Powered By Blogger

Zamiast wstępu

"Każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeśli to możliwe powiedzieć parę rozsądnych słów." /J.W. Goethe/

Rozważania, wspomnienia, próby literackie
pozbierane z szuflad, dzienniczków, blogów moich....
To, co mnie boli, cieszy, zastanawia, zadziwia, inspiruje. Słowa i dzieła innych, które przyciągnęły moją uwagę.
Ludzie, miejsca, zdarzenia, które
chcę utrwalić, bo na to zasługują


czwartek, 27 grudnia 2018

Poranna kawa


W porannej kawie mieszam
Wspomnienia z domieszką
Uśmiechu i goryczy
Kalendarz zieje datą
Kolejny rok znów czas odliczy.

Ktoś  odszedł
Na drugą stronę
I już nie wróci...
I był cud narodzin!
Łzy żalu , łzy szczęścia
Mieszam, mieszam
Magiczny płyn...

Ważę bilans zasług i win
Ważę, oceniam,
Postanawiam
Zaklinam
.........................................
Do siego roku!
2018. KW

piątek, 21 grudnia 2018

Dla D......

Życie toczy się
Niezmiennie, codziennie
Rytmem nocy , dnia
Nie wiesz co jutro,
Co za chwilę
Bóg Ci ześle , co da...
Dźwigasz swe brzemię
Od brzasku do zorzy wieczoru
Raz lekko, raz ciężko
Ktoś wesprze, inny
Uda , ot, tak dla pozoru
Że rozumie, a maska
To tylko jak u marnego
Aktora. W cierpieniu
Sami dźwigamy
Swój krzyż
W nim nadzieja
W nim prawda
W nim wiara...
Ja tylko się staram
Pocieszyć Cię
Przeprosić
Za głupie słowa
Bądź zdrowa...
I wybacz
zdjęcie- internet


środa, 19 grudnia 2018

Kolęda


Jak dobrze- pomyślał- jak dobrze, że wziąłem ten wolny dzień.  Jutro już Wigilia. Za dużo czasu spędzam poza domem, właściwie jestem tam gościem.
Poprosił o jeden dzień urlopu. Miał do wykorzystania jeszcze kilka w tym roku.  Pakował się pośpiesznie. Zamknął komputer.  Zanotował jeszcze datę ostatniego spotkania z klientem , którego polecił mu znajomy.
Dosyć, dosyć , dosyć.! - powtórzył te słowa jak zaklęcie. – Dosyć, chłopie,  zabieraj się stąd i jedź do domu. Jeszcze zakupy, nie masz prezentów pod choinkę.
Rzucił płaszcz na ramię. Zbiegł ze schodów. Pomachał na pożegnanie portierowi, życząc wesołych świąt.  Po ulicach biegał tłum w poszukiwaniu choinek, prezentów. Zaklął  z cicha widząc, jak długie kolejki stoją przy kasach. Z głośników donośnie  grzmiała wersja disco znanej  kolędy  zachęcającej  do świątecznych zakupów.  Nie miał pomysłu, jakie zrobić prezenty żonie i córce. Postanowił, że najlepiej będzie, jak uda się na stoisko z płytami, książkami.  Chciał początkowo kupić coś  z ubrań, ale uświadomił sobie, że nie pamięta, jaki rozmiar spodni, bluzki nosi jego dziecko.  Przeglądał  zatem płyty, książki.  Wybierał bez przekonania.  Pomysł z książkami też wydawał mu się nie za dobry. Co dziewczyny w takim wieku czytają? I czy ona lubi czytać?  Uświadomił sobie ,że żona nie miała w tym roku żadnych specjalnych życzeń. O niczym mu  nie przypominała. On też nie zapytał. Zapomniał,  znów czegoś zapomniał... Powędrował jeszcze w kierunku regałów z kosmetykami. Tak, chyba to będzie najlepszy wybór. Spojrzał na zegarek i przeraził się tak szybkim upływem czasu. Stanął w kolejce do kasy. Wszyscy objuczeni byli koszami zapełnionymi po brzegi. Kasjerka wczytywała  pracowicie kody, wygłaszała ceny zakupów, klienci płacili, czasem zniecierpliwienie narastało, gdy przedłużały się transakcje. Potem  następowało pakowanie. W  foliowych torbach lądowały  sterty pieczywa, rodzynek, puszek z groszkiem, kukurydzą. Opuścił  wreszcie supermarket oddychając zimowym powietrzem. Na dworze było już ciemno.  Grudniowe popołudnie było już bardzo krótkie. Wrzucił zakupy do bagażnika, zapłacił za parking i rozpoczął trudny o tej porze  przejazd przez miasto.  Wyłączył telefon, postanowił  też nie dzwonić do domu. Chciał swoim wcześniejszym przyjazdem  zrobić niespodziankę. Miał być przecież dopiero jutro.   Mijał wystawy sklepów oświetlonych świątecznymi świecidełkami. Samochody poruszały się w żółwim tempie.  Wyjechał wreszcie z miasta, skręcił w znajomym kierunku. Mijane budynki  i drzewka w ogródkach przyozdobiono kolorowymi światełkami. Sam tego  nigdy nie robił. Uważał, że to zupełnie zbędne. Zresztą , nie miał czasu na przystrajanie domu. Choinka w zupełności wystarczy.  Zaraz będę na miejscu,  zdziwią się na pewno, jak mnie dziś zobaczą- pomyślał Jeszcze tylko ten znajomy zakręt. Spojrzał w kierunku domu. Okna były nieoświetlone.
-Może są w kuchni, od ulicy nie widać świateł-  powiedział cicho sam do siebie.
Brama była otwarta. Okna ziały ciemnością. Zaparkował, wysiadł z samochodu.  Wyjął jeszcze sprawunki i resztę bagażu. Otworzył drzwi. W domu było cicho i pusto. Kuchnia też nie przypominała miejsca, w którym odbywają się przedświąteczne przygotowania.  Pobiegł na górę. Szafa w sypialni była otwarta. Brakowało trochę rzeczy.   Spojrzał na stół pod oknem. Leżała jakaś koperta. Znajome pismo.  Kartka drżała mu w rękach.
 Wyjechałam z Basią do moich rodziców. Nie mieścimy się w twoich planach. Przeszkadzamy Ci w Twoim aktywnym życiu. Starałam  się zrozumieć , że  Twoja praca,  Twoje obowiązki są ważne. Jest jednak jeszcze coś ważniejszego. Dla  Ciebie chyba przestało istnieć...
Rzędy  liter zaczęły mu skakać przed oczami, nie mógł się opanować.  Miał ochotę płakać jak małe dziecko. Gdzieś za oknem snuła się melodia kolędy i jej słowa uparcie wbijały się w pamięć – Wesołą nowinę!
 Zdjęcie- własne

niedziela, 16 grudnia 2018

Przytul

Z moich szuflad. Przytul
Przytul...
Przytul mnie zimo
Przytul pierzyną puchową
Daj na pocieszenie
Jak z lukru sople
Nasyć oczy światłem
Zasłoń brud i błoto
Zaśpiewajmy kolędę
Tak szczerze , z ochotą
To nic, że ziąb i mróz
Świerki jak eleganckie
Świecidełek nie trzeba
Jest biało, biało...
Syp konfetti, zimo
Syp!  Śmiało !
KW
zdjęcie -własne

środa, 12 grudnia 2018

W przedziale

Z moich  szuflad. W przedziale
Wracała z podróży służbowej. Czuła zmęczenie, ale jednocześnie spokój, że nadchodzi weekend, w tle  radość z  powodu udanej transakcji. Szef obiecał podwyżkę. Tak był zaskoczony jej sukcesem. Klient był kapryśny. Trafiła na jego dobry dzień. Uff. Chciala chwilę zasnąć, ale podekscytowanie brało górę, zabrała się za prasę, książkę odkladaną  wciąż " na poźniej" . Przedział był pusty. Najpierw jechało z nią  mlode małżeństwo i  dwójka  dzieci, dość  sympatycznych, nie wrzeszczały jak te choćby od jej sąsiadów. Rodzinka wysiadła  zaraz  na pierwszej stacji. Była sama. Patrzyla za okno, mijane domy, ludzie, pociąg przyśpieszył. Szum, świst, stuk kół o szyny...Pojawił się konduktor, potem boy z  ofertą kawy, wypiła napój przypominający tak naprawdę  kawę. Nawet  nie zauważyła, jak w kącie przy wejsciu  zasiadł młody mężczyzna. Zatopiona w lekturze i własnych rozmyślaniach oderwała się od realnego świata.
On powiesil płaszcz, założył nogę na nogę, przyglądał się atrakcyjnej  kobiecie, nienagannie uczesanej, w pięknym kostiumie. Elegancka.Może nieco chłodna...A może się mylę- rozmyślał.
Sam nie należał do wylewnych. Musiał ktoś go mocno zaintrygować, by zwrócił nań uwagę. Do Chicago było jeszcze kawał drogi.
Kiedy oderwie się od tej książki i pokaże oczy ukryte pod rondem kapelusza? - niecierpliwił się. Przecież wszedłem , powiedziałem - "dzień  dobry",a ona coś mruknęła pod nosem, nie patrząc, kto wchodzi do przedzialu. Zaczęła go irytować. Po chwili chrząknął. Kobieta podniosła wzrok, jej oczy zatopiły się w jego spojrzeniu...Książka zsunęła się z rąk. Nawet nie podniosła z podłogi starej jak świat powieści.  Światła za oknem, półmrok w przedziale, rytm kół maszyny. Dokąd nas zawiezie ? - pomyślała irracjonalnie.
2018, KW
Obraz- E. Hopper. W przedziale

poniedziałek, 10 grudnia 2018

Dwa kraje


Kocham mój kraj
Ciepło przy piecu
Choinkę, kolędy,
Podawanie ręki
Na przełamanie...

Wiosna co otumania
Po zimie cudem
Zmartwychwstania
Lato w kwiatach
W łanach zboża
I jesień w płomieniu
Lisci i pożegnań
Nawet kałuża ładna
I błoto, gołe konary
Chopina nokturny.

I jest kraj, gdzie
Jeden drugiemu
Skacze do oczu
Opłatkiem się łamie
Za chwilę kłamie
Obłudnie i pluje
Nikt nikogo
Już nie szanuje
Frazesy, pustosłowie
Pycha i buta
Po drugiej stronie
 Niepewność jutra
-No to na smutki
Napijmy się wódki!

Jadą Polacy
Za wielką wodę
W obce  strony...
Rozdarte sosny
Czarne wrony na śniegu
 E, tam... Dosyć bredni!

Ten sam kraj, dwa rożne kraje
Jacy my wciąż głupi i biedni.

2018, KW
zdjęcie - własne

piątek, 7 grudnia 2018

Zwierzęta mówią



Wyrzucony na ulicę pies
Szuka wciąż swego pana
Kocha go nadal szczerze
A pan odpłacił się jak bestia
Bo jak nie zwierzę. Nie!
................................................
Wypatruje pies nadaremnie
Szuka śladów, czeka...
Może pan wróci, niedolę skróci?

Ktoś rzuci ochłap, ktoś kopnie
Ot , tak dla zasady, radochy
A wcześniej były pieszczoty
Zabawy..Miska i cieply kąt
A teraz tylko- idź, idź stąd!
.............................................
Pani krzyczała:
-Święta idą, nie trzeba psa
Brudzi i szczeka, daleka
Jeszcze podróż nas czeka
Wywal go, wyrzuć gdzieś!
Jak  najdalej stąd.
Pan posłuchał
Bo nie chce kłopotów.

W święta przypomni
Sobie może
W  gronie gości
Widząc stertę kości...
Przypomni sobie
Że zwierzęta mówią
Ludzkim głosem...

I przemówi wreszcie:
- Co ja zrobiłem?
-A gdzie pies?Gdzie?
Pewnie zdechł z tęsknoty.
Z głodu, chłodu,
I mojej głupoty...

                                                  zdjęcie - galeria tvn   





poniedziałek, 3 grudnia 2018

Preludium zimy


Struchlała ziemia,zastygła 
Przytulila bojaźliwie
Do siebie resztki traw
Oszronione gałązki
Lukrem niby posypane
Witają zorze nad ranem-
Preludium słońca 
A ono już osowiałe 
Szybko ucieka jakby
Bało się zimy..
Noc szybko nadchodzi
Niebo jak parasol
Granatowy w gustowne 
Migotliwe wzory
Nieziemskie 
Co  złocą się, złocą
Czasem któraś spadnie...


                                            

  zdjęcie - galeria internetowa

sobota, 1 grudnia 2018

Tango kuchenne

Moje tango kuchenne
Nad zlewem... 
Przy pomruku zepsutej zmywarki
Talerze, miski, garnki
Znikają
Oczy zamykam
Woda kapie
Szumi... 
Jestem w Saint Tropez
Przy kiju od szczotki
Tango wywijam
O graty się obijam
Radio z  cicha gra
I raz, i dwa...
Ja w brokatach
Ty we fraku!
...............................
"Ostatni krótki sygnał
Oznacza punktualnie
Godzinę dwunastą!"
Wyciszam radio.
Czas na obiad.


                                  zdjęcie- oldphotography

czwartek, 29 listopada 2018

Spotkanie


Eliza przyjechała dzień wcześniej. Miała sporo czasu, córka zamówiła dla niej pokój w hotelu. Dopytywała zaskoczona , dlaczego właśnie ten i dlaczego hotel.  Nie uzyskała odpowiedzi.Matka udzielała wymijających odpowiedzi. Córka uszanowała tę dziwną tajemniczość . Zapraszała Elizę do siebie, ale napotykala opór. 
Matka spojrzała na swą jedyną ukochaną córkę mówiąc:
- Kochanie, odwiedzę was na pewno.Są jednak pewne sprawy, o których nie chcę teraz z tobą omawiać. Ucałuj dzieci, pozdrów męża. Zadzwonię do was..już po - urwała zdanie, uciekając wzrokiem. Podeszła do córki, jakby chcąc szybko  pożegnać się. Przytuliły się mocno do siebie. 
Po śmierci ojca matka prawie codziennie dzwoniła do Mary, opowiadając o wszystkim. 
Stala teraz już nie w czerni, a w czerwonym kostiumie, z jakimś ogniem w oczach.
- Idę, mamo, o nic nie pytam. Czekamy na ciebie.
Matka skinęła  głową, nic nie mówiąc. Trzasnęły drzwi. Mary wyszła.
Eliza padla na kanapę przy oknie. Otworzyła torebkę i wyjęła list.Czytała go któryś raz z kolei.Znala go na pamięć. Do 15 pozostał  tylko kwadrans. On zawsze był taki punktualny. Zanim poślubiła Toma, był bardzo poważnym kandydatem na męża. Potem wojna, przestał słać listy i ona przestala czekać...
Po śmierci Toma żyła w swej samotni, aż do chwili, gdy listonosz przniósł ten list. Odruchowo poprawiała kostium, znów otworzyła torebkę.
Czy go pozna? Czy bardzo się zmienił? Pisał, że też został sam.
Kroki na korytarzu, pukanie do drzwi! Podbiegła , by otworzyć...

czwartek, 22 listopada 2018

Dzięki Ci

Dzięki Ci Boże
Za cud  muzyki
Co dusze nam
Nastraja, wycisza..
Dzięki za  błogi wieczór
I zorze świtu
Za bezmiar błękitu
Nie do opisania
Za wschody księżyca
W pełni i w nowiu
Za szczekanie psa
Czarne wrony
I śpiew słowika
Za krople rosy na liściu
I biel wiosennego  bzu.
Dzięki za świat!

Adam - o dziwo
Najsłabszy  twór.




zdjęcie własne





poniedziałek, 19 listopada 2018

Anioł

Płonął ogień, czajnik syczał
Ręce grzałam przy kaflach
Za oknem pole zaśnieżone
Tumanem wiatru obleczone.

A tu ciepło, błogo, kot mruczy
Babcia mnie paciorka uczy
Tulę głowę w na ramieniu
Sen przyczajony w pobliżu
Aniele mój , Aniele
Dałaś mi tak wiele
Muszę tym ciepłem
Ogrzać się
W sennym marzeniu
W kolejnym wspomnieniu
Aniele, Aniele  mój.


niedziela, 18 listopada 2018

Poranek

Obudziła się bardzo wcześnie. Nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok. Sen nie wracał. W głowie kołatały myśli. Jakas mieszanka jawy i marzeń , wyolbrzymione do monstrualnych wersji problemy, przewidywanie najgorszych wersji. Zerwała się zlana potem i z sercem walącym jak młot.  W oknie pojawiło się  wschodzące słońce. Najpierw nieśmiałe ogniste języki. Wreszcie budynki oświetlił różowy blask. Patrzyła chwilę urzeczona, mrużyła  oczy przed silnym światłem, choć jesień już na dobre się zadomowiła. Jak flesze światło  odbijało się w szybach. Zwielokrotnione zaczęło ją trochę drażnić. Wcześniej przemknęło jej nawet, by wstać , zrobić kawę i wyjść do piekarni obok po pyszne rogaliki.
Jednak opadła na łóżko, nie miała siły. Wstała z trudem, zaciągnęła story, w pokoju zapadł sztuczny mrok. Przykryła  się szczelnie kołdrą, wzięła tabletkę z szafki i po chwili usnęła, zwinięta jak embrion. Tak zaczął się weekend.

                                                 E. Hopper, Morning Sun

czwartek, 15 listopada 2018

Mistyfikacja

Udawałam,że nie boli
Udawałam, że to błahe
Uśmiech wklejałam
Może ze strachu?
Czarować miał...

Ktoś coś zabrał
A coś niby ofiarował
Bilans bezlitosny
Triumfuje wprost
Chichocząc
Idę kulejąc
Idę do przodu
Ktoś przede mną
Ktoś za mną
Nie zamykam pochodu.
          
                                                    zdjęcie z yt



wtorek, 13 listopada 2018

Rocznica

Zostały filiżanki i taca
Stare krzesło, kredens
Odwiedza z zaświatów
W rozmowach i we śnie.

Już tłum ludzi
Coraz większy!
Wśród Nich widzę Cię.

Sukienki w kwiaty
Wiszą  jakby czekały
A fotografie Dziadka
Wyblakły, zszarzały.

Data jak każda, kartka
Z kalendarza kolejna
Przecież codziennie
Ktoś odchodzi
Ktoś  przychodzi
Tylko znicze
A potem cienie.

Żyjecie póki
Nas nie zabraknie
Póki  nas pamięć
Nie zawiedzie.



czwartek, 8 listopada 2018

Noc gwiazd

Podjechał już Wielki Wóz
Gwiazdy coraz śmielej
Zabłysły na Mlecznej 
Drodze, snuje się tylko
Mgła jak piana szampana
Noc, noc jak dywan 
Do świtu bladego gwiazdy
Na nim pozować będą
Wywiadu udzielą w snach.

f

czwartek, 1 listopada 2018

Zapalę Ci świeczkę


Zapalę Ci świeczkę, Mamo
Jak co roku, jak od lat
Tak samo..
Głowę pochylę, 
Kwiaty znów złożę 
Wszystkim bliskim, 
Teraz dalekim
.................................
-Na wieki , wieków
Ktoś modlitwę odmawia
Refleksyjny  listopad
Liść kolejny opadł
Za murem cmentarza
Jedzie samochód
Ktoś  sprawdza dochód
Ze sprzedaży kwiatów

Im tam z zaświatach 
Nawet powodzie
Chryzantem i róż
Są obojętne...
I świece zgasną
Nasze też...


sobota, 20 października 2018

***

 Miasteczko nad rzeczką. Tak mogłaby się zaczynać bajka. Jednak to nie jest historia o królach, smokach.Historia jest bardzo realna. Na pewno nie można jej między bajki włożyć
Z wysokości drona miasto przypominało wiele mu podobnych. Wieża kościoła, na środku rynek, wokół kamieniczki, wyraźną zieloną plamą odcinał się skwer, szumnie zwany parkiem. Ludzie przypominali małe punkciki. W jednych miejscach mniej lub bardziej nagromadzone. Od rynku rozbiegały się ulice, uliczki, samochody leniwiej lub szybciej posuwały się w sobie wiadomym kierunku. Dron zniżał się coraz bardziej, wreszcie usadowil się na jednej z ławek. Pijaczek siedział na sąsiedniej, wybudzony z drzemki z przerażeniem zaczął uciekać. Kamera uchwycila jeszcze jego oderwaną podeszwę.
-Pani, tu nic nie załatwi- gderała jakaś kobieta- przekonując do swych racji rozmówczynię.
Tamta przytakiwała niby , ale co chwila wyptrywała kogoś. Pośpiesznie żegnając się podbiegla do mężczyzny wychodzącego z budynku znanej firmy ubezpieczeniowej.Pytała wzrokiem
Rzucił tylko- Nic hieny nie dadzą. I poszedł.
Pewnie się zachla, wróci i będzie fochy stroił- pomyślała ze smutkiem. Stała przy urzędzie, wyszli głównymi drzwiami ludzie.   Widziała, jak do samochodow błyszczących świeżym lakierem wsiadają  panowie w garniturach, niektórzy z brzuszkami mocno opiętymi. Dzierżyli laptopy, inni sķórzane teczki. Wyniośle patrzyli na wszystkich wokół. Pijak splunął, gdy tylko odjechali. Przecież dwóch z nich znała dobrze, a on teraz nawet na nią nie spojrzy. W szkole orłem nie był, a tu jaki panisko...On decyduje o losie mojej rodziny- pomyślała z goryczą.
Dron posuwał się. W bramie dwóch nastolatków kopało trzeciego. Wyzwiska się sypały. Miał im zwrócic kasę z nawiązką, bo jak nie...Tamten zwijał się z bólu, błagał, by go nie bili.Ktos przechodzil obok, nikt nic nie widzial , nie slyszal. Po porannej mszy mala grupa , głównie osób w starszym wieku. Na chodniku walały się puszki po piwie .
W parku o tak dziwnej porze dziewczyna i chłopak mocno przytuleni coś sobie szeptali. Ona wyjęła telefon, coś obliczali. Zaczęła płakać, on jeszcze raz coś sprawdzał. Obok leżały szkolne plecaki, wstali , ale nie poszli w kierunku szkoły. Szli gdzies przed siebie. On ją podtrzymywał, bo dziewczyna nie miala siły iść. Mówił jej wciąż- wyjedziemy, uciekniemy stąd....
Zapach świeżego chleba wabił do piekarni. Ludzie biegnąc do pracy, szkoly wstępowali tu chętnie.
Rozmowy prowadzili jedynie starsi ludzie, oni się nie śpieszyli. Na przystanku kikoro mlodych w milczeniu czekalo na autobus, każdy wpatrzony w swój smartfon...
Dron wznosił się coraz wyżej. Miasteczko niknęło w gęstwinie lasu, pól, aż zostało hen...daleko.Daleko?

zdjęcie- galeria internetowa

-

sobota, 13 października 2018

Echo


Odkryję nowy świat, ruszę przed siebie
Jak te obłoki sunące po niebie

Muszę postanowić coś wreszcie
Odnowić i pokonać ocean strachu
Burze i grzyw fale.Pomruki
Słyszę..Ptaki wspierają mnie
Swym lotem. -Wyruszę! Kiedy?
Sam siebie pytam.-Kiedy?
Echo odpowiada..-Jak czas
Nadejdzie, jak czas pozwoli
Jak wreszcie coś mnie wyzwoli
Z tych pęt codzienności
Tak,kiedyś wyruszę, ale
Jeszcze nie dziś, nie teraz..
Kiedyś, kiedyś- głos odbija się
O skały i wraca do mnie.
A ja jak skamieniały
Wracam do siebie..

piątek, 12 października 2018

Jesiennie

Dzień mknie, liście szeleszczą 
Pod stopami, mami kolorami
Październik. Ochry i błękit
Kwiaty jak w środku lata
Pozują do fleszów słońca.
Jakas inna, gorąca ta jesień
Co znowu nam przyniesie?
Co zwiastuje? Dobre prognozy?
Czy jakiś sygnał niedobry?

Anomalia w naturze i w nas
Jakieś przemiany...Czy dobre?
Czy znów kolejne podziały? 
Sorty, warownie u sąsiada
Czy wreszcie Polak z Polakiem
Nareszcie się  dogada? 
zdjęcie- własne

poniedziałek, 8 października 2018

Gdyby....

Z moich szuflad. Gdyby...
Gdyby Jezus przyszedł teraz , pewnie nikt nie zróciłby na Niego uwagi. Nikt by Go nie rozpoznal. Jakas jedna wariatka, o której wszyscy mówią -nawiedzona Madzia. Spałby w jakimś  schronisku dla ubogich, chodził po dzielnicach biedoty.Nie miałby ornatów, wyszytych złotym  haftem. Może wdałby się w dyskusję z którymś z biskupów. I znów okrzyknęliby Go kłamcą, oburzeni wierni wyrzuciliby za drzwi  przybłędę.A On znów uparcie głosiłby swoje Słowo, łaziliby za nim jacyś maniacy, zasłuchani w to, co im opowiada. Denerwowałby patriarchów, bo znów  cuda i jakieś tłumy coraz większe. Myśleliby znów, co z tym dziwakiem zrobić.
Okrzyknęliby Go bluźniercą albo.... Żydem . Grupa młodych z krzyżami na koszulach dopadłaby Go w parku, stłukła kijami do baesbolla. Oddając ostatnie tchnienie, wybaczyłby im...Oni widząc krzyż, cierniową koronę uciekaliby w popłochu, jeden oszalałby. Z rozpaczy, co zrobił, może też powiesiłby się. Za dnia kumple Mesjasza szukaliby na próżno Jego ciala. Pokazałby się im po paru dniach. Rany byłyby znów  świeże i ociekające krwią. I ujrzeliby jasność , a Jezus odszedłby hen,  obiecując kolejny powrót, wierząc wciąż , że na tym padole da się ludzi w aniołów przerobić.
2018 r.
Zdjęcie- interia.pl

piątek, 5 października 2018

Bez tytułu

Z mych szuflad
***
Budzę się ,otwieram oczy
Wstaję, stawiam kroki
Pokonuję pierwsze bariery
Upadam, wstaję i znów
Idę po krętych i prostych
Drogach, mijam ludzi
Padam komuś w ramiona
I macham na pożegnanie
Jest zabawa i śmiech
Jest i smutek, i konanie
Muzyka, ale i taniec śmierci
Kolejne  kartki z kalendarza
Wiatr rozwiewa je jak liście
Bo już coraz bliżej  jesień.

2018
zdjęcie- własne

wtorek, 25 września 2018

***



Twarz jak maska
Spogląda w okno.
Widzi tylko obłoki
Wiatr targa nimi
 Po niebie
-Oto ja,cała ja!
Teraz tylko jednym
Oczekiwaniem
Na Ciebie.

2018r.
Zdjęcie D. Dolron

środa, 19 września 2018

Porzuć marzenia!

Zaszyć się w jakimś zakątku
Z dala od ludzi, hałasu
Albo  zacząć znów
Od  początku
Powtórzyć klasę jak pisał
Już ktoś rzewnie...
Rozum dyktuje- to niemożliwe
Fantasmagorie, rojenia
Jak dziewczęcia marzenia.

Włóż między bajki!
Celebruj wspomnienia,
Ludzi  nie ma i miejsc...
Oglądaj swe fotografie
Pamięci, utrwalone
W twoim powidoku.

Pozostanie z tobą
To, co już utracone.
Bezpowrotnie.

                                                                moje zdjęcie



środa, 12 września 2018

Jubiler czasu


Światło i mrok
Dzień i noc
Wschody i zachody

Brzaski i półmroki
Zaklinam je w ciszy.

Promienie słońca 
Szlifuję jak kamienie
Nie pogardzę bladym 
Blaskiem księżyca 
Błyskotką gwiazd.

Kamienie-wspomnienia
Dawnych chwil, ulotnych
Zastygną u jubilera czasu
Nie skruszeją, utrwalone 
Pełne mocy, zabłyszczą
Jeszcze na pewno 
Jak królewskie klejnoty.

tapety.pl

wtorek, 4 września 2018

Dobre życie


Wiódł zwyczajne życie. Tak mu się zdawało. Rodzice już dawno pomarli. Z bratem nie utrzymywał kontaktów. Ktoś mu ostatnio przy barze napomknął,ze widział Edgara w Marsylii, jakaś kobieta zapewniała ,że  na pewno wyjechał do Kanady. A niewiele go to obchodziło.
Mieszkał w małym mieszkaniu, okno wychodziło na ślepą ścianę, ale czynsz był niski. Z emerytury jakoś się utrzymywał. Oszczędzał na lekarzach. Sąsiadka gderała nieraz, że ten jego kaszel to nic  dobrego. Wieczorem wracał  zawiany do swej mansardy, padał na łóżko. Rano karmił gołębie, potem szedł na dół, pił kawę w bistro. Patrzył na ulicę, ktoś się przysiadł, czasem jakiś stary znajomy. Czy żałował czegoś? Może jedynie tamtych oczu dobrych, które tak ufnie w niego patrzyły, tamtych dłoni ciepłych, gdy gładziły mu włosy...Już sam teraz nie pamiętał, dlaczego ją zostawił. Był na wojnie, potem na statku. Miał tylko  jej zdjęcie.  Nosił je zawsze przy sobie. Jej oczy na fotografii też już zszarzały i wyblakły. Wyszła za mąż, długo czekała na niego. Potem już nikogo nie szukał, tylko jakieś  przygodne znajomości.
Wieczór był chłodny, jesień się panoszyła...Czas do domu, gdzie nikt nie czeka.
2018
                                                     zdjęcie- galeria internetowa

środa, 29 sierpnia 2018

Ludzkość


Wódz rzuca kamieniem
I reszta stada wespół...
Tańczy nad ofiarami
Które martwo patrzą w niebo

Rozpala ogień, oswaja psa
Maluje obrazy na skale
Wznosi budowle
Toczy wojny
Modli się do bogów
Wznosi świątynie
Zachwyca się sobą
Przyrodą, słońcem
I wyrywa złote zęby
Z kruszców bije monety
Mijają lata, wieki
Czas.Dzieje spisane
Znów ktoś rzuca kamieniem
Oswaja psa
Maluje obrazy...


poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Śmierć Karuska

Jadna z moich ukochanych książek...Ten fragment "Anielki"B. Prusa zawsze powoduje , ze łzy same się cisną do oczu.
Poprzedza go seria wydarzeń- opuszczenie domu przez ojca dziewczynki, pożar dworu, Karusek szuka swej pani  która wyjachala z matką i bratem na pobliski folwark.
(..)Był już o dwie mile od domu ciągle kołując i szukając śladów. Wsie omijał, widok człowieka napełniał go obawą. Pił wodę z kałuż i ledwie w trzeciej dobie udało mu się znaleźć w polu zdechłą, już psującą się wronę, którą mimo odrazy w oka mgnieniu rozszarpał.
(...)Czwartego dnia ujrzał w polu jakiegoś człowieka, który usiłował mu zajść drogę.Zląkł się go bardzo i pragnął go czym prędzej ominąć. Podwoił nawet kroku, i gdy sądził, że już niebezpieczeństwo przeszło, usłyszał za sobą dwa wystrzały i uczuł jakieś szarpnięcie. Lewa noga tylna zdrętwiała mu tak, że się na niej oprzeć nie mógł. Wlókł ją więc za sobą uciekając na trzech innych.
W końcu już mu sił zaczęło braknąć. Wtedy kładł się w bruzdach i wypoczywał. Na jednej z podobnych stacji zobaczył, że ścierpnięta noga jest mocno skrwawiona i że ją muchy obsiadły. Odegnał muchy, oblizał krew i powlókł się dalej
W godzinę później (było już samo południe) ujrzał daleko wśród pól kilka budynków. Skwar go bardzo męczył. Dokoła nie było lasu, tylko bagna. Umyślił podkraść się i ugasiwszy pragnienie odpocząć przy budowlachAle ponieważ bał się pójść wprost, więc zaczął kołować i — zbił się z drogi. Nie mógł już zmiarkować, skąd wyszedł, w którą stronę szedł… węch go prawie opuścił, a z nim siły. Co kilkanaście kroków potykał się i upadał.Wtedy czując, że dzieje się z nim coś niezwykłego, ostatkiem tchu zawył patrząc w stronę budynków.
Obok jednego z nich ukazała się jakaś postać, której pies z powodu odległości poznać nie mógł. Zdjęty trwogą, chciał uciekać, ale przewrócił się. Zamroczyło go, tchu nie miał, ale obawa przemogła. Zerwał się jeszcze raz, podniósł głowę i zobaczył nad sobą — Anielkę.
— Karruś! Karusek!… piesiuniu mój! — zawołała dziewczynka klękając nad nim i usiłując go podnieść.
Na głos ten pies zapomniał o wszystkim. Nieskończona wędrówka wydała mu się krótką, nieopisane trudy, ból, głód i pragnienie znikły. Przebaczył tym, którzy go bili, gonili, a nawet temu, który go postrzelił. Słońce go już nie piekło, zeschły język nie bolał.
Widział sukienkę i — patrzył w oczy swojej pani; drobne jej rączki dotykały jego głowy gorącej. Czuł pieszczoty i słyszał imię swoje wymawiane przez nią.Był zupełnie zadowolony i na znak tego chciał wesoło zaszczekać, ale tylko żałośnie zaskomlił. Pragnął przeprosić ją za samowolną ucieczkę z domu, więc wyciągnął się pokornie jak psy warujące i oparł pysk na jej kolanach.
Ach! jak mu było dobrze...Uczuł senność. Nic dziwnego: przez tyle dni nie spał; podniósł więc oczy na twarz swojej przyjaciółki i delikatnie otulony przez nią — zasnął. Oddychał lekko, ale już coraz rzadziej, serce uderzało w nim coraz wolniej, z jakimś szczególnym dźwiękiem niby pękniętej struny. Wreszcie — umilkło(...)

sobota, 25 sierpnia 2018

Dalekie więzi

Z szuflad . Dalekie więzi
Są więzi, ale nie ma bliskości
Są serca, ale nie ma miłości
Są słowa pełne miodu i czaru
Ale bez prawdy, ale bez żaru.

Konwencjonalne uśmiechy
Ustalone reguły, formuły
Aż pęka coś, jad się wylewa
W radiu ktoś znów  śpiewa.

O miłości, tęsknocie, śnie
A na co dzień,  gdzieś na dnie
Tłumimy zapiekły żal i gniew
Rozlega się  radosny śpiew.

Bliscy na wyciągnięcie rąk
I jednocześnie wciąż dalecy
Tacy sprawni i tak kalecy...

2018
Zdjęcie- galeria Artgalery

niedziela, 19 sierpnia 2018

Jesień



Spacerował codziennie alejkami parku.  Z okien kamienicy widział drzewa, podziwiał kolory wiosny, wybuchające latem , a potem jesienią – cudowne rudości . Zima pokrywała wszystko bielą, a czasem stały tylko same gołe konary. Ciemne  chmury pędził zimny wiatr.
Szedł w płaszczu i kapeluszu ,  pod nogami szeleściły spadające liście. Ktoś minął go mówiąc – dzień dobry, skinął głową, nie widząc , kto zacz. Na ławkach nikt nie siadał. Pusto i głucho.  Nadeszła słotna i szara jesień, złota już minęła.
 A latem jaki tu był gwar, alejkami biegały dzieci, spacerowały mamy z wózkami, na placu zabaw tętniło życie.  Siadywał wówczas nieopodal, czytał gazetę, podchodził nieraz jakiś malec i prowadził dyskusję z dziadkiem, bo wszyscy tak go tu nazywali. Nieraz jakaś mama poprosiła , by popilnował przez chwilę wózka ze śpiącym bobasem. Minęły wakacje, dzieci poszły do szkoły. W parku zamierało życie, ptaki odleciały, ćwierkały wróble niezastąpione, wrony siedziały wysoko na drzewach.
Podniósł z ziemi kolorowy liść klonu. Obracał go chwilę w palcach. Trasa kończyła się , trzeba było wracać do domu, już czas..

zdjęcie- www.photgraphize

środa, 15 sierpnia 2018

Perseidy

Co roku w okolicach 10 sierpnia wszyscy mówią o spadających gwiazdach. Od tysięcy lat.Perseidy, nazwa piękna , wzięta od konstelacji Perseusz- tak zwał się jeden z synów Zeus.Mąż Andromedy. Heros, który zabił Meduzę. Stoję w ciepłą  widną noc..Czuję się tak maleńka pod tym ogromnym baldachiemem z gwiazd. Co  jakiś czas niebo przecina lecący meteor, spada gdzieś daleko.Zamykam oczy i snuję marzenia. Ogrom marzeń, by ludzie się kochali, szanowali, by nad naszym krajem czuwały dobre duchy. Omijały nas zawieruchy. Niech te spadające gwiazdy przyniosą same wspaniałe wydarzenia, będą wróżbą zmian na lepsze.
 Czasem dla zmylenia  błyśnie światło samolotu. A potem kolejna gwiazdka łącząca niebo z ziemią. Leć gwiazeczko, po cichu powiem jeszcze jedno życzenie..Tylko ja je znam.
Perseidy , nazywane też Łzami św. Wawrzyńca.
                                                      zdjęcie- tapety.pl

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Metamorfoza chwilowa

Z szuflad. Metamorfoza chwilowa

Zrzucam szarą sukienkę
Codzienności. Owijam się
W barwną tkaninę, kolory
Jak mienią się  wokoło
Metamorfozy cud!

Śmiech słyszę bez drwiny
Lekko mi, jaki spokój...
Podaje mi ktoś dłoń
I ja uśmiecham się doń
Bez ironii,  politowania
Jeden drugiemu się kłania
Niczego nie zabrania.

Jakaś mgła opada...
Suknia ma szara znów
Twarze złe obok też.

A tamto- tylko miraże
Ulotne chwile- na chwilę.
2018 r.

Galeria tapet

środa, 8 sierpnia 2018

Naprawa

Naprawa
Jaka jestem odmieniona
Wstaję rześka, sprawna,
Pełna wiary, pokrzepiona
Dobrym snem i dobrym
Słowem. I niczego się nie boję
Zrzucam ciężar przkrych słów
I wspomnień. Nie ma w planach
Nic nieudanego, nic złego nie ma
Prawa się zdarzyć. Uśmiech
Innych, zaufanie, szanowanie
Jeden drugiemu chętnie pomaga
Nie ma zawiści, zazdrości, złości
Jakże mi lekko, jak  swobodnie
Słowa płyną spokojnie, łagodnie
Nie ma kłótni, podziałów, gniewu
.........................................................
-Naprawa? - hm, to trudna sprawa.

Pożegnanie Kory

Zjawiskowa, w przaśnych latach 80 niebywała muzyka, ona jak kolorowy , wolny ptak. Ile dawala radości, jak mądre są Jej teksty. Żegnaj , Koro. Zostaną z nami Twoje wspaniałe utwory. Dziś na Powązkach żegnali Ją bliscy, artyści, fani...Wierna własnym ideałom do końca [*]
Anioł

"Mam tylko jedno skrzydło 
To prawie tak jak anioł 
A Ty masz skrzydło drugie 
Rośnie u Twoich ramion 

Gdy staniesz przy mnie blisko 
I mocno mnie przytulisz 
Bez trudu popłyniemy 
Prosto w wysokie chmury 

Szczęśliwe chwile to motyle 
Miłość wieczna tęsknota 

Zatrzymamy się w locie 
Nad szczytem i urwiskiem 
I będziemy nad Ziemią 
Nieziemskim zjawiskiem 

To będzie nasza pierwsza 
Komunia bez końca 
Przytul mnie tylko mocno 
Lecimy do słońca 

Szczęśliwe chwile to motyle 
Miłość wieczna tęsknota"

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Sierpniowe niebo



Wchodzi cicho niebo przez okno

Jak złodziej się powoli wkrada

I różową  poświatę odkłada

Bezwstydnie obnaża się z chmur

Czeka na księżyc , a ten ospale

Sierpem zamigoce chyba nad ranem

Zamiesza mi w głowie jawę ze snem

Szepce- zachłyśnij się! Bo z dniem

Odejdę, to ostatnie chwile lata

Upalnego. Korzystaj, chwytaj!

I przechowaj na zimową porę.

2018
zdjęcie - galeria internetowa

wtorek, 31 lipca 2018

Codzienność

Siedział nad gazetą, wertował ją codziennie każdego popołudnia. Wracał wyczerpany   po pracy. Muskał żonę w policzek. Ona podawała obiad. Jedli w milczeniu. Uciszał dzieci, by nie krzyczały, bo jest zmęczony. Szły do swego pokoju. Początkowo okazywał zainteresowanie ich zabawami, pomagał,  gdy chorowały. Zawoził na szczepienia i kontrole. Odwiedzali jej rodziców. Dzieci ubóstwiały babcię.
Z czasem zaczęły się natarczywe pytania syna, niby proste, ale brakowało ojcu konceptu na logiczną odpowiedź. Zazwyczaj zwracał się wówczas do żony, by zabrała  syna lub kazał, by chłopiec  sam wymyślił zabawę dla siebie i siostry. Cykał zegar, dzieci gaworzyły obok w pokoju. Ona słuchała radia. Potem wyszła do siebie , chwilę rozmawiała z matką. Szykowała dzieciom deser z owoców.  On cały czas czytał lub drzemał w swoim  fotelu. Czasem czymś podekscytowany komentował głośno. Zwracał się do niej z uwagami o jakichś politykach , ale ją to nie  interesowało. Wydawała z siebie jakieś utarte zdania, monosylaby...
Stała nad zlewem, patrzyła w okno i przypominała sobie , jak wieczorami spacerowali po plaży,  nie był zmęczony, zawsze zabierał ją na przejażdżkę, gdy wracał z pracy. Teraz nawet w  weekendy trzeba bylo go wyciągać na popołudniową wycieczkę. Z kranu kapały krople, liście azalii drżały, zasłoniła firankę.
Drgnęła czując, jak kładzie na jej szyi rękę, muska wargami jej włosy. Ona błogo przymyka oczy.
Po chwili słyszy:
- Co zjemy na kolację?

   
                                       Obraz- Edward Hooper, Room in New York