Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


piątek, 4 grudnia 2020

W tanecznym kręgu

Zimny wiatr  przenika

promień jakiś błąka  się 

a potem szybko umyka

Wiosna, lato, jesień, zima

Mijają, mijają

Dzień do dnia podobny!

Bo jedna pora nastała dziwna

nienazwana, niedopisana

nieznana, bezimienna.

Ale siedzi w nas , a wokół

rozpanoszona trwa i gra

na nerwach, gra zajadle

I śmieje się drwiąco

Fantazjując , umykając

naszym schematom

Ma je za nic, za nic!

W kręgu tanecznym

Kości trzeszczą złowieszczo

Wszyscy równi równi

Król i nędzarz, dobry, zły

Pies wyszczerza tylko kły

On jeden wie, co się dzieje...

 


                                    obraz- galeria internetowa . Wilki. Z. Beksinki




niedziela, 15 listopada 2020

Czekam

 

Niebo zabłysło błękitem
Słońce późnym brzaskiem
Wstało zgodnie z rytmem
 
Nie, nie , nie!
Ja nie potrafię
Mój rytm wypadł z rytmu
A już zmęczyła rutyna
Zaczynam tęsknić za nią
 
Nie, nie, nie , nie potrafię!
Cieszyć się jesiennym
Blaskiem, feerią barw
Czekam, czekam naiwnie
Chyba na  Godota.




poniedziałek, 19 października 2020

Nostalgia

Zaczynam tęsknić za tym co przedtem
Za długą nocą i szarym dniem
I staniem na przystanku gdy plucha
Utyskiwaniem na pogodę i niepogodę
Zżymaniem na polityków, urzędników
Gawędzeniem na ławce z nieznajomą
Czy lubi może kawę z pianką , czy bez
Bez masek, bez dystansu, bez strachu
Podawanie sobie rąk…
Lato minęło , wiosna, a teraz jesień
A my jak w letargu, w unikaniu
W ciągłym oczekiwaniu
Na cud. Nie- na cud
Chyba że do Boga
Też trzeba wypełnić jakiś kwit…

 

               zdjęcie - własne

 

 

 

niedziela, 18 października 2020

W kolejce

 Stał w namiocie, przed szpitalem, teraz takie prowizoryczne pojawiły się. Pandemia, cholera, a tu tłum. Przyjechał z Niemiec, musiał przejść badania jeszcze raz, był już na kwarantannie, ale jeszcze raz, kurwa mać wysłali go tutaj. Baby jakieś się drą, wiatr wieje, zimno , ręce zgrabiały, a papierzyska jeszcze trzeba wypełnić. Wpisał lewe dane, a kto to sprawdzi, zmyślił numer telefonu, podał stary adres matki. Potem niby patrzyli w dowód, ale kto to sprawdzał, czy się zgadza. Dowód też już na wymarciu, niebawem ma go zmienić. Przytupywał w miejscu. Miał lekkie pantofle. Wreszcie podszedł, sprawdzili mu temperaturę, kobitka popatrzyła w papiery, niby czytała, potem rzuciła do pudła i kazała mu się zbierać  do przychodni. Poszedł, tam znów jakiś cieć go spryskiwał śmierdzącym gównianym płynem. Szukał numeru gabinetu. Znalazł, siedziało trochę ludzi, niektórzy gawędzili, inni zamknęli się na wszelki kontakt, maska na pysk i zero rozmowy. Dojrzał na palcach jednej piękny pierścionek z brylancikiem. Ładne cacko, wziąłby za to ładną kasę. Kobieta zauważyła jego spojrzenie i zaraz założyła rękawiczki. Oparł głowę o ścianę i udawał, że śpi.

***

Dojechała taksówką pod szpital. Kierowca wydał jej resztę. Pomógł otworzyć drzwi. Stała i bezradnie rozglądała się wokół. Nie poznawała tego miejsca, pełno samochodów, ludzi, jakieś namioty. Szła powoli, kolano bolało ją niemiłosiernie i bark. Powoli doszła do przychodni , ale tu ją wycofał jakiś czerwony z gniewu człowiek wskazując ten biały namiot. Udała się zatem tam. Okulary zaparowały, założyła maskę. Miła kobieta z kolejki wszystko jej wyjaśniła, potem nawet z jeszcze jedną  zakrzyczały wszystkich, że ta pani powinna być obsłużona od razu. Ktoś coś pomrukiwał, ale młode zagłuszyły go. Pielęgniarka wzięła jej dokument, pomogła wypełnić, powiedziała gdzie ma iść. Znów ten zły spryskał jej ręce. Szła już w kierunku przychodni, dobrze znała to miejsce.  Siadła jak inni pod drzwiami. Miała czas, nie śpieszyła się… Pan doktor pewnie będzie ten sam, miły człowiek.

***

Obudził się, kolejka była mniejsza, zaraz wejdzie. Zauważył jakieś dwa krzesełka dalej starszą kobietę. Była chyba sama, torebka, pewnie portfel, bo te wiekowe nie mają kart. Patrzyła gdzieś przed siebie.  Wizyta zaliczona, dostał potwierdzenie, że nic mu nie dolega. Czekał aż wyjdzie ta starucha. Poszedł do wyjściowych drzwi. Szła trzymając się laski. Podbiegł do niej , usłużnie oferując pomoc. Uśmiechnęła się dziękując.

- Jak miło, jest pan tak uprzejmy.

- Podprowadzę. Gdzie trzeba?

- Do postoju..

- O, teraz to problem, tu zlikwidowali, ale ja chętnie podwiozę swoim.

Poszła z tym obcym człowiekiem. Był tak szarmancki. Wsiadła do samochodu obok, zapiął jej pasy.

Jechali, nawet nie zapytał o adres. Nic się nie odzywał. Nagle poczuła ogromny lęk. Wiedziała już, zrobiła coś potwornie głupiego. Wyjechali na obrzeża miasta. Ona już nic nie mówiła.

- Proszę , tylko nie zabijaj , mnie niewiele zostało już, zabierz to wszystko, masz mój portfel- powiedziała drżącym głosem

- Dawaj te pierścionki, zegarek, wisior też- rzucił krótko.

Otworzył drzwi, wypchnął ją. Wyrzucił laskę, niech tam stara gdzieś dokuśtyka. Włączył na full radio i wcisnął gaz.

Kobieta rozglądała się, usiłując rozeznać się, gdzie jest. Poprawiła okulary, na szczęście - całe. Szła powoli w kierunku miasta, może zaraz będzie jakiś przystanek MPK. Wiał zimny wiatr, zaraz będzie deszcz, a ona chyba zostawiała parasol u tego podłego człowieka… Uff. Przystanek. Siadła i nagle zaczęła się śmiać, bezgłośnie, a potem coraz głośniej. Wrony jej wtórowały.  Pierścionka najbardziej szkoda, a reszta.. Niech się zapcha tym ten podły człek. Śmiała się ze swojej głupoty i naiwności. Szarmancki złodziej. Dobre! Po chwili powoli wsiadła do pierwszego autobusu, nieważne gdzie, byle dalej , jak najdalej stąd.


zdjęcie- bank tapet




środa, 7 października 2020

Nie odpłynę


Nie odpłynę na Wyspy Szczęśliwe
Przynajmniej na razie
Choć chętnych do rejsu
Byłoby wielu
Teraz droga z oznakowaniem
Bez sensu i bez celu
Busola zwodzi i zawodzi
Bo ludzie maskują się
Nawet na ciepłych atolach
I w zimnych rejonach Pacyfiku
Szukam, szukam zatem w sobie
Zakątków Dobrej Nadziei.

zdjęcie- tapeciarnia




środa, 23 września 2020

Dzień jak każdy

Rano zerwała się słysząc głos budzika. Sen jakiś był wredny, nie chciała sobie nawet go przypominać.  Dzieci już biegały po korytarzu, córka wydzierała się , a syn nie ustępował. Dobijali się do łazienki.  Bingo szczekał.  Mąż tylko zerknął do sypialni i po chwili słychać było warkot silnika. Odjechał.. A ona zwlokła się wreszcie, dała wściekającej się nastolatce uprasowaną poprzedniego wieczoru bluzkę. Wpadła do kuchni słysząc jeszcze jakieś zawodzenie.  W końcu wydarła się, co przyniosło chwilowy efekt. Syn dokonywał ablucji, a dziewczyna malowała paznokcie. Syczał czajnik. Parzyła dla siebie kawę w ekspresie. Syn wrzucił jedynie  ulubi one chrupki do mleka, zagrzał w mikrofali. Miał w nosie ostrzeżenia matki, by nie nadużywał tego świństwa. Czekał już na niego kumpel, zatem szybko połknął miskę  pulpy…I złapał do torby kanapki. Rzucił coś na odchodne.  Nie wytrzymała , zapaliła papierosa. Córka  popukała się w czoło.  Matka wzruszyła ramionami, miała gdzieś jej teorii o wpływie nikotyny na organizm.  Sama im nieraz prawiła kazania. Czuła swą niekonsekwencję. Czuła pogardę dorastającej dziewczyny.  Czuła pogardę sama do siebie.  Nie było jednak czasu na bawienie się w argumenty i kontrargumenty. Tym bardziej, że czas pokazywał kwadrans do ósmej.  Marzyła, by wreszcie córka skończyła dopijanie mleka. Jeszcze chwilę stała przed lustrem.  Już nie konsultowała z matką od pewnego czasu doboru ciuchów i makijażu.  No bo –po co?

Usłyszała sakramentalne- Pa! , rzekła- Pa…zamknęła drzwi. Łaziła z  kąta w kąt, popijając kawę, włączyła wiadomości w telewizji. Jakiś czerwony od gniewu człowiek coś wykrzykiwał, przerzuciła kanał, tam znów ten głupi serial, a na innym ubolewania nad topniejącym lodowcem.

- Bingo! Chodź, idziemy na spacer- pies posłusznie przybiegł z drugiego końca domu, był już na dworze, zawsze rano mąż go wypuszczał na podwórko.

Założyła  dres, a na to płaszcz, wzięła smycz. Bingo był chyba w ósmym niebie. Wyszła. Wiatr zimny smagał policzki Jesień przypomniała swą szarą stronę. Klon zgubił liście, brzoza jedynie płonęła w  żółci. Bingo węszył, idąc przy nodze. Stary był i biegi już nie dla niego. Po znajomej rundzie doszła do sklepu , kupiła drobiazgi i coś do obiadu. Stwierdziła, że pójdzie na łatwizną i zamówi sobie pizzę. Młoda jadła zieleninę, a młody pizzą nie pogardzi.  Mąż jadł obiad w biurze. Czasem wracał po kolacji. Opowiadał o przepracowaniu, a ona próbowała coś opowiedzieć o sobie i swoim dniu…Czasem niby wysłuchał, czasem nie miał czasu. Nieraz zasypiał fotelu. Tak, wiedziała , że jest przepracowany, nie ma czasu, nie można mu zawracać głowy.
Ale i ona ma też coś do powiedzenia! To  że siedzi i gotuje im, pierze, robi za gosposię- to nie znaczy nic? Nieraz zastanawiała się, jakby zareagowali, gdyby wyszła , zostawiając tylko kartkę pożegnalną. Podjęłaby gdzieś pracę, w końcu ma studia,  no fakt, że za wiele nie praktyki, ale może udałoby się… Zawsze zaczyna się od zera, od jakiegoś punktu. Snuła swoje rozważania. Wyszła znów wieczorem z Bingo. Potem oglądała jakiś film, młodzi mieli swoje sprawy, randki, gadki , wyjścia, wizyty, gapienie się  w ekran komputera lub smartfonów. Wpadali, znów gdzieś biegli, szukali czegoś, pytali o tysiące rzeczy. Posyłali całusy i znów gdzieś pędzili.

Do czego ja im jestem potrzebna?- zastanawiała się.  Każdego prawie dnia  wchodziła na strych,  patrzyła na swoje  niedokończone obrazy.  Coś znów sobie obiecywała, że kiedyś tam dokończy. Rozwieszała  pranie, prasowała, wreszcie padała na kanapę.  Szła w końcu pod prysznic i zmywała z siebie cały dzień.  Córka wpadała dając buziaka na pożegnanie.  Zasypiała, Bingo chrapał w swoim legowisku, samochód  męża zajeżdżał późna nocą.  Słyszała, jak  szukał resztek w lodówce , potem  odgłosy  szumiącej wody. Pewnie znów zasnął  w fotelu…Ranek…Budzik.  Bingo szczeka, ach Bingo…


zdjęcie-pinterest

wtorek, 15 września 2020

Wizyta



Chodził bez celu po podwórku. Żniwa skończone, ceny marne. Za świniaka podobnie. Da chyba sobie spokój z hodowlą. Zresztą jeszcze tylko parę lat i emerytura. Stara tylko musi dłużej poczekać.
Przejął gospodarstwo po rodzicach. W szkole nie za bardzo mu szło, ojciec był wiecznie na niego wściekły. Zły humor mu mijał, gdy zabierał Staśka w pole, tam miał go na oku, poza tym chłopak sobie nieźle radził, wcale nie gorzej od najstarszego, już gospodarza pełna gębą- Kazika. Ze Staśka profesora nie będzie, ale może do czego innego go przysposobię- myślał.
A kłopotów  z nim było. Jakieś ręce miał lepkie, znosił do domu skradzione rzeczy. Ile wstydu musieli się najeść, gdy trzeba było potem to oddawać, przepraszać za tego bałwana.  Najbardziej zdenerwował się jeden nauczyciel, chciał na milicję iść, ale jakoś go udobruchali. Byli majętni, hodowla  największa w okolicy,  na nic im nie brakowało. Taki wstyd.
Potem gruchnęła jeszcze gorsza rzecz, ale starego łzy dławiły, jak sobie o tym pomyślał. Bał się nawet powiedzieć o tym głośno.  Wziął  Staśka do piwnicy, zdjął rzemień i bił , gdzie popadło. Matka chciała pogotowie wzywać, widząc twarz syna , koszulę pokrwawioną. Ojciec ciężko dyszał-jeszcze za mało, a ty lepiej idź do garów, bo i tobie się dostanie. Jezu, za jakie grzechy- mężczyzna płakał jak dziecko.
Stasiek jęczał: Przepraszam, przepraszam. Ja już nie będę.. Tatusiu..
- Zamknij się, cholero jedna. Ożenić cię trzeba, bo w końcu w łeb sobie strzelę.
Panna się znalazła, oni przecież  byli bogatymi gospodarzami. To nic, że Stasiek uchodził za lekko pomylonego. Swatowie aż piszczeli z radości, że takie coś im się nadarzyło.  Ślub , wesele z wielką pompą. Rodzice witali młodych chlebem i solą. Orkiestra grała, sala pełna ludzi.
I gospodarzyli, ojciec i matka pomagali, dopóki mogli. Przyszła choroba i starość, odeszli  jedno po drugim.   Grób mieli jak się patrzy. Ich przecież w końcu stać na to.  Teraz Stasiek został. Reszta już obdzielona, spłacona, ojciec o to zadbał. Siostra poszła do miasta, jedna zmarła mlodo, Kazik mieszkał w sąsiedniej wsi. Nie widywali się często. Czasem w święta. Na weselach, pogrzebach.  Nikt z rodzeństwa nie chciał ze Staśkiem wchodzić w jakieś zażyłości. Od dzieciństwa uchodził za dziwaka. Po prostu wstydzili się go. Już do tego  przywykł.
Wszedł do kuchni, siadł ciężko przy stole. Przyszła żona, siedziała wiecznie gdzieś na tyłach domu. Nikt jej nie odwiedzał, nie miała tu  koleżanek, czasem jakaś sąsiadka przyszła za jakąś sprawą albo sołtys. Jej rodzice też prawie wcale ich nie odwiedzali.  Pozbyli się mnie jak krzywego stołka- myślała ze smutkiem. Lata mijały, ona z nikim tu się nie zaprzyjaźniła, omijali ich wszyscy. Próbowała kogoś zagadnąć,  zaprosić, ale kończyło się na krótkich pogawędkach w sklepie. Potem na nic nie miała czasu.  Ostatnio oglądała codziennie seriale i inne głupoty.  Zerwała się, jak usłyszała kroki Staśka. Zaczęła krzątać się ,brzęczały talerze, łyżki.
Postawiła przed nim talerz zupy. Nie rozmawiali , podawała mu wszystko. Zapytała tylko, czy chce herbaty. Pokręcił przecząco głową. Nalał sobie kompotu. Odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni.
Nagle obok domu zatrzymał się samochód. Stasiek przełknął ostatni kęs chleba i wybiegł zobaczyć, kto się u nich pojawił. Po rejestracji widać było, że to z innego województwa.
Kto to  może być – zastanawiał się  Stasiek. Podszedł do bramy, uchylił furtkę. Zobaczył kobietę w średnim wieku, dość elegancką, wlepił w nią oczy, ale zaraz przypomniał mu się rzemień ojca.
-Dzień dobry!- zawołała przyjezdna- Czy może mi pan pomóc?
- Proszę, niech pani wejdzie , nie będziemy tak przez płot gadać-  zaprosił gościa.
- Co się stało? Coś z samochodem?- pytał Stasiek już mocno podekscytowany.
Ona zaczęła jakoś plątać się w odpowiedzi. Jakby i jej nagle zabrakło odwagi.  Zastanawiała się,  jak przed wygłoszeniem przemówienia.
Nagle wesoło zaszczebiotała- Ależ jestem spragniona, może wody ze studni poproszę.
Stasiek poleciał po kubek do kuchni . Patrzyła za nim, jej spojrzenie było chmurne, przylepiony uśmiech znikł. Wciąż nad czymś intensywnie myślała.
Przybiegł z kubkiem kompotu.
-Nasze jabłka, kompocik dobry, lepszy od tej zimnej wody. U nas już wodociąg, studnia jest, ale rzadko kto korzysta.
- Hm- kobieta mruknęła cos pod nosem. Oglądała podwórko. Podeszła do szopy. Dotykała jej desek jakby były z jakiegoś marmuru. – Coś mi przypominają… O i rower jest. Stał oparty obok. Rower z ramą i  bagażnikiem z tyłu. Aż się wzdrygnęła.
- Deski jak deski, o to jedna taka- Stasiek zaczął się niecierpliwie wiercić na ławce pod domem.
Nieopodal stały wbite w ziemię grabie, to przykuło jej uwagę.
- Sam pan mieszka w tak dużym domu?- zapytała.
- A, skąd- żachnął się.
Stasiek próbował przyjrzeć się jej twarzy, ale ona stała do niego półprofilem, oczy zasłaniała opadającą grzywką.  
- No, to w czym mam pomóc ?- zaczynał się niecierpliwić. Cel tej wizyty zaczynał być tajemniczy i ta kobieta zaczęła go drażnić.
- Chodzi o bzdurę,  powietrze schodzi mi z tylnego koła chyba, jakby był pan tak dobry i podpompował, a ja już jakoś dojadę do najbliższego serwisu, może koło trzeba zmienić.
- Proszę wjechać na podwórko- Stasiek  zarządził.
Otworzył bramę, kobieta wjechała z impetem za bramę, mało brakowało, a  straciłby nogę. W porę odskoczył.
- Ach przepraszam, taki ze mnie kierowca. Proszę wybaczyć – znów promiennie się uśmiechnęła.
- Pójdę po narzędzia- oznajmił .
 Wrócił. Ona stała oparta o maskę samochodu, na oczach miała ciemne okulary .Wyglądała jak jakaś gwiazda filmowa.  Pochylił się nad kołem , potem nad drugim tylnym.
Nagle poczuł przy uchu coś zimnego.  To był pistolet.
- Nie ruszaj się, ani drgnij, zboku!- mówiła cedząc  cicho każde słowo. Ręce na szyję i żadnego ruchu.  Zaraz siądziesz ze mną do samochodu i przejedziemy się pod las, wiesz gdzie, dobrze wiesz.
Oblał go zimny pot, już wiedział, kto to jest.  Basia, ta mała Basia. Teraz już dorosłą, nie poznałby jej. Skuła mu ręce, dobrze się przygotowała.
-Siadaj byku , tu obok. Nic mnie nie obchodzi, co będzie potem… Strzelę ci  w ten zakuty zboczony łeb. Myślisz, że nie wiem,  że nie tylko mnie zgwałciłeś. Starzy mieli kasę i ratowali ci tyłek. Ale jakbyś trafił do pierdla, to by ci go przetrzepali. Dla takich jak ty nie ma litości !  Moi mądrzy rodzice też uwierzyli w bajkę o kradzieży. A ty wywiozłeś  mnie na ramie roweru pod ten las. I sobie używałeś. Zaraz tam cię wywiozę w to pustkowie ,  zdejmiesz sam całe ubranie i zostaniesz na tym ściernisku z goła dupą.
- Nie, proszę ! – Stasiek krzyczał już w samochodzie.
 - Zamknij się ! Nigdy nie zrozumiesz, jak mnie skrzywdziłeś, nigdy, bo jesteś za  głupi . Ja miałam  przez ciebie zmarnowane życie, zanim do siebie doszłam.  Ty potworze- nagle zaczęła płakać. Ale zaraz opamiętała się.  Włączyła silnik. Cały czas trzymała przy jego nodze lufę pistoletu. Jego oblewał zimny pot, myślał intensywnie, jak się wyswobodzić.
- Nie wierć się, bo wylądujesz w bagażniku.
Na odgłos warkotu samochodu z domu wybiegła kobieta. Pchała przed sobą wózek.
- Patrz, Andrzejku, jaki ładny samochodzik- zagadywała do  chłopca.
Dziecko było spore, za spore na wózek. Stasiek spuścił głowę. Chłopak miał może około 15 lat, pogięte sparaliżowane ciało, jego oczy były przymknięte, wydawał z  siebie jakieś nieartykułowane dźwięki.  Z ust leciała mu strużka śliny.
- O, cholera- zaklęła Baśka. –Wysiadaj , dyskretnie odpięła mu kajdanki, schowała pistolet.
- To był bałwanie tylko straszak. Nie wywiozę cię  pod ten las. Zawdzięczasz to temu biednemu  dziecku.-Widzisz kara przychodzi, jak nie w takiej , to w innej formie. Dzieci ci się podobały, to masz, masz za swoje. 
-Wysiadaj!- wypchnęła go z samochodu. A spróbuj puścić parę z gęby, to pójdę na policję i zgłoszę, że mnie napastowałeś. Na pewno uwierzą, jeszcze tu!- zaśmiała się.  Pomachała do dziecka, skinęła głową kobiecie i ruszyła. Otworzyła okno , wiał ciepły wiatr. Jakby coś  z niej zeszło, jakby ktoś zdjął jej z serca ciążący kamień.














czwartek, 10 września 2020

Zwierzenia Anubisa


Oswoiłem ludzi
Teraz nawet nie mumifikują
Nie muszą, takie czasy...
Wertuję Księgę i węszę
Jadę i patrzę na puste ulice
Wszyscy uciekają
Bo się mnie boją…
Jakiż błogi spokój
Obłoki płyną, a domy
Mijane stoją jak wryte
Za szybami cienie
Pozamykali się wszyscy
Tylko stary człowiek
Krzyczy, że sprzedaje
Chryzantemy złociste…


zdjęcie- własne


sobota, 5 września 2020

Jesień i proza


Nad poezja króluje podszyta
Niepewnością proza
A dzień jak nie dzień…
I noc do nocy niepodobna
Pory roku?
Mamy jedną porę!
Jesień tylko z przebłyskiem lata
Bo tu już rdzawe liście
I jakoś serce krwawi
Bo patrzymy przed siebie
I nie widzimy nic.
Nawet fusy nie wywróżą
Jasnowidz się nadyma
I profesor zadumany
I pan w eleganckim garniturze…
W twarzowej masce
A robi miny jak klown
Maski mamy , balu nie ma!


grafika- galeria internetowa

środa, 2 września 2020

Wódz?


Hitler wyglądał groteskowo, nie należał do mężczyzn, których można określić mianem – przystojny, ale był przygotowany do swojej roli.  Zanim wspiął się na szczeble, zapewne nie wzbudzał zainteresowania. Lichej postury. Posiadał jednak pewien dar- był dobrym  aktorem, Potem jego opiekunowie i później sam furer studiował  techniki  propagandowe, techniki – skupiania na sobie uwagi, przyciągania mas – nie posturą, ale słowem, gestem.
Historycy  podkreślają, że bardzo dobrze szło mu panowanie nad tłumem. Zarówno słowa, jak i sposób gestykulacji dobierał do odbiorców. – Przykład Hitlera jest przestrogą dla ludzkości. Czy on był chory?  W wielu programach dokumentalnych podkreśla się jego raczej psychopatyczną osobowość, a nie chorobę psychiczną, choć w rodzinie zdarzały się przypadki. Dlatego niechętnie wracał do swych rodzinnych stron.
Poza tym na charakter Adolka miało wpływ trudne dzieciństwo, jego niechęć do ojca, kult matki. Mówi się wiele o Annie Braun. I wcześniej przewijały się  młodociane osóbki , które ginęły dziwnie , zazwyczaj niby śmiercią samobójczą, co  świadczy raczej o trudnych i poplątanych relacjach wodzusia z kobietami.
 Co wybór Hitlera na przywódcę narodu mówi o niemieckim społeczeństwie? Dlaczego był uznawany za wodza, niemal  mesjasza? Dlaczego takie miernoty zdobywają ogromne poparcie i wspinają się wysoko na szczeblach kariery? Widzę na filmach z tamtych lat, jak tłum biegnie za samochodem, kobiety płaczą rzucając kwiaty, amok, psychoza, która potrafiła opętać cały naród. Kto wówczas podczas takiego wiecu zastanawiał się nad  wzrostem przywódcy, jego manierami, brakiem uzębienia, łysinkę,  Widziano  w nim to , co chciano widzieć. Właśnie.. Jedni – wielkiego wodza, inni –myśleli- taki zwyczajny facet tez może osiągnąć największą władzę, czemu i ja bym nie mógł. Jak w lustrze odbijają się wtedy emocje i potrzeby tłumu.  Ludzi pociąga piękny amant , ale i mały , lichy człowieczek świetnie opanowujący socjotechniki.
Widzimy i teraz osoby, które wspaniale posługują się tymi ostatnimi. Mową, ciałem, gestem przyciągają tłum- przy zdobyczach techniki – jeszcze większe pole do popisu. Mówi się tyle o tym, ile gwiazdy i te chcące nimi zostać wydają na zabiegi kosmetyczne, sztuki makijażu, szkoły chodzenia, etc. A tu – mały, lichy człowieczek, zaniedbany, zaprzeczenie wszelkiej konwencji mody, urody- zdobywa niemal cały naród. Wygraża pięścią, świetnie opanował sztukę przemawiania. Obiecuje, schlebia- swym fanów, grozi wrogom. Dzieli- stosuje starą zasadę, sprawdzoną od wieków…Wie dobrze, jak grać na emocjach. Jest dobrym aktorem. Tylko, jak skończy się sztuka z jego udziałem…



sobota, 29 sierpnia 2020

One ( fragment)

 


(...) Rankiem Anna szykowała się do pracy. Usłyszała pukanie i ku jej zdumieniu w drzwiach ujrzała rzadko widzianą osobę. Owszem, oczekiwała, że może młodsza siostra pierwsza się odezwie, może ją wesprze, ale myślała: jak zawsze ‒ próżne oczekiwanie. Już cisnęło się jej na usta pytanie, czy Zofię sprowadza jakiś interes. Ale ugryzła się w język.

‒ A, cześć, co tam? Dawno cię u mnie nie było.

‒ Tak jak i ciebie u nas ‒ stwierdziła uszczypliwie Zosia.

Anna pominęła ton głosu siostry. Nie działał już, już nie.

Pieszczotliwie wszyscy nazywali ją Zosią, jak małą dziewczynkę. Zawsze Annę to drażniło. Nie wiedziała sama, dlaczego między nimi była taka niechęć. Próbowała to nieraz zmienić, zapraszała siostrę z mężem i dziećmi. Ta jednak za każdym razem znajdowała wymówkę. W czasach szkolnych Anna miała swoje towarzystwo, Zosia swoje. Ignorowała wszelkie próby pojednania. Anna w końcu dała sobie spokój. Między nimi wyrósł wielki mur z niedomówień, tajemnic i niechęci.

Anna popatrzyła na nią bacznie. Ta pod wpływem spojrzenia wstała i zaczęła przechadzać się po pokoju.

‒ Tych obrazów sporo zebraliście ‒ stwierdziła.

‒ Słuchaj, o obrazach może innym razem pogadamy ‒ sprowadziła ją na ziemię Anna. ‒ Śpieszę się do pracy. Ty chyba też masz jakieś obowiązki, jest już dobrze po ósmej.

Nagle wstała, olśniło ją. Ona przyszła napawać się jej klęską! Bo wedle mniemania Zosi, Anna została pokonana przez jakieś tajemne siły.

W istocie, Zosia była nieco zaskoczona dobrym humorem Anny, tym, że starsza siostra wyglądała jak zawsze świetnie. Nie widziała nic z tego, o czym opowiadała matka. Chyba przesadzała z tym załamaniem nerwowym Anny. Zofia widziała Ankę w czasie śniadania wielkanocnego, ale prócz zdawkowych uwag, nie rozmawiały, zresztą sama pojechała zaraz do rodziców męża. Przyszła teraz, bo poprosiła ją o to matka.

‒ I co? Jesteś zawiedziona? – Anna czytała w jej myślach. ‒ Myślałaś, że zobaczysz tu pustą chałupę, mnie w stanie nędzy i rozpaczy. A tu takie rozczarowanie ‒ ironizowała. ‒ Pani dyrektor zawiedziona. Nie bój się, nie będę cię odwiedzać. Nie, nie porwę ci męża. Zresztą, zawsze na mnie leciał. ‒ Anna się zaśmiała. ‒ Nie w moim typie, nie obawiaj się – wyzłośliwiała się i dalej pastwiła nad Zosią: ‒ Leć, udowadniaj całemu światu, jaka to ty jesteś wspaniała, nie do pokonania, wiecznie „dygająca ucennica”… Odechciało mi się bawić z tobą w rywalizowanie już dawno temu, spódniczka już za ciasna.

Zosia patrzyła ze zdumieniem na siostrę. Wreszcie wydusiła z siebie:

‒ Nie poznaję cię. Jesteś wulgarna.

‒ Wulgarna? Szczera jestem! A znałaś mnie w ogóle? Idź teraz poskarż się tacie, jaka jestem niegrzeczna ‒ ponaglała Anna. ‒ Ja już idę do pracy. Pa! Zapraszam, jak masz ochotę, ale innym razem, jak naprawdę zechcesz szczerze ze mną pogadać, jak siostra, jak człowiek ‒ rzuciła, gdy tamta zamykała drzwi.

O Boże, jak dobrze, że mam to za sobą! ‒ pomyślała Anna. – Jej mina ‒ bezcenna. Może kiedyś wreszcie normalnie porozmawiamy. A, jeszcze buty dla Marty, chciała te srebrne sandałki na słupku ‒ mówiła już do siebie.

poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Sierpniowe anioły- raz jeszcze

 Też była ciepła noc i cykały świerszcze

W rocznicę śmierci mojej siostry bliźniaczki . Trochę z opowieści Mamy trochę mojej fantazji.. Na pewno całkiem wymyśloną postacią jest mężczyzna spotkany w drodze do domu.

Była cicha sierpniowa noc. Ciszę przerywało cykanie świerszczy i poświstywanie lokomotywy. Na małej stacyjce zatrzymał się pociąg Po krótkiej chwili wagony znów zaczęły miarowo wystukiwać znany sobie rytm i wreszcie szybko znikły gnane oparami białego dymu i mgły.
Kilka osób wysiadło na stacji. Wśród nich była młoda kobieta. Nie rozglądając się, szybko ruszyła w kierunku szosy. Nikt na nią chyba nie czekał, niosła ciężką torbę. W całej postawie podróżniczki można było dostrzec jakieś przygnębienie. Dźwigała bagaż jakby nie czując , że jest ciężki. Było jej to chyba obojętne. Szła przed siebie jak automat. ..
- Może pomóc? – zwrócił się młody człowiek, który także wysiadł na tej stacji.
- Ach, dziękuję- odpowiedziała wyrwana z zamyślenia kobieta.
Mężczyzna wziął z jej ręki bagaż i podrzucił go lekko jak piórko, zarzucając sobie na ramię.
- Pani tak sama?- zapytał. -Noc już późna….
- Wie pan, nawet nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, czy jest późno czy wcześnie. Na co za późno i na co za wcześnie?- zapytała nagle jakby samą siebie.
- No, czy ja wiem- on odrzekł dla podtrzymania rozmowy.
Ujrzał spadającą gwiazdę. Przez chwilę szli w milczeniu.
- Długą drogę ma pani jeszcze przed sobą? Bo ja przyjechałem do leśniczówki. Pani chyba idzie do wsi, prawda?
- Tak, do wsi. Jakoś tam może dotrę- trochę niejednoznacznie zabrzmiały jej słowa.
- Proszę się niczego nie obawiać, z mojej strony nie spotka panią nic złego. Obcy mężczyzna, las, noc. Na pani miejscu naprawdę można mieć pewne obawy- mężczyzna uspokajał ją , dostrzegając lęk w oczach.kobiety ..
- Mąż zazwyczaj po mnie wychodzi, ale dzisiaj po prostu nie mógł. Został sam z dziećmi..
I nagle głos jej się załamał. Zaczęła płakać. Na chwilę przystanęli. Ona oparła się o pobliskie drzewo, w końcu pod nim usiadła. Zaczęła szukać w torebce chusteczki.
- Proszę, niech pani powie, co się stało. To na pewno w jakiś sposób pani ulży- starał się ją uspokoić.
- Zostawiłam chore dziecko w szpitalu- tu zaczęła histerycznie płakać. Płacz chwilę nie dawał jej mówić. Po chwili wydusiła z siebie- Boże , dlaczego ja ją tam samą zostawiłam ? - pytała zrozpaczona.
- Niech pani mówi dalej- poprosił obcy.Jego oczy błyszczy metaliczne, w jego twarzy było jakieś ciepło dziwne ciepło.
- Lekarz dosłownie wygonił mnie , wręcz nakazał, żebym dziś zostawiła Dorotkę i pojechała do domu, że widzi jakąś poprawę , że jestem tam niepotrzebna,że...
- Może rzeczywiście lekarz ma rację. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu- mężczyzna starał się mówić jasno i spokojnie.
- Nie wiem, co tak naprawdę jest pani córeczce , ale w końcu w szpitalu są ludzie, którzy w jakiś sposób są za nią odpowiedzialni. -mówił to patrząc na niebo usiane gwiazdami.
-Tak, tak !-ona też podchwyciła tę myśl -Tak ,Dorotka dziś się lepiej poczuła. Nie było już takiej temperatury. Lekarze cały czas mówią o zapaleniu opon mózgowych, że teraz jest przesilenie, że ma silny organizm i powinna to wszystko przetrzymać. – kobieta westchnęła - Po co ja panu to wszystko opowiadam? Każdy ma swoje problemy, na co mu jeszcze czyjeś nieszczęścia.
- Widzi pani, niosę tylko torbę. Nie idzie pani sama przez ten las. Dobrze, jak czasem człowiek się wypłacze, wyżali , nawet komuś obcemu- zapewniał.
- Z pana to jakiś anioł, nie człowiek- wyrwało się jej nagle.
Nic na to nie odpowiedział jakby nie zaskoczyły go te słowa.Szli przez chwilę w milczeniu. Polna droga przeszła w wyłożoną kamieniami szosę. Drzewa wcinały się gałęziami w rozgwieżdżone sierpniowe niebo. Księżyc w nowiu już dawno zaszedł. Z daleka zaczęły pobłyskiwać światła Zbliżali się do wsi .
- Ja już teraz muszę skręcić do leśniczówki.-oznajmił. - Pani już ma blisko.
- Tak, tak. To już niedaleko. Bardzo panu dziękuję za to wsparcie, i ta torba taka ciężka.
- Proszę być dobrej myśli. Niech pani teraz idzie do domu, tam też czekają na panią dzieci i mąż.
Skręcił w ścieżkę prowadzą do leśniczówki. Kobieta powiedziała jeszcze raz niemal bezgłośnie: - Dobranoc. Po chwili pozostała sama na tych rozstajnych drogach. Nagle pomyślała , że w końcu nawet się sobie z tym człowiekiem nie przedstawili. Szli całą drogę nie znając swego imienia. Przecież to jakiś obcy , nigdy go tutaj nigdy nie widziałam- zastanawiała się - Może to ktoś z rodziny przyjechał do tych leśników?
Z zamyślenia wyrwało ją ujadanie psów. Wieś była już niedaleko, pobłyskiwały pojedyncze światełka. Jacyś młodzi ludzie biegli gdzieś jeszcze po nocy, słychać było ich śmiech.W oknach jej domu jeszcze świeciło się światło.Mąż wciąż czekał, już zagotował wodę w czajniku, zaparzył herbatę. Ona siadła, nawet nie miała siły zdjąć zdjąć z siebie swetra..Rozmawiali, żeby tylko odpędzić złe myśli.
Opowiadali , jak minął cały dzień. On zdawał relację , co się działo w domu podczas jej nieobecności, ona zaś z przejęciem tego wysłuchując, wypytywała go o szczegóły . Potem , kiedy już wszystko zrelacjonowali, popatrzyli na siebie jakby chcieli szukać jedno u drugiego jakiegoś pocieszenia. Nie chcieli mówić głośno o tym , czego się tak naprawdę obawiali -tego, że będą musieli pochować własne dziecko. Odpędzali tę myśl jak najdalej. Ona powiedziała mu o tym mężczyźnie, który był tak uprzejmy i pomógł jej nieść bagaż i tak ją pocieszał. Chociaż.. czy on mnie pocieszał- zastanowiła się.
- Nie mam pojęcia, kto to taki. Nie wiem nawet, czy w tej leśniczówce ktoś w ogóle mieszka. Może teraz są jacyś letnicy. - zastanawiał się mąż.
- Połóż się spać, odpocznij- zwrócił się po chwili do żony.
- Przecież jutro, a właściwe dziś trzeba będzie pojechać do szpitala. Może ty dziś zostaniesz, a ja podyżuruję przy Dorotce? – zaproponował.
- Sama nie wiem- westchnęła. Zajrzała jeszcze do dzieci. Spały spokojnie.
Usnęła,na godzinę lub dwie, ale nad ranem obudziła się. Nie mogła już zasnąć. Targał nią jakiś niepokój. Chciała wstać, ubrać się i pobiec tam do tego szpitala i wziąć na ręce to maleństwo.Jakiś ptak zatrzepotał skrzydłami o szybę. Aż poczuła niemiły dreszcz.
- Boże , dlaczego ja tam nie zostałam? Dlaczego , dlaczego ? pytała samą siebie trwożliwie.
Patrzyła w okno, które zaczynało jaśnieć plamą słońca. Nagle usłyszała szybkie kroki na schodach. Ktoś pukał do drzwi. Mąż wstał i otworzył je, przez chwilę rozmawiał z kimś półgłosem. Nie wszedł od razu do pokoju jakby chciał coś odczekać.
Ona już wiedziała. Wtuliła głowę w poduszkę i zaczęła głośno płakać , ale tak, by nie zbudzić pozostałych śpiących dzieci.....

2011


zdjęcie- galeria internetowa



środa, 5 sierpnia 2020

Sierpień

Jak ten czas leci.! Zaczęłam swoje opowieści o miesiącach we wrześniu ubiegłego roku. A tu już sierpień – jeszcze lato, czas żniw, zbiorów, zatem sierp- proste narzędzie używane podczas żniw. Nazwa miesiąca (według Brücknera; dawniej sirzpień) pochodzi właśnie od używanego w żniwach sierpa (por. cz. srpen, ukr. серпень / serpeń; chorw. srpanj ‛lipiec’). Inna nazwa to stojączka. Łacińska nazwa Augustus, zapożyczona przez większość języków europejskich, nadana została na cześć cesarza Oktawiana Augusta; przedtem miesiąc ten (początkowo 6. w kalendarzu) nazywał się Sextilis.
„Z pełnią lata wiązały się również tzw. zażynki, które przypadały na porę rozpoczęcia żniw. Rozpoczynano je, gdy ziarna były już odpowiednio twarde i słoma miała odpowiedni odcień. Często też rozpoczęcie prac było uzależnione od przepiórki, której śpiew był traktowany jako dobry znak. Żniwa były dla dawnych Słowian czasem szczególnym, gdyż od ich pomyślności zależało to, czy wyżywienia wystarczy na cały rok. Zwyczaje związane z tym szczególnym czasem mają dziś swą kontynuację w maryjnym świecie Matki Boskiej Zielnej, które przypada na 15 sierpnia.”
Sierpień tego roku nadal zdominowany wiadomościami o pandemii, pojawiają się znów obostrzenia, w wielu krajach przymus noszenia masek, dystansu… Dystansu. Oddalamy się , dystansujemy. Każdy rozmyśla, ile to potrwa.
W przysłowiach pojawia się wiele elementów związanych z czasem żniw- Jeśli w sierpniu dni jasne, będą stodoły ciasne., W sierpniu wielki zbytek idzie w pożytek. Zazwyczaj w naszej tradycji sierpień -miesiąc wzmiankowanych zbiorów, rolnicy także spoglądają w niebo, czy padać nie będzie, czy kłosy ciężkie i chleb z tego będzie? Czy może z kolei susza wszystkiego nie zniszczy, spali na wiór… Pamiętam jeszcze z dzieciństwa widok snopów ustawianych w tzw. kupki. Z babcią robiłam powrósła, a przynajmniej usiłowałam. Słychać było brzęk kos, ludzie odpoczywali w cieniu , gdzieś pod polną gruszą. Kobiety lub dzieci przynosiły coś do jedzenia, kompocik z jabłek w kaneczce. Smak zsiadłego mleka.. Potem zwózka z pola Jaka to była wyprawa! Majtanie nogami między prętami, a potem powrót na wozie ze snopami pełnymi ziarna. Były potem i żniwiarki, wreszcie kombajny.
Teraz też huczą, jadą wielkie maszyny, młode pokolenie nie wie, co to takiego kosa, sierp. Zapewne wielu nie wie, jak wygląda i do czego służyło.
Obfitował sierpień w naszej historii w wiele ważnych wydarzeń. W 1914 roku na dobre w sierpniu rozgorzał jeden z największych konfliktów- I wojna światowa.
15 sierpnia 1920 roku wojska polskie powstrzymały ofensywę wojsk Armii Czerwonej pod Warszawą. Wydarzenie nazwano „ cudem nad Wisłą”
W sierpniu 1939 z niepokojem obserwowano niemieckie statki wpływające do portu w Gdańsku. Okręt Schleswig- Holstein do Gdańska wszedł 25 sierpnia i zacumował przy nabrzeżu w Nowym Porcie, naprzeciw Westerplatte.
1 sierpnia 1944 r. wybuchło powstanie warszawskie- heroiczna walka mieszkańców stolicy z okupantem niemieckim, po drugiej stronie Wisły stały wojska sowieckie, patrząc na dymy i łunę nad osamotnionym miastem. Pomoc zachodnich państw sprowadziła się do pustych gestów. Wielu twierdzi, że powstanie było niepotrzebne, naraziło na śmierć tysiące ofiar. „Przeszli, przepadli”- jak pisał poeta K. K. Baczyński, który zginął 4 sierpnia… Hitler już w zasadzie pokonany rozkazał , by Warszawę zrównać z ziemią, by zniknęła unicestwiona. I jego podwładni wykonywali do końca rozkazy, jak gorliwie. 63 dni walki, nierównej , nieskutecznej, krwawej. „ Jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne obraz krwi, które czaszki białe toczy przez płonące łąki krwi…” – pisał w swej wizji koszmaru młody Baczyński.
Zakończyła się wojna , w maju 1945 fetowano zwycięstwo, ale Japonia do sierpnia nie poddawała się. Amerykanie 6 sierpnia zrzucili bombę atomową na Hiroszimę, a 9 sierpnia –na Nagasaki. Japonia pokonana podpisała wreszcie kapitulację. Do dziś skutki choroby popromiennej są odczuwane przez kolejne pokolenie.
W sierpniu 1980 roku w Polsce rozpoczęły się strajki robotnicze , tak naprawdę zapoczątkowane jeszcze w lipcu – w zakładach lotniczych w Świdniku, potem była Stocznia Gdańska, Szczecin. Dołączali się kolejni. Nastroje ludności nękanej złą sytuacją gospodarczą, brakiem podstawowych towarów i panoszącego się sowieckiego reżimu- doprowadziły do masowych wystąpień. Ludzie powiedzieli- dość! Po prostu – dość.. Dziś z perspektywy 40 lat oceniamy różnie tamte wydarzenia. Niektórzy sobie przypisując chwałę odbierają przywileje taki ikonom owych dni jak – Lech Wałęsa, Bogdan Borusewicz, Andrzej Gwiazda, Marian Jurczyk, Anna Walentynowicz… Władza wreszcie musiała ustąpić, podpisano tzw. umowy sierpniowe- 21 postulatów ogłoszonych przez Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Powstały Wolne Związki Zawodowe „ Solidarność”
Aż do grudnia 1981 mieliśmy złudzenie, ze wywalczyliśmy wolność. Teraz ją mamy, a czy potrafimy ją uszanować? Codziennie przekonuję się, że chyba nie dorośliśmy jako naród do tego. Umiemy jedynie walczyć, szanować Polskę wtedy , kiedy jej nie ma na mapie...
KW, 2020
źródła- Słownik etymologiczny A. Bruckner, slawoslaw.pl. wikipedia, kalendarium



zdjęcie - własne

piątek, 31 lipca 2020

Sukces?


Biegła jakby miała połamać nogi, chciała tak szybko podzielić się informacją z siostrą, rodzicami. Ojciec szczególnie stawał jej przed oczami, gdy wzruszał ramionami i cedził jakieś sceptyczne uwagi pod nosem. Już stała pod drzwiami, dzwoniła jakby się paliło. Słyszała jęczenie matki, typowe w takich wypadkach
- A stało się coś czy co?
-Mamo! Mamo! Wygrałam , wygrałam ten konkurs! No, jestem w dziesiątce najlepszych!
- Jaki konkurs? – matka mrużyła oczy pociągając mocno papierosa.
- Oj, tam ! Wiecznie nic nie wiesz ! Sama mnie namawiałaś!- Izabela odświeżyła wreszcie pamięć matce. Z pokoju wyjrzał ojciec, też zażywał popołudniowej drzemki. Iza tańczyła jak szalona, nic i nikt nie był w stanie w tym momencie zepsuć jej humoru.
-Proszę , mam zaproszenie na galę wręczenia dyplomów dla dobrze zapowiadających się talentów. Jestem w pierwszej dziesiątce! Gwarantują dobre szkolenie w Londynie. Boże, muszę wyrobić sobie paszport! – krzyczała podekscytowana.
- Po co ci paszport, chyba dowód wystarczy- matka stwierdziła. – Córcia, dumna jestem z ciebie. Przytuliła starszą córkę, która wbrew oczekiwaniom wybrała zawód fryzjerki. Próbowali z mężem wyperswadować jej to. Na próżno. Zawsze czesała lalki, potem siostrę, wszystkie ciotki i sąsiadki. Poszła do szkoły, o której zawsze mówiła. Był warunek, że ma zdać maturę. Iza poradziła sobie ze wszystkim. Czesała coraz więcej. Odbyła staż, pracowała w dość znanym zakładzie w mieście. Szefowa była z niej zadowolona. Do konkursu zgłosiła się przypadkowo. Zobaczyła w jakimś piśmie kolorowym informację, zadzwoniła, wypełniła dokumenty. Potem przeszła dobrze egzamin przed komisją. Miała upiąć włosy, głównie chodziło o upięcia. Zadali jej parę pytań dotyczących koloryzacji, a dziś to pismo! Wszyscy pochylili się nad dokumentem. Ojciec wystękał wreszcie, że gratuluje. Niebawem pojawiła się Olga, zachwycona sukcesem siostry. Gadały całą noc, snuły plany, Iza myślała nad kreacją dla siebie. Olga doradzała.
- Boże, ty wiesz, kto tam będzie? Same gwiazdy, nie mówiąc o tych z branży. Może uda mi się po tym stażu gdzieś zatrudnić.
Czytały wpisy na profilu Izy, pochwaliła się przecież , były liki, komentarze. Któryś raz z kolei przeglądały stronę konkursu, oglądały fotografie znanych ludzi. Wreszcie oszołomione poszły spać…Następnego dnia matka opowiadała o sukcesie córki sąsiadkom, zadzwoniła do siostry. Szefowa owszem, też wyraziła radość , ale skonstatowała, że teraz zostanie sama, jak Iza wyjedzie. Cały dzień prawie nie odzywała się do swej pracownicy. Potem szeptała długo z jedną stałą klientką.
- To tylko tygodniowy kurs, no i ta gala… Wiadomo, może zaraz wrócę, niech się pani nie martwi- zapewniała Iza.
Wreszcie wieczorem spotkała się z koleżankami z liceum. Jedna z nich- Magda też interesowała się nowinkami w branży fryzjerskiej, choć ją bardziej ciągnęło do modelingu , projektowania nie tyle samych ciuchów, co aranżacji występu na wybiegu- cała ta otoczka, dbanie o światła, muzykę itd. Siadły przy ulubionym stoliku , Iza opowiadała o swym sukcesie.
- I tylko na tydzień ?- zapytała Magda.
- Tydzień ma trwać szkolenie , ale i są jeszcze dni na wycieczki po Londynie, no i sama gala.
- Ja bym się cieszyła jakby mnie zaprosili na trzy dni- wtrąciła nieśmiało zawsze milcząca Julka. Magda zgromiła ją wzrokiem.
- Wiesz, Iza, to na pewno jest jakiś sukces, ale uważaj , tam potrafią nieźle kogoś zgnoić, jak czegoś nie potrafi- odezwała się tonem znawczyni Magda. – No i myślałam , że to organizuje ..tu wymieniła nazwę dość znanej marki kosmetycznej.
- No, może ta jest mniej znana, ale coraz lepiej sobie radzą, jest dość popularna, ich wyroby są bardzo dobre- oponowała Iza.
- No, właśnie , popularna firma – sceptycznie stwierdziła Magda.- Języka też nie podszlifujesz w tydzień.
- A co jest z moim angielskim? Dogadać się dogadam na pewno…Poza tym gala jest w Warszawie.
Iza czuła, jak powietrze z niej schodzi. Nagle jej sukces zaczął maleć, wydawał się być jakimś nic nie znaczącym faktem.
Odeszła od stolika, płacąc za rachunek przy barze. Magda nadal perorowała, jakie to konkursy organizuje się w branży modowej. To ma przyszłość. Fryzjerstwo to tylko dodatek. Ona już znalazła odpowiednie dla siebie studia.- A koki i te wszystkie upięcia jakoś jej nigdy mnie nie kręciły- zaśmiała się. Julka też się śmiała, ale ona zawsze robiła to, co jej najlepsza i najwspanialsza kumpela. Nawet nie zauważyły, jak koleżanka wyszła z kafejki.
Szefowa na drugi dzień oznajmiła Izie, że trzeba będzie pomyśleć o zatrudnieniu kogoś , bo wiadomo, czy po wojażach do Warszawy i Londynu pracownica wróci. Dziewczyna rozejrzała się po salonie, wszyscy w ogóle patrzyli na nią jakby im coś zawiniła, a przynajmniej tak się poczuła. Na ulicy parę znajomych minęło ją, jakby jej nie znali. Sąsiadka patrzyła na nią jak na kosmitkę.
W domu przeglądała Internet, pod swoim zdjęciem zauważyła parę niemiłych wpisów, usunęła kilka osób z grupy znajomych. Magda zaś oznajmiała, jak interesuje ją styling , look… Wrzuciła nagle ze sto zdjęć ulubionego projektanta i swoich. Iza siedziała przy stole smutna, matka pogłaskała ją jak dawno temu, gdy była jej malutką dziewczynką. Po chwili milczenia odezwała się cicho:
- Iza, jedź, dasz radę. Wrócisz, założysz własny zakład, a może zostaniesz tam. – Dasz radę! Ja w ciebie wierzę! Nie czytaj tych wpisów, wyłącz ten telefon, bo ci zaraz go wyrzucę!
- Ach, mamo- Iza przytuliła się do matki. Znów wracały jej siły.
Ojciec tylko wtrącił sakramentalne- Pożyjemy, zobaczymy.
KW, 2020
zdjęcie- galeria internetowa

środa, 29 lipca 2020

Bezsilność

Dziwną rzecz u siebie zaobserwowałam. Od chwili ogłoszenia pandemii. Najpierw to przymusowe siedzenie w domu, praca on- line, dziwna Wielkanoc, potem luzowanie obostrzeń , wybory, i nie..Potem znów wybory. Powrót w realu do pracy, maski, płyny. Teraz wakacje, nawet na półmetku. A ja cały czas nie mogę od paru miesięcy zrobić remontu w kuchni. Nie kupuję nowych ciuchów. W szafie wiszą jeszcze te, które może miałam parę razy na sobie albo wcale... To i po co wydawać na kiecki? Nie namalowałam , ba nie naszkicowałam nic od prawie pół roku... Nawet nie zastanawiam się nad tym, co będzie, nie snuję żadnych planów. Jakieś drobne planiki. Codzienna rutyna, patrzę w niebo, zachwycam się nim .Chwalę w myślach te "rzeźby obłoków" Ale na dnie jakiś niedosyt, Dlaczego? Pytam -dlaczego?

zdjęcie - własne



poniedziałek, 27 lipca 2020

Raport z miasteczka w czasach zarazy, cz. XIII. W zawieszeniu oraz siła paniki


Sierpień za pasem, mija niemal pół roku od tego nowego sposobu naszej egzystencji. Próbujemy żyć, unikamy niebezpieczeństw. Dostosowujemy się do nakazów. A z drugiej strony -turyści ruszyli w różne strony świata , otwarto hotele, restauracje, stadiony… Jednak nie odbędą się coroczne festiwale, imprezy, koncerty - zawieszone. A jeśli odbędą się , to w innych termiach. Tylko – w jakich? W mediach stale komunikaty o kolejnych liczbach chorych, zakażonych, badanych i tych na kwarantannach. Stale toczące się dyskusje, objaśniane teorie. I nadal nikt chyba nie wie nic. Wiemy tylko o liczbie chorych, odbywających kwarantannę, wiemy o objawach etc. Wciąż teorie wygłaszane przez tęgie głowy – czasem wzajemnie wykluczające się.
Zauważyłam ostatnio podczas krótkiej podróży busem pewną prawidłowość. Owszem, starano się zachowywać zalecany dystans. Maski miały głównie starsze osoby, młodzi już nie wszyscy. W drodze powrotnej bus nie był tak przeładowany. Chociaż to przewoźnicy powinni dostosowywać się do określonych norm i nakazów. Przecież nie jest to chyba trudne. Podobnie jak wskazane maski. Słyszymy o niefrasobliwości ludzi wypoczywających nad morzem, niektórzy zachowują się jakby chcieli zaczarować rzeczywistość. A tak się nie da. Choć każdy pewnie chciałby, by wreszcie Covid-19 nas opuścił. Fetowana szczepionka Amerykanów nie daje oczekiwanych rezultatów. Stamtąd wciąż komunikaty o ogromnych liczbach zakażeń. Zatem cierpliwość, oczekiwanie, choć wielu nie wytrzymuje tego psychicznie. Nie wytrzymuje i finansowo, plajtują firmy, sklepy, restauracje. Twarda ekonomia zawsze mówi prawdę, słupki są nieubłagane. Niektórzy twierdzą, że to rodzaj wojny, a nawet cos gorszego od tej dotychczas znanej ludzkości. Może jednak tak samo doprowadzić do ruiny gospodarkę świata. Używamy wciąż słów- dane, wskaźniki, pomiary, kwarantanna, wyjście, obostrzenia, dostosowanie, pandemia, epidemia, ulgi, zakażenie, zaraza, szczepionka itp.
Weszliśmy jak Alicja do innego świata, na jakąś drugą stronę, nieprzewidywalną, chcielibyśmy wreszcie znaleźć jakieś światełko w tunelu i wydostać się do poprzedniej wersji. Kiedy? Staramy się sami siebie nie zagłuszać, nie podsycać paniki, bo chyba ta ostatnia najbardziej nas obezwładnia i powoduje, że przestajemy myśleć. A może jak wierszu Miłosza - ten staruszek przewiązujący pomidory ma rację?



zdjęcie- tapetus