Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


środa, 23 marca 2011

23 marca- Dzień Przyjaźni Polsko- Węgierskiej


Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki - w węgierskim brzmi to Lengyel, Magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát.

List, Bartok, nasz król Stefan Batory ...Mało wiem o historii Węgier, niewiele mogę tez powiedzieć o stosunkach polsko- węgierskich. Mieliśmy wspólnych królów, dobrze układały się nam stosunki sąsiedzki, bo byliśmy trochę sąsiadami...W zasadzie dostawaliśmy w kość od tych samych wrogów, więc może tak to zbliżyło narody, stąd to przysłowie....|Mam w pamięci obrazy starych kronik pokazujących wydarzenia w 1956, rewolucję, zgłuszoną krwawo przez ZSRR.

Jeszcze jako uczennica szkoły podstawowej byłam na dwutygodniowych koloniach w małej miejscowości nieopodal Debreczyna. To był rok 1980, niebawem miał wybuchnąć nasz polski sierpień. Wiemy , jakie problemy były wówczas z zaopatrzeniem naszych sklepów... Jako dzieci byliśmy oczarowani pełnymi półkami w sklepach węgierskich. Czekolady- nie na kartki, kawa, herbata, wędliny.... No, te ostatnie nie budziły naszego entuzjazmu wówczas.... Kuchnia węgierska też mnie nie zachwyciła, nie mogłam się wówczas przekonać do ostro przyprawionych potraw...mizerii słodko- kwaśnej. Panowały zupełnie inne obyczaje, zgoła odmienne od naszych.

Byłam zaś oczarowana krajobrazami węgierskimi, za oknem autokaru ciągnęły się kilometrami pola np. słoneczników. Na tle niebieskiego pogodnego nieba te żółte łany kwiatów wyglądały zjawiskowo...Za jakiś czas podziwiałam łany pszenicy. Rolnictwo mieli skolektywizowane, dlatego uprawy wyglądały inaczej niż u nas. Nie były to małe poletka, posiekane różnorodnie...

Nie zapomnę też jeszcze jednego obrazka. W jednej z miejscowości spotkaliśmy grupę turystów z ZSRR, był wieczór . siedzieli przy stole jakiejś restauracji pod gołym niebem, śpiewali, Węgrzy popatrywali na nich chmurnie. Co jakiś czas w stronę stolika Rosjan leciały puszki po piwie, pety... Opiekunowie szybko nas stamtąd zabrali. Nie wiem, jak skończyło się to spotkanie...

W każdym bądź razie to był początek końca. Mimo że na każdej budzie niemal wisiały u nich czerwone gwiazdy, rządziła ta, a nie inna opcja, zbliżał się nasz sierpień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz