Zamiast wstępu
"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują
piątek, 22 kwietnia 2011
Wielkanoc Judasza
sobota, 16 kwietnia 2011
Siła słowa i alergia

Słowo... Ile znaczy powiedziane słowo? Jak bardzo słowo tworzy rzeczywistość?
Mówimy, że milczenie jest złotem, a tak szybko wierzymy w to, co usłyszymy.
Jesteśmy wygodni, bo chyba z wygodnictwa bierze się łatwe przyswajanie zasłyszanych opinii, sądów, ocen...
Najbardziej zastanawia mnie fenomen plotki. Ktoś wygłasza coś na temat pani X lub pana Y. Nieważne, jakimi intencjami się kieruje. Słowa są nieprawdziwe, nie mają czasem nic wspólnego ze stanem faktycznym.
Załóżmy taką oto hipotetyczną sytuację: sąsiadka pani X widzi, że ta ma mocno zaczerwienione oczy, ba, wyciera nawet łzy. Nie innego nie przychodzi pani ( załóżmy) Z. do głowy, jedynie to, że pani X płacze z czyjegoś powodu. Teraz myślenie nabiera impetu, szybszy od prędkości światła koncept oświeca sąsiadkę: pani X płacze, bo mąż ją zdradza. Przecież wczoraj nawet widziała go z jakąś kobietą, stali razem przed sklepem i coś tak długo rozmawiali, w jakichś zażyłych stosunkach są, bo nawet pocałowali się na pożegnanie... A ta tu płacze teraz, sama ,bidulka. Pani Z. spogląda na panią X z nieukrywaną litością. A w ogóle to temu jej mężusiowi jakoś źle z oczu patrzy. Biegnie pani Z. zaraz do kolejnej sąsiadki W. Opowiada o swoich przemyśleniach, pani W. składa przez telefon relację pani B........ i tak słowo po słowie, zdanie po zdaniu tworzy się rzeczywistość... zgoła odmienną od stanu faktycznego. Niebawem całe osiedle huczy już, przekazując sobie informację, że X zdradza żonę.
A fakty są takie: pani X. cierpi na alergię. Wczesną wiosną, kiedy tylko wyjdzie na dwór, zaraz łzawią jej oczy, nie może obyć się bez chusteczek. Wygląda wtedy rzeczywiście na zapłakaną. Mąż z kolei poprzedniego dnia odprowadzał na dworzec swoją siostrę, która ich odwiedziła. Bardzo długo się nie widzieli. Na pożegnanie pocałowali się jak -brat z siostrą. To widziała pani Z.
Żona wreszcie dowiaduje się o rewelacjach opowiadanych przez sąsiadkę. Jest załamana. Mówi o wszystkim mężowi, zarzucając mu zdradę. Po długich rozmowach, zapewnieniach męża, wreszcie dochodzą do porozumienia i zgadzają się w kwestii, że tu ktoś coś namieszał... Nie chcą snuć domysłów, ale coraz bardziej są przekonani, co do słuszności powiedzenia- Utnij sobie język, zanim utnie ci on głowę. Pan X chętnie skróciłby o głowę panią Z.
To najlepszy scenariusz w tym wypadku. Małżonkowie wykazali się nie lada rozsądkiem, bycie "na językach" im nie zaszkodziło, nie zburzyło rodzinnego szczęścia. Byli ponad tym, ato n ie jest łatwe.Wbrew pozorom nie zawsze jednak tak różowo kończą się tego typu sytuacje.
Dodać należy, że pani Z. tak naprawdę oprócz zdawkowych uwag o pogodzie i codziennego "dzień dobry" nie rozmawiała z sąsiadami X. ani nigdy u nich nie była.
Słowo, złe słowo, wypowiedziane jedynie w intencji, by kogoś oczernić, świetnie się spisuje, wylatuje wróblem ,a powraca wołem. Burzy czyjeś szczęście, niszczy nieraz cały dorobek życia. Domysły, chore domysły, złe intencje, czasem zwykła bezmyślność i głupota mogą naprawdę zdziałać dużo, dużo złego.
Co gorsze, są ludzie, którzy w obecnych czasach bardzo świadomie wykorzystują fenomen plotki. Szkalujące opinie są celowo wygłaszane, ich jedyną intencją jest próba zniszczenia danej osoby , a przynajmniej dokuczenia w mniejszym lub większym stopniu.
Tak się dzieje w pracy, w szkole, wszędzie tam , gdzie zawodzą próby wymuszenia czegoś formalnie. Ucieka się więc ten i ów do metod starych jak świat, zatem i sprawdzonych. To się teraz nazywa tak ładnie: socjotechniki, służące do uzyskania pożądanego zachowania się jednostek , grup całych -wedle własnego widzimisię. Sterowanie, manipulacja. Pani Z. nawet nie wie, że nadaje się na manipulatorkę. Bidulka, nie wie, jaki ma talent. Dzisiaj szefowie, dyrektorzy, przełożeni w przeciwieństwie do pani Z. posługują się sprawnie manipulacją, wykorzystując moc słowa.
Chcesz się kogoś pozbyć, obsmaruj go, oszkaluj, w naszym państwie i tak to
ci ujdzie, nie odpowiesz za to, nawet sąd i tak to uzna za mało szkodliwy czyn.
Mam alergię na ............... plotkę
Wielkanoc

czwartek, 14 kwietnia 2011
Dzień Ludzi Bezdomnych
Bezdomność... Encyklopedia PWN taką podaje definicję:
Zjawisko społeczne polegające na braku domu lub miejsca stałego pobytu gwarantującego jednostce lub rodzinie poczucie bezpieczeństwa, zapewniającego schronienie przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi i zaspokojenie podstawowych potrzeb na poziomie uznawanym w danym społeczeństwie za wystarczający.
Tyle definicja. Jakie są przyczyny bezdomności? W globalnym wymiarze na pewno przyczyniają się do tego warunki ekonomiczne, stan państwa, co rzutuje na poziom życia poszczególnych obywateli. Na pewno warunki ekonomiczne odgrywają zdecydowaną rolę.
Podejrzewam jednak, że o bezdomności decydują czasem uwarunkowania psychiczne, złe relacje w rodzinie lub jej brak.
Nie mam domu- dziwnie to brzmi, obco dla mnie i nieprzyjaźnie brzmią te słowa. Nie mam domu, nie wracam do domu, nie sprzątam domu, nie zamykam domu , nie wchodzę do domu, nic do niego nie kupuję, bo go nie mam.
Na pewno strasznie czuje się osoba pozbawiona dachu nad głową. Przychodzą kataklizmy, w ciągu sekund kilku możemy stracić wszystko, pozostaje jedynie bezradność, liczenie na pomoc innych ludzi. Jeszcze przed oczami mam te żywe obrazy z Japonii po ostatnim trzęsieniu ziemi czy ubiegłoroczną naszą powódź- ilu ludzi pozbawiła dachu nad głową, cały dorobek życia obrócił się wniwecz. Domy rozsypujące się jak klocki.
Bezdomność jest czasem wybierana świadomie. Ktoś wychodzi z domu, zamyka za sobą drzwi i lata całe spędza na dworcach, w przykościelnych przytułkach, altankach działkowych, na ulicy wreszcie. Filozofia życiowa? Świadomy wybór?
http://www.tygodnik.siedlecki.pl/t7842-bezdomny.z.wyboru.htm
Codzienność bezdomnych jest okrutna. człowiek bez adresu jest nikim,jest kimś podejrzanym, w zasadzie pozbawionym wszelkich praw.
Bezdomni łączcie się i szukajcie swych domów!
wtorek, 12 kwietnia 2011
Zbrodnia i kara...
Dzieło pokazujące mechanizm zbrodni- od chwili pojawienia się zamysłu po wykonanie ohydnego mordu ... Trochę kryminał, trochę powieść psychologiczna. Główny bohater, były student Raskolnikow postanawia zlikwidować jednostkę wedle niego zbędną i szkodliwą. Stara lichwiarka , w mniemaniu bohatera powieści , nie powinna w ogóle istnieć. Można się tu dopatrywać symptomów nacjonalizmu, faszyzmu, który zaleje niebawem prawie całą Europę.XIX- wieczny rosyjski pisarz doskonale uchwycił mechanizm zła...Powieść uważam za arcydzieło, bo Dostojewski w „Zbrodni i karze” w doskonały sposób uchwycił złożoność ludzkiej natury. . Z jednej strony jesteśmy zdolni do najszlachetniejszych , pięknych czynów, do współczucia, niesienia pomocy innym, miłości, a z drugiej strony nawet wrażliwe jednostki są w stanie chwycić za siekierę i rozłupać głowę drugiemu człowiekowi... Sonia zaś to młoda prostytutka, a jednocześnie kobieta -anioł, wspierająca ukochanego w swoistej pokucie...
Pisarz mówi , że nawet z najniższego upadku jesteśmy w stanie się podnieść. I to napawa optymizmem po lekturze powieści Dostojewskiego.
First Orbit - the movie
Dla Amerykanów lot Gagarina był szokiem... Rozpoczęła się zaciekła walka między mocarstwami o hegemonię w przestworzach... Pierwszy na Księżycu wylądował N. Armstrong. Potem dalsze loty, wahadłowce, coraz szybsze rakiety... Teraz wszystko jakby osłabło, słyszymy jedynie o sondach wysyłanych w jakieś rejony kosmosu...
Gagarin zginął w 1968 r. podczas katastrofy lotniczej...
poniedziałek, 11 kwietnia 2011
Ogólnopolski Dzień Walki z Bezrobociem
Zlikwidowano masę szkół zawodowych , zmuszono młodych ludzi do zdobywania" wiedzy" w liceach, podciągnięto słupki pt. "Ilość ludzi z wyższym wykształceniem". I mamy ... wyniki w słupkach. Są wykształceni z wyższym po licencjatach i........... szukają pracy. I nie znajdą. Lądują po socjologiach, prawku w warsztatach samochodowych jako pomocnicy szefa .... i tak naprawdę nic nie umieją.
Czy trzeba było to szkolnictwo zawodowe likwidować? Ludzie uczący zawodu musieli się przekwalifikowywać, nieraz tuż przed emeryturą? Osławieni nasi spece, za granicą poszukiwani polscy hydraulicy, budowlańcy... Niedługo ich nie będziemy mieć w ogóle. Walka z bezrobociem, coś jak z wiatrakami. Jak człowiek sam sobie nie pomoże, nie znajdzie pomocy w urzędzie... Jedynie inicjatywa, pomysłowość, przedsiębiorczość młodych ludzi są nadzieją, ale mam obawy, żeby nie zabił jej ktoś na starcie ..............durnymi przepisami.
niedziela, 10 kwietnia 2011
Rezerwat
10 kwietnia 2010

To było
Nagle
Niespodziewanie
Za wcześnie
Niepotrzebnie
..........................
Złamana gałąź
Niedopite wino
Niewysłany list....
Ktoś przecież czekał
Gdzieś nie zdążyli
Opadają mgły
Idą ludzie
Zbierają szczątki
sporządzają raporty
Ustalają szczegóły pochówku
Omawiają procedury
Liczą gości
.........................................................
Ponad głowami wiszą gwiazdy
I znów chichoczą
napisane 10.04. 2010
sobota, 9 kwietnia 2011
"Ósmy dzień tygodnia" i pozostałe opowiadania M. Hłaski
Ile trzeba było stać w kolejkach, jakieś subskrypcje, zamawianie wcześniej... jakie zachody...Boże, czy teraz młodzi ludzie są sobie to w stanie wyobrazić? Podobnie było z płytami, kasetami, odbywało się nagrywanie z radia, ciągłe czekanie na audycje Niedźwieckiego, Kaczkowskiego w ukochanej Trójce...
"Ósmy dzień tygodnia" ... hm.. czy mnie porwał ? Urzekł? Nie... To na pewno było inne uczucie. To był rodzaj fascynacji - TAKIM sposobem przedstawiania świata, beznamiętną narracją. Nie urzekł mnie na pewno przedstawiony świat w prozie Hłaski. Jest przeraźliwie smutny, dołujący, zero perspektyw przed bohaterami, którzy zazwyczaj uwikłani są w jakieś nieciekawe relacje z innymi, nic i nikt nie jest w stanie cokolwiek w tym układzie zmienić. Jeśli pojawia się jakiś promyk nadziei- to na krótko, trwa chwilę i gaśnie, pryska ja bańka mydlana... Miłość jest obnażana, wyśmiewana, nie ma na nią miejsca. Młody człowiek, czytając prozę Hłaski, na pewno weryfikuje swoje poglądy, burzy własny sposób widzenia świata, dotychczasowe wyobrażenia o miłości, związkach międzyludzkich.
Z czasem uznałam, że Hłasko nie ma do końca racji... Poznałam więcej jego utworów... Nie zgadzałam się jednak już z tak szaro- burą wizją rzeczywistości. Tylko w pewnych sytuacjach, w pewnych chwilach... Poza ciemną ścianą za oknem jest jeszcze nad głową niebo, zawsze jest!
piątek, 8 kwietnia 2011
" Baryłeczka" G. de Maupassant`a
Wracam pamięcią do książek z czasów licealnych, wtedy czytało się inaczej. Każda książka to było swoiste odkrywanie świata, poznawało się prawdy, nie zawsze przyjemne. Bunt młodego człowieka jest swoistym wyrazem nieaprobowania zasad ustanowionych przez ludzi dorosłych.
Z utworem i twórczością tego Maupassant`a zetknęłam się pierwszy raz podczas lekcji francuskiego w liceum. Pisarz obnażał ludzką hipokryzję, zakłamanie. Akcja utworu rozgrywa się gdzieś w latach 70 XIX wieku, trwa wojna francusko- pruska. W ucieczce przed wrogimi wojskami kilkoro mieszkańców wyjeżdża z Paryża dyliżansem do Dieppe. Wśród podróżujących są są mieszczanie reprezentujący różne profesje i status społeczny , są zakonnice i prostytutka Elżbieta Rousset, zwana Baryłeczką. Kobieta chętnie dzieli się z pasażerami jadłem i napojem, współpasażerowie ochoczo z tego korzystają. Nikomu nie przeszkadza profesja Baryłeczki.... Po drodze dyliżans zatrzymuje się w oberży, która okazuje się być zajętą przez żołnierzy pruskich. Jeden z oficerów zna Baryłeczkę, proponuje, by spędziła z nim noc. W zamian pozostali podróżni spokojnie pojadą dalej... Ona jednak odmawia. Mija czas, wszyscy niecierpliwią się, namawiają kobietę, by uległa oficerowi, nawet zakonnice nie widzą w tym nic niestosownego... Tylko jeden z pasażerów Cornudet nie przyłącza się do tego fałszywego chóru. Dziewczyna ulega namowom. Oficer niemiecki jest słowny. Dyliżans może ruszyć dalej . Baryłeczkę spotyka jedynie ostentacyjna pogarda i nikt jej nawet nie dziękuje.... Jedynie wspomniany Cornudet okazuje kobiecie sympatię .
Utwór spotkał się ponoć z ogromna niechęcią. Patriotką ma być kobieta lekkich obyczajów? Hm... sprawa naprawę dyskusyjna. Autor wytyka rodakom pruderię, zanik uczuć patriotycznych. Książka wciąż aktualna
"Tomek Sawyer" Marka Twaina
Twain opowiada o przygodach młodego bohatera z humorem, ciepłym humorem, aprobującym wszelkie wybryki chłopca.... Bo Tomek to chyba mały Mark Twain, który dzieciństwo spędził na południu USA. Pływał dużo po Missisipi, wcześnie musiał podjąć pracę.
Pisarz o wielkiej pogodzie ducha- "Jeśli mówisz prawdę, nie musisz niczego pamiętać"- mawiał.
Przygody Hucka już tak mnie nie oczarowały jak Przygody Tomka... sama nie wiem, dlaczego... Bardzo podobał mi się też "Siedemnastolatek" tegoż autora.
czwartek, 7 kwietnia 2011
"Ten obcy" I. Jurgielewiczowej
W autobiograficznej książce "Byłam, byliśmy" , którą niedawno przeczytałam, pisarka stwierdziła, iż jej nie podobało się nigdy odbudowanie Warszawy z ruin. Powinny pozostać- twierdziła pisarka- być żywym dowodem na to, co przeżyli mieszkańcy i jak okrutny był okupant... Nigdy też nie będzie można odtworzyć Warszawy przedwojennej, ona została zniszczona na zawsze....
Ale wracając do "Tego obcego"- nie dziwi mnie wrażliwość, z jaką opisane zostały losy Uli czy Zenka. Osoba tak czuła na ludzką krzywdę jak Jurgielewiczowa, potrafi poruszyć młodego czytelnika. Sama wychowana w domu, gdzie nie brakowało ciepła i miłości, umie dostrzec tych, którym miłości i ciepła bardzo brakuje. Marian, Julek, Pestka, Ulka pomagają chłopcu, który nie ma domu, szuka jak pies Dunaj miejsca, które dom by przypominało... Zenka rozumie bardzo dobrze Ula... Sama przez lata pozbawiona ojca, bo tak zadecydowały inne osoby, cierpi bardzo i tęskni za nim po prostu... Po długim czasie wreszcie ich relacje ulegają poprawie, tato Uli "nadrabia" stracony czas... Dziewczynka jest szczęśliwa wreszcie. I Ula, i Zenek nie mają mamy, podobne przeżycia zbliżają do siebie dwoje młodych ludzi. Rodzi sie pierwsze uczucie.
Paczka przyjaciół, tato Uli, mama Pestki wspierają Zenka, chłopak nie jest wreszcie sam.
Lektura bardzo mądra, wzruszająca.. Nastolatka czytając ją, bardzo przeżywa pierwsze uniesienia, bunt młodych przeciw źle urządzonemu światu....
wtorek, 5 kwietnia 2011
"Akademia Pana Kleksa" i inne dzieła Brzechwy
Akademia Pana Kleksa i Adaś Niezgódka- historia niebywała... Tylko Brzechwa mógł stworzyć takie postaci. Biedny Adaś, który był straszną niezdarą, trafił do Akademii, żeby wreszcie odczarować swoje kłopoty. Pan Ambroży Kleks miał na wszystkie problemy odpowiednie antidotum. Szkoła to była niezwykła, nie było tu stopni, odpytywania... Chłopcy uczestniczyli w cudownych lekcjach, odwiedzali inne bajki, do których prowadziły furtki w niezwykłym ogrodzeniu otaczającym akademię i park, tu nie było czasu na przyziemne bzdury. Wpadały z odwiedzinami dobre wróżki, koledzy po fachu pana Kleksa. Był mądry szpak Mateusz, który jak się okazało, był zaczarowanym księciem. Kuchnia pana Kleksa to kolejne niezwykłe miejsce, gotowanie jest też dość niezwykle. Dania przyrządzało się z barwnych szkiełek, proszków, farb...Wszyscy mieli się dobrze, akademia funkcjonowała należycie do czasu.... Do czasu, kiedy pojawił się ktoś zgoła odmienny, zły i siejący zło wokół siebie. Pojawia się Filip wraz z lalką- chłopcem Alojzym... Dokonuje się dzieło zniszczenia w Akademii, chłopcy muszą ją opuścić.. Z Pana Kleksa pozostaje jedynie guzik. Szpak okazuje się być nie księciem, a autorem książki... Zakończenie tej książki trochę mnie zasmuciło. Pierwsze wrażenie nie było miłe, pozostało przeświadczenie, że wygrał zły Filip i jego wstrętna lalka. Oni zniszczyli piękny świat Akademii.
A może każdy młody człowiek musi w pewnej chwili zmierzyć się ze świadomością istnienia zła.. Dobro , samo dobro jest tylko w bajkach...Ale i w nich nie zawsze wygrywa.
Nie mogę wspomnieć wierszy Brzechwy, pełnych humoru, zaskakujących pointą.... "Proszę państwa, oto miś, miś jest bardzo grzeczny dziś...". I wszystkie pozostałe Kaczki Dziwaczki, z których zrobił się zając, w dodatku cały w buraczkach... Mija tyle lat od pierwszych wydań, a Brzechwa jest niezastąpiony!
Muminki T. Jansson
Główne postaci powiastek to Muminek, Mama Muminka, Tata Muminka , Mała Mi, Panna Migotka, Włóczykij- ten ostatni bardzo mi imponował, bo zazwyczaj wiedział, czego chce, nie poddawał się żadnym rygorom i ciągle gdzieś się włóczył....Ogromnym atutem książki są rysunki autorstwa T. Jansson. Talent plastyczny i pisarski w jednej osobie! Wiele z opisanych przez nią przygód to jej wakacyjne przeżycia z malutkiej wyspy u wybrzeży Finlandii. Prototypami Mamy Muminka i Tatusia Muminka są rodzice T. Jansson. Mama Tove Jansson pocieszając dzieci, wyjmowała ze swojej torebki różne niespodzianki, tak jak Mamusia Muminka.
niedziela, 3 kwietnia 2011
Tajemniczy ogród
![]() |
zdjęcie z internetu |
Książka dodawała otuchy. Młody człowiek wierzy dzięki niej, że może pokonać wiele...
Bohaterowie zmierzyli się z przeciwnościami losu w sposób zdecydowany. Dzięki temu osiągają sporo- zdobywają przyjaciół, Colin odzyskuje ojca, nie jest wreszcie samotny i nie daje się wreszcie oszukiwać i wykorzystywać przez nikogo... Mary i jej pojawienie się to ogromna rewolucja w domu Cravenów. Biedna dziewczynka, która traci rodziców, nie poddaje się. Szuka bratniej duszy, nie chce być samotna... Potęga uczuć, potęga przyjaźni.
Nowele B. Prusa
Dzisiaj w XXI wieku te perełki pozytywistycznej nowelistyki są dla młodego czytelnika kroniką codziennego życia, zapisem obyczajów, języka, stosunków społecznych( Prus pisał przecież przez całe życie Kroniki). Ciepło zatem wspominam moje wzruszenia związane z przeżyciami Antka, uzdolnionego wiejskiego chłopca, Kamizelkę- jak wiele w imię miłości można zrobić dla bliskiej osoby, Katarynkę- ile zwykły odruch serca może zdziałać, by uszczęśliwić drugiego. W tym czasie bardzo pochłonęła mnie również "Anielka"- powieść o dziewczynce, która musi zmierzyć się z okrutnością losu, głupotą dorosłych.. Do dziś pamiętam scenę, kiedy na kolanach dziewczynki zdycha jej ukochany Karusek. Dziecko nie może w końcu udźwignąć całej masy nieszczęść , jakie spadają na nie w tak krótkim czasie.
Na nagrobku Prusa widnieją słowa- Serce serc- nic dodać, nic ująć...
sobota, 2 kwietnia 2011
Dzieci z Bullerbyn
"Dzieci z Bullerbyn"( w oryginale Alla vi barn i Bullerbyn) książka napisana przez szwedzką pisarkę Astrid Lindgren, pierwsze wydanie w 1947 roku. Składa się z trzech części, opowiada o przygodach dziewczynki Lisy oraz jej przyjaciół- Britty, Anny, Ollego , Lassego i Bossego ( ci dwaj ostatni to bracia Lisy). Dziewczynka, jej rodzeństwo i przyjaciele mieszkają w Bullerbyn- małej osadzie składającej się z trzech zagród- środkowej, północnej i południowej. Na polski tłumacząc Bullerbyn brzmiałoby Hałasowo. Dobrze, że nikt jednak nie przetłumaczył tej nazwy, zachowując oryginalne jej brzmienie. Siedmioletnia Lisa wprowadza nas w swój świat, w świat Bullerbyn, w którym dzieje się wiele... Opowiada z zapałem o każdym zwykłym dniu jakby był wyjątkowy i niepowtarzalny. W oczach dziewczynki -pójście do szkoły, opieka nad malutką siostrą Ollego czy wyprawa na raki- są właśnie wyjątkowe. Ta narracja cudownie naiwna ( bo takie jest każde dziecko) sprawia, że opowieść jest pełna uroku , ciepła i humoru...Chyba każdy z nas mógłby w zakamarkach pamięci odnaleźć piękne chwile, zdarzenia z czasów dzieciństwa... Nie każdy jednak potrafi o nich tak cudownie to opowiedzieć jak A. Lindgren. Książka powstała ponad pół wieku temu, a wciąż cieszy się ogromnym powodzeniem wśród najmłodszych.
piątek, 1 kwietnia 2011
Kubuś Puchatek
Pamiętam,że początkowo mało mnie porwała ta książka ze względu na jej( o ironio!) szatę graficzną. Potem, kiedy przeczytałam ją już sama, zauroczona zostałam na amen....Wróciłam do niej ze względu na moje dziecko. Cudowne postaci, jakie stworzył autor , wprowadzają nas w świat pogodnej (nie)rzeczywistości... Prosiaczek zawsze tak ufny, naiwnie wierzący we wszystko, co mu się powie, Kubuś -łasuch, bliski chyba każdemu dziecku, Tygrysek wiecznie udający wielkiego bohatera, zrzędzący zapobiegliwy Królik, wiecznie zasmucony Kłapouch, mądra Mama Kangurzyca i Maleństwo... Nad wszystkim panuje Krzyś, wiecznie mały Krzyś, który wie wszystko najlepiej albo udaje, że dużo wie, podobnie jak Pani Sowa.
Chyba ze względu na tę różnorodność charakterów książka nie może znudzić.... Dzieci nie do końca lubią wierzyć we wszystko , co im się opowiada, mają w sobie pewna dozę poczucia rzeczywistości... Przygody bohaterów Stumilowego Lasu są bliskie maluchom, Tygrysek czy Kubuś przeżywają podobne rozterki jak każde dziecko. Z drugiej strony dzieci kochają czary, magię, a do Stumilowego Lasu nie docierają raczej przyziemne, trywialne problemy i szara codzienność...I na tym polega fenomen tej książki.
Oto kilka cytatów ze strony poświęconej Kubusiowi Puchatkowi
http://kubuspuchatek.ovh.org/cytaty.htm
Kubuś Puchatek:
- Takich dwóch jak nas trzech to nie ma ani jednego
- Jestem Misiem o Bardzo Małym Rozumku i długie słowa sprawiają mi wielką trudność.
- Z pszczołami nigdy nic nie wiadomo.
- Wszystko to przez to, że zanadto lubię miodek. Ratunku!
- Miałbym pewien pomysł, ale nie myślcie, żeby był bardzo dobry.
- Myślę i myślę, i teraz już wiem, że to jest bardzo zły gatunek pszczół.
- Byłem gapą, strasznie głupim gapą. Jestem po prostu Miś o Bardzo Małym Rozumku.
- No, mniej więcej o tej porze idę do domu. Mam wtedy jedną lub dwie Sprawy do Załatwienia.
- Jagulary zawsze tak robią, wołają: Pomocy! Pomocy!, a kiedy patrzy się w górę, zlatują na dół na tego, kto patrzy.
- Bo układanie Wierszy i Piosenek to nie są rzeczy, które się łapie w powietrzu. To one cię łapią i wszystko, co można zrobić, to pójść tam, gdzie one mogłyby cię znaleźć.
- Wyszło to trochę inaczej, niż myślałem, ale zawsze wyszło.
- Jeśli butelka potrafi pływać, to i garnek potrafi pływać, i jeśli będzie to bardzo duży garnek, będę mógł na nim usiąść.
- Czasami jest to Statek, ale częściej Katastrofa. To wszystko zależy.
- Możemy popłynąć na twoim parasolu rzekł Puchatek.
- Mam w spiżarni dwanaście garnczków, które wołają mnie już od godziny.
- No, dobrze, a gdybym ja posadził plaster miodu przed moim domem, czy wyrośnie z niego ul?
- Jeśli wiem cokolwiek o czymkolwiek, to ta nora oznacza Duże Towarzystwo, a Duże Towarzystwo oznacza Królika, a Królik oznacza łasowanie.
- Lubię rozmawiać z Królikiem, bo Królik mówi wyraźnie o rzeczach wyraźnych, jak na przykład: Już pora na śniadanie lub Misiu, zjedz co....
- Puchatek wiedział, co ma na myśli, ale ponieważ był Misiem o Bardzo Małym Rozumku, więc nie potrafił tego wyrazić słowami.
- I żeby to był Mruczankowy Dzień, i żeby ptaszki śpiewały.
- Są tacy, co potrafią, a są tacy, co nie potrafią. W tym cała rzecz.
- Bo ja piszę dobrze, tylko Koślawo. To jest dobra pisownia, tylko Koślawa, to znaczy, że litery trafiają nie tam, gdzie trzeba.
- Bo nigdy nie wiadomo, na co w domu może się przydać kawałek sznurka.
- Puchatek spojrzał na obydwie łapki. Wiedział, że jedna z nich jest prawa, i wiedział jeszcze, że kiedy już się ustaliło, która z nich jest prawa, to druga była lewą, ale nigdy nie wiedział, jak zacząć.
- Puchatek we własnej osobie powiedział coś tak mądrego, że Krzyś mógł tylko patrzeć na niego z otwartą buzią.
- Miś o Miłym Obejściu, lecz o Wybitnie Zadziwiającym Braku Rozumu.
- Masz ci los! - rzekł Puchatek, gdy wsadził nos do garnka. - jakiś Słoń tu się raczył. Potem pomyślał przez chwilkę i powiedział: - Ach, nie, to przecież ja sam. Zapomniałem.
- Gdy noc zbierała się do odejścia, Puchatek obudził się nagle z uczuciem dziwnego przygnębienia. To uczucie dziwnego przygnębienia miewał już nieraz i wiedział, co ono oznacza. Był głodny.
- Słońce grzało tak rozkosznie, a kamień na którym siedział od dłuższego czasu, był tak przyjemnie ciepły, że Puchatek już sobie postanowił, że przez całą resztę poranka będzie siedział pośrodku strumyka i cieszył się z tego, że jest Puchatkiem.
Tygrysek:
- Czy Tygrysy lubią miód?
Tygrysy wszystko lubią odpowiedział Tygrys radośnie.
- Tygrysy nie lubią miodu.
- Ach rzekł Puchatek i starał się, aby to brzmiało Smutno i Żałośnie.
- Chciałem coś znaleźć w Lesie rzekł Tygrys z ważną miną. Znalazłem jednego puchatka, jednego prosiaczka i jednego kłapoucha, ale do jedzenia nic nie znalazłem.
- Tygrys był Bardzo Rozbrykanym Zwierzęciem i w ten sposób mówił jak-się-masz!, że miało się zawsze pełne uszy piasku.
- Bo choć można go bardzo lubić, jednak trudno zaprzeczyć, że jest on Wyjątkowo Rozbrykany.
- A Tygrys przez cały czas brykał i skakał przed nimi, oglądając się co chwila i dopytując się, czy to jeszcze daleko.
- A Tygrys chował się za drzewa i wskakiwał na cień Puchatka, gdy ten cień patrzył w inną stronę.
- No, dobrze powiedziało Maleństwo a czy one potrafią skakać tak daleko jak Kangury?
- Owszem odparł Tygrys jeśli mają ochotę.
- A czy one łażą po drzewach lepiej od Puchatka?
- O, łażenie po drzewach to jest coś, co Tygrysy najlepiej potrafią.
- A czy one potrafią fruwać? spytało Maleństwo.
- O, tak rzekł Tygrys to są bardzo dobrzy fruwacze.
- Z początku Puchatek, Prosiaczek i Królik szli razem, a Tygrys biegał naokoło nich, zataczając kręgi...a potem, gdy dróżka stawała się coraz węższa, Królik, Prosiaczek i Puchatek szli gęsiego, a Tygrys biegał dookoła nich podługowato.
- ...gdy myślało się, że już go nie ma, wyskakiwał nagle z mroku i mówił: Więc chodźmy, i nim można było cokolwiek odpowiedzieć, już go nie było.
- Dziwne są te Tygrysy szepnął Tygrys Maleństwu ale one nigdy nie błądzą.
- Więc poszli do Sześciu Sosen i tak długo zaczęli obrzucać się szyszkami, aż zapomnieli, po co przyszli.
Prosiaczek:
- Ojej! Ojej! rzekł Prosiaczek do siebie i już chciał uciec.
- Prosiaczek wzdrygnął się lekko na myśl o tym ho-ho i zaczęły mu dygotać uszka.
- Pomocy! Pomocy! krzyczał Prosiaczek. Słoń, straszliwy Słoń!
- A co robią Jagulary? spytał Prosiaczek z iskierką nadziei, że nic.
- Byłoby nam raźniej we dwóch.
- A może jakieś drzewo wywali się na nas, kiedy będziemy akurat pod nim przechodzić?
- Puchatku, co ty mówisz, jak się budzisz z samego rana?
- Mówię: Co też dziś będzie na śniadanie.
- Ja mówię: Ciekaw jestem, co się dzisiaj wydarzy ciekawego.
- To na jedno wychodzi.
- Prosiaczek ze Zdumienia i Strachu poderwał się na pół łokcia w górę.
- Myślę... zaczął Prosiaczek nerwowo.
- Nie myśl rzekł Kłapouchy.
- Czy to jedno z tych dzikich zwierząt? zapytał, patrząc w przeciwną stronę.
- ... i pobiegł do domu, jak tylko mógł najprędzej, bardzo rad, że jest już poza wszelkim niebezpieczeństwem.
- Czy mogłabyś z Prosiaczkiem na grzbiecie frunąć w górę do skrzynki do listów? zapytał.
- Nie rzekł szybko Prosiaczek. Sowa nie może.
- POMOCY! PROSIACEK (JA)
TO JA, PROSIACEK. POMOCY, POMOCY!
- Później, po wielu latach, lubił sobie wspominać, jak to znajdował się w Bardzo Wielkim Niebezpieczeństwie podczas Straszliwej Powodzi.
- Prosiaczek wspiął się na paluszkach i szepnął:
- Puchatku!
- Co, Prosiaczku?
- Nic rzekł Prosiaczek, biorąc Puchatka za łapkę chciałem się tylko upewnić, czy jesteś.
- Prosiaczek dyszał w wilgotnych paprociach tak cichutko, jak tylko mógł, i czuł się bardzo dzielny i przejęty.
- Wiem, że to się wydaje łatwe, ale nie każdy to potrafi.
- Wiatr wiał im teraz w oczy i uszy Prosiaczka trzepotały za nim jak chorągiewki, gdy tak szedł i torował sobie drogę.
- Prosiaczek złapał Puchatka za ramię, na wypadek, gdyby Puchatek się przeląkł.
- Tyś bardzo zbladł, ale tylko w sobie, w środku powiedział Puchatek i to jest najwięcej, co może zrobić Bardzo Małe Zwierzątko, żeby nie zblednąć naprawdę.
- Prosiaczek był tak przejęty myślą o tym, że może się przydać, że zapomniał się bać.
- Prosiaczek westchnął i zaczął rozmyślać o sobie. Więc był DZIELNY...
Kłapouchy:
- Kłapouchy stał sobie samotnie w zaroślach ostu na skraju Lasu, z łbem zwieszonym ku ziemi, i rozmyślał o sprawach tego świata.
- ... a niekiedy sam nie wiedział, o czym właściwie rozmyślał.
- Będzie już siedemnaście dni w przyszły piątek, odkąd nie zamieniłem z nikim ani słowa.
- Co komu do tego, skoro i tak mniejsza o to?
- Ale mniejsza o to. Co komu do tego. Imponujące, i basta.
- Kiedy spytają cię, jak się masz, odpowiedz po prostu, że wcale.
- Gdy już pomyślisz sobie, że nawet w dniu urodzin zostałeś zapomniany i opuszczony przez wszystkich, dwaj przyjaciele przyniosą ci w prezencie baryłeczkę po miodzie i pęknięty balonik.
- Nie tłumacz się z dobrego kawału, bo był do przewidzenia.
- Ha-ha powiedział Kłapouchy gorzko. Dobry kawał.
- Przyłącz się do poszukiwania zaginionego krewnego-lub-znajomego, ale nie zdziw się, jeśli nikt nie pofatyguje się powiedzieć ci, że odnalazł się przed dwoma dniami, które ty spędziłeś na poszukiwaniach.
- Jest jedna rzecz gorsza od bycia Szarym Końcem Przyprawy: bycie Szarym Końcem Przyprawy, za którym ciągnie się półtora tuzina krewnych-i-znajomych, których trzeba uprzątnąć za każdym razem, kiedy zechce się usiąść, żeby trochę wypocząć. W takim przypadku to nie jest żadna Przyprawa, tylko wielki Bałagan.
- Bądź ostrożny, kiedy pochłonięty swoimi sprawami stoisz nad brzegiem rzeki. Możesz zostać wbryknięty do wody.
- Strzeż się pomysłów tych, którzy chcą wyciągnąć cię z rzeki - szczególnie jeśli wspominają coś o upuszczaniu ciężkich kamieni.
- Jeżeli bryknięto cię do rzeki, daj szybko nura i przypłyń do brzegu, zanim ktoś spróbuje cię wychlapać, upuszczając spory kamień na twoją klatkę piersiową.
- Nawet na dnie rzeki nie przestawaj mówić do siebie samego: "Czy to Niecny Wybryk, czy też Najzwyklejszy Wypadek ?" Potem wypłyń na powierzchnie wody i powiedz sobie: "To jest mokre".
- Dla kogoś, kto leży na dnie rzeki, kasłanie czy brykanie - to wszystko jedno.
- Jeśli twoja chatka zupełnie zniknęła z powierzchni, nie narzekaj. Masz jeszcze spory zapas śniegu, z którym możesz zrobić, co chcesz.
- Bo Wypadek to dziwna rzecz. Nigdy go nie ma, dopóki się nie wydarzy.
- Żadnej z nikim Styczności. Żadnej Wymiany Myśli... Taka rozmowa do niczego nie prowadzi, zwłaszcza jeśli w drugiej części rozmowy ukazuje się ogon tej osoby.
- Jeśli nie pamiętasz już czasów, kiedyś jakoś się miał, spójrz za siebie. Może zapodział ci się ogon.
- I nie zapominaj, że choć odzyskanie zapodzianego ogona sprawi ci ogromna radość, natychmiast zostaniesz na nowo przybity - do ogona właśnie.
- Prawdziwy z Puchatka przyjaciel... Nie to, co Inni.
- Jeśli wskutek nadmiernego jedzenia utkniesz w drzwiach frontowych czyjegoś domku, będziesz zmuszony pozwolić swemu gospodarzowi używać twoich tylnych łapek zamiast wieszaka na ręczniki. Cóż, tak to bywa.
- Przecież nie ma tam nic niezwykłego w tym moim biednym kąciku. Oczywiście, dla kogoś, kto lubi zimne, wilgotne i ponure miejsca, jest to cos naprawdę ponętnego.
- Zdarzają się tacy, którzy życzą ci dobrego dnia. Jeśli ten dzień godzi się nazywać dobrym, co jest wątpliwe.
- Jest dostatecznie smutno, jeżeli samemu jest się nieszczęśliwym, ale jest jeszcze smutniej, kiedy wszyscy inni twierdzą, że też są nieszczęśliwi.
- Z pszczołami nigdy nic nie wiadomo. Ani z misiami, prosiaczkami, królikami, sowami...
- Śpiewać... Cieszyć się majem... Niektórzy to mogą...
- Nie wszyscy mogą i któryś z nas też nie może. I w tym cała rzecz.
- Chyba nie chcesz być zawsze nieszczęśliwy w dniu moich urodzin, co ?
- Zbudowanie sobie chatki jest bardzo dobrym pomysłem. Nie bądź jednak zaskoczony, jeśli wiatr przewieje ją na druga stronę lasu.
- Oset nie ma żadnego pożytku z tego, kiedy się na nim siedzi. To odbiera mu życie.
- Pręgowane zwierzęta brykające trzymaj z dala od ulubionych kępek ostu. W końcu nikt nie lubi, kiedy mu skaczą po śniadaniu.
- Przychodząc na ratunek tonącemu, najlepiej zwiesić ogon do wody, żeby nieszczęśnik mógł się czegoś złapać. Oczywiście pozbawi to ogon Wszelkiego Czucia.
- Zawsze to miło dowiedzieć się o przyjęciu - nawet jeśli znowu będą chcieli posadzić cię miedzy te małe kawałeczki, które pętają się za biesiadnikami.
- Zdrętwiały ogon można przywrócić do życia poprzez wytrwałe rozcieranie - dopóki znów nie zacznie Należeć.
- Jeżeli sądzisz, że wytarzany w błocie wyglądasz jak mała ciemna chmurka, mylisz się. Wyglądasz tak jak ty, tylko brudniejszy.
- Żadna szanująca się pszczoła nie dałaby się zrobić w balona balonikowi z ubłoconym misiem pod spodem, który udaje małą ciemną chmurkę - choćby nawet w tym czasie ktoś przechadzał się tam i z powrotem z parasolem i mówił: "Aj-aj-aj, zanosi się na deszcz".
- Nikt mi o niczym nie mówił... Nikt mnie nigdy o niczym nie zawiadamia. Będzie już siedemnaście dni w przyszły piątek, odkąd nie zamieniłem z nikim ani słowa.
- Biorąc udział w ściąganiu przyjaciół z drzewa, upewnij się, czy aby to zrobić, wszyscy nie mieliby czasem stanąć na twoim grzbiecie.
- Zaraz będzie deszcz... Jeśli już nie pada.
- Tyle ich jest w tym Lesie, że po prostu nie ma się gdzie obrócić. Nigdy w życiu nie widziałem podobnie hałaśliwej gromady.
- Można szukać Bieguna Północnego albo bawić się w "lata ptaszek po ulicy", albo łapać ptaszki w sidła - to zupełnie obojętne.
- Jeżeli posiliłeś już swego gościa, a on wciąż spogląda tęsknie w stronę spiżarni, prawdopodobnie chce ci powiedzieć, że mógłby się posilić jeszcze bardziej. Objaśnij mu, że to nieprawda.
- Nie popędzaj mnie. Nie dalejwięcuj mnie.
- Gdy do Lasu przyjdzie Bardzo Rozbrykane Zwierze i ktoś ci w ogóle powie, że przyszło, powinieneś zapytać, kiedy sobie pójdzie.
- Lepszy niewielki aplauz niż żaden, choćby był z lekka pozbawiony zapału.
- Jeśli chodzi o mnie, to nie znoszę tego całego mycia. Nowoczesna bzdura, i tyle.
- Sowa przyleciała tu wczoraj czy przedwczoraj i zauważyła mnie. Właściwie nawet nie odezwała się do mnie, ale w każdym razie poznała mnie. To bardzo uprzejmie z jej strony.
- Tylko się nie dziw, jeśli twój dom nadal stoi na miejscu, choć wydawałoby się, że ktoś powinien był przyjść i go wywrócić. Być może liczą, że zrobi to wiatr.
- Wspinanie się na drzewa po miód to zły pomysł. Kończy się upadkiem. W krzaki jałowca.
- Nie dziw się jeżeli jutro spadnie porządny grad, rozszaleje się zamieć i licho wie co. To, że dziś jest ładnie, jeszcze nic nie znaczy. To jest zaledwie jakiś ślad pogody.
- Wciąż pada śnieg. I mróz bierze. Jednakże nie mieliśmy ostatnio trzęsienia ziemi.
- Więcej się ruszaj. Więcej bywaj. Wpadaj do innych. A jeśli ktokolwiek powie od progu: "Do licha!", zawsze możesz wypaść z powrotem.
- Misie-patysie to wcale nie taka dobra zabawa, jak się wydaje. Zwłaszcza jeżeli zostaje się patysiem.
- Ogon to dla nich nie ogon, tylko Mały Dodatkowy Kawałeczek przyczepiony z tyłu.
- Kiedy zawołasz do króliczej norki: "Hej, jest tam kto?", a glos z wnętrza odpowie: "Nie!", to znaczy chyba, że nie jesteś mile widziany.
- Czasami, kiedy ktoś już skończył rozbierać czyjś dom, zostawia jakieś dwa lub trzy patyczki, których nie warto zabierać i jest raczej zadowolony, że ktoś je sobie weźmie, jeśli wiesz, o co mi chodzi.
- Gdy zdarzy się, że zapodzieje się twój ogon, będą próbowali cię przekonać, żeś go gdzieś zostawił. Lecz ty będziesz wiedział dobrze, że ktoś musiał ci go zabrać.
- Ale zresztą... czym są urodziny ? Dziś są, jutro ich nie ma.
- Gdy Królik przychodzi do ciebie z ważną miną i mówi: "A, Kłapouchy", możesz być pewien, że za dwie minuty powie: "Do widzenia".
- Ten śnieg i to i owo na mojej łączce, nie mówiąc już o soplach lodu, wszystko to nie sprawia, aby o trzeciej nad ranem było tam tak Ciepło, jak to się niektórym zdaje. Słowem, niech-to-zostanie-miedzy-nami-i-nie-mów-o-tym-nikomu: tam jest Zimno.
- Trochę Względów, trochę Troski o Innych. W tym cała rzecz. Tak przynajmniej mówią.
- Jeżeli zaproszono cię na przyjęcie, to z pewnością przez nieporozumienie. Tylko żeby nie mieli do ciebie żalu, jeżeli będzie padał deszcz.
- Ktoś kto nie może urosnąć, wie jak podejść coś, co nie może urosnąć.
- No i wychodzi słońce to znaczy, że niebo zaraz zacznie spadać.
- Nie jest to dobry dzień na ucieczkę z domu. Jeśli w ogóle jest taki dzień.
- Tak, tak rzekł Kłapouchy. Śpiew. Radość. Jumpa jumpa jumpa-pa. Oto idziemy, zbierając orzeszki i ciesząc się majem...
- Kłapouchy zbliżył się do Puchatka i rzekł głośnym szeptem: - Czy nie mógłbyś poprosić twego przyjaciela, żeby gimnastykował się gdzie indziej ? Za chwile będę jadł śniadanie i nie chce, żeby mi ktokolwiek skakał po nim. To taki drobiazg, po prostu mój kaprys, ale każdy z nas ma swoje małe przyzwyczajenia.
- To jest zupełnie jasne powiedział Kłapouchy nie mam co do tego żadnych złudzeń.
Żarty primaaprilisowe
Ale żart żartowi nierówny. Dobry żart tynfa wart...Ponoć w dawnych wiekach naszej polskiej " złotej wolności"- co znalazłam w źródłach- panowie bracia potrafili w tym dniu poczęstować gościa pierogami nadziewanymi trocinami czy kawą przyrządzoną z gliny. Wysyłano również listy ze zmyślonymi wiadomościami, dziwaczne prezenty lub po prostu kartkę z napisem: Prima Aprilis.
Nie wszystkie żarty primaaprilisowe były miłe...Lepiej nie brać z nich przykładu – 1 kwietnia żartujmy, ale ze smakiem. Najlepiej, by nikogo nasze psikusy nie obrażały.
Co niektórzy twierdzą, iż najlepiej kogoś tego dnia dobrze oszukać, dobrze to wróży na cały rok. Najlepiej żarty robić do południa- wtedy mają największą moc rażenia? Nikt mnie dzisiaj nie nabrał.. czyżby to coś znaczyło? Mąż próbował, ale nie dałam się nabrać, taka powaga mnie wzięła.