Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


wtorek, 5 grudnia 2023

Na bocznicy


Może się nikt nie odzywać
Może nikt nie odwiedzać
Może unikać, olewać
Może, bo wolno mu.
Wolno…

Przykleili ci etykietę, czujesz ją niemal na czole
Bo niby łatwiej , jak posortowane.
Nazwane wedle uznania
Jesteś nagle poza układem…
Jesteś na marginesie czyjegoś życia
Nie potrzebuje cię już nikt
Nie masz nic do zaoferowania
Nie masz nic do uzgadniania
Nie masz z nikim planów
Projektów, spotkań
Coraz mniej tych z rodziną...
Znajomi on- line też w zawężonym gronie
Jesteś jak lokomotywa odstawiona na bocznicy
Mija cię szybkie pendolino, ekspres, towarowy
A ty stoisz i rdzewiejesz , zapominasz
W końcu po co te trybiki i koła…
Stoisz i czekasz, porastasz mchem
Nikt nie woła…


fot. pinterest

czwartek, 2 listopada 2023

Śpieszmy się

  Za życia wręczajmy sobie kwiaty, uśmiechajmy się do siebie, odwiedzajmy, śpiewajmy przy  ognisku, które nas ogrzewa. Czas ucieka,  a nam go wciąż brakuje. -No, miałem być, miałem się spotkać- wciąż słyszymy lub sami to wygłaszamy.  Bo można się już nie spotkać. A jeśli nie mamy ochoty składać wizyty komuś,  to dajmy mu spokój , nie właźmy w  czyjeś życie z butami,  nie ustalajmy komuś , jak ma żyć, chyba, że szuka porady i wsparcia. Więcej zrozumienia i empatii!  I nie spotykajmy się tylko na pogrzebach i przy grobach, bo  jest tyle innych okazji. Śpieszmy , śpieszmy żyć i kochać innych- jak pisał Twardowski - bo potem będzie za późno. Potem tylko znicze, wiązanki- czasem w nadmiarze...Jakby się chciało coś nadrobić, ale już się nie da!


fot. pinterest


wtorek, 24 października 2023

Dotyk

 

Dotyk – nasze pierwsze zetknięcie ze światem – pierwsze wtulenie się w matkę, jej łono, potem w ramiona położnej, wreszcie matczyne ręce -o, ten dotyk czuły, połączenie ciała i duszy.                Podczas zabaw- chwytamy czyjąś dłoń, wymachujemy, wspólnie układamy cząstki puzzli. Wsuwamy w dłoń koleżanki ulubione ciastko. I z czasem pojawia  inny, też  miły dotyk dający poczucie bliskości, wraz z nim  przeszywający dreszcz i ogarnia nas błogość. Dotykamy się – podając rękę, idziemy  z kimś trzymając się za ręce. Odgarniamy włosy z czoła dziecku dłonią. Dotykamy się, muskamy, głaszczemy, tulimy, kołyszemy, by ukoić czyjś ból.  Nie ma zbyt wielu określeń w naszym języku na określenie miłego dotyku. Dziwne.

Dotykamy własnego  ciała, czasem czymś zaniepokojeni, liczymy zmarszczki…Nakładamy kosmetyk, maść, robimy makijaż, muskamy policzek pędzelkiem. Mężczyzna goli twarz- pierwszy  niemiły zabieg zapewne.  Dotyk – dla osoby pozbawionej wzroku ważny kanał informacji. Coś jest chropawe, śliskie, cienkie, ostre…, o coś się można wesprzeć, a to, czego nasze ciało stara się unikać .Bywa trudne do uchwycenia.

I jest dotyk połączony z bólem- pierwszy kuksaniec od kolegi podczas przerwy , podczas meczu na boisku szkolnym. Jest palący policzek, gdy siarczyście wymierzy nam go – matka, ojciec, dziewczyna… Ciosy może ktoś przez lata przyjmować, ale ukrywa sińce, sprawnie wymyślając przyczyny śladów. Dobrze, gdy wreszcie ten wciąż podnoszący rękę , bijący w oślepieniu – sam otrzyma wreszcie sprawny cios i karę. Już nie podniesie ręki na własne dzieci, matkę, kolegę.

Jest i dotyk lubieżny, nieposkromiony, niechciany, zadający ból.  Wślizguje się jak wstrętny wąż. Wzdrygamy się, myśląc, jak się od niego uwolnić, a potem , jak o nim zapomnieć.

Mówimy- to dotknęło mnie- gdy ktoś nas uraził, obraził.  Czasem ów dotyk bardziej nas boli od tego kuksańca. Bywa , że czasem dotknęło coś  do żywego.  – Nie dotykaj! – krzyczy ktoś ostrzegawczo lub z naganą. Albo bardziej groźnie- Spróbuj mnie tknąć lub coś tknąć. W innej sytuacji- gest podania rąk to znak ślubowania, pojednania, symbol pokoju.

A teraz idziemy obok siebie, ale coraz bardziej izolując się. Dziś podanie ręki bywa dla niektórych osób niemiłą czynnością. „Żółwiki”, zachowane odległości. Jeszcze w wielu z nas to siedzi, dwa lata izolacji swoje zrobiły. Na jak długo? Wraz z tym pojawił zanik kontaktów, młodzi mniej ulegli masowej psychozie,  ale wiele osób nie odwiedzało nawet rodziny. W śmietniku jeszcze jakaś maseczka, w bibliotece stoi płyn odkażający. Odkażamy się, wyjałowiliśmy się z ludzkich odruchów. Przed podaniem ręki mocno się zastanawiamy…Dotykamy lustra -jest gładkie, ale  przejmująco zimne i niemiłe.

Jak to śpiewał Elvis?- Take my hand


grafika- galeria internetowa




sobota, 21 października 2023

Na dobranoc

 

No i spokojnej nocy....bo już

Sny nastroiły swe struny

w gwiazdach, lutnie zaprosiły

do kameralnej muzyki

Co w duszy gra...


zdj. domena publiczna

poniedziałek, 11 września 2023

Slam ku czci wieszcza- Lublin

 W niedzielę 3 września wzięłam udział w slamie - pierwszy raz zresztą, zorganizowanym z okazji rocznicy urodzin Juliusza Słowackiego.  Każdy z uczestników miał wygłosić swój tekst( teksty) w ciągu trzech minut. O wygranej decydowała publiczność. Jak na pierwszy raz -całkiem nieźle, udało mi się zająć III miejsce. Nie dopisała pogoda, choć na sam konkurs niebo życzliwie się rozjaśniło. Impreza w plenerze w tzw. Teatrze Formy Otwartej. Przestrzeń została zaprojektowana w latach 60. XX wieku przez Zofię i Oskara Hansenów. Jednym z organizatorów były- Sfery Kultury, Dom Kultury LSM. Miła zabawa, a przy tym docenienie naszego wieszcza, który jest patronem osiedla LSM- tu widnieją nazwy ulic- Balladyny, Skierki.

zdj. jeden z uczestników zrobił, a pozostałe organizator, są w linku

https://www.facebook.com/photo?fbid=681846697328456&set=pcb.681846713995121&locale=pl_PL

https://www.facebook.com/events/1394725714407912/?locale=pl_PL

https://lublin.eu/lublin/esm2023/kalendarz-wydarzen/ii-lubelski-slam-poetycki-z-okazji-urodzin-juliusza-slowackiego,693,w.html









wtorek, 29 sierpnia 2023

Obrus nieba


Jaskółki jak wzory krzyżykowe

Na błękitnym obrusie  nieba

Plączą się strzępy koronki

 Z obłoków muskanych

Złotem słonecznym…

 

Błękit ciemnieje

Wzory z krzyżyków

zniknęły, odfrunęły…

Obrus podziurawił się

Błyskotliwe gwiazdami.


                                                                       zdj. pinterest


sobota, 19 sierpnia 2023

Roztoczę Wam Roztocze...

 W tym roku odwiedziłam tę bardzo urokliwą część Polski. Czas tu wolniej płynie. Szumią sosny, szumi Tanew. Spacery, cisza i spokój...





                                                            Pikowi też się podobało




   

 Kiedyś młyn pewnie tętnił życiem, woda obracała koła, było zboże, mąka i chleb...







zdj. własne

czwartek, 17 sierpnia 2023

Ocieplenie?

 

Wciąż słyszę o ociepleniu klimatu

Wieści krążą wespół z chórem
Siejącym panikę
Lodowce topnieją
Rzeki wysychają
Płoną góry, lasy i obłoki…

A kiedy my ocieplimy
Nasze więzi?
Kiedy stopnieje chłód w sercu?
Wciąż zimne spojrzenia
wiejące wokół grozą.
Chłodne oko kamery
Pokazuje fronty wojny
Tam wrze i wrze...
Nic nie zapowiada uspokojenia.

fot. pinterest 

środa, 9 sierpnia 2023

*** ( Na Dzień Miłośników Książek )


Cóż bez książek życie znaczy?

Nie odpowie nam ten ,  kto

Nigdy do nich zajrzeć nie raczył

Nie odkrywał świata wespół

z bohaterem, nie przeżywał

z nim radości, bólu i trosk…

Biedny, oj biedny ten , kto nie czyta.

Nie poznaje innych krain, lądów

Wyobraźnia jego  uboga-  szkoda,

bo książka niedroga, mile szeleści

kartkami i wieści  coś nowego!

A my zaczytani  bogatsi  o to,

czego nikt i nic nam nie odbierze.


grafika- pinterest 


poniedziałek, 7 sierpnia 2023

Po co mi pies?

 

 

Pytasz – po co mi pies?

Po co ten bałagan

Cała ta bieganina

Karmy, smycze, szczepienia?

-Po co? Odpowiem krótko

-Czasem wolę zerwać się

pobudką szczekania.

Powitana mogę być  lizaniem rąk

I ogonem merdającym wesoło.

On głośno szczeka,

ale nie wyjawi sekretów,

jakie mu szepczę do ucha.

Spije gorycz lub radość łez.

No, bo wierny- jak to pies…

grafika- pinterest 

środa, 26 lipca 2023

Babci Ani

 

Robiłam bukiety z chabrów

rumianków, kąkoli

Szłam do Ciebie polną drogą

Tobie było coraz ciężej iść

Uśmiechałaś się z tym

światłem w oczach

Co do dziś mi wciąż

Dodaje sił

i wiary

że na ziemi pojawiają się 

ludzie - Anioły...



obraz- pinakoteazascianek, J Chełmoński

czwartek, 20 lipca 2023

Ulotnie

 


Choć na chwilę znaleźć tylko siebie

W żywiołach trwać

O nic się nie bać, nie trwożyć.

Niech nas pochłonie burza uczuć

Morze żywiołów!

Może wybrzmi  muzyka sfer?

Ulecimy myślami hen

jak te wolne ptaki co kołują

beztrosko, finezyjnie

Przez chwilę , przez chwilę…

By wrócić z powrotem

na ziemię..

zdj. pinterest

sobota, 17 czerwca 2023

Starsza kobieta przed sklepem

                  

W kamienicy na dole zlikwidowano kwiaciarnię. Pojawiła się tabliczka informująca o wynajmie lokalu. Niebawem nastąpiła metamorfoza, w miejscu kwiaciarni powstał sklep spożywczy, nie był nawet mały. Miał dość duże zaplecze i sporo miejsca wewnątrz. Szybko  lokal zaczął prosperować. W tej części miasta potrzebny był taki właśnie "spożywczak"- gdzie wpada się rano po chleb, mleko i najpotrzebniejsze rzeczy. Do sieciówki było daleko , a na osiedlu zawsze te małe sklepy się sprawdzają. Właścicielami byli młodzi ludzie, żyli w związku małżeńskim od trzech lat, czekali na pojawienie się potomstwa. Po paru miesiącach kilkaset metrów dalej powstał podobny sklep. Miejscowi nieco dziwili się, że ktoś porywa się na zakładanie lokalu  o podobnej ofercie w tak bliskiej odległości. Też założyli go młodzi ludzie, dostali kredyt, sklep był mniejszy, ale po drobnych przeróbkach okazał się być dość funkcjonalny. Zatem handel kwitł – i w jednym, i w drugim.

Pomiędzy i przed  kamieniczkami stały ławki, często gościli tam panowie posilając się mocnymi trunkami, ale była jedna ławka w cieniu starego orzecha, gdzie lubiła od wiosny do jesieni przesiadywać mieszkająca w pobliżu  sklepów starsza kobieta. Wszyscy okoliczni ją znali, głównie z widzenia, rozmawiała chętnie , przesiadywali  inni obok , nie czepiali się jej pijaczkowie, a nieraz potrafiła i ich ofuknąć , gdy jakiś próbował z nią wdawać się w dziwne dyskusje. Ona była zawsze promiennie uśmiechnięta, wiele wiedziała o wszystkich, miała dar wsłuchiwania się w czyjeś słowa, o sobie wiele nie mówiąc. Potrafiła pogłaskać jakieś maleństwo, pogaworzyła z dziećmi.

Obserwowała dwa nowe sklepy. Uprzejmie kłaniała się tym pierwszym i  drugim. Widziała, jak brzuch właścicielki (tej od wcześniej powstałego sklepu)  robi się coraz większy. Młoda kobieta wreszcie przestała przyjeżdżać  do pracy, mąż został sam. Nie mieli jeszcze możliwości, by kogoś zatrudnić.

Kobieta w cieniu drzewa pochylona niby nad gazetą , mrużyła oczy, by przyjrzeć się , kto zmierza i dokąd.  Rozpoznawała w lot klientów. Wykonywała charakterystyczny gest – ot, zwykłe wzruszenie ramion, skrzywienie ust, ni to poruszenie głową w jednym kierunku… Wszyscy widząc te kody dziwne odczytywali je w lot i pędzili do sklepu- tego mniejszego, który powstał niedawno , pomijali podobny, w którym na placu boju został sam właściciel, czasem pomagali mu teściowie. Człowiek się bardzo starał, dołączył kącik prasowy,  artykuły chemiczne. Wystawił przed sklepem spory szyld. Nic to nie dawało, znikali klienci, którzy początkowo tylko u niego zaopatrywali się. W końcu pojawiało się kilka osób w ciągu dnia, latem sytuację ratowały lody.

Kobieta na ławce czasem swym miłym głosem pytała go o żonę, czy już urodziła. Kazała pozdrowić. A on coraz cięższym krokiem zmierzał do swego sklepu. Przy ławce raz posłyszał rozmowę kilku osób rozprawiających z wysiadującą dziwną staruszką, że ten drugi sklep jest super, taki niewielki, a ile towaru i ponoć mają dostać koncesję, ma być alkohol.

- A ten, niby większy, a nie stać ich nawet na personel, oferta taka jak w tym małym, a nawet słabsza- perorowała jedna z klientek. -Tak, tak, ma pani rację- ktoś przytakiwał.

Któregoś dnia przyszedł do właściciela słabiej zarabiającego sklepu właściciel nieruchomości.

- Wie pan, widzę, że nie idzie panu tu ten interes…

Młody człowiek smutno opuścił  głowę.

- Nie pan , nie pan ostatni. Wiem, że to ciężko. Sam kiedyś prowadziłem sklep, teraz mam emeryturę, wynajmuję . Widzę , jak pan się szarpie. Panie, jak piwska tu nie będzie, handel się nie rozwinie. A tym obok przecież nie zabroni nikt, by zamknęli swój biznes. Sam nie rozumiem, dlaczego w tej klicie idzie im lepiej.

W odpowiedzi młody handlowiec wzruszył ramionami.

Pożegnali się, ustalili formę rozliczenia się, umówili na konkretny dzień. Właściciel  lokalu obiecał, że da znać, jak będzie wiedział, o jakiejś pracy.  Potem już ostatnie etapy sprzątania. Zakurzone półki wyczyszczone, półki… Wieczorem  opuszczający lokal padł w fotelu na zapleczu, już  rozmontował kamery , ale jeszcze zerknął na zapisy. Oglądał  od samego początku, chłodne oko zarejestrowało coś dziwnego. Mężczyzna patrzył z otwartymi ustami na kobietę – tę miłą babcię, jej  gesty, po których ludzie szybko kierowali się do konkurencji nieopodal. Oglądał minuta po minucie… Suka – pomyślał. Podła baba,  jaki w tym miała interes?! To ona nas zniszczyła! Już chciał wstać i pognać do niej, potrząsnąć tą miłą , uśmiechniętą jak laleczka kreaturą. Opanował się jednak. Pozamykał wszystko , złożył resztę rzeczy, które zamierzał  zabrać samochodem dostawczym.  Miał do kogo wracać, czekała żona i maleństwo. Poszukam pracy. Damy radę-pomyślał.

………………………………………

Minęło parę miesięcy. Do kobiety na ławce, która siedziała pod swoim ulubionym drzewem , podeszła właścicielka sklepu, który wciąż dobrze prosperował, a babcia robiła mu żywą reklamę.

- Proszę pani, mam przykrą wiadomość. Musimy wyciąć drzewo, mamy zresztą pozwolenie, ten lokal na dole będzie nasz , już przebijamy ścianę. Powstanie może bar. A  pani ławka stoi tu ta naprawdę bezprawnie. Będzie musiała pani znaleźć sobie jakieś inne miejsce, gdzieś bardziej w pobliżu pani kamienicy. To prawie o sąsiedzku.

Starsza kobieta patrzyła zaskoczona na trajkoczącą młodą osobę, która rzuciła jej na odchodne

- Żegnam, zapraszam do sklepu.

- Dziękuję- wymamrotała babcia. – Już się stąd zabieram. Wstała, uśmiech zniknął. Szła powoli i ociężale po schodach , które skrzypiały wtórując stukotowi laski.

Sklep opuszczony przez pechowych przedsiębiorców teraz stał się  w zakładem pogrzebowym, w którym można było zamawiać wyroby na ostatnie pożegnanie. Piękne gadżety, stroje. Kobieta mile obsługiwała klientów, podawała katalog, sprowadzała zamówione towary. Była duża oferta trumien. Interes się kręcił. A kobieta z laską nie miała już ławki, rzadko schodziła na dół.

Katarzyna Woś, czerwiec 2023

zdj. tapetus




                                             

wtorek, 23 maja 2023

Dopóki

 

Dopóki tlą się jeszcze resztki nadziei

Dopóki głupi żart mnie rozweseli

Dopóki jakieś małe mam marzenie

Jakieś  plany i mrzonki

budzą mnie między nocą i świtem

I patrzę na niebo z zachwytem

W to kobaltowe, błękitne i  szare

jakbym pierwszy raz je ujrzała

To tli się nadzieja mała

Tli… jak resztka słońca

Przy zachodzie…


zdj. własne

 

poniedziałek, 15 maja 2023

Wesel- nie cd.

 

Rano Alina nawet nie zauważyła,  gdy Anka weszła do kuchni. Biegała szukając jeszcze jakiegoś dokumentu. Anka spokojnie nastawiła kawę.  Po chwili sączyła ją.

- Pani Alino, czego pani szuka?

- No, teczki z tą papierologią –utyskiwała Sokołowska.

- No, przecież leży tu na szafce przy oknie. Wczoraj ją pani przeglądała jeszcze.

- No, tak, tak, Jezu, czemu ja się tak denerwuję? – sama dziwiła się Alina.

- No nie wiem.

- Ja przecież nie muszą tego wynajmować, kupować, idę tylko na rozmowę. – To znaczy idziemy- poprawiła się.

- Jak coś nam nie będzie pasować, nie podpisujemy żadnych umów, pani Alino. – To tylko rozmowa. To pani chce pomóc znajomej po prostu.

Karuś posłusznie położył się w fotelu. Zawsze tak czynił, wiedząc, że pani gdzieś się wybiera.

- Idziemy, chodź , Aniu !- Ten nasz facet na pięterku ma swoje klucze. Zresztą, na pewno nie zejdzie nam się tam długo.

Hol w pensjonacie powitał ich miłym chodem.

- O, mają klimatyzację pomyślała Anka. Okna wychodziły na parking, w tle widok gór i jeziora.

Nikt ich nie witał,  w wykuszu stał stolik, dwa fotele. Nie było recepcji. W głębi korytarza leżał miękki dywan, widoczne były też  drzwi do kilku pokojów. Kręte schody prowadziły na górę. Zajrzały do gabinetu, gdzie przeważnie przesiadywała znajoma Aliny. Zastały jednak jej brata, który poderwał się z fotela przy biurku, zaraz poprosił  je, by siadły obok przy większym stole, młoda dziewczyna weszła z kawą. Zaraz wpadł zziajany młody człowiek.

- Witam drogie panie, nie mamy co czekać dalej. Przejdźmy do meritum. Mnie bardzo zależy na czasie, mam jeszcze dziś jakoś szybko dotrzeć do Warszawy. Przedstawiam pana Michała- to mój zaufany człowiek, notariusz, obeznany w temacie. Adam Ostrowski, a to pan Michał Wójcik-  rzucił. Podanie rąk i wszyscy zasiedli przy stole.

- Panie Michale, proszę o naświetlenie sprawy. – Wszystkim nam zależy na szybkim i sprawnym ustaleniu zasad najmu i sporządzeniu dokumentów. Ostrowski popędzał młodego notariusza, w zasadzie pomijał niektóre strony dokumentu, te o obowiązkach wynikających z nadzoru  budynku

– To, oczywiste, że pani Alina jest zorientowana w tych kwestiach- rzekł.  Wszelkie udogodnienia względem gości, regulamin dotyczący  ich pobytu również prędko odczytał.  Doszło do kwestii opłaty za wynajem.

- Siostra to już z panią pokrótce ustalała. Zatem wszystko wiemy. Ona ma zamiar tu jeszcze wrócić- żachnął się. – Ja najchętniej bym to sprzedał. Ale ona się uparła, jest współwłaścicielem, więc  muszę liczyć się z jej zdaniem.

Obeszli pensjonat , kilka pokoi  było zajętych. Weszli do wolnego- mile urządzony. Przytulny.  W wyposażeniu czajnik, telewizor, łazienka. Pokoje dwuosobowe, jednoosobowe i z dostawką. Większych nie przewidziano. W zasadzie bardzo czysto, wszędzie widoczne tablice informujące zgodne z wytycznymi BHP.

- Siostra ma stałych sprawdzonych gości, jest dostęp do internetu, parking też dość obszerny. Nie ma zwierząt.  To dodatkowy kłopot.

- A ostatnio raczej atut-  wtrąciła cicho Alina.

- OK, ale może zobaczyć pani po miesiącu, jaki syf trzeba sprzątać. – Ja jedynie ostrzegam.

Jakiś niemiły ten Ostrowski, zupełne przeciwieństwo siostry- myślała Alina. 

On jakby czytając w jej myślach rzekł: -  Ja nie lubię tego miejsca. – Niemile wspominam przyjazd tu, mękę rodziców, by doprowadzić ruinę do stanu użytkowania. Zosia  tu się już urodziła, niewiele pamięta. To piękne miejsce, ale w tę ziemię wsiąkło za dużo krwi… Zamilkł i nie podejmował już tego wątku, chwilę zamyślił się. Potem wrócił do omawiania uzgodnień.

- Zatem, mogą panie już działać. Do końca tygodnia Michał tu zostanie, by jeszcze pewne sprawy ogarnąć. Ja się żegnam. Zatem , jeśli coś – to do Michała proszę . Miło mi, żegnam. 

Szybko złożył podpis pod umową- w dwóch wersjach.

- Gdyby Michał czegoś tu się jeszcze dopatrzył lub wy, to dajcie znać. No, żeby wszystko było jak należy.

Wyszedł, a w zasadzie popędził, za nim ta młoda dziewczyna podająca im wcześniej kawę.

- Proszę pozdrowić Zosię- krzyknęła za nim Alina. Ale on chyba już nie słyszał. Auto ruszyło z piskiem opon.

Michał miał zostać do końca tygodnia. One też musiały mieć czas na wciągnięcie się w zarządzanie tym budynkiem, załatwić pozostałe sprawy urzędowe. Alina jednak nie odpuściła:

- Zapraszamy  wieczorem do nas na kolację, to zaraz obok- już nakreślała młodemu prawnikowi plan dojścia do swego domu.

- Dziękuję, chętnie skorzystam- uśmiechnął się Michał znad biurka zarzuconego segregatorami. Odsunął laptop. Wstał, ukłonił się otwierając im drzwi.

- Zatem czekamy, a jutro już ja postaram się tu być z moją wspólniczką. Zresztą pogadamy przy kolacji.

- Do zobaczenia!

Anka słuchała trajkoczącej Aliny, szła  półprzytomna, Boże, ja tu  jestem , zarządzam pensjonatem. Mam jakieś umowy podpisane. Gdyby ktoś mi to powiedział miesiąc temu, stwierdziłabym , że ma chyba nierówno pod sufitem. Zaraz też poczuła lęk- to przecież też odpowiedzialność, ludzie, różni, przyjezdni, obcy… Urzędy, dokumenty…Ale mam Alinę, ona daje mi siłę, jest pan Janek. Jak się nie uda, jest właściciel – ale może uda się. Uda, nie uda, uda, nie uda…

- Uda się- powiedziała głośno.

- Co? -No czemu ma się nie udać? Będzie dobrze.– przekonywała Alina jakby czytała w myślach Anki.

Już słyszały głośne szczekanie Karusia.

Po południu pojawił się Michał. Już bez marynarki, w lużnej koszuli, dżinsach.  Gawędzili na tarasie,  wiał ciepły wiatr. Alina wymknęła się do pensjonatu, zostawiła ich. Anka miała takie zahipnotyzowane oczy. Michał pogryzał mięso opiekane na ruszcie. Chwalił ciasto ze śliwkami. Współtowarzyszka opowiadała mu o ostatniej wyprawie na Wetlinę. On był zainteresowany możliwością żeglowania po jeziorze. Widział kilka łodzi w małej przystani. Pytał o możliwość wypożyczenia jakiejś łajby , Ania coś odpowiadała, cichła rozmowa, patrzyli nad horyzont, powoli zbliżał się zmrok. Niebo stapiało się z górami jakby chciały stać się jednością.

Alina zaś witała wracających gości do pensjonatu.  Chciała poznać ludzi, którzy upodobali sobie to miejsce. Nie chciała zawieść Zofii.

- Będzie dobrze, będzie dobrze- przekonywała się, promiennie uśmiechnęła się widząc Basię wkraczającą z kubłem. Ta z   typowym dla siebie zacięciem zapytała:

- To jak, moja nowa szefowa, dużo dziś mam roboty?

- Pewnie tak jak zwykle. No,  popatrz jakie los płata figle.

- A tak, jeszcze tydzień temu Zosia planowała, że zrobi tu kuchnię. A za parę godzin trzeba było dzwonić na pogotowie. Jakieś protezy w kolanie ma mieć. Zawsze narzekała na te nogi. Trochę nie dbała o to. I serducho jej dokuczało.

- Muszę do niej zadzwonić, ona zaraz mnie przecież alarmowała, by zając się pensjonatem. - zamyśliła się Alina.

- Ale chyba niech  dzisiaj pani nie dzwoni.  Ten jej brat mówił, że już znalazł najlepszych specjalistów, powieźli ją aż do Warszawy. Może już dziś tę operację jej zrobili.  Ostrowski to nerwus jest, ale widać, że bardzo kocha i dba o siostrę. Często tu nie przyjeżdżał, ale zawsze dzwonił, gadali z godzinę.

- Na pewno fajnie  będzie nam się współpracować, postaram się dobrze zastąpić  Zosię. Na pewno tu wróci- zapewniała Alina.

- No, to ja oblecę co trzeba,  a jutro przychodzę jeszcze przed południem. Cieszę się, że będziemy tu razem , bałam się, że Ostrowski to sprzeda. Ja mam pracę w klinice, ale tu też  zawsze parę groszy dorobię.

Basia poszła do swoich porządków. Alina oglądała szafę  z pościelą, obchodziła kąty, zapoznawała się z całym zapleczem.

Czyli jutro zaczynamy z Anką wspólne zarządzanie…Prawnik jakoś nie wraca do swoich dokumentów, chyba smakuje mu kolacja w towarzystwie Ani- pomyślała uśmiechając się do siebie Alina.




zdj. pinterest

KONIEC

niedziela, 7 maja 2023

Wesel- nie, cd.


 Anka przemierzała już dobrze znaną trasę. Nawet nie patrzyła za okno. Widoki piękne, pola powoli zaczynały pustoszeć, lato dudniło kombajnami. Opuściła dom, gdy już wszyscy się pojawili- Ilona, której j rodzice wpadli też na chwilę, matka pognała po jakieś ciasto, sączyli szampana i wino. Anka patrzyła na brata, cieszyła się jego szczęściem. Gratulowała im już obojgu. Ilona była nieco przytłoczona tym nadmiarem gratulacji. Zarządziła, by na razie jeszcze poczekać.

-Szampana , owszem można pić, ale gdy dzieciak pojawi się  na świecie , wtedy dopiero będzie można cieszyć się , a teraz musimy czekać i mieć nadzieję, ze wszystko będzie OK- dobitnie oznajmiła.

- No, masz , rację , córciu.  Masz rację- poparła Ilonę jej matka. Trzeba dmuchać na zimne, jak to mówią.

Krzysiek gładził włosy Ilony, coś jej szeptał. Po godzinie w domu została  Anka z matką, impreza się skończyła. Posprzątały wszystko, jeden kieliszek po winie huknął o kafelki w kuchni.

- To na szczęście- matka skwitowała.

- Mamo, ja jutro muszę rano wyjechać, tam zostawiłam Alinę ze wszystkim samą.

- No, tak, tak… Ja jutro pojadę do Krzysia, dzwonił ojciec, ma tu przyjść, przejrzeć swoje rzeczy. Nie chcę przy tym być. Niech zabierze już wszystko.

Zapadła ciężka cisza.  Anka czuła , że popełnia jakiś błąd. Jedzie sobie, zostawia matkę samą. Znów wracało to poczucie winy. Biła się z myślami.  Ale to nie ja do cholery się rozwodzę, nie ja szukam przygód z innymi. Czemu czuję się winna? – sama przywołała się do porządku.

Poleska też  rozwiała wątpliwości córki. Podśpiewując sobie, szukała starych zdjęć, gdy jej dzieci  były małe, wciąż komentowała kolejną fotografię. Podekscytowana już widziała te śpioszki, czapeczki. Roztkliwiała się.  Oby tylko wszystko się udało- myślała z rozrzewnieniem. Rankiem czule pożegnała się z Anką obiecując, że nie będzie już wdawać się w dyskusje z ojcem, pojedzie do Krzyśka.

- Mamo, dajcie sobie trochę czasu. Niech on się też  pozbiera, dosłownie i w przenośni. Byłaś z nim tyle lat, znasz go. On nie jest tak wrednym facetem, ma swoje wady. Ale ciebie przecież bardzo kochał, zawsze wydawało mi się, że on bardziej był zaangażowany niż ty.

- Może masz rację. Może był zaangażowany, ale teraz znalazł inny obiekt uczuć. Powiedz mi, czemu tak łatwo to  mu przyszło…

- Ja na pewno na to ci nie odpowiem. Nie wiem… – Dobra, chodźmy. Zaraz on  tu będzie. Zaczniecie kłótnię.

W drodze na dworzec zadzwoniła do ojca. Czuła , że powinna. Nie widziała się z nim od czasu jego wizyty u Aliny. Dotknęła szyi, łańcuszek był. Moja więź z ojcem- pomyślała. O ciąży Ilony ojciec już wiedział, Krzysiek z nim rozmawiał. 

Miała trochę cięższą torbę, wzięła dwa grube swetry,  jeszcze jedne buty, nie wiadomo, co mnie tam może czekać. Pogoda w sierpniu może już być nie tak ładna jak w  minionym miesiącu.

Z nutą goryczy zauważyła, że jej wyjazd w zasadzie nie zmienia nic w układach rodzinnych. Każdy zajęty własnymi sprawami. Jak zniknę  w swoim odludziu, nie zaważy to na losach matki, ojca, Krzyśka i całej reszty…Do czego im jestem potrzebna.?  Jedyna dobra rzecz – to naprawienie relacji z matką- spokojnie już dywagowała, przymknęła oczy, trochę drzemała.

Coraz bardziej tęskniła za domem Aliny, za ścieżką prowadzącą na jej ulubiony szlak,  tęskniła za widokiem z okna, za zapachem  liści i tlącego się świerkowego  drewna. Chciała już widzieć snujące się opary nad łagodnymi zboczami, zielonymi wzgórzami- jak ze starej piosenki…

Wreszcie, gnała w górę do drogi, skrzypnęła furtka. Alina machała z okna. Zaraz wybiegła.

Anka zdyszana popijała podany przez Sokołowską sok z malin z kawałkami lodu. Alina odgrzewała obiad.. Postawiła talerz przed Anką talerz zupy. Patrzyła, jak ta z przyjemnością zajada smaczną pomidorówkę.

- Aniu…

- Słucham.

- Nie, może zjedz, ja nastawię wodę, może zrobię herbatę, bo na kawę to chyba już za późno.

- Nie, ja chętnie wypiję kawę.

Sokołowska wiedziała, że Anka niecierpliwie czeka na informacje, których Alina nie zdradziła jaj telefonicznie.

- Aniu, bo słuchaj- zaczęła bez ceregieli Alina. – Tu obok jest ten dom, podobnie jak ja wynajmuje gospodarz pokoje, ale …gospodarza w zasadzie tu nie ma, jest jego siostra, ona jest sporo starsza ode mnie. Była tu parę dni temu. Dowiedziała się, że mam zamiar coś rozbudowywać. Wiesz, w takiej małej osadzie wieści szybko się rozchodzą. Ona ma poważne problemy zdrowotne, musi mieć operację,  wysiadają jej kolana, potrzebne jakieś protezy, zatem praca w pensjonacie odpada. Brat szuka więc kogoś , by prowadził ten pensjonat. Zdał się na siostrę, by to był wedle niej ktoś zaufany. Inaczej – wszystko pójdzie na sprzedaż. A tam pracuje ktoś przy sprzątaniu, pokoi jest więcej , nie to co u nas.  Proponuje, bym ja z tobą wzięła się za zarządzanie tym pensjonatem. Ty musiałabyś zobaczyć , jak wygląda to od strony prawnej, no  trzeba jakąś umowę sporządzić. No , jak z kosztami.  Umówiłam się z nimi na jutro. Czas nagli, są tam goście, a i  ten brat ma się pojawić. Wydaje mi się, że to lepsze dla nas, byłby czas na uporządkowanie u mnie bałaganu. Na Janka też możemy liczyć. Ekipę do remontu by miał.

- OK, to nawet dobre by było. – Pani Alino, to nawet dobra sprawa. Spadło nam z nieba. – Anka zadumała się. – Jakie los płata figle. – No, tak, ale  umowa ważna, koszty , rozliczenie tego, no i  czy my finansowo na tym wyjdziemy dobrze…Czy robimy jedynie za nadzorców, czy za gospodarzy?  Trzeba to wszystko dogadać.

- Jutro się zorientujemy, jesteśmy umówione. – Aniu, myślę, że to dla nas dobra propozycja.

Sokołowska widziała, że Anka jest zmęczona. Jeszcze chwilę pogadały o wizycie Anki w domu.

- Jak mama się trzyma?

- Daje radę, wraca powoli do swego rytmu, choć na pewno sprawa rozwodowa ich czeka. Na stare  lata takie sobie zrobili rewolucje! Ale może jak pojawi się wnuk…Może to trochę oderwie matkę od złych emocji.

- No, coś ty! Naprawdę?- Na pewno to jej pomoże. Doda jej sił, będzie mieć zajęcie. 

Gawędziły jeszcze , ale noc zapadła, kot przemknął pod domem, Karuś szczeknął dla zasady. Z daleka dochodziły głosy zabawy, muzyka.

- Tu chyba jest moje miejsce- powiedziała cicho Anka. Patrzyła w niebo ciemniejące, gwiazdy mrugały. Jakie inne to niebo tu jest. No, inne- pomyślała

wtorek, 25 kwietnia 2023

***


Boże, ja chcę wierzyć bezgranicznie…

Patrzę na groby i krzyże cmentarne

Piękne mogiły z marmuru

I przy drodze stary  świątek.

Boję się , że gdzieś znikasz!

Coraz trudniej mi Ciebie odnaleźć

W obrazach wojny, krwi

W Sodomie i Gomorze

W wyprawach krzyżowych

W słowach pełnych nienawiści

wzywających Ciebie!

Na ryngrafach , na sztandarach

powiewa krzyż wiodąc do rzezi…

Patrzę kolejny raz na wielkie oczy

Dzieci idących do komór gazowych

lub leżących pod murem granicy

Granicy…Granicy- czego?

Gdzie jesteś , dobry Boże?

Bo podszepty  szatańskie docierają

Lotem na ten ziemski padół.

Czy jak Hiob wytrwam?

zdj. pinterest


czwartek, 20 kwietnia 2023

Dywagacje kobiety dojrzałej. Święta


  Kobieta czuła wyczerpanie- typowe dla przedświątecznej krzątaniny. Choć tego roku nie wykonywała jakichś gruntownych porządków. Ogarnęła wzrokiem pokój. Wytarła jeszcze raz półkę i kapiące kropelki wody z kwiatka. Żyrandol błyszczał bielą. Do pionu postawił ją dochodzący zapach pieczonego ciasta. Sprawdziła, już było gotowe. Po chwili je wyjęła , posypała cukrem pudrem, wyniosła do zimnego korytarza, tam w folii już stała wielkanocna babka. W lodówce wędlina czekała na pokrojenie, zastygła galareta trzęsła się jakby i ona obawiała się swego wejścia na stół. Kobieta zajrzała do pokoju męża, on po pracy w ogrodzie spał. Wyszła, bo wiedziała, że należy mu się odpoczynek.
Wieczór już zapadał , chłodny. To przedwiośnie, ten piękny czas- nadziei, oczekiwania. Śnieg jeszcze czasem powitał Wielkanoc bielą, czasem temperatura osiągała powyżej 20 stopni. W tym klimacie wszystko jest możliwe- myślała kobieta- Nic mnie nie zaskoczy w kwestii pogody.
Nie miała pomocy w kuchni. Syn – przyjechał ze swojego dalekiego miasta, przerwa na uczelni nie była za długa. Odkurzył jedynie swój pokój, siedział z nosem w telefonie. Co jakiś czas usiłował podkradać coś z ciasta. Był wciąż wielkim łasuchem.
  Nie oczekiwała wielu gości. Miała być mama, trzeba ją teraz zawozić do kościoła, potem koniecznie wspólne śniadanie. Brat wraz z rozrastającą się rodziną szykował się na śniadanie w swoim gronie. Obiecywał wizytę po południu. Matka chciała też być u syna. Po śniadaniu , po odpoczynku -obiecywał, że pojawią się z żoną. Wypiją kawę, pojedzą ciasta, a potem mama wyprawi się do nich. W poniedziałek miała się pojawić znajoma ze studiów, nieraz przyjeżdżała z mężem, bezdzietni, nie mieli rodzeństwa. Z reguły pojawiali się na krótko, bo też opiekowali się starszymi, schorowanymi rodzicami.
Kobieta raz jeszcze zerknęła na stół, już nakryty białym obrusem, przygotowała sztućce, zastawę. Mąż zadbał o dobrą wodę mineralną, wędlinę , pieczywo. Stał koszyczek z przygotowanymi wiktuałami. Nie, nie robiła już pisanek, tylko jajka pomalowane w cebuli. A kiedyś, ile z mamą robiły kraszanek, malowanek. Z koleżanką gnały z koszyczkami, chwaląc się, jakie piękne ich wyroby, rękodzieła. Teraz ograniczała wszystko do minimum. Święta mają być ważne, a nie te ozdoby, palmy, kreacje, fryzury. Zobojętniała na to. Pragnęła spokoju, wytchnienia, jakiejś błogiej beztroski, a to ostatnie było rzadkie i niełatwe w dziwnych czasach, jakie nastały.
Zapatrzyła się w płomień forsycji, która połyskiwała na tle pochmurnego granatowego nieba. Jak ten krzew się rozrósł, ile gałęzi przybyło świerkowi obok- dziwiła się kobieta. - A jak z roku na rok jest nas coraz mniej przy tym stole- skonstatowała. Ktoś tam ich zapraszał, z bliższej i dalszej rodziny, ale nie było nic ustalone. Nie chciała iść tam, gdzie czuła , że jest nieproszonym gościem, że psuje komuś klimat i całą koncepcję dnia, przyjęcia. Mąż mówił, że jest przewrażliwiona, ale ona wiedziała swoje. Forsycja ma coraz więcej kwiatów, świerk gałęzi, a moje życie robi się jak ten stół- pokryty coraz większym obrusem, ale wielu ludzi wokół niego mniej i mniej. Niektórzy odeszli na zawsze , a inni nie pojawiają, się, po prostu…Dzieci dorastają, zakładają rodziny.  Czas biegnie, wszystko się zmienia. Pocieszyła się, że może syn zapewni niebawem gwar większy , może on zapełni ten dom ludźmi.
Zatem- Alleluja! Wtórowało jej pochrapywanie z drugiego pokoju i odgłos telefonu syna.

zdj. własne


poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Wesel-nie

 

Anka szła ociężale w kierunku znanego jej budynku, całe lata tu spędziła. Nie wiedziała , jak ma się zachować wobec Kempińskiej, układała sobie w głowie cały plan rozmowy. Po chwili znów zmieniała koncepcję, nawet pomyślała, że mogła załatwić wszystko telefonicznie. Ale to idiotyczne- co ja wymyślam. Pewnie jakieś podpisy, papierlogia. Weszła już do budynku, portier witał ją wylewnie, komplementy swoje prawił. Anka stanęła wreszcie przed drzwiami swego pokoju. Kempińska słysząc jej głos, dosłownie uciekła drugimi drzwiami. Przy biurku siedziała młoda stażystka, chyba jakieś praktyki zaliczała, a może już zatrudniona na miejsce starszej poprzedniczki, Ance wydawało się ,  że  pomyliła pokoje. Kempińska zawsze tu siedziała, rzadko przebywała w swoim gabinecie. Dziewczyna jednak zapewniała Ankę , że niczego nikt nie pomylił.

- A czy zastałam  panią Kempińską?

- Tak, ale musiała na chwilkę wyjść, zaraz tu będzie- ze spuszczonymi oczami miotała się dziewczyna.

- Może przyjdę później? Może potrwa dłużej  nieobecność pani Marzeny? – dopytywała się Anka.

Kempińska patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Przemywała twarz zimną wodą. Nie, nie mogę zachowywać się jak głupia baba, nie mogę jej tam zostawić teraz, nawarzyłam piwa, muszę je wypić…- myślała gorączkowo. Czuła, że twarz ja pali. Ogarnęła się jednak, tym bardziej, że jakieś dwie kobiety weszły do toalety. Ruszyła szybko  do pokoju, stażystka poderwała się.

- O, właśnie, pani Marzena jest już!- nowa asystentka wykrzykiwała radośnie.

- Chodź, Aniu, pójdziemy do mojego gabinetu- rzekła cicho Kempińska.

Anka szła za szefową, ta proponowała kawę, ciastka.

Kempińska wykonywała masę niedorzecznych gestów, coś wciąż poprawiała na biurku.

- Jak pobyt w Bieszczadach?- pytała chaotycznie. – Ślicznie wglądasz. Chyba klimat ci tam służy.

- Owszem udany pobyt i klimat- sucho odpowiedziała Anka.

- Pogoda dopisuje? – Kempińska usilnie chciała podtrzymać rozmowę.

- Tak. Pani Marzeno, dopisuje. - Ja chcę dowiedzieć się ,czy mój urlop już kończy się, czy mogę go przedłużyć?

- Aniu, byłam w kadrach parę dni temu, zresztą sama wiesz, ile urlopu miałaś do wykorzystania, masz chyba jeszcze jakieś dwa tygodnie. – A potem już powrót do pracy.

Kempińska już uspokojona wskazała , by Anka usiadła.

- Dobrze, już porozmawiajmy o urlopie, o powrocie do pracy.

- No, właśnie. Ja w związku z tym, ja, ja.. chyba będę musiała zrezygnować z pracy tutaj- Anka jakoś źle się czuła wygłaszając te słowa, jąkała się.

Kempińska poderwała się, podeszła do okna, po chwili znów usiadła.  Zapytała w końcu ze  łzami w oczach:

- To przeze mnie? – Powiedz, nienawidzisz mnie... Nawet tobie zniszczyłam życie…Zakryła twarz rękami, trzęsła się od płaczu. Nie mogła się opanować.

Anka podeszła do niej, objęła, pozwoliła się kobiecie wypłakać.

- No, już , dobrze, nie mieszajmy tych spraw.- Proszę. To dla mnie też trudne. Nie chcę pani oceniać. Ale moja matka też płacze. – Jak ja mam się w tym odnaleźć?  -Proszę , porozmawiajmy o pracy. Pani Marzeno, ja po prostu tam mam zamiar wspólnie ze swoją nową znajomą założyć pensjonat. Musimy wziąć kredyt.

- Ale jak weźmiesz kredyt, kiedy masz zamiar odejść stąd? – Tam znajdziesz pracę w pełnym wymiarze? – Jaki bank da ci pieniądze?- dociekała Kempińska słuchając słów Anki jakby ta mówiła o locie w kosmos.

-  Można jeszcze dostać kredyt  pod hipotekę domu , pani Alina- moja wspólniczka  właśnie myśli o czymś takim, to będzie tylko rozbudowa. Ma dojść kilka pomieszczeń, remont budynku, a nie budowa nowego. – Są też formy dofinansowania w ramach projektu, ja ze względu na wiek, spełniałabym warunki. Tylko ten dom musiałby być i moją własnością.

- Słuchaj, ja jeszcze proponuję ci przemyśleć to. Masz dwa tygodnie, wymówienie możesz złożyć zawsze. Tam możesz dojechać w każdym dogodnym dla ciebie czasie. – Ja nie będę ci się naprzykrzać swą osobą. Poznasz bliżej Agnieszkę, wprowadzisz ją w to wszystko- spokojnie przedstawiała swoje wywody szefowa.

- Dobrze, pomyślę- zapewniła ją Anka i wstała szybko, chcąc się pożegnać.  Nie wspomniała nic o ojcu. Wychodząc uśmiechnęła się  do stażystki.

Może mi wystarczy ten czas...- myślała. Poczuła ogromną ulgę opuszczając gabinet.  Ulica zalana słońcem. – Uff- chyba sobie pozwolę na lody. Szła do domu delektując się ulubionymi malinowymi. 

W domu zastał ją rwetes,  hałas. Matka radośnie wykrzykiwała:

- Jak się cieszę, o Boże, to wspaniała wiadomość!

Krzysiek dopadł do Anki, wycałował, obracał siostrę  jak w tańcu szalonym!

- Co się dzieje? – Odbiło wam?- Anka nic nie rozumiała w tym chaosie.

- Będziesz ciocią, a ja babcią ! – Aniu, Krzyś przyniósł cudowną nowinę. – Wasz tatuś niech żałuje, że nie dowiedział się jeszcze!

- Mamo, daj spokój. On  też będzie w końcu dziadkiem, czy tobie się to podoba,  czy nie. – Brachu, gratuluję, naprawdę , jestem szczęśliwa, że wam się udało- przytuliła Krzyśka- Anka bardzo wzruszona szczęściem brata też otarła łzy.  Oby wszystko się powiodło- myślała.

- Ilona tu przyjedzie zaraz po pracy! – Krzysiek nalewał bąbelki do kieliszków. – Lekarz robił USG, to już prawie drugi miesiąc. Jest wszystko w porządku. Miejmy nadzieję , że wszystko uda się!

Matka była uszczęśliwiona, jak ona  potrzebowała tego. Zatem przełknie bez problemu wiadomość o moich planach- myślała Anka, popijając szampana. Wymknęła się do swego pokoju, wybrała numer do Aliny.

- Pani Alino, będę jutro lub pojutrze.

- Cieszę się, tym bardziej , że mam dla ciebie wspaniałą niespodziankę- głos wspólniczki brzmiał tajemniczo.

- Ale co? Co ? Proszę nie trzymać mnie w niepewności.

- Aniu, to  nie na telefon, będziesz, zobaczysz. –Pa, czekam!

- Pa!

zdj. własne