Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


poniedziałek, 27 grudnia 2021

Uciekali

 

Uciekali, uciekali…

Gnał ich strach

Z dalekiej pustyni  na bagna przybieżeli

Dzieci, matki, starcy

I  przerzucani  jak zwierzyna

Jak towar z jednej strony na drugą

Siedzą może gdzieś w zimnym lesie

Śnieg prószy,  czasem ktoś serce okaże

Inny głosi, by sobie poszli, skąd przyszli

I wędrowcy idą…Lub giną!

A u nas na stole puste talerze dla zbłąkanych

Puste talerze? Chyba puste serca

 Wyprane z uczuć …

Uciekali , uciekali  Jezus I Maryja

z Maleństwem..

Kolęda? Jak śpiewać?

Jak  głosić  radość?

Gdy masz oczami

Załzawione oczy maleństwa w lesie…


 


zdjęcie- galeria internetowa 

 

 

niedziela, 12 grudnia 2021

Już nigdy


Już nigdy nie będzie tak samo
Już Tamten czas nie powróci
Filozofowie śnią dalej
A codzienność skrzeczy
Wbija w nas igły strachu
Knebluje jak zawodowy
Bandyta wynajęty chyba
Przez samego diabła
A liczby krzyczą!
Bardziej o nasz los zatroskane
Niż my sami.
Na razie bijemy s
w swoich wojenkach
Dopóki nie dopadnie nas
Czart świszcząc oddechem
I błagać będziemy o akt łaski
O zrzucenie maski
o zwyczajne szare życie.

zdjęcie- politykazdrowotna



sobota, 27 listopada 2021

Przed zachodem słońca

Mijał piękny dzień. Niebo było niemal bezchmurne. Słońce powoli chowało się za koroną drzew. Cykały świerszcze, słychać było jeszcze świergot ptaków, z oddali dochodziły odgłosy ciężkiej maszyny. Ktoś jeszcze pracował w polu. Pora żniw, pora zbiorów też powoli zbliżała się do kresu. Obok szosą z rzadka przemknęło jakieś auto. John palił papierosa, Dorothy nuciła ulubiony szlagier. Ucięli pogawędkę jak zwykle, przekomarzając się o to i owo.  Na trawniku przed domem opiekunka bawiła się jeszcze z Mary. Mała przebierała ulubioną lalkę, robiła jej fryzury wciąż inne.

- Niedługo wyrwiesz jej wszystkie loki!- ostrzegała matka śmiejąc się z poczynań córki. - Alice, nie ma rosy ? Może już robi się chłodno?- dopytywała niani.

- Nie przesadzaj- John ostudził jej nadopiekuńczość. Jest jeszcze ciepło, poza tym nie biega, bawi się spokojnie. Alice nie robi z nią rund po trawniku.

- Ja wolę dmuchać na zimne- wydęła wargi Dorothy.- Zresztą zaraz słońce zajdzie. Trzeba będzie się zbierać, trzeba zjeść kolację.

- A , wiesz kogo dziś widziałem?

- No, kogo?- pytała Dorothy.

- Meggy

- Jaką Meggy?- zapytała udając, że nie pamięta, o kim mówi John.

- Oj, ty chyba masz coś z pamięcią- żachnął się mąż.- Meggy Tylor, tę, z którą pracowałaś w jednym hotelu. Byłyście chyba dość zaprzyjaźnione.

Dorothy kiwnęła głową, jej oczy stały się nieruchome- wpatrywała się w dal, niby na córkę, niby gdzieś  daleko ponad chmury, które powoli zasnuwały zachodnią stronę nieba.

- Alice! Wracaj z małą już do domu, zaraz przyjdziemy na kolację- krzyknęła do kobiety. Ta posłusznie zabrała Mary, dziewczynka początkowo buntowała się, ale ustąpiła, posłuchała niani i podreptały razem w kierunku kuchni.

- Nie słyszysz o czym mówię- John zdzwiony patrzył na Dorothy- Nie interesuje cię Meggy i to , co chcę ci powiedzieć.

- No, słucham- starała się go udobruchać, ale czuła swoje napięcie. Ręce miała mokre od potu.- Jakoś gorąco- otarła czoło.

- Przed chwilą mówiłaś, że się ochładza. Oj, ty marudero.- Ja tej Meggy w pierwszej chwili nie poznałem- wrócił do rozpoczętego wątku. – Szła taka wyfiokowana z jakimś przystojnym mężczyzną. Pamiętam ją z biura w waszym hotelu. Taka szara myszka. Bardzo nieśmiała była. Ona nawet podobała mi się, wiesz? Przychodziłyście razem do baru na lunch, tam cię poznałem- uśmiechnął się promiennie.

- Co ty nie powiesz?- żachnęła się żona.

- Meggy zatrzymała się, poznała mnie. Przyjechała z Nowego Jorku. -Ona wyjechała przed naszym ślubem chyba- zastanawiał się John.

- Tak, wyjechała. Nawet nie powiedziała mi nic o swoich planach.  Zaprosiłam ją na ślub, ale nie przyszła. Wysłałam zaproszenie na ten adres,  który miałam. Zadzwoniłam do jej matki, ta powiedziała, że córka wyjechała. Pomstowała na nią. Potem słyszałam, że Meggy trafiła do jakiegoś dobrego hotelu, jest z kimś bardzo bogatym.

- Przedstawiła mi tego eleganta jako swego męża. Też chyba  z branży hotelarskiej. Niezbyt rozmowny. Ja z Meggy chwilę pogawędziłem, a ten jej, zdaje się Paul, wsiadł do samochodu. Ale jaka maszyna- entuzjazmował się John.

- Coś ci jeszcze mówiła o sobie? Mają dzieci?

-  Nie pytałem o dzieci, ona nic nie mówiła. Wiesz, takie gadanie o wszystkim i niczym. Pytała o ciebie. Kazała cię pozdrowić. Potem przyszła jej matka, była w piekarni. Wsiedli wszyscy i pomknęli.

- Mama już nie jest na nią obrażona? - z ironią odrzekła Dorothy. – Może ten wielki hotel to ich własność, zatem mamusia jest zadowolona, wybaczyła nawet ucieczkę wyrodnej córki.

- Oj, coś taka naburmuszona. Wyjechała. Jakoś sobie życie ułożyła. A tobie czegoś brak? Ja awansowałem, mamy piękną córkę, dom. Nie musisz pracować. I wiesz dobrze, że bardzo cię kocham- przytulił jej głowę do swego ramienia. Czuła , jak mocno bije mu serce. Meggy, ten  Fox, hotel – kiedy to było… Niech odfrunie jak zły sen.

- Chodźmy, kolacja pewnie czeka- John złapał ją za rękę i powędrowali do jadalni. Słońce już zostawiło tylko ślady swej bytności. Niebo zrobiło się purpurowe jakby miało zapłonąć nad bałwanami granatowych obłoków.

 



obraz- E. Hopper( oficjalna strona artysty)- Sunlight in Brownstone

piątek, 26 listopada 2021

Proroctwo?


" Jeden młody diabeł zapytał starego : Jak ci się udało zaprowadzić do piekła aż tyle dusz? Stary diabeł odpowiedział : Wzbudziłem w nich strach! Odpowiedział młody :

Super robota! A czego się bali? Wojen? Głodu? Odpowiedział stary :Nie, bali się choroby!

Na to młody : czy to znaczy, że nie zachorowali? Nie umarli? Nie było dla nich ratunku ?

Stary odpowiedział : ależ nie,...zachorowali, umarli, a ratunek był. Młody diabeł zdziwiony odpowiedział : to w takim razie nie rozumiem???

Stary odpowiedział :

Wiesz oni wierzyli, że jedyną rzeczą, którą muszą zatrzymać każdym kosztem przy sobie jest ich życie. Przestali się przytulać, witać ze sobą. Oddalili się od siebie. Zrezygnowali ze wszystkich kontaktów społecznych  i z wszystkiego co było ludzkie! Później skończyły im się pieniądze, stracili pracę, ale to był ich wybór, bo bali się o swoje życie, dlatego zrezygnowali z pracy nie mając nawet chleba. Wierzyli ślepo we wszystko, to co słyszeli i czytali w gazetach. Zrezygnowali z wolności, nie wychodzili z własnych domów dosłownie nigdzie. Przestali odwiedzać rodzinę i przyjaciół. Świat zamienił się w taki obóz koncentracyjny bez przymuszania ich do niewoli. Zaakceptowali wszystko!!!

Tylko dlatego, by przeżyć chociaż jeszcze jeden mizerny dzień.... I tak żyjąc, umierali każdego dnia!!!  I właśnie w taki oto sposób było mi bardzo łatwo zabrać ich mizerne dusze do piekła ..... „

C.S. Lewis - "Listy starego diabła do młodego ''  ( 1942 r.) 

zdjęcie- galeria internetowa- tapetus



piątek, 19 listopada 2021

***


Niech będzie zwyczajnie
Prozaicznie, przewidywalnie
Niech zagości wreszcie spokój
A nawet nuda!
Czy to się uda?
Ale znów jedynie cuda?!
Już nieraz cuda nas zawiodły
na manowce i w otchłanie
Koszmaru i strachu...
A ja chcę wyjść bez obawy
na ulicę, bez maski
chcę posłuchać
pogodnych wiadomości
o pogodzie w Krakowie...
Ale dalej w zmowie hybrydy
Głupoty, nienawiści i strachu…
I guzik już naderwany!


zdjęcie własne

piątek, 29 października 2021

Po nocy

Przyszedł dzień. Noc minęła jak jakiś kalejdoskop. Wieczorem dobrze się bawiła. Przejechała z ludźmi z biura około setki kilometrów na tę coroczną imprezę. Imprezę… Dorothy powoli zaczynała odświeżać, co wydarzyło się minionej nocy. Wzdrygnęła się, bo usłyszała chrapanie. Jezu, to był szef. Skąd on się tu znalazł? Początkowo miała spać w dwuosobowym pokoju razem z Meggy, siedziały nawet razem w autokarze. Potem zjadły kolację i…Meggy gdzieś jej umknęła. Dorothy wzięła jedynkę, wymawiając się przed zdziwioną koleżanką, że brakuje dwójek. Muszą zamienić pokój na dwa jednoosobowe. Ki diabeł mnie podkusił. Komfortu mi się zachciało. Miała ochotę pobiec do Meggy i ją przeprosić.

Naiwna Meggy kupiła jej opowiastkę, że niby tej dwójki jakieś małżeństwo potrzebuje . Poczciwa Meggy. Ona pewnie już prawie gotowa do wyjazdu. A ja siedzę w tym pokoju goła, nieuczesana. Odskoczyła od okna. Była naga! Za godzinę na pewno będą musieli się zbierać. Nie zejdzie chyba na śniadanie. Narzuciła na siebie szlafrok. Potem zaczęła przetrząsać torebkę, znalazła kalendarz i zaczęła skrupulatne obliczenia. Jasna cholera. Nie powinno być wpadki! Na razie nic mu nie powie. Jutro umówi się z tym chłopakiem , którego codziennie spotyka w barze.
Zaczęła szarpać śpiącego- Panie Fox, panie Fox, proszę iść do siebie. -Zaraz zaczną latać wszyscy po korytarzu. Na jej przyciszony , acz stanowczy głos zerwał się na równe nogi.
- A, Dora, moja Dora- jeszcze całkiem nie wytrzeźwiał, wygramolił się z łóżka.
- Będzie gadanie! Chce pan tego? Żona od życzliwych zaraz się dowie.
-Masz rację, masz rację, skarbie. Spadam- już całkiem trzeźwy rzucił stanowczo, wsuwał buty, zawiązał krawat., wciskał do kieszeni jakieś papierki, chusteczkę . Wypychała go ponaglając.
Otworzyła drzwi, gdy już doprowadził się do ładu. Pusty korytarz i szef pognał… Nawet nie zapytał, jak ona się czuje. Boże, jak on mnie potraktował. Ja głupia upiłam się, poszłam z nim do łózka, ten mi coś obiecywał, że żonę rzuci. O, jaka jestem głupia. Wszystkie dziewczyny obściskiwał , w końcu wpadł na mnie. I nie wiem, kiedy tu znaleźliśmy się. Co by matka na to powiedziała, ojciec by mnie wydziedziczył. Trzeba było wziąć tę dwójkę z Meggy.
Poszła pod prysznic. Zmywała z siebie pot, łzy i ten brud, i te wątpliwości. Kalendarzyk ją uspokajał, ale umówi, umówi się jutro z tym faciem w barze. Na wszelki. Siadła przed lustrem, upinała niesforne włosy w kok. Malowała usta, szukała szalu, nie mogła go znaleźć. Trudno. Założyła żakiet i wyszła, bo zmieniła zdanie i zje jeszcze śniadanie wspólnie z innymi. . Dobrze, że nie zaspała. Gdzie ten szal, gdzie ? - wciąż zastanawiała się. Właściwie, po co jej był teraz potrzebny.
KW. 2021


obraz- Edward Hopper. Rano( źródło -oficjalna strona artysty)

poniedziałek, 18 października 2021

Granica


Śpimy przytuleni do siebie
Żeby nie zamarznąć i dziecko
Otulić, by przetrwało
Przez noc kolejną na tej
Nieludzkiej ziemi..
Wiatr targa liśćmi
A ich coraz mniej , zieleni ubywa
Za kolczastym drutem stoi
Człowiek. Ma maskę i ciemne okulary
Nawet nie wiem, czy spogląda na mnie
Może i on myśli o domu i rodzinie
Może? Pewnie się też modli
Ale ja teraz jestem jak ścigane zwierzę
Jak zbędny towar przerzucany
Z miejsca na miejsce
Gdzie granica, gdzie koniec tego piekła?
Czy jutro się obudzę?




zdj.okopress

piątek, 8 października 2021

Ranek w pokoju hotelowym


Obudziła się jeszcze zanim zadzwonił budzik. Organizm chyba przyzwyczajony do stałego rytmu wyrwał ją ze snu. Źle spała. Za ścianą słychać było niemal całą noc wrzaski – pewnie jakaś grupa młodych urządziła sobie dodatkową prywatkę, już miała tam pójść, ale pomyślała, że nie ma co się wdawać w dyskusje z towarzystwem, które i tak zignoruje jej biadolenie. Jeszcze oberwałaby jakąś butelką lub puszką. Cały hotel chyba nie spał do świtu , zewsząd dolatywały odgłosy muzyki i rozmów, chichotów, jęków… Chyba tylko ona jedna wyszła sama po wspólnej kolacji i tańcach, które urządzono na tyłach budynku. Miejsce było pięknie oświetlone, można było zejść na taras. Noc był ciepła. Poprosił ją usłużnie do tańca jakiś gruby, łysawy – Johny czy George- już nawet nie pamięta. Wycierał sobie wciąż czoło ociekające potem. Mignęła gdzieś koleżanka z jej biura- Dorothy, ale potem nigdzie nie mogła jej dojrzeć. Skończył się ten walc z Johnym- Georgem. Uff. Opuściła taras, obiecując partnerowi następny taniec. Pobiegła szybko do toalety, na korytarzu spotkała szefa. Ten zagadnął ją – Dobrze się pani bawi, panno Meggy? Coś nieśmiało odpowiedziała, ale ten nie słyszał , bo zajęty był mocno dwiema rozchichotanymi smarkulami, jedną głaskał lubieżnie po tyłku.
Spojrzała w swoje odbicie w tremo wiszącym przy wejściu do głównej sali. Widziała nawet niebrzydką twarz. Przypudrowała się, poprawiła włosy. Tyle forsy wydała na fryzjera i sukienkę. Szef zaproponował jej w ramach wyróżnienia udział w dorocznym zjeździe pracowników branży hotelarskiej. Wyszukiwał ciekawe miejsca. Niemal wszyscy to doceniali, czekali z niecierpliwością na wyznaczoną datę. Głównie młodzi. Nazywał ich swoim narybkiem, obiecywał nagrody i profity. Starsi pracownicy już nie byli łasi na te obiecanki. Wielu dawno pożegnało się z szefem. Jeśli chodzi o doroczne pohulanki, to mógł wybierać w całym kraju, oczywiście w lokalach należących do ich korporacji, bo tu było wszystko niemal za darmo. Meggy zatańczyła jeszcze raz z jakimś facetem, który mógłby być jej ojcem. Wypiła szampana, który usłużnie podał jej kelner. W głębi sali widziała twarz mężczyzny, który intrygował ją , kogoś jej przypominał. Nie miała jednak odwagi do niego podejść. Matka ma jednak rację – nici z tego wyjazdu, jestem ciamajdą, nie potrafię w takim tłumie znaleźć chłopaka i zabawić się. Po prostu! Jak mogę pójść do ślubu, jeśli nie umiem rozmawiać o byle czym , śmiać się, żartować. Tylu facetów , a ja stoję jak ten kołek albo tańczę z jakimś tatuśkiem. Sączyła kolejnego szampana. Nad patio wisiały lampiony, na ławkach tulili się złaknieni siebie i przygody. Ona patrzyła w niebo wypatrując gwiazd. Jutro będzie ładny dzień.. O czym ja myślę, Boże…
Taras pustoszał, ludzie wychodzili, te pary przytulone do siebie. Weszła powoli po schodach, jakby chcąc jeszcze zaczarować czas, ale nic się nie wydarzyło. Otworzyła pokój. Siadła na łóżku. Złożyła ubrania, tak jak zawsze- żeby się nic nie wymięło. Zmyła twarz, potem szybki prysznic, włosy owinęła w siatkę. Zgasiła lampę, sen nie nadchodził. Wokół wszystko szalało, grała cicho muzyka, a ona sama. W końcu przysnęła, zerwała się myśląc, że zaspała, że czas do pracy. Ale nie, to był hotel, teraz trwała cisza. Wzięła do ręki leżący na stoliku rozkład pociągów, przeglądała go od niechcenia. Przesuwała palcem po mapce stanów- od Alaski po Florydę. Muszę gdzieś ruszyć, muszę wyjechać , coś zmienić, coś… Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek telefonu. Kobieta z portierni przypominała o godzinach śniadania…Tak, tak, dziękuję, zaraz zejdę…Odłożyła rozkład pociągów.
KW, 2021



obraz- Edward Hopper, Hotel room 1931( galeria artgalery)

wtorek, 28 września 2021

***


A miało być tak zwyczajnie
A miało być tak jesiennie
Po polsku- raz na złoto, raz- błoto
ze słotą i chmurami jak sprane
Szare firanki…
A przegląda się jesień
W brudnych kałużach
Tak brudnych jak nasze myśli
Jest w zimnych mgłach
W zimnych dłoniach, spojrzeniach.

Zapętliła w rozedrganym krzewie
Zapętliła w zwojach drutu
W zasiekach, w spływających
Łzach i w deszczu kroplach
W rdzawo- czerwonych liściach
Jak krew na rękach
Na granicach…Sumienia?


poniedziałek, 13 września 2021

Oczekiwanie

 

Siedziałam w przychodni, było jeszcze trochę czasu, przyjechałam przed czasem. Lekarz nieraz przyjął wcześniej, ktoś się nie pojawił albo wizyta trwała krótko.

Obok też czekała kobieta, czasem ją tu widywałam . Znamy się tylko z widzenia- można by tak podsumować, cytując stary szlagier.  Przeciągało się oczekiwanie. Zaczęłyśmy pogawędkę- pogoda, pandemii…Nagle temat zszedł na sanatoria i w ogóle nasz system leczenia.

Uśmiechnęła się ironicznie- Ja i sanatorium. Idąc do dentysty , nie ujawniam swojej przypadłości, w średniowieczu spalono by mnie na stosie.

- Co pani mówi?- byłam w szoku.

- Zapewniam panią, że wiem, o czym mówię. Padaczka- choroba , która w naszym kraju jest napiętnowaniem. Musiałam walczyć o pracę, o godność… Nikt nie patrzy na to, że  mam wyksztalcenie, jakieś osiągnięcia, nie- to nieważne. Owszem, wygrałam sprawę w sądzie z przełożonym. Przywrócono mnie na dawne stanowisko. Ale jak zmienić mentalność ludzi, szczególnie w małej mieścinie… Ale to to nie dotyczy miasteczek, to jest wszędzie.  Moja choroba stygmatyzuje, niektóre zawody są zakazane dla nas. Niektóre- żachnęła się. My w każdym miejscu jesteśmy niemile widziani.

Zamilkła. Ktoś podszedł do okienka, o  coś pytał, potem wyszedł.

Ona ciągnęła właściwie monolog. Ja nic nie mówiłam. Patrzyłam na jej ręce, zaciśnięte mocno na uchu torebki.

 -Ataki nasiliły mi się po urodzeniu dziecka. Wcześniej były tzw. małe, rzadko się pojawiały. A potem… Ten ciągły strach o to, by w pracy wszystko poszło dobrze, żeby dzień minął bez „ wydarzeń”. I te spojrzenia, te ironiczne uwagi. Nawet w  placówkach medycznych niektóre panie rozmawiają ze mną jak z debilką, celowo zmieniają mi terminy, by mnie wypchnąć, by się pozbyć.  Kiedyś w autobusie źle się poczułam, zaraz zrobili cyrk, wsadzali w gębę jakieś ołówki, ząb złamany.  Kto w XXI wieku wpycha do ust przedmioty? Podnosi głowę?  Dzieci wiedzą, co to pozycja boczna bezpieczna.  W wielu krajach , z tego co wiem, choroba  nie ogranicza w zatrudnieniu, w codziennym życiu. U nas chorzy jak mogą – ukrywają chorobę, by nie mieć problemów. Mamy wsparcie u lekarzy- niestety, specjalistów- epileptologów nie ma wielu. A my chorzy, sami trochę jesteśmy winni, że jesteśmy tak traktowani. Powinniśmy walczyć o swoje prawa. Są jakieś grupy wsparcia, na FB też, są  fundacje, ale to kropla w morzu. Nic w zasadzie nie dzieje się, by coś zmienić- w nastawieniu społeczeństwa, ale i postawie  chorych. Chore , to po prostu jest chore.  Renty nie dostanę- bo słyszę, że mogę się przekwalifikować W wieku 50 lat mam przekwalifikować? – roześmiała się. Na cesarza może?  Juliusz Cezar, Napoleon, ale i Agata Chriestie, Dostojewski, tylu znanych i wielkich tego świata żyło z tą chorobą.

- Przykro mi- jedynie to byłam w stanie z siebie wydusić…

Ona zaraz weszła do gabinetu. Ja czekałam. Postanowiłam zaproponować jej spacer. Czułam, że potrzebuje rozmowy, zwykłej rozmowy. Była chyba bardzo samotna.



czwartek, 19 sierpnia 2021

Chwytajmy lato


Nabrzmiewa owoc lata
Soki spływają do słoja
Gdzieś po wybojach
Idzie jesiennym tropem
Kolejna pora, czeka na kosze
W sadzie, cieniem kładzie
Napuszone obłoki…
Chwytajmy promienie
Jeszcze te letnie
Te spowite zielenią
Zanim przejdą w ochrę
W cienistej alei…

zdjęcie- pinterest



sobota, 7 sierpnia 2021

Letni wieczór


Przybiegł tu zaraz , gdy tylko skończył pracę. Umawiali się wiele razy o stałej porze, ona czekała albo na ganku swego domu,  albo kręciła się w pobliżu jego fabryki.  W głowie miał zapisany cały rozkład  odjazdów i przyjazdów pociągów.  Planowali od dawna , że on zwolni się , ona spakuje i cichcem wyjadą z tej parszywej dziury. On miał znajomego w Los Angeles, na początek zaczepiliby się u niego. Potem jakoś by poszło, młodzi są, dadzą radę. Szedł do niej taki swobodny, już nie będzie gderał mu szef i wykorzystywał, oszukiwał przy opłacie. Chłopak poświstywał sobie wesoło ostatni szlagier. Zobaczył ją  z daleka, biegł. Czekała, jak zawsze , ale jej mina nie wskazywała na euforię.

- Ale o co chodzi?- pytał zaskoczony.  Próbował sobie wszystko jakoś ułożyć w głowie.  Na razie miał mętlik.

Ona spuściła głowę, nic przez chwilę nie mówiła.

W końcu wydusiła z siebie,  że ona nie pojedzie.  Nie, jeszcze nie teraz- uspokajała.

On był naprawdę rozgoryczony i wściekły:

- A kiedy?  W co ty ze mną grasz? Bawisz się ze mną w ciuciubabkę,  odchodzę z roboty, walizka spakowana, bilety kupione.  A ty – nie jadę.  Jak  mała dziewczynka.

Ona cicho płakała, ale nie tłumaczyła swojej nagle zmienionej decyzji.

- Już raz tak było, już gotowa, jedziemy i to samo. Dobrze, że wtedy jeszcze z pracy się nie zwolniłem.

- Teraz  z pracą nie ma problemu, znajdziesz inną- zdołała wydusić ona.

- Wiem- odburknął. - Tylko ja na pożegnanie nawkładałem szefowi. Nie przyjmie mnie. Znów muszę szukać gdzie indziej.

- Znajdziesz..

- Wiesz co, mam dość tych twoich wiecznych obietnic, mojego ganiania po dworcu, pakowania, szukania  lokum u kumpli, już się ze mnie śmieją. Ty masz z tego jakąś zabawę.

Ona nic nadal nie mówiła,  stała jak zaczarowana.  Patrzyła tylko,  jak on awanturuje się.  Ucichł, bo zza firanki ukazała się głowa jej matki.

- A siedź tu z tą bandą dzieciaków , podcieraj im tyłki,  szoruj podłogę. Gap się w okno.  Plotkuj z sąsiadką. Ja jadę sam. Już zdecydowałem. Bilet twój , co tam, niech stracę- machnął ręką.  Był rozżalony, wściekły, nawet na nią nie spojrzał. Patrzył gdzieś daleko -w coraz  ciemniejsze niebo nad miasteczkiem. Rzekł- dobranoc. Nie było mowy o przytulaniu.

Nie oponowała, nawet nie zatrzymywała go.  Śmieszny był z tą wizją wyjazdu.  Wróci. Była pewna, że on jutro znów przyjdzie wieczorem.  Złość minie. Dogada się jakoś z szefem. Patrzyła , jak odchodzi, coraz szybciej, aż znikł w mroku. Słychać było tylko szelest kroków, coraz cichszy, cichszy… Tylko świerszcze cykały.

Wyszła na ganek nazajutrz. Ustalona pora. Czekała godzinę, nie przyszedł. I potem kolejnego dnia..

W miasteczku dowiedziała się od jego kumpla z warsztatu, że wyjechał do Los Angeles.  Znajomy chciał jej coś  jeszcze powiedzieć, ale ona uciekła na drugą stronę ulicy, nie chcąc już nic więcej słyszeć, połykała łzy.  Łzy wściekłości na samą siebie, na niego, na wszystko i wszystkich.

Nagle olśniło ją, że ona pojedzie za nim do tego wielkiego miasta. Musi, koniecznie i to już jutro, tak, na pewno jutro. A może pojutrze..

KW, 2019


Letni wieczór E. Hopper( źródło - domena publiczna) 

środa, 14 lipca 2021

***


W wolności sami sobie
fundujemy niewolę.
Kagańce oświaty i maski.
Oklaski, oklaski, oklaski
Tłuste gęby nalane
Śmieją się i pięścią walą
Zasługami się chwalą
Świat mój się obraca
Gdzieś ucieka jak rwąca rzeka
Śmieję się , a płacz za serce chwyta
Ktoś mnie pyta- co się stało?
- Nic, nic , nic...
Po prostu trzeba żyć, trzeba żyć

zdj. pinterest

czwartek, 1 lipca 2021

Matka i córka


Czekałam w przychodni, razem ze mą parę osób. Niektórzy w maskach, inni już bez. Czas wlókł się niemiłosiernie. Naprzeciwko mnie siedziała kobieta, mogła mieć około 40 lat. Może mniej. Była bardzo elegancka, torebka znanej firmy, buty też. Wszystko przemyślane – począwszy od fryzury, skończywszy na wspomnianych szpilkach. Kobieta nerwowo obracała palcami. Zagadnęła mnie nagle z irytacją: - Ile można siedzieć u lekarza i ględzić? Każdy tu czeka, jeszcze dwie osoby przede mną . Nikt nie szanuje czasu i ludzi. Nikt nie przychodzi dla przyjemności! – krzyczała prawie. Ktoś westchnął, jakaś kobieta pogderała coś pod nosem. Niewiele jednak było odzewu na słowa zdenerwowanej kobiety. Chyba wszyscy znali zwyczaje tej przychodni. Każdy cierpliwie czekał na swoją kolejkę. Zwróciłam się jedynie ja do niej, by nie denerwowała się, że nic to nie da. Powoli zaczęła sączyć słowa. Jej głos z wysokich tonów nagle opadł. Mówiła spokojnie, niemal monotonnie. - Ja nie jestem chora. Nerwy chyba mi puszczają. Najpierw ta diagnoza, potem lockdown, trudność w ustaleniu wizyty. Ile czekałam! Telefoniczne porady- znów irytowała się. - Pewnie ktoś z pani bliskich jest chory? – zapytałam. - Tak, mama. Guz, nieuleczalny, nie możliwości operowania- opuściła głowę. Zapadła chwilowa cisza, dość niezręczna. Przedstawiłam się, dowiedziałam się, że pani Basia mieszka na jednym z dużych osiedli. Takie blokowisko. Dwa pokoje. Zabrała matkę do siebie. Chciała szukać pomocy, gdzie to było możliwe. Wydzwanianie, znajomi, porady, różne diagnozy, badania, w końcu szpital i wyrok… Mamie pozostało niewiele życia. - Ma chwile , że mówi do mnie jak małe dziecko, niczego nie rozumie. Trzeba ją karmić, ubierać. W zasadzie leży cały czas. Ona!- upaprana jedzeniem, w brudnej koszuli, którą trzeba zmienić. Ona! – w pampersach. A taka była z niej elegantka, ciuchy w szafie ułożone według kolorów, odprasowane. Potrafiła często przy wszystkich mnie złajać za małą plamkę na spódnicy. Nienawidziłam jej za to. Długo trwała między nami jakaś dziwna niechęć, nie odwiedzałam jej. Ojciec niewiele miał do powiedzenia. Jego praca związana była z ciągłymi wyjazdami. Pewnego dnia odszedł od nas, nagle. Ale przynajmniej się nie męczył. Słuchałam kobiety, która potrzebowała się wygadać. - I wie pani, ona ma od czasu do czasu takie powroty świadomości. Wspaniale nam się wtedy rozmawia. Tak jakbyśmy chciały nadrobić zaległości. Ja nigdy jej się nie zwierzałam. Bałam się jej krytyki. Była despotyczna. Dbała o mnie, o dom, o ojca. Ale to było takie zimne, wszystko wedle ustaleń. Może wyniosła to z domu. Jej matka, a moja babcia też była bardzo poukładana. A teraz w chwilach jej „ powrotów” – mamy tyle sobie do opowiedzenia. Dowiaduję się o jej pierwszych sympatiach, o tym, jak poznała ojca. Ja też opowiadam jej o swoich sprawach, o pracy. Teraz jestem na urlopie, ze względu na nią wzięłam zaległy. A jak będzie trzeba- przedłużę. Zresztą teraz sporo pracy on- line. Jednak nie mam siły gapić się w te tabelki, coś uzupełniać. Słuchałam pani Basi , nic nie wspominała o mężu, a ja nie chciałam być wścibska. Ona dalej zwierzała się: - Mamy jeszcze trochę czasu, musimy nadrobić zaległe lata milczenia, wzajemnej niechęci. Wczoraj powiedziała mi, że bardzo mnie kocha. Pierwszy raz powiedziała mi to wprost. Poryczałam się. A ona za chwilę patrzyła gdzieś daleko tępym wzrokiem. Zaraz usnęła jak niemowlę. Czasem czuję się jakbym była jej matką... Czeszę ją, układam włosy, by ładnie wyglądała. W tych dobrych chwilach zakładam jej ulubione bluzki, robimy makijaż, oglądamy zdjęcia… - Z kim zostaje, jak musi pani wyjść?- zapytałam. - No , właśnie. Mogę liczyć na sąsiadkę. Czasem zagląda pielęgniarka. Bywa też masażysta. Nie wiem tylko, co mojej matce te zabiegi dadzą- wydęła usta. - Ja jestem szczęśliwa , że odnalazłam kochającą matkę. Taki paradoks. Ona umiera, a ja się cieszę, że odzyskałam matkę, którą niebawem stracę. Pogłaskałam jej dłoń, po chwili usłyszała swoje nazwisko, ruszyła do gabinetu profesora. Wyszła dość szybko. Rzuciła mi tylko ozięble- do widzenia! Dumna, wyniosła szła długim korytarzem. Pochyliła się na moment. Szukała w torebce czegoś. Oparta o ścianę patrzyła w przeszklone drzwi. Wrzuciła do kosza chusteczkę i wyszła. Spojrzałam w okno- wśród gałęzi świerku synogarlica siedziała w gnieździe, pilnując młodych…


KW, 2021,zdj. pinterest

piątek, 25 czerwca 2021

Rozważania po północy

 Ignoruj tych, którzy Ciebie ignorują. Pisz do tych, którzy piszą do Ciebie. Nie porównuj się z innymi, nie myśl, co inni o Tobie myślą, to ich sprawa i ich problem. Ciesz się z każdej chwili radości. Przyjaźń jest tam, gdzie czasem jej wcale nie oczekujesz. Nie narzucaj się, nie zabiegaj, nie bądź znów naiwna. Naucz się mówić- NIE! Nie wracaj do tego, co było, czego nie da się zmienić już ani naprawić. Nurtu rzeki nie odwrócisz. Chmury rozpłyną się i przybiorą inne kształty. Podziwiaj je i patrz w niebo, ale pamiętaj , że pełno truskawek w zasięgu ręki. Jutro zapowiada się piękny, upalny dzień. Kosy będą śpiewać.... Zatem -carpe diem!


czwartek, 24 czerwca 2021

Letnie rozterki matki


Upał dokuczał od paru dni. Mucha uciążliwie brzęczała. Kobieta otworzyła okno chcąc pozbyć się uciążliwego owada. Niestety, była wciąż zdana na jego towarzystwo. Lato rozkwitło wreszcie po opóźnionej wiośnie, wszystko wokół jakby chciało nadrobić zaległości. Bez przekwitł, bielił się jaśmin. Zieleń obezwładniała malachitem i świeżym seledynem. Po trawniku biegały kosy. Kobieta sączyła kawę, już ledwo ciepłą. Odruchowo chciała zawołać córkę, ale zamilkła. Pokój jej dziecka był pusty. Dziecko, hm… Już oficjalnie jako dorosła osoba wyjechała ze znajomymi. Machali wszyscy szczęśliwi na zdjęciu. Mieli dość lockdownu, wyfrunęli jak ptaki zamknięte w klatce. Chcieli spotkań, słońca, nawet taplania się w deszczu, trzymania się za rękę, pogawędek wreszcie na żywo, a nie on- line. Kobieta myślała wciąż niepokojąc się, gdzie jej dziecko jest, co robi, czy się nic złego nie stanie...Jak to matka -martwiła się. Wahadło nastrojów opadało- od niepokoju po euforię radości. Nieważne, czy latorośl ma niespełna rok czy jest dorosłą osobą- dla matki będzie zawsze małą dziewczynką. To nie była nadopiekuńczość . Nie pilnowała córki jak cerber , nie wypytywała o wszystko. Cieszyła się, gdy ta sama jej opowiadała o swoich rozterkach, przygodach, niepowodzeniach, radziła się. Czasem się posprzeczały, ale widziała, że dziewczyna nie stara się ukrywać niczego, nie oszukiwała jej. Była jedynaczką , zatem traktowała matkę jak powierniczkę. Oby trwało to jak najdłużej- myślała kobieta. Nie znosiła kłamstwa. Mogła sama nawet coś przemilczeć, ale nie uznawała w relacjach rodzinnych oszukiwania. Mucha znów przysiadła jej na ręce, opędzała się od niej jak od złych myśli. Przyszła wiadomość, że młodzi dojechali na miejsce, już była fotka z pokoju, a potem z trasy, ze spacerów. Uff. Dobrze, że podróż się udała. Zerknęła na inne zdjęcie sprzed lat– ona, mąż , rodzice i maleństwo…Jak ten czas pędzi! Nieubłaganie. Teraz będzie rozmyślać, jak uda się droga powrotna. - Ależ , mamo – ja jestem już pełnoletnia!- wykrzykiwała przed wyjazdem córka. -Tak, wiem , tak jesteś dorosła. Musisz być jednak ostrożna. Nie zawieraj znajomości z przypadkowymi osobami. Trzymajcie się swojej paczki. – Mamo, nie jestem jakaś nieogarnięta… - Oj, wiem, wiem- machnęła ręką. Mucha wspinała się po szybie. Kobieta zaparzyła jeszcze jedną kawę. Nagle przypomniała sobie, jak po pierwszym roku studiów z dwiema koleżankami pojechały w ciemno- nad morze, spały wtedy w schroniskach młodzieżowych. Niezbędna legitymacja studencka. Były wspólne łazienki, kuchnie. Wtedy- dość obskurne. Ale nie przeszkadzało nic. Pogoda im dopisała, większość dni spędzały na plaży. Wracały do domu już we wrześniu, było spokojnie, bo dzieciaki wróciły do szkół. Opalone, zadowolone. Nie było komórek, chyba wysłała tylko kartkę do rodziców z widokiem Sopotu. Kto teraz wysyła kartki? Brzęczy, brzęczy mucha jak myśl natarczywa. Kobieta odpędza się od nich. A poza tym -ona sama, mąż w pracy, tylko mucha, kosy za oknem . Pies nawet schował się w cieniu…Czyli tak to wygląda. To ta pora z pogodzeniem się na upływ czasu, a wraz z tym nieodwołalnością pewnych rzeczy. Kawa znów wystygła. Mucha nagle wyfrunęła za okno wprost w krzewy jaśminu.
zdjęcie- pinterest

zdjęcie- pinterest

czwartek, 17 czerwca 2021

Z letargu


Obudziliśmy się z letargu

Chcemy lata, ciepła, wolności!

Dzień kolejny ucieka

Słońce upalnie zmęczone

Poszło już sobie...

I księżyc wędruje do kresu

Jak świeczka dopala się

Jaśniejąc w mroku

Serpentyny chmur  różowieją

Gwiazdy w amoku drżą z wrażenia!

 

Świat, nasz  świat  nie zmienia

Rytmu, kolorów, kształtów

Tylko my nieco w tyle za nimi

Znów wojny gwiezdne toczymy

Liczymy gubiąc się w swoich

Rachubach, ustaleniach

Ułomni nawet przy ziarnku

Piasku i kropli na liściu...


zdjęcie- pinterest

piątek, 11 czerwca 2021

Spotkanie autorskie- czerwiec 2021


"Wieczór autorski Pani Katarzyny Woś -autorki powieści One został zorganizowany w Miejskim Domu Kultury przez panie z Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej.

Gości powitała dyrektor Magdalena Widelska. W spotkaniu wziął udział Burmistrz Ireneusz Łucka, Przewodniczący RM Bogumił Siramowski, Joanna Kaznowska Sekretarz Gminy, dyrektor MDK Joanna Sidorowicz, bliscy i przyjaciele autorki oraz sympatycy twórczości autorki"- 

( źródło- gminabełżyce) 





                                    http://www.belzyce-mdk.pl/gazeta/2021/06_2021.pdf






poniedziałek, 17 maja 2021

Z dystansu


Póki drzewa okrywają się pledem zielonym
Póki rozbrzmiewa muzyka nocy
Póki świt rumieni się i słucha
Pierwszych treli kosa
Póki pełznie po liściu rosa
Wierzmy, że uda się pokonać zło
Wierzmy, że skończy się wreszcie
To nienazwane, niepojęte, przeklęte!
No bo kto hymn pochwalny wygłosi
Na cześć objawień wiosny
I nadchodzącego lata?
Nie możemy zawieść drzew
Kwiatów i psa na podwórku…


zdjęcie- galeria internetowa, tapety darmowe

piątek, 7 maja 2021

Moja ziemia

 

Ziemia czarna i żyzna

Ktoś mówi – moja ojczyzna

Stąpam po niej jak po

potłuczonym szkle

Drogowskazy ?

Niby są

A wiodą na manowce.

I dokąd, gdzie mnie zaprowadzi

ta trasa – ku rozstajom?

Na wygnanie? A może

wywiedzie w pole…

Skąd trudno wrócić

Do siebie nawet…


zdjęcie własne