczas meczu na boisku
szkolnym. Jest palący policzek, gdy siarczyście wymierzy nam go – matka,
ojciec, dziewczyna… Ciosy może ktoś przez lata przyjmować, ale ukrywa sińce, sprawnie
wymyślając przyczyny śladów. Dobrze, gdy wreszcie ten wciąż podnoszący rękę ,
bijący w oślepieniu – sam otrzyma wreszcie sprawny cios i karę. Już nie
podniesie ręki na własne dzieci, matkę, kolegę.
Jest i dotyk lubieżny,
nieposkromiony, niechciany, zadający ból.
Wślizguje się jak wstrętny wąż. Wzdrygamy się, myśląc, jak się od niego
uwolnić, a potem , jak o nim zapomnieć.
Mówimy- to dotknęło mnie- gdy
ktoś nas uraził, obraził. Czasem ów
dotyk bardziej nas boli od tego kuksańca. Bywa , że czasem dotknęło coś do żywego.
– Nie dotykaj! – krzyczy ktoś ostrzegawczo lub z naganą. Albo bardziej
groźnie- Spróbuj mnie tknąć lub coś tknąć. W innej sytuacji- gest podania rąk
to znak ślubowania, pojednania, symbol pokoju.
A teraz idziemy obok siebie, ale
coraz bardziej izolując się. Dziś podanie ręki bywa dla niektórych osób niemiłą
czynnością. „Żółwiki”, zachowane odległości. Jeszcze w wielu z nas to siedzi,
dwa lata izolacji swoje zrobiły. Na jak długo? Wraz z tym pojawił zanik
kontaktów, młodzi mniej ulegli masowej psychozie, ale wiele osób nie odwiedzało nawet rodziny.
W śmietniku jeszcze jakaś maseczka, w bibliotece stoi płyn odkażający. Odkażamy
się, wyjałowiliśmy się z ludzkich odruchów. Przed podaniem ręki mocno się
zastanawiamy…Dotykamy lustra -jest gładkie, ale
przejmująco zimne i niemiłe.
Jak to śpiewał Elvis?- Take my hand
sobota, 21 października 2023
Na dobranoc
No i spokojnej nocy....bo już
Sny nastroiły swe struny
w gwiazdach, lutnie zaprosiły
do kameralnej muzyki
Co w duszy gra...
czwartek, 28 września 2023
poniedziałek, 11 września 2023
Slam ku czci wieszcza- Lublin
W niedzielę 3 września wzięłam udział w slamie - pierwszy raz zresztą, zorganizowanym z okazji rocznicy urodzin Juliusza Słowackiego. Każdy z uczestników miał wygłosić swój tekst( teksty) w ciągu trzech minut. O wygranej decydowała publiczność. Jak na pierwszy raz -całkiem nieźle, udało mi się zająć III miejsce. Nie dopisała pogoda, choć na sam konkurs niebo życzliwie się rozjaśniło. Impreza w plenerze w tzw. Teatrze Formy Otwartej. Przestrzeń została zaprojektowana w latach 60. XX wieku przez Zofię i Oskara Hansenów. Jednym z organizatorów były- Sfery Kultury, Dom Kultury LSM. Miła zabawa, a przy tym docenienie naszego wieszcza, który jest patronem osiedla LSM- tu widnieją nazwy ulic- Balladyny, Skierki.
zdj. jeden z uczestników zrobił, a pozostałe organizator, są w linku
https://www.facebook.com/photo?fbid=681846697328456&set=pcb.681846713995121&locale=pl_PL
https://www.facebook.com/events/1394725714407912/?locale=pl_PL
wtorek, 29 sierpnia 2023
Obrus nieba
Jaskółki jak wzory krzyżykowe
Na błękitnym obrusie nieba
Plączą się strzępy koronki
Z obłoków muskanych
Złotem słonecznym…
Błękit ciemnieje
Wzory z krzyżyków
zniknęły, odfrunęły…
Obrus podziurawił się
Błyskotliwe gwiazdami.
zdj. pinterest
sobota, 19 sierpnia 2023
Roztoczę Wam Roztocze...
W tym roku odwiedziłam tę bardzo urokliwą część Polski. Czas tu wolniej płynie. Szumią sosny, szumi Tanew. Spacery, cisza i spokój...
Pikowi też się podobało
Kiedyś młyn pewnie tętnił życiem, woda obracała koła, było zboże, mąka i chleb...
zdj. własne
czwartek, 17 sierpnia 2023
Ocieplenie?
Wciąż słyszę o ociepleniu klimatu
środa, 9 sierpnia 2023
*** ( Na Dzień Miłośników Książek )
Cóż bez książek życie
znaczy?
Nie odpowie nam ten
, kto
Nigdy do nich zajrzeć
nie raczył
Nie odkrywał świata
wespół
z bohaterem, nie
przeżywał
z nim radości, bólu i
trosk…
Biedny, oj biedny ten
, kto nie czyta.
Nie poznaje innych
krain, lądów
Wyobraźnia jego uboga-
szkoda,
bo książka niedroga,
mile szeleści
kartkami i
wieści coś nowego!
A my zaczytani bogatsi
o to,
czego nikt i nic nam
nie odbierze.
grafika- pinterest
poniedziałek, 7 sierpnia 2023
Po co mi pies?
Pytasz – po co mi
pies?
Po co ten bałagan
Cała ta bieganina
Karmy, smycze,
szczepienia?
-Po co? Odpowiem
krótko
-Czasem wolę zerwać
się
pobudką szczekania.
Powitana mogę
być lizaniem rąk
I ogonem merdającym
wesoło.
On głośno szczeka,
ale nie wyjawi
sekretów,
jakie mu szepczę do
ucha.
Spije gorycz lub
radość łez.
No, bo wierny- jak to
pies…
grafika- pinterest
środa, 26 lipca 2023
Babci Ani
Robiłam bukiety z chabrów
rumianków, kąkoli
Szłam do Ciebie polną drogą
Tobie było coraz ciężej iść
Uśmiechałaś się z tym
światłem w oczach
Co do dziś mi wciąż
Dodaje sił
i wiary
że na ziemi pojawiają się
ludzie - Anioły...
obraz- pinakoteazascianek, J Chełmoński
czwartek, 20 lipca 2023
Ulotnie
Choć na chwilę znaleźć tylko
siebie
W żywiołach trwać
O nic się nie bać, nie trwożyć.
Niech nas pochłonie burza uczuć
Morze żywiołów!
Może wybrzmi muzyka sfer?
Ulecimy myślami hen
jak te wolne ptaki co kołują
beztrosko, finezyjnie
Przez chwilę , przez chwilę…
By wrócić z powrotem
na ziemię..
sobota, 17 czerwca 2023
Starsza kobieta przed sklepem
W kamienicy na dole zlikwidowano kwiaciarnię. Pojawiła się
tabliczka informująca o wynajmie lokalu. Niebawem nastąpiła metamorfoza, w
miejscu kwiaciarni powstał sklep spożywczy, nie był nawet mały. Miał dość duże
zaplecze i sporo miejsca wewnątrz. Szybko
lokal zaczął prosperować. W tej części miasta potrzebny był taki właśnie
"spożywczak"- gdzie wpada się rano po chleb, mleko i
najpotrzebniejsze rzeczy. Do sieciówki było daleko , a na osiedlu zawsze te
małe sklepy się sprawdzają. Właścicielami byli młodzi ludzie, żyli w związku
małżeńskim od trzech lat, czekali na pojawienie się potomstwa. Po paru
miesiącach kilkaset metrów dalej powstał podobny sklep. Miejscowi nieco dziwili
się, że ktoś porywa się na zakładanie lokalu
o podobnej ofercie w tak bliskiej odległości. Też założyli go młodzi
ludzie, dostali kredyt, sklep był mniejszy, ale po drobnych przeróbkach okazał
się być dość funkcjonalny. Zatem handel kwitł – i w jednym, i w drugim.
Pomiędzy i przed
kamieniczkami stały ławki, często gościli tam panowie posilając się
mocnymi trunkami, ale była jedna ławka w cieniu starego orzecha, gdzie lubiła
od wiosny do jesieni przesiadywać mieszkająca w pobliżu sklepów starsza kobieta. Wszyscy okoliczni ją
znali, głównie z widzenia, rozmawiała chętnie , przesiadywali inni obok , nie czepiali się jej pijaczkowie,
a nieraz potrafiła i ich ofuknąć , gdy jakiś próbował z nią wdawać się w dziwne
dyskusje. Ona była zawsze promiennie uśmiechnięta, wiele wiedziała o
wszystkich, miała dar wsłuchiwania się w czyjeś słowa, o sobie wiele nie
mówiąc. Potrafiła pogłaskać jakieś maleństwo, pogaworzyła z dziećmi.
Obserwowała dwa nowe sklepy. Uprzejmie kłaniała się tym
pierwszym i drugim. Widziała, jak brzuch
właścicielki (tej od wcześniej powstałego sklepu) robi się coraz większy. Młoda kobieta
wreszcie przestała przyjeżdżać do pracy,
mąż został sam. Nie mieli jeszcze możliwości, by kogoś zatrudnić.
Kobieta w cieniu drzewa pochylona niby nad gazetą , mrużyła
oczy, by przyjrzeć się , kto zmierza i dokąd.
Rozpoznawała w lot klientów. Wykonywała charakterystyczny gest – ot,
zwykłe wzruszenie ramion, skrzywienie ust, ni to poruszenie głową w jednym
kierunku… Wszyscy widząc te kody dziwne odczytywali je w lot i pędzili do
sklepu- tego mniejszego, który powstał niedawno , pomijali podobny, w którym na
placu boju został sam właściciel, czasem pomagali mu teściowie. Człowiek się
bardzo starał, dołączył kącik prasowy,
artykuły chemiczne. Wystawił przed sklepem spory szyld. Nic to nie
dawało, znikali klienci, którzy początkowo tylko u niego zaopatrywali się. W
końcu pojawiało się kilka osób w ciągu dnia, latem sytuację ratowały lody.
Kobieta na ławce czasem swym miłym głosem pytała go o żonę,
czy już urodziła. Kazała pozdrowić. A on coraz cięższym krokiem zmierzał do
swego sklepu. Przy ławce raz posłyszał rozmowę kilku osób rozprawiających z
wysiadującą dziwną staruszką, że ten drugi sklep jest super, taki niewielki, a
ile towaru i ponoć mają dostać koncesję, ma być alkohol.
- A ten, niby większy, a nie stać ich nawet na personel,
oferta taka jak w tym małym, a nawet słabsza- perorowała jedna z klientek.
-Tak, tak, ma pani rację- ktoś przytakiwał.
Któregoś dnia przyszedł do właściciela słabiej zarabiającego
sklepu właściciel nieruchomości.
- Wie pan, widzę, że nie idzie panu tu ten interes…
Młody człowiek smutno opuścił głowę.
- Nie pan , nie pan ostatni. Wiem, że to ciężko. Sam kiedyś
prowadziłem sklep, teraz mam emeryturę, wynajmuję . Widzę , jak pan się
szarpie. Panie, jak piwska tu nie będzie, handel się nie rozwinie. A tym obok
przecież nie zabroni nikt, by zamknęli swój biznes. Sam nie rozumiem, dlaczego
w tej klicie idzie im lepiej.
W odpowiedzi młody handlowiec wzruszył ramionami.
Pożegnali się, ustalili formę rozliczenia się, umówili na
konkretny dzień. Właściciel lokalu
obiecał, że da znać, jak będzie wiedział, o jakiejś pracy. Potem już ostatnie etapy sprzątania.
Zakurzone półki wyczyszczone, półki… Wieczorem
opuszczający lokal padł w fotelu na zapleczu, już rozmontował kamery , ale jeszcze zerknął na
zapisy. Oglądał od samego początku,
chłodne oko zarejestrowało coś dziwnego. Mężczyzna patrzył z otwartymi ustami
na kobietę – tę miłą babcię, jej gesty,
po których ludzie szybko kierowali się do konkurencji nieopodal. Oglądał minuta
po minucie… Suka – pomyślał. Podła baba,
jaki w tym miała interes?! To ona nas zniszczyła! Już chciał wstać i
pognać do niej, potrząsnąć tą miłą , uśmiechniętą jak laleczka kreaturą.
Opanował się jednak. Pozamykał wszystko , złożył resztę rzeczy, które
zamierzał zabrać samochodem
dostawczym. Miał do kogo wracać, czekała
żona i maleństwo. Poszukam pracy. Damy radę-pomyślał.
………………………………………
Minęło parę miesięcy. Do kobiety na ławce, która siedziała
pod swoim ulubionym drzewem , podeszła właścicielka sklepu, który wciąż dobrze
prosperował, a babcia robiła mu żywą reklamę.
- Proszę pani, mam przykrą wiadomość. Musimy wyciąć drzewo,
mamy zresztą pozwolenie, ten lokal na dole będzie nasz , już przebijamy ścianę.
Powstanie może bar. A pani ławka stoi tu
ta naprawdę bezprawnie. Będzie musiała pani znaleźć sobie jakieś inne miejsce,
gdzieś bardziej w pobliżu pani kamienicy. To prawie o sąsiedzku.
Starsza kobieta patrzyła zaskoczona na trajkoczącą młodą
osobę, która rzuciła jej na odchodne
- Żegnam, zapraszam do sklepu.
- Dziękuję- wymamrotała babcia. – Już się stąd zabieram.
Wstała, uśmiech zniknął. Szła powoli i ociężale po schodach , które skrzypiały
wtórując stukotowi laski.
Sklep opuszczony przez pechowych przedsiębiorców teraz stał
się w zakładem pogrzebowym, w którym
można było zamawiać wyroby na ostatnie pożegnanie. Piękne gadżety, stroje.
Kobieta mile obsługiwała klientów, podawała katalog, sprowadzała zamówione
towary. Była duża oferta trumien. Interes się kręcił. A kobieta z laską nie
miała już ławki, rzadko schodziła na dół.
Katarzyna Woś, czerwiec 2023
wtorek, 23 maja 2023
Dopóki
Dopóki tlą się jeszcze resztki nadziei
Dopóki głupi żart mnie rozweseli
Dopóki jakieś małe mam marzenie
Jakieś plany i mrzonki
budzą mnie między nocą i świtem
I patrzę na niebo z zachwytem
W to kobaltowe, błękitne i szare
jakbym pierwszy raz je ujrzała
To tli się nadzieja mała
Tli… jak resztka słońca
Przy zachodzie…
zdj. własne
poniedziałek, 15 maja 2023
Wesel- nie cd.
Rano Alina nawet nie zauważyła, gdy Anka weszła do kuchni. Biegała szukając
jeszcze jakiegoś dokumentu. Anka spokojnie nastawiła kawę. Po chwili sączyła ją.
- Pani Alino, czego pani szuka?
- No, teczki z tą papierologią –utyskiwała Sokołowska.
- No, przecież leży tu na szafce przy oknie. Wczoraj ją pani
przeglądała jeszcze.
- No, tak, tak, Jezu, czemu ja się tak denerwuję? – sama
dziwiła się Alina.
- No nie wiem.
- Ja przecież nie muszą tego wynajmować, kupować, idę tylko
na rozmowę. – To znaczy idziemy- poprawiła się.
- Jak coś nam nie będzie pasować, nie podpisujemy żadnych
umów, pani Alino. – To tylko rozmowa. To pani chce pomóc znajomej po prostu.
Karuś posłusznie położył się w fotelu. Zawsze tak czynił,
wiedząc, że pani gdzieś się wybiera.
- Idziemy, chodź , Aniu !- Ten nasz facet na pięterku ma
swoje klucze. Zresztą, na pewno nie zejdzie nam się tam długo.
Hol w pensjonacie powitał ich miłym chodem.
- O, mają klimatyzację pomyślała Anka. Okna wychodziły na
parking, w tle widok gór i jeziora.
Nikt ich nie witał, w
wykuszu stał stolik, dwa fotele. Nie było recepcji. W głębi korytarza leżał
miękki dywan, widoczne były też drzwi do
kilku pokojów. Kręte schody prowadziły na górę. Zajrzały do gabinetu, gdzie
przeważnie przesiadywała znajoma Aliny. Zastały jednak jej brata, który
poderwał się z fotela przy biurku, zaraz poprosił je, by siadły obok przy większym stole, młoda
dziewczyna weszła z kawą. Zaraz wpadł zziajany młody człowiek.
- Witam drogie panie, nie mamy co czekać dalej. Przejdźmy do
meritum. Mnie bardzo zależy na czasie, mam jeszcze dziś jakoś szybko dotrzeć do
Warszawy. Przedstawiam pana Michała- to mój zaufany człowiek, notariusz,
obeznany w temacie. Adam Ostrowski, a to pan Michał Wójcik- rzucił. Podanie rąk i wszyscy zasiedli przy
stole.
- Panie Michale, proszę o naświetlenie sprawy. – Wszystkim
nam zależy na szybkim i sprawnym ustaleniu zasad najmu i sporządzeniu
dokumentów. Ostrowski popędzał młodego notariusza, w zasadzie pomijał niektóre
strony dokumentu, te o obowiązkach wynikających z nadzoru budynku
– To, oczywiste, że pani Alina jest zorientowana w tych
kwestiach- rzekł. Wszelkie udogodnienia
względem gości, regulamin dotyczący ich
pobytu również prędko odczytał. Doszło
do kwestii opłaty za wynajem.
- Siostra to już z panią pokrótce ustalała. Zatem wszystko
wiemy. Ona ma zamiar tu jeszcze wrócić- żachnął się. – Ja najchętniej bym to
sprzedał. Ale ona się uparła, jest współwłaścicielem, więc muszę liczyć się z jej zdaniem.
Obeszli pensjonat , kilka pokoi było zajętych. Weszli do wolnego- mile
urządzony. Przytulny. W wyposażeniu
czajnik, telewizor, łazienka. Pokoje dwuosobowe, jednoosobowe i z dostawką.
Większych nie przewidziano. W zasadzie bardzo czysto, wszędzie widoczne tablice
informujące zgodne z wytycznymi BHP.
- Siostra ma stałych sprawdzonych gości, jest dostęp do
internetu, parking też dość obszerny. Nie ma zwierząt. To dodatkowy kłopot.
- A ostatnio raczej atut-
wtrąciła cicho Alina.
- OK, ale może zobaczyć pani po miesiącu, jaki syf trzeba
sprzątać. – Ja jedynie ostrzegam.
Jakiś niemiły ten Ostrowski, zupełne przeciwieństwo siostry-
myślała Alina.
On jakby czytając w jej myślach rzekł: - Ja nie lubię tego miejsca. – Niemile
wspominam przyjazd tu, mękę rodziców, by doprowadzić ruinę do stanu
użytkowania. Zosia tu się już urodziła,
niewiele pamięta. To piękne miejsce, ale w tę ziemię wsiąkło za dużo krwi…
Zamilkł i nie podejmował już tego wątku, chwilę zamyślił się. Potem wrócił do
omawiania uzgodnień.
- Zatem, mogą panie już działać. Do końca tygodnia Michał tu
zostanie, by jeszcze pewne sprawy ogarnąć. Ja się żegnam. Zatem , jeśli coś –
to do Michała proszę . Miło mi, żegnam.
Szybko złożył podpis pod umową- w dwóch wersjach.
- Gdyby Michał czegoś tu się jeszcze dopatrzył lub wy, to
dajcie znać. No, żeby wszystko było jak należy.
Wyszedł, a w zasadzie popędził, za nim ta młoda dziewczyna
podająca im wcześniej kawę.
- Proszę pozdrowić Zosię- krzyknęła za nim Alina. Ale on
chyba już nie słyszał. Auto ruszyło z piskiem opon.
Michał miał zostać do końca tygodnia. One też musiały mieć
czas na wciągnięcie się w zarządzanie tym budynkiem, załatwić pozostałe sprawy
urzędowe. Alina jednak nie odpuściła:
- Zapraszamy
wieczorem do nas na kolację, to zaraz obok- już nakreślała młodemu
prawnikowi plan dojścia do swego domu.
- Dziękuję, chętnie skorzystam- uśmiechnął się Michał znad
biurka zarzuconego segregatorami. Odsunął laptop. Wstał, ukłonił się otwierając
im drzwi.
- Zatem czekamy, a jutro już ja postaram się tu być z moją
wspólniczką. Zresztą pogadamy przy kolacji.
- Do zobaczenia!
Anka słuchała trajkoczącej Aliny, szła półprzytomna, Boże, ja tu jestem , zarządzam pensjonatem. Mam jakieś
umowy podpisane. Gdyby ktoś mi to powiedział miesiąc temu, stwierdziłabym , że
ma chyba nierówno pod sufitem. Zaraz też poczuła lęk- to przecież też
odpowiedzialność, ludzie, różni, przyjezdni, obcy… Urzędy, dokumenty…Ale mam
Alinę, ona daje mi siłę, jest pan Janek. Jak się nie uda, jest właściciel – ale
może uda się. Uda, nie uda, uda, nie uda…
- Uda się- powiedziała głośno.
- Co? -No czemu ma się nie udać? Będzie dobrze.–
przekonywała Alina jakby czytała w myślach Anki.
Już słyszały głośne szczekanie Karusia.
Po południu pojawił się Michał. Już bez marynarki, w lużnej
koszuli, dżinsach. Gawędzili na
tarasie, wiał ciepły wiatr. Alina
wymknęła się do pensjonatu, zostawiła ich. Anka miała takie zahipnotyzowane
oczy. Michał pogryzał mięso opiekane na ruszcie. Chwalił ciasto ze śliwkami.
Współtowarzyszka opowiadała mu o ostatniej wyprawie na Wetlinę. On był
zainteresowany możliwością żeglowania po jeziorze. Widział kilka łodzi w małej
przystani. Pytał o możliwość wypożyczenia jakiejś łajby , Ania coś odpowiadała,
cichła rozmowa, patrzyli nad horyzont, powoli zbliżał się zmrok. Niebo stapiało
się z górami jakby chciały stać się jednością.
Alina zaś witała wracających gości do pensjonatu. Chciała poznać ludzi, którzy upodobali sobie
to miejsce. Nie chciała zawieść Zofii.
- Będzie dobrze, będzie dobrze- przekonywała się, promiennie
uśmiechnęła się widząc Basię wkraczającą z kubłem. Ta z typowym dla siebie zacięciem zapytała:
- To jak, moja nowa szefowa, dużo dziś mam roboty?
- Pewnie tak jak zwykle. No,
popatrz jakie los płata figle.
- A tak, jeszcze tydzień temu Zosia planowała, że zrobi tu
kuchnię. A za parę godzin trzeba było dzwonić na pogotowie. Jakieś protezy w
kolanie ma mieć. Zawsze narzekała na te nogi. Trochę nie dbała o to. I serducho
jej dokuczało.
- Muszę do niej zadzwonić, ona zaraz mnie przecież
alarmowała, by zając się pensjonatem. - zamyśliła się Alina.
- Ale chyba niech
dzisiaj pani nie dzwoni. Ten jej
brat mówił, że już znalazł najlepszych specjalistów, powieźli ją aż do
Warszawy. Może już dziś tę operację jej zrobili. Ostrowski to nerwus jest, ale widać, że
bardzo kocha i dba o siostrę. Często tu nie przyjeżdżał, ale zawsze dzwonił,
gadali z godzinę.
- Na pewno fajnie
będzie nam się współpracować, postaram się dobrze zastąpić Zosię. Na pewno tu wróci- zapewniała Alina.
- No, to ja oblecę co trzeba, a jutro przychodzę jeszcze przed południem.
Cieszę się, że będziemy tu razem , bałam się, że Ostrowski to sprzeda. Ja mam
pracę w klinice, ale tu też zawsze parę
groszy dorobię.
Basia poszła do swoich porządków. Alina oglądała szafę z pościelą, obchodziła kąty, zapoznawała się
z całym zapleczem.
Czyli jutro zaczynamy z Anką wspólne zarządzanie…Prawnik jakoś nie wraca do swoich dokumentów, chyba smakuje mu kolacja w towarzystwie Ani- pomyślała uśmiechając się do siebie Alina.
zdj. pinterest
KONIEC
niedziela, 7 maja 2023
Wesel- nie, cd.
Anka przemierzała już dobrze znaną trasę. Nawet nie patrzyła za okno. Widoki piękne, pola powoli zaczynały pustoszeć, lato dudniło kombajnami. Opuściła dom, gdy już wszyscy się pojawili- Ilona, której j rodzice wpadli też na chwilę, matka pognała po jakieś ciasto, sączyli szampana i wino. Anka patrzyła na brata, cieszyła się jego szczęściem. Gratulowała im już obojgu. Ilona była nieco przytłoczona tym nadmiarem gratulacji. Zarządziła, by na razie jeszcze poczekać.
-Szampana , owszem można pić, ale gdy dzieciak pojawi
się na świecie , wtedy dopiero będzie
można cieszyć się , a teraz musimy czekać i mieć nadzieję, ze wszystko będzie
OK- dobitnie oznajmiła.
- No, masz , rację , córciu. Masz rację- poparła Ilonę jej matka. Trzeba
dmuchać na zimne, jak to mówią.
Krzysiek gładził włosy Ilony, coś jej szeptał. Po godzinie w
domu została Anka z matką, impreza się
skończyła. Posprzątały wszystko, jeden kieliszek po winie huknął o kafelki w
kuchni.
- To na szczęście- matka skwitowała.
- Mamo, ja jutro muszę rano wyjechać, tam zostawiłam Alinę
ze wszystkim samą.
- No, tak, tak… Ja jutro pojadę do Krzysia, dzwonił ojciec,
ma tu przyjść, przejrzeć swoje rzeczy. Nie chcę przy tym być. Niech zabierze
już wszystko.
Zapadła ciężka cisza. Anka czuła , że popełnia jakiś błąd. Jedzie
sobie, zostawia matkę samą. Znów wracało to poczucie winy. Biła się z
myślami. Ale to nie ja do cholery się
rozwodzę, nie ja szukam przygód z innymi. Czemu czuję się winna? – sama
przywołała się do porządku.
Poleska też rozwiała
wątpliwości córki. Podśpiewując sobie, szukała starych zdjęć, gdy jej
dzieci były małe, wciąż komentowała
kolejną fotografię. Podekscytowana już widziała te śpioszki, czapeczki.
Roztkliwiała się. Oby tylko wszystko się
udało- myślała z rozrzewnieniem. Rankiem czule pożegnała się z Anką obiecując,
że nie będzie już wdawać się w dyskusje z ojcem, pojedzie do Krzyśka.
- Mamo, dajcie sobie trochę czasu. Niech on się też pozbiera, dosłownie i w przenośni. Byłaś z nim
tyle lat, znasz go. On nie jest tak wrednym facetem, ma swoje wady. Ale ciebie
przecież bardzo kochał, zawsze wydawało mi się, że on bardziej był zaangażowany
niż ty.
- Może masz rację. Może był zaangażowany, ale teraz znalazł
inny obiekt uczuć. Powiedz mi, czemu tak łatwo to mu przyszło…
- Ja na pewno na to ci nie odpowiem. Nie wiem… – Dobra, chodźmy.
Zaraz on tu będzie. Zaczniecie kłótnię.
W drodze na dworzec zadzwoniła do ojca. Czuła , że powinna.
Nie widziała się z nim od czasu jego wizyty u Aliny. Dotknęła szyi, łańcuszek
był. Moja więź z ojcem- pomyślała. O ciąży Ilony ojciec już wiedział, Krzysiek
z nim rozmawiał.
Miała trochę cięższą torbę, wzięła dwa grube swetry, jeszcze jedne buty, nie wiadomo, co mnie tam
może czekać. Pogoda w sierpniu może już być nie tak ładna jak w minionym miesiącu.
Z nutą goryczy zauważyła, że jej wyjazd w zasadzie nie
zmienia nic w układach rodzinnych. Każdy zajęty własnymi sprawami. Jak
zniknę w swoim odludziu, nie zaważy to
na losach matki, ojca, Krzyśka i całej reszty…Do czego im jestem
potrzebna.? Jedyna dobra rzecz – to
naprawienie relacji z matką- spokojnie już dywagowała, przymknęła oczy, trochę
drzemała.
Coraz bardziej tęskniła za domem Aliny, za ścieżką
prowadzącą na jej ulubiony szlak,
tęskniła za widokiem z okna, za zapachem
liści i tlącego się świerkowego drewna. Chciała już widzieć snujące się opary
nad łagodnymi zboczami, zielonymi wzgórzami- jak ze starej piosenki…
Wreszcie, gnała w górę do drogi, skrzypnęła furtka. Alina
machała z okna. Zaraz wybiegła.
Anka zdyszana popijała podany przez Sokołowską sok z malin z
kawałkami lodu. Alina odgrzewała obiad.. Postawiła talerz przed Anką talerz
zupy. Patrzyła, jak ta z przyjemnością zajada smaczną pomidorówkę.
- Aniu…
- Słucham.
- Nie, może zjedz, ja nastawię wodę, może zrobię herbatę, bo
na kawę to chyba już za późno.
- Nie, ja chętnie wypiję kawę.
Sokołowska wiedziała, że Anka niecierpliwie czeka na
informacje, których Alina nie zdradziła jaj telefonicznie.
- Aniu, bo słuchaj- zaczęła bez ceregieli Alina. – Tu obok
jest ten dom, podobnie jak ja wynajmuje gospodarz pokoje, ale …gospodarza w
zasadzie tu nie ma, jest jego siostra, ona jest sporo starsza ode mnie. Była tu
parę dni temu. Dowiedziała się, że mam zamiar coś rozbudowywać. Wiesz, w takiej
małej osadzie wieści szybko się rozchodzą. Ona ma poważne problemy zdrowotne,
musi mieć operację, wysiadają jej
kolana, potrzebne jakieś protezy, zatem praca w pensjonacie odpada. Brat szuka
więc kogoś , by prowadził ten pensjonat. Zdał się na siostrę, by to był wedle
niej ktoś zaufany. Inaczej – wszystko pójdzie na sprzedaż. A tam pracuje ktoś
przy sprzątaniu, pokoi jest więcej , nie to co u nas. Proponuje, bym ja z tobą wzięła się za
zarządzanie tym pensjonatem. Ty musiałabyś zobaczyć , jak wygląda to od strony
prawnej, no trzeba jakąś umowę
sporządzić. No , jak z kosztami.
Umówiłam się z nimi na jutro. Czas nagli, są tam goście, a i ten brat ma się pojawić. Wydaje mi się, że to
lepsze dla nas, byłby czas na uporządkowanie u mnie bałaganu. Na Janka też
możemy liczyć. Ekipę do remontu by miał.
- OK, to nawet dobre by było. – Pani Alino, to nawet dobra
sprawa. Spadło nam z nieba. – Anka zadumała się. – Jakie los płata figle. – No,
tak, ale umowa ważna, koszty ,
rozliczenie tego, no i czy my finansowo
na tym wyjdziemy dobrze…Czy robimy jedynie za nadzorców, czy za
gospodarzy? Trzeba to wszystko dogadać.
- Jutro się zorientujemy, jesteśmy umówione. – Aniu, myślę,
że to dla nas dobra propozycja.
Sokołowska widziała, że Anka jest zmęczona. Jeszcze chwilę
pogadały o wizycie Anki w domu.
- Jak mama się trzyma?
- Daje radę, wraca powoli do swego rytmu, choć na pewno
sprawa rozwodowa ich czeka. Na stare
lata takie sobie zrobili rewolucje! Ale może jak pojawi się wnuk…Może to
trochę oderwie matkę od złych emocji.
- No, coś ty! Naprawdę?- Na pewno to jej pomoże. Doda jej sił, będzie mieć zajęcie.
Gawędziły jeszcze , ale noc zapadła, kot przemknął pod domem, Karuś szczeknął dla zasady. Z daleka dochodziły głosy zabawy, muzyka.
- Tu chyba jest moje miejsce- powiedziała cicho Anka. Patrzyła w niebo ciemniejące, gwiazdy mrugały. Jakie inne to niebo tu jest. No, inne- pomyślała
wtorek, 25 kwietnia 2023
***
Boże, ja chcę wierzyć bezgranicznie…
Patrzę na groby i krzyże cmentarne
Piękne mogiły z marmuru
I przy drodze stary
świątek.
Boję się , że gdzieś znikasz!
Coraz trudniej mi Ciebie odnaleźć
W obrazach wojny, krwi
W Sodomie i Gomorze
W wyprawach krzyżowych
W słowach pełnych nienawiści
wzywających Ciebie!
Na ryngrafach , na sztandarach
powiewa krzyż wiodąc do rzezi…
Patrzę kolejny raz na wielkie oczy
Dzieci idących do komór gazowych
lub leżących pod murem granicy
Granicy…Granicy- czego?
Gdzie jesteś , dobry Boże?
Bo podszepty
szatańskie docierają
Lotem na ten ziemski padół.
Czy jak Hiob wytrwam?
czwartek, 20 kwietnia 2023
Dywagacje kobiety dojrzałej. Święta
Wieczór już zapadał , chłodny. To przedwiośnie, ten piękny czas- nadziei, oczekiwania. Śnieg jeszcze czasem powitał Wielkanoc bielą, czasem temperatura osiągała powyżej 20 stopni. W tym klimacie wszystko jest możliwe- myślała kobieta- Nic mnie nie zaskoczy w kwestii pogody.
Nie miała pomocy w kuchni. Syn – przyjechał ze swojego dalekiego miasta, przerwa na uczelni nie była za długa. Odkurzył jedynie swój pokój, siedział z nosem w telefonie. Co jakiś czas usiłował podkradać coś z ciasta. Był wciąż wielkim łasuchem.
Nie oczekiwała wielu gości. Miała być mama, trzeba ją teraz zawozić do kościoła, potem koniecznie wspólne śniadanie. Brat wraz z rozrastającą się rodziną szykował się na śniadanie w swoim gronie. Obiecywał wizytę po południu. Matka chciała też być u syna. Po śniadaniu , po odpoczynku -obiecywał, że pojawią się z żoną. Wypiją kawę, pojedzą ciasta, a potem mama wyprawi się do nich. W poniedziałek miała się pojawić znajoma ze studiów, nieraz przyjeżdżała z mężem, bezdzietni, nie mieli rodzeństwa. Z reguły pojawiali się na krótko, bo też opiekowali się starszymi, schorowanymi rodzicami.
Kobieta raz jeszcze zerknęła na stół, już nakryty białym obrusem, przygotowała sztućce, zastawę. Mąż zadbał o dobrą wodę mineralną, wędlinę , pieczywo. Stał koszyczek z przygotowanymi wiktuałami. Nie, nie robiła już pisanek, tylko jajka pomalowane w cebuli. A kiedyś, ile z mamą robiły kraszanek, malowanek. Z koleżanką gnały z koszyczkami, chwaląc się, jakie piękne ich wyroby, rękodzieła. Teraz ograniczała wszystko do minimum. Święta mają być ważne, a nie te ozdoby, palmy, kreacje, fryzury. Zobojętniała na to. Pragnęła spokoju, wytchnienia, jakiejś błogiej beztroski, a to ostatnie było rzadkie i niełatwe w dziwnych czasach, jakie nastały.
Zapatrzyła się w płomień forsycji, która połyskiwała na tle pochmurnego granatowego nieba. Jak ten krzew się rozrósł, ile gałęzi przybyło świerkowi obok- dziwiła się kobieta. - A jak z roku na rok jest nas coraz mniej przy tym stole- skonstatowała. Ktoś tam ich zapraszał, z bliższej i dalszej rodziny, ale nie było nic ustalone. Nie chciała iść tam, gdzie czuła , że jest nieproszonym gościem, że psuje komuś klimat i całą koncepcję dnia, przyjęcia. Mąż mówił, że jest przewrażliwiona, ale ona wiedziała swoje. Forsycja ma coraz więcej kwiatów, świerk gałęzi, a moje życie robi się jak ten stół- pokryty coraz większym obrusem, ale wielu ludzi wokół niego mniej i mniej. Niektórzy odeszli na zawsze , a inni nie pojawiają, się, po prostu…Dzieci dorastają, zakładają rodziny. Czas biegnie, wszystko się zmienia. Pocieszyła się, że może syn zapewni niebawem gwar większy , może on zapełni ten dom ludźmi.
Zatem- Alleluja! Wtórowało jej pochrapywanie z drugiego pokoju i odgłos telefonu syna.
poniedziałek, 17 kwietnia 2023
Wesel-nie
Anka szła ociężale w kierunku znanego jej budynku, całe lata
tu spędziła. Nie wiedziała , jak ma się zachować wobec Kempińskiej, układała
sobie w głowie cały plan rozmowy. Po chwili znów zmieniała koncepcję, nawet
pomyślała, że mogła załatwić wszystko telefonicznie. Ale to idiotyczne- co ja
wymyślam. Pewnie jakieś podpisy, papierlogia. Weszła już do budynku, portier
witał ją wylewnie, komplementy swoje prawił. Anka stanęła wreszcie przed
drzwiami swego pokoju. Kempińska słysząc jej głos, dosłownie uciekła drugimi
drzwiami. Przy biurku siedziała młoda stażystka, chyba jakieś praktyki
zaliczała, a może już zatrudniona na miejsce starszej poprzedniczki, Ance
wydawało się , że pomyliła pokoje. Kempińska zawsze tu
siedziała, rzadko przebywała w swoim gabinecie. Dziewczyna jednak zapewniała
Ankę , że niczego nikt nie pomylił.
- A czy zastałam
panią Kempińską?
- Tak, ale musiała na chwilkę wyjść, zaraz tu będzie- ze
spuszczonymi oczami miotała się dziewczyna.
- Może przyjdę później? Może potrwa dłużej nieobecność pani Marzeny? – dopytywała się
Anka.
Kempińska patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Przemywała
twarz zimną wodą. Nie, nie mogę zachowywać się jak głupia baba, nie mogę jej
tam zostawić teraz, nawarzyłam piwa, muszę je wypić…- myślała gorączkowo.
Czuła, że twarz ja pali. Ogarnęła się jednak, tym bardziej, że jakieś dwie
kobiety weszły do toalety. Ruszyła szybko
do pokoju, stażystka poderwała się.
- O, właśnie, pani Marzena jest już!- nowa asystentka
wykrzykiwała radośnie.
- Chodź, Aniu, pójdziemy do mojego gabinetu- rzekła cicho
Kempińska.
Anka szła za szefową, ta proponowała kawę, ciastka.
Kempińska wykonywała masę niedorzecznych gestów, coś wciąż
poprawiała na biurku.
- Jak pobyt w Bieszczadach?- pytała chaotycznie. – Ślicznie
wglądasz. Chyba klimat ci tam służy.
- Owszem udany pobyt i klimat- sucho odpowiedziała Anka.
- Pogoda dopisuje? – Kempińska usilnie chciała podtrzymać
rozmowę.
- Tak. Pani Marzeno, dopisuje. - Ja chcę dowiedzieć się ,czy
mój urlop już kończy się, czy mogę go przedłużyć?
- Aniu, byłam w kadrach parę dni temu, zresztą sama wiesz,
ile urlopu miałaś do wykorzystania, masz chyba jeszcze jakieś dwa tygodnie. – A
potem już powrót do pracy.
Kempińska już uspokojona wskazała , by Anka usiadła.
- Dobrze, już porozmawiajmy o urlopie, o powrocie do pracy.
- No, właśnie. Ja w związku z tym, ja, ja.. chyba będę
musiała zrezygnować z pracy tutaj- Anka jakoś źle się czuła wygłaszając te
słowa, jąkała się.
Kempińska poderwała się, podeszła do okna, po chwili znów
usiadła. Zapytała w końcu ze łzami w oczach:
- To przeze mnie? – Powiedz, nienawidzisz mnie... Nawet
tobie zniszczyłam życie…Zakryła twarz rękami, trzęsła się od płaczu. Nie mogła
się opanować.
Anka podeszła do niej, objęła, pozwoliła się kobiecie
wypłakać.
- No, już , dobrze, nie mieszajmy tych spraw.- Proszę. To
dla mnie też trudne. Nie chcę pani oceniać. Ale moja matka też płacze. – Jak ja
mam się w tym odnaleźć? -Proszę ,
porozmawiajmy o pracy. Pani Marzeno, ja po prostu tam mam zamiar wspólnie ze
swoją nową znajomą założyć pensjonat. Musimy wziąć kredyt.
- Ale jak weźmiesz kredyt, kiedy masz zamiar odejść stąd? –
Tam znajdziesz pracę w pełnym wymiarze? – Jaki bank da ci pieniądze?- dociekała
Kempińska słuchając słów Anki jakby ta mówiła o locie w kosmos.
- Można jeszcze
dostać kredyt pod hipotekę domu , pani
Alina- moja wspólniczka właśnie myśli o
czymś takim, to będzie tylko rozbudowa. Ma dojść kilka pomieszczeń, remont
budynku, a nie budowa nowego. – Są też formy dofinansowania w ramach projektu,
ja ze względu na wiek, spełniałabym warunki. Tylko ten dom musiałby być i moją
własnością.
- Słuchaj, ja jeszcze proponuję ci przemyśleć to. Masz dwa
tygodnie, wymówienie możesz złożyć zawsze. Tam możesz dojechać w każdym
dogodnym dla ciebie czasie. – Ja nie będę ci się naprzykrzać swą osobą. Poznasz
bliżej Agnieszkę, wprowadzisz ją w to wszystko- spokojnie przedstawiała swoje
wywody szefowa.
- Dobrze, pomyślę- zapewniła ją Anka i wstała szybko, chcąc
się pożegnać. Nie wspomniała nic o ojcu.
Wychodząc uśmiechnęła się do stażystki.
Może mi wystarczy ten czas...- myślała. Poczuła ogromną ulgę
opuszczając gabinet. Ulica zalana
słońcem. – Uff- chyba sobie pozwolę na lody. Szła do domu delektując się
ulubionymi malinowymi.
W domu zastał ją rwetes,
hałas. Matka radośnie wykrzykiwała:
- Jak się cieszę, o Boże, to wspaniała wiadomość!
Krzysiek dopadł do Anki, wycałował, obracał siostrę jak w tańcu szalonym!
- Co się dzieje? – Odbiło wam?- Anka nic nie rozumiała w tym
chaosie.
- Będziesz ciocią, a ja babcią ! – Aniu, Krzyś przyniósł
cudowną nowinę. – Wasz tatuś niech żałuje, że nie dowiedział się jeszcze!
- Mamo, daj spokój. On
też będzie w końcu dziadkiem, czy tobie się to podoba, czy nie. – Brachu, gratuluję, naprawdę ,
jestem szczęśliwa, że wam się udało- przytuliła Krzyśka- Anka bardzo wzruszona
szczęściem brata też otarła łzy. Oby
wszystko się powiodło- myślała.
- Ilona tu przyjedzie zaraz po pracy! – Krzysiek nalewał
bąbelki do kieliszków. – Lekarz robił USG, to już prawie drugi miesiąc. Jest
wszystko w porządku. Miejmy nadzieję , że wszystko uda się!
Matka była uszczęśliwiona, jak ona potrzebowała tego. Zatem przełknie bez
problemu wiadomość o moich planach- myślała Anka, popijając szampana. Wymknęła
się do swego pokoju, wybrała numer do Aliny.
- Pani Alino, będę jutro lub pojutrze.
- Cieszę się, tym bardziej , że mam dla ciebie wspaniałą
niespodziankę- głos wspólniczki brzmiał tajemniczo.
- Ale co? Co ? Proszę nie trzymać mnie w niepewności.
- Aniu, to nie na
telefon, będziesz, zobaczysz. –Pa, czekam!
- Pa!